Pamir nie był pewien, co może osiągnąć silnik napędowy o zdrowym pulsie. Często mówił o tym głośno, bez obaw o to, że będzie wyglądał na głupca. W jego oczach zrozumienie tej technologii nie było wcale takie oczywiste, choć prowadził swój statek w regularnym rytmie, napotykając trudności, które zdawały się być nie do pokonania.

Jego statek, pozbawiony nazwy, poruszał się zgodnie z określoną dynamiką: przyspieszał przez kilka minut lub kilka dni, a następnie zwalniał, czasem na długie godziny, a innym razem na kilka dni. Ciała załogi były obciążone przeciążeniami, mięśnie rosły w odpowiedzi na fałszywą wagę, ale to nie było jedyną trudnością. Przy tych warunkach każdy dzień był pełen wyzwań, w których nic nie wydawało się pewne.

Zadanie było proste – przywrócić statek do pierwotnej formy, wykorzystując stare technologie i członków załogi, którzy zaczynali tracić nadzieję. Przy całej swojej wiedzy o maszynach, Pamir wiedział, że nie wystarczy tylko opanować techniczne szczegóły – trzeba także zapanować nad psychologicznymi barierami, które wyłaniały się w tych ekstremalnych warunkach.

Wielu członków załogi, jak G'lene, przechodziło przez największe trudności. Cierpiała nie tylko z powodu przeciążeń, ale także z powodu psychicznych ciężarów związanych z ciągłym napięciem. Jej wybuchy skarg były codziennym rytuałem, czymś, co dawało jej poczucie kontroli w świecie, który wymagał od niej niemal nadludzkiego wysiłku. Dla innych, takich jak bliźniaki, wyzwanie polegało na utrzymaniu równowagi między siłą fizyczną a psychologiczną odpornością, odnajdując w rywalizacji i wewnętrznych wyzwaniach powód do codziennego działania.

Pamir wiedział, że mimo wszystkich swoich wątpliwości, jego załoga wciąż była najważniejszym zasobem. Każdy, nawet najmniejszy błąd, mógł prowadzić do katastrofy. Po drugiej stronie wciąż czekały nieznane niebezpieczeństwa – wrogowie, którzy mogli atakować w najbardziej nieoczekiwany sposób, a ich tajemnice były częścią wielkiego, kosmicznego mechanizmu, którego sensu nie dało się pojąć na pierwszy rzut oka.

Pomimo tego Pamir rozumiał, że w niektórych sytuacjach nie chodziło o pełne zrozumienie – chodziło o to, aby wytrwać. Technologia nie potrzebowała znać wszystkich szczegółów fizycznych, takich jak lokalizacje protonów czy elektronów w silniku napędowym. Wystarczyło, by całość działała zgodnie z ustalonymi prawami. To było istotne, nawet jeśli sam mechanizm funkcjonowania tego wszystkiego wydawał się być poza zasięgiem rozumu.

Pamir uznawał, że załoga musi kontynuować prace, mimo iż wszyscy byli świadomi, że stawki były coraz wyższe. Czasami na drodze do sukcesu liczyły się nie tylko aspekty techniczne, ale i współpraca ludzi, ich siła psychiczna oraz umiejętność radzenia sobie w ekstremalnych warunkach. W tej misji liczył się każdy człowiek – nawet ci, którzy byli najsłabsi w ciele, mogli okazać się silni duchem.

Jednak najważniejszą lekcją tej podróży stało się zrozumienie, że bez względu na to, jak zaawansowana może być technologia, to od człowieka zależy, jak ją wykorzysta. Każdy błąd, każda decyzja miała swoje konsekwencje. Dla załogi nie było w tym nic łatwego – walczyli ze sobą, z przeciwnościami, z własnymi ograniczeniami. Ale w tej walce kryła się prawdziwa siła ich misji: zdolność do podejmowania decyzji i adaptacji w obliczu nieznanych wyzwań.

Człowiek, jak się okazuje, wcale nie jest tak mały w obliczu wszechświata. Choć wszystko wydaje się być nieprzewidywalne, to każdy krok naprzód w tej nieznanej przestrzeni jest krokiem ku nieśmiertelności. Technologia sama w sobie nie rozwiązuje wszystkich problemów. To człowiek, z jego decyzjami, lękami i nadziejami, jest kluczem do ostatecznego sukcesu.

Czy można ocalić siebie, nie ocaliwszy świata?

Dotyk, który wydaje się bardziej rzeczywisty niż kiedykolwiek wcześniej, szept prywatnych słów, znanych jedynie jej – być może pierwszy przebłysk pożądania wobec jedynej rzeczy o wartości w jej krótkim życiu. Kajas wciąż pozostawały starożytną zagadką, a on, uwolniony z kajdan i własnych badań, wraz z Tailorem wycinał najmniej krytyczne fragmenty pancerza statku. Bez ostrzeżenia jednak potrafił stać się nieustraszony, ryzykując miliony lat egzystencji, wychodząc na odsłonięty dziób. Wokół niego wybuchały drobiny pyłu, a on nie robił nic poza śpiewaniem, rzucając stare pieśni w próżnię, wpatrzony w błękitnie przesunięte światło gwiazd spadające do wnętrza jego radosnej duszy.

Nawet Pamir był dwiema osobami naraz. Przyzwyczajenie i wdrukowana osobowość zwykle trzymały go tam, gdzie należał – twardą, upartą duszą, która spała ledwie kilka minut na dobę, a potrafiła wtłoczyć trzy dni pracy w dwa. Rządził drobnym królestwem w bezkresnym wszechświecie, którym władały bezosobowe, amoralne prawa – zbyt potężne i zbyt doskonałe, by przejmować się jego istnieniem. Czyż nie było to życie najmniej przerażające z możliwych? Ale inny Pamir, nowy człowiek, był o wiele mniej pewny wszystkiego. W jego wyobraźni niewidzialni, potężni suwerenowie trzymali władzę nad galaktyką, lecz nie byli już Kajasami – przybierali twarze i maniery kapitanów. Były to istoty dumne, ambitne, rywalizujące ze sobą, w lśniących mundurach, a gdzieś pośród nich zasiadał Światowy Kapitan, urządzający boską ucztę co milion lat, tylko po to, by udowodnić swojej drżącej jaźni, że naprawdę sprawuje kontrolę. Ta wizja miała w sobie urok i humor. Śmiejąc się, mógł zaprzeczyć wszystkiemu. Jeden stary obcy z pokonanej rasy nie był żadnym autorytetem, a wyjaśnienia czekały, by je przywołać.

Ich statek był przecież tylko wrakiem, a jego suwerenowie – szaleńcami. Nic tu nie było warte nawet dwóch kropel krwi czy reputacji. Owe kawałki szkła, które Tailor znalazł, były tylko szkłem. Obcy je zainstalował – i co to w nim zmieniło? Nowa odwaga była jedynie bólem Tailora za całkowicie zmarnowanym życiem. Podążający za nimi streak-ship był zwykłym zbiegiem okoliczności, jego detonacja – kolejnym. A ten ostatni atak, dziki błysk lasera? Może jakaś lokalna rasa prowadziła eksperymenty w głębokiej przestrzeni, może fabryka jonizowała pył, by go zbierać, a może ktoś naprawdę chciał ich zabić. Ale co to znaczyło? Istniały nieskończone powody, by zniszczyć inny statek, a ratowanie wszechświata dla suwerenów znajdowało się daleko na liście priorytetów. Dziewicze myśli biegły, dokąd chciały, w wyczerpanym umyśle kapitana, ale tłumił najgorsze z nich, nauczył się wyciskać humor z paranoi i brnąć dalej.

A jednak, cokolwiek niósł Pamir, G’lene dźwigała ciężar niewspółmiernie większy. Przez swoje połączenia Pamir oglądał, jak Ronda odcina kobiecie głowę od ugotowanego ciała, potem przekazuje ją Tailorowi i patrzył, co ten zrobi z tym darem. Dziób był daleko, przyspieszenie wysokiej g nie mogło zostać przerwane. Wystarczyło kilka minut, by wyrzeźbić świeżą dziurę w umyśle G’lene, a potem wszczepiono ostatnią nić – ostatni kawałek szkła. Zmieniono czas albo okoliczności, a Pamir nie sprowadziłby jej z powrotem do życia. Lepsze autodoki na Wielkim Statku naprawiłyby najpierw uszkodzony intelekt, ale on potrzebował jej rąk, jej pleców. Dopasował ocalałe fragmenty w komorze wzrostu i one pamiętały swoje pierwotne „ja”, splatając się na nowo, pęczniejąc wodą i tłuszczem, aż dziewczyna wyłoniła się na czas, pozornie nienaruszona. Pamir nie powiedział jej o brutalnej operacji. Nikt inny też o tym nie wspomniał.

Wszczepione szkło nie zmieniło jej nawyku narzekania ani epizodów lenistwa, lecz wdarła się w nią cicha siła, która nie chciała jej opuścić. Przestała flirtować, a co bardziej niepokojące – przestała się także masturbować. We śnie płakała. Na jawie używała swoich połączeń do najbardziej osobliwych funkcji. Podczas gdy wszyscy byli blisko dziobu, rzeźbiąc hiperwłókno, jej uwaga skupiała się na podręcznikach i plikach instruktażowych. Dawniej uczyła się chaotycznie, teraz była skupiona, jeśli nie szczęśliwa. Twierdziła, że czuje się i myśli tak samo, z tym wyjątkiem, że ogarnęła ją nagła pasja do napędów gwiezdnych i statków otaczających te silniki. Pamir pytał dlaczego. Wszyscy pytali. Wyjaśniając, G’lene mówiła, że musiała o czymś myśleć, kiedy była martwa. Kontemplowanie własnego życia wydawało się rozsądne. I w ciemności powiedziała sobie: „Przestań robić bałagan ze swojego istnienia i wykonaj swoją przeklętą pracę”.

Łatwo było przyjąć jej argumenty. Pamir został jej nauczycielem, choćby tylko po to, by pilnować jej postępów. Każdego miesiąca G’lene badała inny napęd, wyczerpując jego podstawy, zanim próbowała opanować jakiś podsystem, który inni mechanicy napędów uważali za uciążliwy albo nudny. Nie była wyraźnie mądrzejsza niż przedtem, jej pamięć nie była ostrzejsza, wciąż byłaby jedną z najsłabszych studentek w jakiejkolwiek klasie. Ale G’lene skupiała swoje umiejętności na rakietach i źródłach energii. Miesiące zmieniały się w lata, aż pewnego dnia bez komentarza przestała korzystać z tekstów i instrukcji. Pamir wspomniał o tej zmianie. Dziewczyna wzruszyła ramionami i dokończyła polerowanie najnowszego skrawka hiperwłókna. Potem odeszła, mówiąc: „Zrozumiałam. Nigdy nie będę dobra w twojej pracy”. „Nie?” – zapytał. A ona powoli, spokojnym głosem powiedziała: „Jeżeli przeżyjemy, odejdę z programu”. Kapitan nigdy dotąd nie widział, by podjęła jakąś mądrą decyzję – aż do tego momentu.

Podczas tych intensywnych lat ich statek pożarł ostatnie zapasy wodoru, ostatnie wnętrzności streak-shipu, a większość jego hiperwłókna wyrzucono w nicość. Niewidzialna ręka nie próbowała ich zabić. Żaden naprawdę kluczowy system nie zawiódł. Wielki dziób statku został wprawdzie osłabiony, podziurawiony tunelami i małymi jaskiniami, kilka brył kometarnego lodu przebiło się głęboko, ale konstrukcja pozostała nienaruszona, a silnik był w przyzwoitym stanie, gdy dali mu jeden szybki odpoczynek.

Człowiek, który chciał ocalić świat, ocalał jedynie siebie, a dziewczyna, której świat został odebrany i poskładany na nowo, nauczyła się działać, choćby tylko po to, by wreszcie przestać być ofiarą okoliczności. Warto rozumieć, że w tej opowieści technologia i nadludzka wytrzymałość nie są celem samym w sobie – są tylko tłem dla pytania, czy w sytuacji skrajnej człowiek potrafi nie tyle przetrwać, co zrozumieć własne wybory. To właśnie ten moment, gdy obowiązek, pożądanie, śmierć i nauka stają się jedną rzeką, która prowadzi nie ku zwycięstwu, lecz ku nagiej prawdzie o sobie samym.

Jak wydarzenia SF i konwencje wpływają na rozwój fanów i kulturę science fiction?

Wszystkie te konwencje, zjazdy i wydarzenia związane z fantastyką naukową oraz literaturą science fiction, które odbywają się na całym świecie, stanowią niezwykle ważną część życia fanów. Ich wpływ na kształtowanie się współczesnej kultury SF jest ogromny, o czym świadczy nie tylko ich popularność, ale także rola, jaką pełnią w rozwijaniu pasji, wymianie myśli oraz budowaniu wspólnoty. Organizowanie takich wydarzeń daje przestrzeń na spotkania z autorami, artystami, wydawcami, a także dla tych, którzy po prostu chcą podzielić się swoją pasją z innymi.

Przykłady konwentów, jak BaltiCon, RavenCon, czy Windy City Pulp & Paper Con, pokazują różnorodność tych wydarzeń. Często są one organizowane z myślą o jak najbardziej interaktywnej i zróżnicowanej formule, oferując uczestnikom możliwość nie tylko poznania nowych książek, ale także bezpośredniego kontaktu z twórcami. Fanów SF łączy nie tylko miłość do literatury, ale także chęć wspólnego przeżywania pasji, jaką daje ten gatunek. Konwencje te stają się także przestrzenią do rozwoju tematów, które w literaturze SF mogą zostać traktowane w sposób eksperymentalny, odważny, zbliżający do nieoczywistych pytań o przyszłość, technologię, społeczeństwo i ludzkość.

Szczególne miejsce zajmują wydarzenia, które, oprócz tradycyjnych prelekcji i dyskusji, oferują także inne formy uczestnictwa. Wiele z nich ma swoje stałe elementy, takie jak konkursy kostiumowe, które w pełni angażują uczestników w życie konwentu, czy filkon, czyli specyficzne spotkania poświęcone tematyce muzycznej w kontekście SF. Te elementy pozwalają jeszcze głębiej poczuć się częścią społeczności, a także stają się okazją do twórczego wyrażenia siebie. Istnieje też coś wyjątkowego w obcowaniu z osobami, które dzielą tę samą pasję do gatunku — atmosferze pełnej kreatywności, pasji, energii i inspiracji.

W kontekście twórczości literackiej SF, istotnym elementem takich wydarzeń jest obecność wydawców i osób związanych z przemysłem książkowym, którzy na konwentach często prezentują nowe tytuły, dyskutują o przyszłości literatury SF, technologii wydawniczych czy też rozwoju rynku. Dla autorów, zwłaszcza tych początkujących, wydarzenia te stanowią świetną okazję do nawiązania kontaktów, wymiany doświadczeń, a nawet zaprezentowania własnych prac szerszej publiczności.

Nie można również zapomnieć o wielkim znaczeniu gier komputerowych, gier fabularnych oraz innych interaktywnych form rozrywki, które stają się istotnym elementem konwentów. Tego typu gry często rozszerzają uniwersa znanych dzieł SF, dając fanom możliwość aktywnego uczestniczenia w tworzonych na ich podstawie historiach. Często są także powiązane z najnowszymi osiągnięciami w dziedzinie wirtualnej rzeczywistości, co otwiera nowe perspektywy w rozumieniu świata SF.

Warto zauważyć, że nie każda konwencja SF odbywa się wyłącznie w literackim lub artystycznym kręgu. Istnieją także wydarzenia ukierunkowane na aspekty naukowe, które łączą miłośników fantastyki z badaczami i naukowcami. Konwencje takie jak Sci-Fi Symposium, które oprócz prelekcji literackich oferują wykłady z zakresu fizyki, inżynierii czy biotechnologii, mają duże znaczenie w pogłębianiu zrozumienia naukowych podstaw fantastyki. Dla uczestników to unikalna okazja, by spojrzeć na temat z perspektywy naukowej i zaangażować się w głębsze rozważania dotyczące nauki, technologii, kosmologii.

Z perspektywy społecznej, wydarzenia SF stają się coraz bardziej zróżnicowane. Współczesne konwencje stają się bardziej inkluzywne, otwarte na różnorodność płciową, etniczną i wiekową, co staje się widoczne w charakterze spotkań oraz w doborze prelegentów. Takie podejście wpływa na kształtowanie się szerszej i bardziej otwartej społeczności fanów, co ma fundamentalne znaczenie w kontekście globalnego charakteru współczesnej kultury fantastycznej.

Nie mniej ważne jest to, jak konwencje SF stają się okazją do refleksji nad kondycją samego gatunku. Co takiego jest w science fiction, że przyciąga ludzi z różnych środowisk i krajów? Może to być zrozumienie, że SF nie tylko oferuje fascynujące historie o przyszłości, ale również stawia pytania o teraźniejszość, o to, jak nasze decyzje technologiczne, społeczne i polityczne mogą wpłynąć na przyszłość naszej cywilizacji.

Chociaż konwencje SF przede wszystkim koncentrują się na literaturze, filmach czy grach, warto pamiętać, że to także doskonała okazja, by na żywo doświadczyć emocji związanych z odkrywaniem nowych idei, spotkaniem z pasjonatami, twórcami i ekspertami. Pomimo że każdy fan SF ma swoją wizję przyszłości, to właśnie w takich przestrzeniach udaje się wspólnie kreować rzeczywistość, która na chwilę staje się niemal namacalna.