Fragmenty z „ZAPISKÓW KAWALERZYSTY” Mikołaja Gumilowa.
(Małe fragmenty zapisów N. Gumilowa na temat działań wojennych podczas I wojny światowej dają dobre wyobrażenie o tym, jak byli traktowani kozacy przez swoich wrogów, a także przez towarzyszy broni, rosyjskich ułanów. – Kozacka Sieć)
1
„Zdecydowano wyrównać front, wycofując się o około trzydzieści wiorst, a kawaleria miała osłaniać ten odwrót. Późnym wieczorem zbliżyliśmy się do pozycji, a natychmiast z strony nieprzyjaciela na nas opadł i powoli zastygnął snop światła reflektora, jak spojrzenie wyniosłego człowieka. Odprawiliśmy się; on, ślizgając się po ziemi i drzewach, podążył za nami. Wtedy galopem zaczęliśmy krążyć w pętli i zatrzymaliśmy się za wioską, a on jeszcze długo błądził tam i z powrotem, beznadziejnie próbując nas znaleźć.
Około południa dotarła do nas wieść, że pięciu ludzi z naszej eskadry dostało się do niewoli. Wieczorem zobaczyłem jednego z tych jeńców, a reszta wyskoczyła na stogu siana. Oto co się z nimi stało. Było ich sześciu w straży przybocznej. Dwóch stało na warcie, czterech siedziało w chacie. Noc była ciemna i wietrzna, wrogowie podkradli się do wartownika i przewrócili go. Wartownik oddał strzał i rzucił się ku koniom, ale i jego przewrócili. Od razu około pięćdziesięciu ludzi wtargnęło na dziedziniec i zaczęło strzelać w okna domu, w którym znajdowała się nasza warta. Jeden z naszych wyskoczył, i, używając bagnetu, przebił się do lasu, reszta poszła za nim, ale pierwszy upadł, potknąwszy się na progu, a jego towarzysze na niego wpadli. Nieprzyjaciel, byli to Austriacy, rozbroili ich i w eskorcie pięciu ludzi wysłali do sztabu. Dziesięciu ludzi zostało samych, bez mapy, w całkowitej ciemności, wśród plątaniny dróg i ścieżek.
Po drodze austriacki podoficer pytał naszych o "kozi", czyli kozackie oddziały, w łamanym rosyjskim. Nasi, z irytacją, milczeli, a w końcu ogłosili, że "kozi" właśnie tam, dokąd ich prowadzą, z dala od nieprzyjacielskich pozycji. To wywarło ogromny efekt. Austriacy zatrzymali się i zaczęli żywiołowo się kłócić. Było jasne, że nie znali drogi. Wtedy nasz podoficer pociągnął za rękaw austriackiego i pocieszająco powiedział: „Nic nie szkodzi, pójdźmy, wiem, gdzie iść”. Poszli, powoli skręcając w stronę rosyjskich pozycji.
W białawym świcie poranka, wśród drzew, błysnęły szare konie – rozpoznanie huzarów. – „Oto kozi!” – zawołał nasz podoficer, wyrywając u Austriaka karabin. Jego towarzysze rozbroili pozostałych. Huzarzy śmiali się, gdy uzbrojeni w austriackie karabiny ułani zbliżyli się do nich, eskortując właśnie wziętych jeńców. Znowu ruszyliśmy do sztabu, ale teraz już rosyjskiego. Po drodze spotkaliśmy kozaka. „No, dziadku, pokaż się!” – poprosili nasi. Tamten zsunął papachę na oczy, potargał brodę i z wrzaskiem puścił konia w galop. Długo potem trzeba było pocieszać i uspokajać Austriaków.
2
Mimo to musiałem dotrzeć do sztabu. Przeglądając starą mapę tego powiatu, która przypadkowo znalazła się w moich rękach, konsultując się z kolegą – zawsze wysyłają dwóch z raportem – i pytając miejscowych, krętą drogą przez lasy i bagna zbliżałem się do wyznaczonej mi wioski. Musiałem poruszać się po froncie nacierającego nieprzyjaciela, więc nic dziwnego, że przy wyjeździe z jednej wioski, gdzie właśnie, nie schodząc z koni, napiliśmy się mleka, drogę przeciął nam nieprzyjacielski patrol. Prawdopodobnie wzięli nas za zwiadowców, bo zamiast zaatakować w szyku konnym, zaczęli zsiadać z koni, by strzelać. Było ich ośmiu, a my, skręcając za domy, zaczęliśmy się wycofywać. Gdy strzały ucichły, obróciłem się i zobaczyłem na szczycie wzgórza jadących za nami jeźdźców – ścigali nas, zrozumieli, że jesteśmy tylko we dwóch.
Sztab znalazłem dopiero po około pięciu godzinach i to nie w wiosce, a na leśnej polanie, na niskich pieńkach i powalonych drzewach. On też już się wycofał pod ogniem nieprzyjaciela.”
„W ogóle takie przypadki nie są rzadkością: jeden kozak przysięgał mi, że grał z Niemcami w dwadzieścia jeden. Był sam w wiosce, gdy wszedł do niej silny nieprzyjacielski patrol. Uciekać było za późno. Szybko zdjął siodło z konia, schował je w słomie, a sam nałożył płaszcz wzięty od gospodarza, i weszli Niemcy, zastając go pilnie młócącym zboże w stodole. Na jego podwórzu pozostawiono wartę z trzech ludzi. Kozak chciał zobaczyć Niemców z bliska. wszedł do chaty i znalazł ich grających w karty. Przyłączył się do gry i wygrał około dziesięciu rubli. Potem, gdy wartę zdjęto, a patrol odszedł, wrócił do swoich. Zapytałem go, jak mu się podobali Niemcy. – „No, nic specjalnego – odpowiedział – tylko źle grają, krzyczą, przeklinają, wszystko do wymiany myślą. Gdy wygrałem, chcieli mnie pobić, ale się nie dałem”. Jak to, że się nie dał, nie zdążyłem się dowiedzieć: obaj spieszyliśmy się.”
Testy z alkoholi i fenolu – pytania egzaminacyjne z chemii organicznej
Informacje dotyczące materiałowo-technicznego wsparcia działalności edukacyjnej w zakresie literatury
Cechy podzielności przez 10, 5 i 2
Oferta publiczna zawarcia umowy o świadczenie usług

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский