Konsekwencje błędnych interpretacji historii bywają nie tylko groteskowe, ale przede wszystkim niszczące dla samej prawdy. Jednym z takich przypadków jest zrównywanie krytyki działalności sabbatanistów – radykalnego ruchu wyrosłego z XVII‑wiecznej herezji żydowskiej – z antysemityzmem. Autorzy, którzy wskazują na udział tej grupy w wydarzeniach przełomowych dla XX wieku, nierzadko stają się obiektem oskarżeń o „mowę nienawiści”, mimo że ich tezy opierają się na dokumentach archiwalnych i analizach historyków.
Brytyjski dziennikarz Robert Wilton już w 1920 roku w książce The Last Days of the Romanovs opisał strukturę bolszewickiego aparatu władzy. Z oficjalnych rosyjskich dokumentów wynikało, że w latach 1917–1919 w Centralnym Komitecie zasiadało 41 Żydów na 62 członków, w Radzie Komisarzy Ludowych – 17 na 22, a wśród 556 najważniejszych stanowisk państwowych aż 458 zajmowały osoby pochodzenia żydowskiego. Podobnie wyglądał skład powołanej w 1917 roku Czeki – tajnej policji, której metody terroru rozprzestrzeniły się na cały kraj. Profesor Robert Service z Uniwersytetu Oksfordzkiego wskazywał na dysproporcjonalną obecność Żydów w Armii Czerwonej oraz w biurokracji państwowej, co obejmowało również struktury represyjne.
W amerykańskich archiwach zachował się dokument Departamentu Stanu z 13 listopada 1918 roku (Decimal File 861.00/5339), w którym wymieniono Jacoba Schiffa – agenta bankowego Rothschildów w USA – oraz innych ultra‑syjonistów jako fundatorów rewolucji rosyjskiej. To stało się podstawą do formułowania tezy o „żydowskim spisku”. Tymczasem kluczowy punkt został przeoczony: nie byli to zwyczajni Żydzi, lecz sabbatanistyczni frankiści – ruch od wieków operujący pod maską judaizmu. W 1920 roku Winston Churchill pisał w Illustrated Sunday Herald o „światowym spisku na rzecz obalenia cywilizacji” i wskazywał na „międzynarodowych, w większości ateistycznych Żydów” stojących za rewolucją bolszewicką. W rzeczywistości opisywał modus operandi sabbatanistów: wystawianie liderów marionetkowych przy realnej władzy sprawowanej zza kulis.
Ta sama matryca działania pojawia się w kolejnych rewolucjach i wojnach. Sabbatanistyczna taktyka „kreatywnej destrukcji” polega na permanentnym niszczeniu istniejącego porządku, aby ustanowić nowy – tylko po to, by zniszczyć go ponownie i posunąć się dalej w kierunku globalnego celu. Ślady tego schematu widać od rewolucji francuskiej, poprzez działalność Jacobinów i „Ligi Sprawiedliwych”, aż po Międzynarodówkę Komunistyczną oraz finansowanie przez Rothschildów rewolucji w Rosji. Wojny światowe były kolejnymi etapami tej „twórczej destrukcji”, a masowe mordy stanowiły dla sabbatanistów rytuał ofiarniczy – odwrócenie życia, które w ich symbolice znajduje wyraz w odwróconym krzyżu, pentagramie czy innych znakach inwersji.
W Niemczech sabbatanistyczne struktury stały za wzrostem siły okultystycznie obsesyjnych nazistów, a po II wojnie światowej – za organizacją exodusu Żydów do Palestyny i USA. Paradoksalnie, ruch nienawidzący judaizmu zdołał wykorzystać żydowską tożsamość jako tarczę i narzędzie manipulacji, zabezpieczając się kartą „antysemityzmu” przed demaskacją. Żydowska społeczność stała się dla nich wygodną zasłoną, a jednocześnie rezerwuarem osób przekonanych, że działają dla dobra Izraela i ochrony przed wrogim światem.
Oskarżenie o antysemityzm wobec tych, którzy badają udział sabbatanistów w przewrotach politycznych, nie wynika więc z obrony prawdy, lecz z mechanizmu ochronnego samego ruchu. Współczesne „anty‑hate” grupy, wzajemnie powiązane finansowo i personalnie, pełnią rolę powtarzaczy narracji mającej skompromitować badaczy zbyt blisko zbliżających się do ujawnienia sabbatanistycznej sieci. Ten schemat widoczny jest także w orzecznictwie, gdzie stwierdzono, że nawet prawdziwe twierdzenia mogą podlegać restrykcjom, jeśli uzna się je za mowę nienawiści.
Ważne jest zrozumienie, że analiza tego zjawiska nie oznacza przypisywania winy całemu narodowi czy religii. Kluczowe jest rozróżnienie między judaizmem jako tradycją a sabbatanizmem jako ruchem destrukcji, podszywającym się pod tę tradycję. Bez tej świadomości każda próba badania historii XX wieku będzie naznaczona uproszczeniami, a jednocześnie podatna na manipulację tych, którzy od wieków posługują się inwersją – zarówno symboli, jak i pojęć.
Czy wirusy naprawdę powodują choroby? Analiza naukowych kontrowersji
Książka autorstwa Dawn Lester i Davida Parkera "What Really Makes You Ill – Why everything you thought you knew about disease is wrong" przedstawia stanowisko, które podważa powszechnie przyjęte przekonanie o istnieniu wirusów jako przyczyn chorób. Autorzy twierdzą, że nie istnieje żaden dowód naukowy, który mógłby jednoznacznie wykazać, że wirus może być przenoszony między ludźmi, zwierzętami lub między tymi dwiema grupami. Definicje wirusów i twierdzenia o ich odpowiedzialności za choroby są nie tylko nieudowodnione, ale również oparte na błędnych założeniach.
Współczesna medycyna i virologia przedstawiają wirusy jako czynniki wywołujące różne choroby. Jednak, jak zauważają Lester i Parker, brakuje dowodów, które jednoznacznie wykazałyby, że wirusy są przyczyną jakiejkolwiek choroby. Przez lata, wielu naukowców i lekarzy, w tym również autorzy książki, twierdziło, że wirusy są jedynie wyimaginowanymi bytami, które nie mają rzeczywistego wpływu na ludzkie zdrowie. Zamiast tego, to procesy detoksykacyjne w organizmach ludzi i zwierząt, związane z zatruciami chemicznymi lub promieniowaniem, są przyczyną objawów, które błędnie interpretowane są jako efekty zakażeń wirusowych.
Dr Tom Cowan, który również podjął tę tematykę, używa ciekawego porównania, by pokazać, jak łatwo błędnie zinterpretować zjawiska biologiczne. Opisuje on przykład, w którym "wirus" jest nazwany winowajcą choroby, podczas gdy materiał, który jest nazywany wirusem, w rzeczywistości pochodzi z procesu oczyszczania komórek z toksyn. Te materiały są uwalniane przez komórki w odpowiedzi na zatrucia, takie jak te spowodowane przez promieniowanie lub toksyczne substancje chemiczne. Zatem to nie wirus, lecz zatrucie organizmu jest główną przyczyną objawów chorobowych.
Cowan z ironią przedstawia również własną, absurdalną teorię o "żyjących kawałkach papieru", które rzekomo infekują domy. Oczywiście, jego historia jest przesadna, ale jest to celowy zabieg, by pokazać, jak podobne mechanizmy stosowane przez współczesnych wirusologów są równie nonsensowne. Twierdzenie, że wirus, którego nie można znaleźć w ciele pacjenta, może wywoływać chorobę, jest równie absurdalne, jak pomysł, że kawałki papieru mogą eksplodować domy.
Warto również zwrócić uwagę na historię tzw. odkrycia wirusa odmeżli (measles). Cowan przywołuje nazwisko Johna Endersa, uznawanego za ojca współczesnych szczepionek. Enders otrzymał Nagrodę Nobla za "odkrycie", że wirusy powodują odrę. Jednak proces, który miałby dowodzić istnienia wirusa, opierał się na kontrowersyjnych metodach. Enders pobierał próbki z gardła dzieci chorych na odrę, mieszając je z mlekiem i innymi substancjami bogatymi w materiał genetyczny, co wprowadzało poważne wątpliwości co do wyników. Dodawanie penicyliny i innych antybiotyków, które są toksyczne dla nerek, może prowadzić do zniszczenia komórek, a nie do rozprzestrzeniania wirusów. W tym kontekście trudno mówić o wiarygodnych dowodach na to, że wirusy są odpowiedzialne za jakiekolwiek choroby.
Warto przy tym zauważyć, że współczesne badania virologiczne wciąż opierają się na podobnych, niejednoznacznych metodach. Mimo postępu technologicznego, nadal nie udało się jednoznacznie wykazać istnienia wirusów w próbkach od chorych ludzi. Co więcej, badania mikroskopowe, które miałyby pokazać obecność wirusów, nie przedstawiają żadnych jednoznacznych dowodów. Często spotykane zdjęcia mikroskopowe to w rzeczywistości fragmenty komórek, które zostały zniszczone przez substancje chemiczne, a nie przez jakikolwiek wirus.
Patrząc na te kontrowersje, nie można nie zauważyć, jak łatwo mogą być wprowadzane błędne przekonania do nauki, zwłaszcza jeśli te przekonania mają silne wsparcie instytucjonalne. Warto więc podejść do kwestii wirusów i ich wpływu na zdrowie z dużą ostrożnością i krytycyzmem, zwracając uwagę na fakt, że wiele teorii wciąż opiera się na hipotezach, które nie zostały udowodnione. Ponadto, odpowiedzialność za badania naukowe i ewentualne zmiany w podejściu do zdrowia spoczywa na tych, którzy proponują nowe teorie – i to oni muszą dostarczyć jednoznacznych dowodów na ich prawdziwość.
Czy izolacja społeczna i manipulacja pandemiczna mogą realnie wpływać na nasze zdrowie serca i psychikę?
Badania wskazują jednoznacznie, że samotność i brak wsparcia finansowego to nie tylko kwestie emocjonalne, lecz czynniki o wymiernych skutkach biologicznych. Osoby dotknięte izolacją społeczną wykazują o 44 procent wyższe ryzyko problemów sercowo-naczyniowych oraz o 47 procent większe ryzyko śmierci z dowolnej przyczyny. Brak wsparcia finansowego podnosi te wskaźniki o kolejne 30 procent. To dowód na to, że relacje międzyludzkie i poczucie bezpieczeństwa materialnego są filarami zdrowia fizycznego, nie tylko psychicznego. Dr Gronewold podkreśla, że nauka już od dawna dostrzega związek pomiędzy osamotnieniem a chorobami serca, lecz pandemia i wynikające z niej lockdowny uwypukliły ten problem w sposób bezprecedensowy.
Nie chodzi przy tym wyłącznie o statystyki – uczucie tęsknoty i samotności odczuwamy dosłownie w ciele, w rejonie klatki piersiowej. To „ból serca”, który przenika fizycznie i mentalnie, stając się symbolem rozdzielenia. Zrozumienie jedności ciała i umysłu odsłania mechanizm, w którym stan psychiczny bezpośrednio kształtuje stan zdrowia. Psycholog Ranjit Powar już w kwietniu 2020 roku alarmowała, że ludzie, jako istoty ewolucyjnie społeczne, są „zaprogramowani” na życie we wspólnocie, a izolacja może prowadzić do lęku, agresji, depresji, problemów z pamięcią, a nawet halucynacji. Brak możliwości rozładowania stresu w relacjach osobistych pozostawia pustkę emocjonalną, którą przeciętnemu człowiekowi trudno wypełnić.
Dodając do tego permanentny przekaz medialny o „śmiertelnej chorobie” oraz przymusowe zamknięcie w małych mieszkaniach bez dostępu do przestrzeni otwartej, otrzymujemy warunki sprzyjające dramatycznemu wzrostowi przemocy domowej, alkoholizmu i samobójstw. Powar wskazywała, że dla dużych, ubogich rodzin, stłoczonych w jednym pomieszczeniu, lockdown był doświadczeniem skrajnie opresyjnym i traumatycznym. To samo dotyczy osób z dysfunkcyjnymi relacjami rodzinnymi, gdzie przymusowe przebywanie razem w zamknięciu stawało się próbą przetrwania. Skutki psychiczne i fizyczne tego okresu są nie do przecenienia – wzrost depresji, lęków, osłabienie układu odpornościowego i zwiększona podatność na choroby to tylko początek długiej listy konsekwencji.
Na tym tle ujawniają się także manipulacje psychologiczne, które towarzyszyły decyzjom pandemicznym. Dwumetrowy dystans społeczny, prezentowany jako „naukowo uzasadniony”, okazał się arbitralnym zaleceniem pozbawionym realnych podstaw medycznych. W marcu 2021 roku badania opublikowane w Journal of Infectious Diseases wykazały brak różnicy między dystansem sześciu a trzech stóp w transmisji wirusa. Zmiana zaleceń była więc jedynie kwestią narracji, nie nauki. Brytyjski rząd stosował mantryczne hasła typu „Stay home/protect the NHS/save lives” czy „hands/face/space”, które są klasycznymi technikami kontroli umysłu, mającymi utrwalać posłuszeństwo.
Wprowadzenie obowiązkowych masek dla dzieci w szkołach, postulowane m.in. przez prof. Susan Michie – psycholożkę behawioralną i doradczynię WHO, związaną z Komunistyczną Partią Wielkiej Brytanii – miało, jak sama stwierdziła, służyć „normalizacji” noszenia masek w społeczeństwie. Jej słowa ujawniają intencje behawioralnego kształtowania zachowań społecznych, nawet kosztem dobra dzieci. Trudno nie zauważyć, że w wielu krajach decyzje pandemiczne kształtowali eksperci od manipulacji, a nie lekarze czy epidemiolodzy.
Ważne jest zrozumienie, że zdrowie psychiczne i fizyczne nie funkcjonują w izolacji od środowiska społecznego, politycznego i ekonomicznego. Izolacja społeczna, brak wsparcia i przekaz strachu osłabiają odporność, zwiększają ryzyko chorób sercowo-naczyniowych i zaburzeń psychicznych. Świadomość tego związku pozwala lepiej chronić własne zdrowie i krytycznie oceniać narzucane reguły – zwłaszcza gdy pod płaszczykiem nauki kryją się strategie kontroli społecznej.
Jak Demokraci i Republikanie Reagowali na Wyniki Wyborów w 2020 roku?
Po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenckich w 2020 roku, reakcje polityków oraz społeczeństwa amerykańskiego były pełne napięcia i emocji. Dla niektórych polityków, jak Mitch McConnell, lider Republikanów w Senacie, kwestia uznania zwycięstwa Joe Bidena była skomplikowana. McConnell doskonale wiedział, że publiczne uznanie Bidena za zwycięzcę przed oficjalnym przyznaniem przez Donalda Trumpa porażki byłoby politycznie zabójcze w jego partii. Z tego powodu postanowił otworzyć dyskretną linię komunikacyjną z Bidenem, nie robiąc jednak żadnych publicznych deklaracji.
Do działania został wyznaczony John Cornyn, senator z Teksasu. Jego zadaniem było przekazać wiadomość do Chrisa Coonsa, demokratycznego senatora z Delaware, by ten przekazał Bidenowi, że McConnell rozpozna jego zwycięstwo, ale jeszcze nie teraz. McConnell również zaznaczył, że Biden nie powinien dzwonić z gratulacjami zbyt wcześnie, by nie wywołać kontrowersji w szeregach jego partii, ale jednocześnie nie chciał ignorować prezydenta-elekta.
Z kolei w obozie Demokratów, liderka Izby Reprezentantów Nancy Pelosi szukała sposobu, by przekonać republikańskich liderów, a także byłych prezydentów, by publicznie uznali zwycięstwo Bidena. Interweniowała nawet u George’a W. Busha, pytając, czy byłby skłonny wydać oświadczenie gratulacyjne. Bush, który miał swoje własne „interesy” w tej sprawie, podjął decyzję jeszcze przed wyborami, że wyrazi publicznie gratulacje Bidenowi, co uczynił kilka dni później.
W tym czasie, w środowisku medialnym, kluczowe decyzje podejmował Je Zucker, prezes CNN, który był odpowiedzialny za ogłoszenie zwycięzcy wyborów. Choć inne sieci telewizyjne wstrzymywały się z ogłoszeniem, CNN uznało, że Biden nie tylko osiągnął zwycięstwo, ale jego przewaga w stanach kluczowych była już niepodważalna. Gdy tylko przewaga Bidena w Pensylwanii przekroczyła 30 000 głosów, co zaledwie kilka dni wcześniej wydawało się mało prawdopodobne, Zucker dał zielone światło. To CNN, jako pierwsza stacja, ogłosiła zwycięstwo Bidena, a za nią poszły kolejne media.
Chociaż cała sytuacja miała swoje napięcia i trudności, szczególnie z powodu napięć związanych z rzekomymi oszustwami wyborczymi i protestami, moment ogłoszenia wyniku był czymś, czego Amerykanie doświadczyli w sposób, który rzadko widziano w USA. Ulice miast wypełniły się tłumami świętującymi nie tylko zwycięstwo Bidena, ale również porażkę Trumpa, którego wielu postrzegało jako symbol nie tylko politycznej, ale i społecznej destrukcji. Wśród tych, którzy cieszyli się z jego odejścia, pojawiły się plakata z hasłami takimi jak „Wynocha z naszego domu, przegrany” oraz okrzyki „Czas na odejście”.
Cieszące się tłumy często podkreślały, że nie chodziło tylko o osobę Joe Bidena, ale o możliwość powrotu do „normalności” w polityce amerykańskiej. Dla wielu była to szansa na odbudowę wiary w instytucje demokratyczne, które, jak sądzili, zostały poważnie nadwyrężone przez cztery lata rządów Trumpa. Na ulicach pojawiły się okrzyki: „Jesteśmy narodem w kryzysie, ale musimy walczyć dalej”, co wskazywało na to, jak głębokie były podziały i niepewności w społeczeństwie amerykańskim, nawet po zwycięstwie demokratów.
Zwycięstwo Bidena było wynikiem jego szerokiej strategii, która obejmowała przełamanie tradycyjnych bastionów Partii Republikańskiej w takich stanach jak Arizona czy Georgia. Biden zdołał pozyskać głosy w kluczowych przedmieściach, co zaważyło na wyniku. Jednak niektóre z tradycyjnych białych, wiejskich obszarów północnej części Stanów Zjednoczonych pozostały silnie zdominowane przez Trumpa, który nadal miał tam ogromne poparcie.
Pomimo tego, że wynik wyborów wydawał się jasny, to jednak poczucie niepewności w społeczeństwie amerykańskim było wyczuwalne. Zwycięstwo Bidena było zaledwie jednym krokiem do przywrócenia stabilności, ale nie oznaczało końca napięć politycznych w kraju. Dla wielu Amerykanów, to co działo się w 2020 roku, nie było tylko kolejnym cyklem wyborczym, lecz wyrazem głębokiego kryzysu instytucjonalnego i moralnego, który wymagał długofalowej naprawy. Biden stanął przed wyzwaniem nie tylko politycznym, ale także społecznym i moralnym, które będzie rzutować na jego prezydenturę przez kolejne lata.
Jakie znaczenie ma wykorzystanie uczenia maszynowego w projektowaniu kompozytów polimerowych?
Jakie wyzwania wiążą się z tworzeniem animacji obiektów 3D za pomocą technologii głębokiego uczenia maszynowego?
Jak media literacy zmienia nasze podejście do „fake news” i roli mediów w społeczeństwie?
Q-learning w finansach: Zastosowania w zarządzaniu portfelem i wycenie opcji
Przegląd praktyki rozpatrywania skarg podmiotów kontrolowanych w trybie obowiązkowego postępowania przedsądowego oraz praktyki sądowego rozpatrywania skarg na decyzje Federalnej Służby Nadzoru ds. Zasobów Naturalnych
Informacje o rejestratorze
Regulamin Naucznego Towarzystwa Uczniów Szkoły Nr 19 z Rozszerzonym Nauczaniem Przedmiotów
O Kozakach Witalij Dudin

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский