Z perspektywy Emiratów, które w 2019 roku zaczęły podchodzić do tematu normalizacji stosunków z Izraelem, problem z aneksją terytoriów palestyńskich wydawał się mieć daleko idące konsekwencje. Wówczas, podczas rozmowy z Jaredem Kushnerem, Yousef al-Otaiba, ambasador Zjednoczonych Emiratów Arabskich w Stanach Zjednoczonych, rozważał możliwość oficjalnego nawiązania pełnych stosunków dyplomatycznych z Izraelem. Jednak wówczas izraelska scena polityczna była zdominowana przez przedłużające się wybory, które utrudniały jakiekolwiek konkretne decyzje w tej sprawie. Rozmowy zatem utknęły w martwym punkcie.
Na decyzję o aneksji, podjętą przez premiera Netanjahu, który miał zamiar zrealizować swoje plany względem Zachodniego Brzegu, zareagowano z nieoczekiwaną krytyką. Większość arabskich liderów była zaskoczona, że Izrael decyduje się na taki krok, który może zniweczyć wszelkie dotychczasowe postępy w budowaniu relacji z sąsiadami. Mohammed bin Zayed (MBZ), książę Abu Zabi i de facto lider Zjednoczonych Emiratów Arabskich, zrozumiał, że aneksja może zaprzepaścić szanse na normalizację. W odpowiedzi al-Otaiba napisał artykuł, w którym wskazał, że Izrael nie będzie w stanie osiągnąć normalizacji stosunków z sąsiednimi krajami arabskimi, jeżeli zdecyduje się na aneksję. Tekst ukazał się w izraelskiej gazecie "Yedioth Ahronoth", co miało ogromne znaczenie. Był to pierwszy raz, gdy przedstawiciel ZEA pisał artykuł w hebrajskim dzienniku, co wywołało duże poruszenie.
Al-Otaiba przedstawił tezę, że normalizacja stosunków z Izraelem może przynieść korzyści obu stronom, zarówno w kwestii bezpieczeństwa, jak i w wymiarze gospodarczym i kulturalnym. Jednakże aneksja terytoriów palestyńskich będzie niemożliwa do pogodzenia z tymi aspiracjami. Na podstawie tego artykułu, pogląd ZEA stał się klarowny: Izrael może wybierać między aneksją a normalizowaniem relacji z krajami arabskimi, jednak nie będzie w stanie osiągnąć obu celów jednocześnie.
Rząd Izraela, a dokładniej premier Netanjahu, nie zareagował z entuzjazmem na ten artykuł. Zrozumiał, że wpływy arabskie mogą podważyć jego plan aneksji. Dodatkowo, reakcje na poziomie dyplomatycznym były ostre. Ambasador Izraela w Waszyngtonie, Ron Dermer, nie szczędził słów krytyki wobec Otaiby za jego publiczne wystąpienie, a sam Netanyahu uważał, że próba normalizacji stosunków z krajami arabskimi jest tylko politycznym posunięciem, mającym na celu poprawę wizerunku rządu w kraju.
Jednak reakcja administracji Trumpa była jeszcze bardziej zaskakująca. Prezydent, który był bliskim sojusznikiem Izraela, poczuł się zniechęcony całą sytuacją. Po wycofaniu się z poparcia dla planów aneksji, Kushner oraz jego zespół spróbo
Jak wyglądał proces impeachment'u Donalda Trumpa: kluczowe momenty i reakcje
Proces impeachment'u Donalda Trumpa, który miał miejsce w lutym 2021 roku, był jednym z najważniejszych wydarzeń politycznych w historii Stanów Zjednoczonych. Niezwykle kontrowersyjny i pełen napięcia, rozegrał się w cieniu zamachów na Kapitol, które miały miejsce 6 stycznia tego samego roku. W tej wyjątkowej sytuacji sądzeni byli nie tylko działania samego prezydenta, ale również jego słowa, które miały być bezpośrednim impulsem do zamachów na gmach Kongresu.
Po złożeniu przez Lindsey'ego Grahama wniosku o skierowanie Trumpa do Butcha Bowersa, prawnika z Karoliny Południowej, relacje szybko się pogorszyły, głównie z powodu nieporozumień dotyczących strategii obrony oraz kwestii finansowych. Wkrótce potem, na prośbę Rogera Stone'a, Trump zatrudnił Davida Schoena, prawnika, który bronił go już wcześniej w związku z ściganiem przez specjalnego prokuratora Roberta Muellera. Kolejnym ruchem było zatrudnienie Bruce'a Castora, byłego prokuratora z Pensylwanii, znanego głównie z decyzji o nieoskarżeniu Billa Cosby'ego w sprawie o molestowanie seksualne, oraz Michaela van der Veena, prawnika specjalizującego się w sprawach związanych z odszkodowaniami za obrażenia ciała i pogryzieniem przez psy. Ta mieszanka obrońców miała trudne zadanie: przekonać Senat, że Trump nie popełnił przestępstwa.
Rozpoczęcie drugiego procesu impeachment'u miało miejsce 9 lutego 2021 roku. To, co wyróżniało ten proces spośród innych, to fakt, że to właśnie w budynku, który został zaatakowany przez zwolenników Trumpa, zasiadali senatorowie. Ci sami, którzy byli świadkami chaosu i przemocy tego dnia, teraz mieli decydować o losie swojego byłego prezydenta. Przewodniczący tej sesji, senator Patrick Leahy, zastąpił Johna Robertsa, który w przypadku impeachment'u nie siedział na stanowisku sędziego, ponieważ Trump nie był już prezydentem.
Wczesna część procesu miała wstrząsający charakter, zwłaszcza po emisji nagrania wideo, które pokazywało momenty brutalnych zamachów na Kapitol. Na ekranie widzowie oglądali tłum Trumpa, który atakował policjantów, burzył bariery bezpieczeństwa i wkraczał do budynku, w poszukiwaniu polityków, w tym wiceprezydenta Mike'a Pence'a i członków Kongresu. Cała scena była przerażająca i mocno oddziaływała na senatorów. Widać było, jak wielu z nich nie potrafiło powstrzymać łez.
W odpowiedzi na tę potężną prezentację obrońcy Trumpa zostali zaskoczeni i zmuszeni do błyskawicznych zmian w strategii. Bruce Castor, który miał pełnić rolę lidera zespołu obrony, wygłosił przemówienie, które okazało się być bardziej chaotycznym monologiem niż profesjonalną obroną. Jego 47-minutowe wystąpienie pełne było niespójnych wypowiedzi i przypadkowych odniesień, które nie miały żadnego wpływu na senatorów. Castor mówił o "bardzo subtelnej demokracji", o tym, że się zgubił w gmachu Kapitolu i wspomniał o winylowych płytach, co dodatkowo osłabiło jego pozycję w oczach senatorów i samego Trumpa, który wówczas złośliwie komentował jego wystąpienie.
Po słabym starcie Trumpa obrońcy, w kolejnym dniu procesowym, skoncentrowali się na kontrofensywie, prezentując nagrania, w których inni politycy, w tym Joe Biden i Kamala Harris, używali podobnych słów do tych, które Trump wypowiedział przed zamachami. Atakując hipokryzję przeciwników, starali się odwrócić uwagę od kluczowych kwestii, jednak ich próby nie spotkały się z pozytywnym odbiorem. Z dnia na dzień stawało się coraz bardziej jasne, że Trump miał niewielkie szanse na zwycięstwo, a jego zespół prawników nie był w stanie przekonać wystarczającej liczby senatorów.
W tym czasie były też trudne negocjacje pomiędzy stronami dotyczącymi tego, czy wezwać świadków. Przecieki na temat rozmowy Trumpa z przewodniczącym Izby Reprezentantów, Kevinem McCarthym, zmieniły dynamikę procesu. W wyniku tego i nacisków ze strony niektórych członków Izby Reprezentantów, menedżerowie impeachment'u zaczęli debatować o możliwości wezwania świadków. Ostatecznie jednak, po negocjacjach, zdecydowano się na włączenie oświadczenia świadków do akt sprawy, co pozwoliło uniknąć przedłużenia procesu.
Cały proces impeachment'u, mimo skomplikowanej i chaotycznej obrony, ostatecznie zależał od głosowania Mitcha McConnella. Jako lider republikańskiej większości w Senacie, McConnell miał ogromny wpływ na wynik głosowania. Choć nie pełnił już roli obrońcy Trumpa, a wręcz dał do zrozumienia, że jego czas z Trumpem się skończył, jego głos mógł znacząco wpłynąć na decyzję pozostałych republikańskich senatorów.
W tym procesie, podobnie jak w innych historycznych momentach politycznych, nie chodziło tylko o legalność działań, ale także o dynamiczne, polityczne kalkulacje. McConnell musiał balansować między lojalnością wobec swojej partii a obawą przed konsekwencjami, jakie mogłyby wyniknąć z dalszego wspierania Trumpa, zwłaszcza po wydarzeniach 6 stycznia.
Jak stworzyć nową konstytucję: demokracja, uczestnictwo obywatelskie i obrona przed autorytaryzmem
Jakie nowoczesne materiały fotopolimeryczne umożliwiają tworzenie biodegradowalnych struktur w druku 3D i 4D?
Jak działa interpreter – od analizy składniowej do wykonania programu
Czy pojęcie prawdy w demokracji stało się reliktem przeszłości?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский