Michał Lermontow (1

Żagiel

Samotny żagiel w niebios toni

Bieleje na błękicie fal.

Skąd płynie? Dokąd? Za czym goni?

Ku jakim brzegom biegnie w dal?

Wrą fale, wicher oszalały

Ze skrzypem czoło masztu gnie...

I nie od szczęścia żagiel biały

Ucieka, nie ku szczęściu mknie!

Swietlisty pod nim szlak się pali,

Słoneczny z niebios pada pył;

On burzy wzywa z mglistej dali,

Jak gdyby w burzach spokój był.

(Перевод )

Miesięcznik Dobre rady, №9, 2004

Porcje szczęścia

Oczywiście stres jest nieodłącznym składnikiem naszego życia. Pobudza do działania, mobilizuje do przezwyciężania życiowych przeciwności, jest naturalną reakcją na codzienne wyzwania - tak pozytywne, jak i negatywne.

Stresuje zarówno utrata pracy, jak i pierwszy dzień w nowej, ślub i rozwód. I nie sam stres jest dla nas niebezpieczny, ale nieumiejętność radzenia sobie z nim. Kumulowany i nieustanny osłabia odporność organizmu, prowadzi do zaburzeń cyklu menstruacyjnego i narządów wewnętrznych. Sprawia, że w organizmie wzrasta poziom adrenaliny, przyspieszona jest akcja serca, podnosi się ciśnienie krwi i poziom cukru. Przyczynia się do powstawania nadciśnienia, chorób serca, nerwic. Co gorsze, schorzenia te dotykają coraz liczniejszą rzeszę coraz młodszych osób. Okazuje się, że absencja w pracy na skutek schorzeń mających związek ze stresem rośnie niemal lawinowo. Brak zadowolenia z życia i ciągłe napięcie nerwowe stają się zatem coraz poważniejszym problemem.

Psychologowie uważają, że tak jak określonej ilości pokarmu, codziennie powinniśmy dostarczać naszemu organizmowi odpowiedniej porcji pozytywnych emocji. Od wieków wiadomo, że dzieci wychowywane w przyjaznej i radosnej atmosferze są szczęśliwsze i lepiej się rozwijają. Ale nie tylko nasze pociechy potrzebują radości i zadowolenia. Tak samo niezbędne są one w każdym wieku - ludziom młodym i tym w jesieni życia. Zdaniem psychologów ilość pozyskiwanego codziennie szczęścia powinna być jednakowa przez całe życie.

Miesięcznik Sprawy Wschodnie №4, 2007

Prof. Dariusz Rosati w wywiadzie „Trzeba patrzeć do przodu”

Z prof. Dariuszem Rosatim, b. ministrem spraw zagranicznych, obecnie eurodeputowanym SdPl, rozmawia Krzysztof Lubczyńskii

- Panie Profesorze, stosunki polsko-rosyjskie są niedobre, tak w płaszczyźnie politycznej jak i gospodarczej. Czy mogłyby być lepsze?

- Teoretycznie tak, ale w praktyce pewnie zabrakło i dobrej woli i świadomości, że trzeba przełamywać stereotypy i historyczne uprzedzenia. Stosunki polsko-rosyjskie są trudne, ponieważ ciąży na nich trudna przeszłość, i z obu stron potrzebna jest dobra wola i umiejętność przezwyciężania tej przeszłości, poprzez uznanie prawdy historycznej, a następnie pojednanie. To tak mniej więcej jak w relacjach z Niemcami, z którymi ten proces pojednania zasadniczo się dokonał. Z Rosją stoimy nadal na początku drogi. …

-Nie można przejść nad historią, mimo całego jej dramatyzmu, do porządku dziennego? Zostawić ją historykom i rozwijać współpracę ekonomiczną?

- Słychać czasem takie głosy, ale okazuje się, że się tak nie da. Nie da się tego przeskoczyć. Nawet w interesy gospodarcze wkracza historia i polityka. W Polsce …jest pamięć zaborów, wojny 1920 roku, paktu Ribbentrop-Mołotow, Katynia, wieloletniej dominacji radzieckiej w Polsce. Ze strony Rosji brakuje jednoznacznej deklaracji potępiającej stalinizm, pojawiają się oficjalne deklaracje gloryfikujące Związek Radziecki i jego politykę, a to w Polsce musi budzić obawy.

- Skoro jednak minęło już wiele dziesięcioleci, to czy nie należało by tych kwestii oddzielić od bieżącej polityki, a zwłaszcza kwestii gospodarczych?

- Bardzo trudno jest przejść nad tymi kwestiami do porządku dziennego. Przez 45 lat władze PRL próbowały to uczynić, ale ta polityka dawała skutki odwrotne od zamierzonych, a w końcu całkiem legła w gruzach. Z drugiej strony, my dziś nie powinniśmy domagać się daleko idących zadośćuczynień ze strony Rosji. Chodzi bardziej o symboliczne zadośćuczynienie, o nazwanie pewnych rzeczy po imieniu. Niemcy przeprosili za zbrodnie drugiej wojny światowej. Ze strony Rosji nie doczekaliśmy się analogicznych przeprosin za inwazję we wrześniu 1939 roku. Dziwię się Rosji, że tak ciężko przychodzi jej rozliczyć się z przeszłością. Być może dlatego, że w czasach Stalina ZSRR był jedną z dwóch wielkich potęg świata, co dla wielu Rosjan jest nadal powodem do dumy. Ale przecież nam nie chodzi o upokarzanie Rosjan. Polityka powinna być przede wszystkim patrzeniem do przodu, ale musi być oparta na prawdzie historycznej.

- Tylko czy tego doczekamy, zwłaszcza w dającej się przewidzieć przyszłości?

- Nie mam pewności i nie jestem zbyt wielkim optymistą. Może w perspektywie 10-20 lat nasze narody przełamią wzajemne obawy i uprzedzenia, ale obawiam się, że nie wcześniej…

- Co w takim razie można robić doraźnie, już teraz?

- Myślę, że trzeba poszerzać, wzbogacać kontakty na poziomie jednostek, społeczności lokalnych, stowarzyszeń, na poziomie kontaktów młodzieżowych, biznesowych, itd., tworzyć taką sieć związków, które zbliżają ludzi. Praca u podstaw. To jest bardzo ważne. Może spróbujmy odbudować nasze wzajemne fascynacje ły takie czasy, kiedy kultura polska, zwłaszcza film, była dla wielu Rosjan rodzajem okna na zachodnią Europę. Było ogromne zaciekawienie polską kulturą. Tego nie da się odtworzyć w pełni w tamtym kształcie, bo warunki się zmieniły, ale częściowo można to odbudować. Natomiast nie ma się co śpieszyć ze spotkaniem prezydentów Polski i Rosji, bo nie trzeba działać na siłę. Nie ma materii na takie spotkanie, zbyt wiele jest różnic. Trzeba spróbować wyodrębnić kilka sfer, 3-4 dziedziny i starać się w ich ramach działać. Trzeba też angażować naszych partnerów europejskich, wyjaśniać nasze racje, zachęcać do wspólnego działania. A jak będzie, zobaczymy.

- Pożiwiom, uwidim - jak mówią Rosjanie? - Można tak powiedzieć.

- Dziękuję za rozmowę.

Miesięcznik Sprawy Wschodnie №1, 2008

27 marca w „Domu Przyjaźni” odbyło się kolejne spotkanie klubowe organizowane przez Zarząd Krajowy Stowarzyszenia Współpracy Polska-Wschód, Klub Polskiej Racji Stanu, Klub Przyjaciół „Kontakt” i Klub Absolwentów Uczelni Zagranicznych. Gościem tego spotkania był Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Federacji Rosyjskiej Jego Ekscelencja Władimir Grynin, który przedstawił informację nt. „Aktualne stosunki Rosyjsko – Polskie po wizycie Premiera Rzeczypospolitej Polskiej Donalda Tuska w Moskwie". Spotkanie cieszyło się bardzo dużym zainteresowaniem co potwierdziła dyskusja i wypowiedzi uczestników. Pytania i wypowiedzi dotyczyły m. in. możliwości poprawy stosunków pomiędzy RP i FR, współpracy gospodarczej, tarczy antyrakietowej, współpracy naukowo-technicznej i kulturalnej, uznawalności dyplomów wyższych uczelni, problemów wizowych, zniesienia embarga i bieżących problemów współpracy. Ponad 2,5 godzinne spotkanie zakończyły bezpośrednie rozmowy Pana Ambasadora z „klubowiczami”. Spotkanie prowadził Prezes ZK SWP-W Stefan Nawrot. 

Sławomir Mrożek

MONOLOG

Panno Stasiu, jeszcze dwie głębsze. Szkodzi? Mnie też szkodzi. Proszę cię.

Lato minęło. Ostatnie kukułki przestają kukać. Mam do ciebie prośbę... Czy mógłbyś być tak uprzejmy i zakukać parę razy? Bądź dobrym kolegą. Nie kukasz? też nie kukam.

Tak, bracie. Mickiewicza znowu stawiają na nogi. I co? zapytuję. A bo ja wiem, co... Właściwie to nie mam nic przeciwko niemu. Człowiek jak i inni. Zapalisz? Nie palisz? Ja też nie palę.

Właściwie zima ma swoje dobre strony. Hajda, trojka, snieg puszistyj!... Siedzisz i pędzisz przez pola. Mijasz sioła. Ale mimo to... Mówisz coś? Ja też nic nie

mówię.

A jednak przyroda jest najważniejsza. Postawisz sobie pelargonię, patrzysz... A potem kierownik biura obcina ci premię albo tramwaj obcina ci nogę. A pelargonia trwa. Nasze zdrowie. Nie jesteś zdrowy? Ja też nie.

Kiedy byłem mały, nie lubiłem orkiestry symfonicznej. Śmieszyło mnie to. Czy pamiętasz Si, si, si to włóczęgi serenada? Wtedy miała być wojna z Litwą czy coś takiego. Sanacja. Wszystko minęło szczęśliwie. Hej, kolego, więcej życia! Kochałem lekką piosenkę.

Teraz są te spływy Wisłą. Spływy Wisłą to nie taka prosta rzecz. Wisła to królowa naszych rzek. Dwadzieścia metrów w najwęższym miejscu. I woda. Wszędzie woda. Dużo wody. W środku Wanda.

Panno Stasiu, prosimy o dwie takie same.

Historia nasza obfituje w szczegóły. Taki Grunwald. Człowiek wiedział, na co go stać. Ja osobiście wolę porzeczki. Mniej zachodu. Tylko za dużo jeść nie można, bo mdli. Najważniejsze, żebyśmy wszyscy zdrowi byli. A ja jestem roztargniony. Kiedyś wszedłem do toalety i rozpiąłem kołnierzyk. Trzeba umieć żyć.

Weźmy te głębiny morskie. Pływają tam meduzy, węgorze, płaszczki. I chciałyby się czegoś napić. Rozglądają się, a tu nie ma dosłownie nic do picia. W sytuacji o ileż lepszej my się znajdujemy. Nie pijesz? Ja też nie piję.

Zakąś serkiem. To piękny serek, piękny jak Capri albo Luwr. Nie lubisz Luwru? Ja też nie. Czuję do niego odruchową niechęć

Toteż trzymam się z daleka. Kto wie, czy nie widzimy się po raz ostatni. Przeniosę się do Wieliczki. W Wieliczce jest najciekawsza w Europie kopalnia soli. Trzeba się czegoś trzymać. Wieczorami będę patrzył na łunę świateł nad Krakowem. Tam czuwają pomyślę sobie.

Konno nie umiem jeździć. Świetnie jeżdżę tramwajem. Ale raz też miałem wypadek. Głupstwo, nie warto wspominać. Ktoś mnie zapytał: "O co panu właściwie chodzi?". I nie umiałem odpowiedzieć.

Panno Stasiu, dwie.

Ja nie z soli ani z roli... Zęby mnie bolą.

Sztuka a życie. Można by dużo mówić. Na przykład taki jamnik. „Siedzi jamnik na drzewie i ludziom się dziwuje, czemu żaden z nich nie wie, gdzie się szczęście znajduje". To z Asnyka. I tak było.

Panno Stasiu, jeszcze raz. Znałem jednego reżysera. Zdolny był. Czy uwierzysz, że ja mam już reumatyzm? To od wody. Żywioły mogą nam zrobić wiele złego, jeśli chcą.

Bardzo lubię zalesiać. Każde święto lasu jest moim świętem. Las to zdrowie i mleko.

Panno Stasiu jak wyżej.

Ja, bracie, nigdy nie cierpiałem. Owszem, czasem trafi się jakiś szakal. Takiemu nie podaję ręki. W gruncie rzeczy możemy się cieszyć, o ile mamy z czego. Łysiejesz? Ja też łysieję.

Wsio praszło poriedieł moj wołos. Koń izdoch, opustieł nasz dwor... To z Jesienina. W tym coś jest, jak powiedział ktoś, wskazując na trumnę, w której leżał ego ojciec.

Panno Stasiu...

Maria Zientarowa

Dzień w windzie

– Co robisz w Dzień Kobiet? – spytała Helka. W windzie było nawet cieplo i przyjemnie. Stałyśmy w niej od piętnastu ło już po normalnym rabanie. Po waleniu pięściami w drzwi, po przywołaniu dozorczyni przez dwóch niechętnych uczniów klasy siódmej z czwartego piętra. Po przyrzeczeniu wspomnianej dozorczyni, że uczyni wszystko i żebyśmy się nie denerwowały.

Chciałabym połeżeć w łóżku – odpowiedziałam. W windzie, jako
że mieszkamy w starym domu, było lustro, nawet wcale niezłe. Zdecydowałam zmienić fryzjera.

Ja też – ucieszyła się Helka. – Męczą mnie od szeregu tygodni
w domu, żebym powiedziała, co mają mi zafundować na Dzień Kobiet.
Jeden dzień w łóżku bez grypy. Znakomita myśl.

Helka zdjęła wielką futrzaną czapę i zaczęła rozczesywać posklejane, spocone włosy. Przyglądała się sobie krytycznie w lustrze.

– Te czapy – stwierdziła – to ruina dla uczesania. I gorąco. Po co
człowiek to nosi w taką łagodną zimę.

Rozłożyłyśmy kilka pism literackich na podłodze i usiadłyśmy wygodnie.

– Byle już nie patrzeć do tego lustra – westchnęła Helka. – Gdyby
tylko jeszcze dali kawy.

Omówiłyśmy mnóstwo spraw. Zdecydowałyśmy zmienić całkowicie fryzury. Stwierdziłyśmy, że jedna wspólna znajoma jest idiotką. Helka opowiedziała mi dokładnie, jakie jej mąż ma ostatnio przykrości w biurze. Potem chciała wiedzieć, jakie mam ostatnio przykrości w domu. Jako że nie mamy chwilowo żadnych, wymyśliłam szereg szalenie interesujących.

Miałam w siatce wcale niezłe jabłka. Zjadłyśmy je.

Na klatce schodowej był spokój. Oparłyśmy głowy o ścianę windy i stosowałyśmy relaks. Helka dała mi świetny przepis na surówkę z selera. Omówiłyśmy kilka ostatnich filmów i sztuk teatralnych. Minął kwadrans i drugi. Zaczął się jakiś ruch na schodach. Jacyś faceci włazili i złazili. Stukali. Nawoływali się.

Wpadłyśmy w panikę, że już. Zerwałyśmy się szybko na nogi. Zapięłyśmy spódnice w talii, uczesałyśmy się, nałożyłyśmy czapy. Pozbierałyśmy różne rzeczy do toreb i siatek. Zdążyłyśmy w samą porę. Winda ruszyła, trzęsąc się gwałtownie i po chwili byłyśmy już na dole.

Okazało się, że stałyśmy tak prawie dwie łyśmy odpoczęte i z trudem ukrywałyśmy dobre humory.

W domu wszyscy czekali z obiadem, mieli pretensje, że nie zadzwoniłam, że się spóźnię. Jeden syn narzekał na ból głowy, drugi żądał pięćdziesięciu złotych na przybory do robót ręcznych, córka w ogóle kaprysiła. Na stole leżał bardzo duży rachunek za gaz i elektryczność, bo oczywiście nikt nie gasi za sobą światłą.

Po godzinie zadzwoniła Helka.

– Wiesz co – powiedziała – co do tego Dnia Kobiet, to zmieniłam zdanie. Dzień w łóżku bez grypy zamieniam na dzień awarii w windzie.

1 Здесь и далее — окончания творительного падежа.

[2] Отвердевшими называются согласные с, dz, cz, dż, sz, ż, rz, которые в современном польском языке звучат твердо, но возникли из мягких согласных и ве дут себя всегда как мягкие согласные.

[3] Материал этой части расположен в последовательности, приближенной к “Учебнику польского языка” и .

Из за большого объема этот материал размещен на нескольких страницах:
1 2 3 4 5 6 7 8 9 10