Polityka prezydenta Andrew Jacksona wobec rdzennych Amerykanów stanowiła kluczowy punkt w historii amerykańskiego kolonializmu i w dążeniu Stanów Zjednoczonych do rozszerzenia swoich granic. Jackson, kontynuując wcześniejsze działania rządu Jeffersona, zapoczątkował masowe usuwanie ludów tubylczych z ich ziem w ramach polityki, która miała zostać nazwana „usuwaniem Indian”. Dla Jacksona rdzenni Amerykanie nie mogli być właścicielami ziemi – mogli ją jedynie zajmować, ale nie posiąść w sensie prawnym. Byli poddani suwerenności USA, a rząd federalny miał pełne prawo do regulowania ich losów, w tym do przekazywania i odbierania im ziemi.
Przekonanie to znalazło potwierdzenie w orzeczeniu Sądu Najwyższego Stanów Zjednoczonych z 1823 roku w sprawie Johnson v. M'Intosh, kiedy to sędzia główny John Marshall, powołując się na doktrynę odkrycia, argumentował, że to rządy amerykańskie i europejskie mają „ostateczne prawo do wykupu lub podboju tytułu do ziem rdzennych ludów”. Tereny zamieszkiwane przez Indian były uznawane za obszary, które nie należały do nich w sensie prawnym, a jedynie w sensie użytkowania. Sąd Najwyższy, odnosząc się do Indian jako „dzikich barbarzyńców”, nie tylko odbierał im prawa do ziemi, ale też uznawał ich za istoty, które nie miały prawa do własności.
Prezydent Monroe w 1824 roku również wypowiedział się w podobnym tonie, stwierdzając, że dopóki plemiona nie zostaną „ucywilizowane”, nie będą mogły zostać włączone do amerykańskiego systemu rządów w jakiejkolwiek formie. W praktyce oznaczało to, że proces pozbawiania Indian ich ziem odbywał się zarówno poprzez negocjacje, w których warunki były ustalane przez rząd, jak i siłą, w razie odmowy.
Jackson, obejmując urząd prezydenta w 1829 roku, wdrożył w życie swoją wizję usuwania Indian na wielką skalę, która miała być elementem szeroko pojętej „polityki dobroczynności”. Podczas swojego przemówienia stwierdził, że nie ma nic okrutnego w przeniesieniu rdzennych ludów do „nowych, rozległych terytoriów” i zaproponowaniu im wsparcia finansowego na rok. Dla Jacksona była to decyzja, która miała na celu nie tylko „uwolnienie” Indian od kontaktu z białymi osadnikami, ale także umożliwienie im „pursuit of happiness” w „rude institutions” – w słowach, które miały zmiękczyć brutalność tego procesu.
Za tym podejściem kryła się głęboka presupozycja dotycząca wyższości białych osadników. Jackson wierzył, że biali osadnicy – jako „cywilizowani, chrześcijańscy ludzie” – mieli prawo do rozszerzania swoich terytoriów, a rdzenni Amerykanie, przedstawiani jako „dzicy łowcy”, nie byli w stanie współistnieć z nimi na równych prawach. Po tym, jak Jackson zaproponował przesiedlenie Indian na terytoria zachodnie, nie tylko usunął ich z ziem, ale także wyobraził sobie ich jako ludzi, którzy, pod wpływem dobrych rad i opieki rządu, „porzucą swoje dzikie nawyki” i staną się „cywilizowaną i chrześcijańską społecznością”. To podejście nie tylko ujawniało kolonialny charakter jego polityki, ale również stanowiło kontynuację procesu, który miał swoje korzenie w europejskim myśleniu o „zajmowaniu” terytoriów poprzez eliminację rdzennych mieszkańców.
Warto również zauważyć, że w tym kontekście cała polityka „usuwania” rdzennych Amerykanów była częścią szerszego projektu kolonialnego, który zmierzał do utworzenia białego, chrześcijańskiego społeczeństwa na kontynencie. W jego ramach biali osadnicy byli uznawani za „cywilizowanych” ludzi, którzy poprzez swoje terytorialne rozszerzenie mieli budować lepszą przyszłość, nie tylko dla siebie, ale także dla całej ludzkości. W ten sposób proces podboju i usuwania ludności rdzennej stawał się z jednej strony „nieuniknionym” etapem historycznym, a z drugiej – aktem „cywilizacyjnym”, który miał na celu poprawę sytuacji tubylczych mieszkańców.
Wielu badaczy, takich jak Alexis de Tocqueville, podkreślało, że w oczach białych osadników rdzenni Amerykanie byli postrzegani jako „barbarzyńcy”, którzy mieli niezdolność do adaptacji do cywilizowanego świata. W tym świetle rozumiano zarówno filozofię Jacksona, jak i całokształt polityki USA wobec Indian – jako kontynuację idei białego osadnictwa, w którym przestrzeń była widziana jako zasób do zagospodarowania, a rdzenni mieszkańcy nie byli w stanie dostosować się do nowej rzeczywistości.
W tym kontekście warto dostrzec, że nie tylko fizyczne usunięcie Indian miało miejsce w wyniku polityki Jacksona, ale także głęboka zmiana w postrzeganiu historii i tożsamości narodowej USA. Naród amerykański, zbudowany na idei „suwerenności ludu” i „równości obywateli”, zyskał nową definicję, w której rdzenni mieszkańcy zostali wykluczeni z tej koncepcji. Taka wizja narodu nie tylko była wykluczająca, ale również stawiała pytanie o to, kto naprawdę miał prawo do pełnego uczestnictwa w amerykańskiej demokracji.
Jakie były ograniczenia wolności dla Afroamerykanów po zniesieniu niewolnictwa?
Po zakończeniu Wojny Secesyjnej i uchwaleniu Trzynastej Poprawki w 1865 roku, która formalnie znosiła niewolnictwo, sytuacja Afroamerykanów w Stanach Zjednoczonych nie uległa radykalnej poprawie. Zniesienie niewolnictwa nie oznaczało bowiem pełnej wolności, a raczej wprowadzenie nowych form opresji, które miały na celu utrzymanie białej dominacji w społeczeństwie. Nawet w obliczu legalnego zakończenia niewolnictwa, przekonanie o wyższości białych nad czarnoskórymi było nadal głęboko zakorzenione w amerykańskiej świadomości społecznej, a nowo uwolnieni czarnoskórzy zostali zmuszeni do stawienia czoła nowym formom rasizmu, które na stałe miały zagnieździć się w strukturach prawnych i społecznych kraju.
Nieprzychylność białych wobec wyzwolonych niewolników była widoczna już na samym początku Rekonstrukcji. Wiele stanów południowych, które wcześniej walczyły w wojnie secesyjnej, starało się za wszelką cenę podtrzymać dawny porządek. Z jednej strony, pojawiły się nowe przepisy, które miały formalnie zapewnić wolność czarnoskórym, ale z drugiej strony były to przepisy, które de facto ograniczały tę wolność na każdym kroku. Już wkrótce po wojnie zaczęły pojawiać się „czarne kody” – ustawy, które stanowiły barierę w pełnej integracji Afroamerykanów w życie społeczne. Nie tylko ograniczały one ich wolność poruszania się, ale także narzucały kary za drobne przewinienia, co w praktyce prowadziło do nowej formy niewolnictwa, poprzez masowe aresztowania i więzienie czarnoskórej ludności.
Równocześnie, po zakończeniu wojny, wprowadzono politykę segregacji rasowej, a „Jim Crow laws” zaczęły obowiązywać w wielu stanach południowych, tworząc system prawny, który nie tylko odmawiał czarnoskórym równych praw, ale także legitymizował społeczną i ekonomiczną dyskryminację. Kiedy władze południowe zaczęły przywracać w pełni kontrolę nad swoimi stanami, system segregacji stawał się coraz bardziej zinstytucjonalizowany i trwały. Niezdolność rządu federalnego do skutecznego egzekwowania prawa i eliminowania rasistowskich ustaw pogłębiała problem.
W tym kontekście, nie dziwi zatem fakt, że wielu białych mieszkańców Południa nie chciało zaakceptować w pełni wyzwolonych niewolników. Procesy społeczne, które miały na celu integrację Afroamerykanów, były zablokowane przez głęboko zakorzenione uprzedzenia. Oczekiwanie, że czarnoskórzy udowodnią swoją „wartość” jako członkowie białego społeczeństwa, było częścią szerszej narracji, w której Afroamerykanie wciąż byli postrzegani jako „inne” istoty, które nie zasługiwały na równouprawnienie. W tym czasie zaczęła pojawiać się silna opozycja wobec jakichkolwiek prób równych praw, co ostatecznie znalazło swoje ujście w ruchu Ku Klux Klanu w latach 20. i 30. XX wieku, który dążył do utrzymania „czystości” rasy białej.
Ale zmiany nie były tylko ograniczone do Południa. Na całym terytorium Stanów Zjednoczonych zaczęły pojawiać się nowe formy opresji, a ekonomiczne i polityczne struktury ukierunkowane były na podtrzymywanie dominacji białych. Wraz z rozwojem Gilded Age i szybszym rozwojem przemysłu oraz miast na Zachodzie, powstały nowe formy segregacji, które skutecznie blokowały awans społeczny Afroamerykanów. Oferowanie Afroamerykanom iluzji wolności, przy równoczesnym wprowadzeniu nowych, subtelniejszych form wykluczenia, stworzyło system, w którym równouprawnienie było jedynie pustym hasłem.
Po zakończeniu Rekonstrukcji i przejściu do Gilded Age, kontynuowano procesy, które uniemożliwiały czarnoskórym Amerykanom zdobycie jakiejkolwiek rzeczywistej władzy politycznej, edukacyjnej i ekonomicznej. Rząd federalny, który początkowo próbował wdrożyć prawa mające na celu ochronę praw obywatelskich Afroamerykanów, z czasem zrezygnował z interwencji na rzecz południowych stanów, co ostatecznie pozwoliło na dalszą marginalizację tej grupy społecznej. Tak oto, mimo formalnego zniesienia niewolnictwa, wciąż istniały głębokie społeczne, ekonomiczne i polityczne bariery, które utrudniały czarnoskórym Amerykanom uzyskanie pełnej wolności i równości.
Warto zauważyć, że ten okres historii Stanów Zjednoczonych nie był tylko wynikiem działania jednej grupy czy jednej polityki. To był długotrwały proces, w którym elementy religijne, społeczne i polityczne współistniały, tworząc złożony obraz amerykańskiego społeczeństwa. To również czas, w którym narracja o „Zaginionej Sprawie” Konfederacji była promowana przez Południowych liderów religijnych i politycznych, którzy starali się o rewaloryzację starego porządku, w którym biali Amerykanie czuli się „nadzorcami” nad „mniejszymi rasami”.
Z perspektywy współczesnej, choć niektóre elementy społeczne uległy zmianie, nadal mamy do czynienia z wieloma problemami wynikającymi z tej przeszłości. Przeszłość niewolnictwa, segregacji i systemów rasowej opresji nie została w pełni rozliczona i ciągle wpływa na sposób, w jaki społeczeństwo amerykańskie traktuje kwestie równości rasowej i sprawiedliwości społecznej.
Jak definiowano prawdziwego Amerykanina i kto miał prawo nim zostać?
Na początku XX wieku amerykańskie elity polityczne i intelektualne, kierując się rasistowskimi przesłankami oraz pseudonaukowymi teoriami eugeniki i darwinizmu społecznego, dążyły do wykształcenia obrazu „prawdziwego” Amerykanina. Była to odpowiedź na rosnącą falę imigracji z Europy Południowej i Wschodniej oraz Azji, która budziła niepokój u tych, którzy postrzegali Amerykę jako projekt zdominowany przez białych, anglosaskich protestantów.
Komisja Dillinghama, powołana do oceny wpływu imigracji na społeczeństwo amerykańskie, zebrała czterdzieści dwa raporty, które ukazywały wyraźnie ksenofobiczny obraz nowych przybyszy. Promowano obraz obywatela idealnego: silnego fizycznie, urodzonego w kraju, o jasnym kolorze skóry i wyglądzie „białym”. Ceniono zdyscyplinowanie, pracowitość i unikanie bycia ciężarem dla państwa – zarówno poprzez przestępczość, choroby psychiczne, jak i bezrobocie. Wszystko, co odbiegało od tego wzorca, uznawano za zagrożenie.
Poglądy takie miały konkretny wpływ legislacyjny. Ustaw
Jak zmiany demograficzne wpłynęły na ideologię i mobilizację polityczną Tea Party w USA?
Tea Party, ruch polityczny, który wyłonił się w Stanach Zjednoczonych na początku XXI wieku, nie jest tylko ruchem opozycyjnym wobec administracji Baracka Obamy. Jego korzenie tkwią głęboko w długotrwałych procesach zmian demograficznych, które miały miejsce w USA od lat 60. XX wieku, a zwłaszcza w wyniku uchwalenia ustawy o prawach obywatelskich w 1964 roku. Zmiany te, w połączeniu z rozwojem polityki imigracyjnej, wpłynęły na postawy białych konserwatystów, którzy zaczęli odczuwać zagrożenie dla tradycyjnego porządku społecznego.
Ruch Tea Party wyrosły w odpowiedzi na narastającą frustrację białych wyborców, szczególnie tych z południowych stanów, którzy czuli się porzuceni przez Partię Demokratyczną po jej zaangażowaniu w walkę o prawa obywatelskie. Szybka zmiana społeczna, która miała miejsce na tle uchwał takich jak Brown v. Board of Education, sprawiła, że wielu białych Amerykanów zaczęło postrzegać równość rasową jako zagrożenie dla swoich przywilejów. W tym kontekście, główna teza Tea Party – walka o „tradycyjne wartości Ameryki” – stała się synonimem oporu wobec rosnącej liczby mniejszości w kraju, a także wobec postępującej „obcości” w strukturze społecznej.
Przełomowym momentem w tym procesie była kadencja Baracka Obamy, kiedy to wzrosło poczucie zagrożenia wśród białych wyborców. Zwycięstwo pierwszego czarnoskórego prezydenta USA spowodowało, że konserwatyści poczuli się marginalizowani. Obama stał się symbolem zmiany, która wydawała się zagrażać dotychczasowej dominacji białych, protestanckich, konserwatywnych wartości. Tea Party, które wyłoniło się w tym okresie, zaczęło postrzegać prezydenturę Obamy jako wyraz zagrażającej siły, która podważa fundamenty amerykańskiego społeczeństwa.
Członkowie Tea Party byli zaniepokojeni nie tylko przez zmiany w polityce imigracyjnej, ale także przez rosnącą liczbę niebiałych obywateli w USA. W wyniku uchwały o zmianach w prawie imigracyjnym z 1965 roku, która otworzyła drzwi dla imigrantów z Azji i Ameryki Łacińskiej, wielu białych Amerykanów zaczęło dostrzegać niepokojące zmiany demograficzne. Do końca lat 90. XX wieku, a szczególnie po 11 września 2001 roku, obawy o to, że liczba niebiałych obywateli w kraju rośnie, stały się jednym z głównych tematów w kampaniach Tea Party. W ich oczach, nowe grupy imigrantów stanowiły zagrożenie nie tylko dla stabilności gospodarki, ale i dla kulturowego porządku społecznego.
Z perspektywy ekonomicznej, Tea Party formułowało swoją krytykę na zasadzie podziału na „twórców” i „biorców”, co często oznaczało, że imigranci postrzegani byli jako obciążenie dla systemu podatkowego, a nie jako jego wartościowy element. Ta polityczna narracja, skoncentrowana na obawie przed nadmiernym wpływem mniejszości, nie tylko podsycała niechęć do imigrantów, ale również budowała wrażenie, że demokracja amerykańska staje się zdominowana przez obce interesy. Tea Party sprzeciwiało się więc nie tylko nielegalnej imigracji, ale również formalnej legalizacji imigrantów i szeroko rozumianym programom integracyjnym, takim jak DREAM Act, które mogłyby ułatwić życie młodym ludziom wychowanym w USA, ale nie posiadającym pełnego obywatelstwa.
Tym samym, Tea Party, posługując się argumentami o „moralnym porządku” i zachowaniu „tradycyjnych amerykańskich wartości”, stało się swego rodzaju ruchem obrony białego, protestanckiego porządku. Zgodnie z tą logiką, każde zmiany społeczne, które osłabiały tę dominację, były postrzegane jako zagrożenie. Również silnie zarysowane były opory przeciwko poszerzaniu praw mniejszości seksualnych, w tym walce o prawa osób LGBT+, które według Tea Party stanowiły naruszenie „porządku naturalnego”.
Zmiany, które zaszły w USA po wyborze Baracka Obamy, pogłębiły także podział między białymi a mniejszościami. Jak wynika z badań Michaela Teslera, nie tylko czarnoskórzy Amerykanie, ale i Latynosi, zaczęli identyfikować się z Partią Demokratyczną, postrzegając Partię Republikańską jako ugrupowanie reprezentujące interesy białych. Tego typu podziały rasowe i etniczne, które stawały się coraz bardziej wyraźne, tylko wzmacniały retorykę Tea Party. W odpowiedzi na te zmiany, członkowie ruchu zaczęli szerzej stosować pojęcie „białej reakcji”, rozumianej jako reakcja białych obywateli na postrzeganą utratę ich dominującej pozycji w kraju.
Ruch Tea Party, a później jego sympatycy wspierający Donalda Trumpa, zyskał popularność w odpowiedzi na te zmiany demograficzne, które wywołały poczucie niepokoju i lęku przed „utratą” tradycyjnej tożsamości amerykańskiej. Ich walka o zachowanie „idealnej Ameryki” opierała się na tym, że kraj, który kiedyś był w większości biały, stał się coraz bardziej różnorodny i wielokulturowy. Tea Party, w tym kontekście, stanowiło próbę utrzymania tradycyjnych struktur społecznych w obliczu nieuniknionych zmian demograficznych, które były postrzegane jako zagrożenie dla białej tożsamości narodowej.
Jak biali ewangelicy zyskali wpływy w polityce USA?
Biali ewangelicy odegrali kluczową rolę w polityce USA, szczególnie w okresie prezydentury Donalda Trumpa. W sierpniu 2018 roku, podczas spotkania z liderami tej grupy, Trump opisał lewicę polityczną jako zagrożenie, ostrzegając, że Demokraci „odwrócą wszystko, co zrobiliśmy, i zrobią to szybko i brutalnie”, jeśli Republikanie stracą większość w Kongresie. Takie spotkania pokazywały, jak silne wsparcie biali ewangelicy wyrażają wobec Trumpa. Prezentował on siebie jako obrońcę ich interesów, mówiąc o nienawiści i gniewie, które wywołują jego decyzje, jednocześnie podkreślając, że część tej niechęci wynika z jego lojalności wobec ewangelików białych.
Trump wielokrotnie podkreślał, że jego prezydentura daje białym ewangelikom głos, który wcześniej był ignorowany. Zamiast pasywności, ewangelicy zaczęli postrzegać siebie jako aktywnych uczestników polityki, co miało swoje odzwierciedlenie w rosnącym zaangażowaniu. W tym kontekście, szczególnie interesującą grupą okazały się białe kobiety ewangelickie, które stały się fundamentem nowego, bardziej agresywnego konserwatyzmu religijnego. Ich poparcie dla Trumpa, mimo licznych kontrowersji związanych z jego życiem prywatnym, w tym publicznymi zdradami czy nagraniem z Billym Bushem, pokazało, jak głębokie były ich związki z polityką konserwatywną.
Nie można zapominać, że kobiety te nie tylko reagowały na społeczne zmiany, ale również stawały się coraz bardziej aktywne w ruchu politycznym, który angażował religijną retorykę w obronie konserwatywnych wartości. Poparcie dla Trumpa wśród białych ewangeliczek, szczególnie tych regularnie uczęszczających do kościoła, było wyjątkowo silne. Kobiety te, uczestnicząc w spotkaniach organizowanych przez takie grupy jak Concerned Women for America (CWA), zaczęły formułować nową wizję konserwatyzmu, w którym ich rola nie była ograniczona tylko do sfery prywatnej.
CWA, organizacja założona przez Beverly LaHaye, stała się jedną z głównych sił w mobilizacji białych ewangeliczek do polityki. Jej celem było ukazanie, że "feministki nie reprezentują wszystkich kobiet w Ameryce". Z czasem, kobiety ewangelickie zaczęły również promować nową doktrynę zwaną "komplementaryzmem", która podkreślała równą, choć odmienną rolę kobiet i mężczyzn w relacjach rodzinnych. Zamiast tradycyjnego modelu podporządkowania się żony mężowi, który obowiązywał w wielu środowiskach konserwatywnych, komplementaryzm zakładał, że zarówno mężczyźni, jak i kobiety muszą być posłuszni Bogu, ale ich zadania i role mogą się różnić.
W kontekście politycznym, białe kobiety ewangelickie odegrały także ważną rolę w tworzeniu ruchu obrony praw religijnych, który stał się fundamentem tzw. ruchu prawnego chrześcijańskiego (Christian Legal Movement - CLM). Ruch ten koncentruje się na ochronie wolności religijnej w USA, a jego celem jest wpływanie na system prawny w taki sposób, aby bronił tradycyjnych wartości chrześcijańskich, zwłaszcza w kwestiach takich jak małżeństwa jednopłciowe czy prawo do życia.
Pomimo że pojęcie "wolności religijnej" jest często przedstawiane w sposób inkluzywny, to w praktyce CLM działa głównie na rzecz interesów chrześcijan, często kosztem innych religii. Przykładem może być tzw. "wojna o Boże Narodzenie", która miała na celu ochronę tradycji chrześcijańskich w przestrzeni publicznej. Takie działania CLM wzmacniały poczucie zagrożenia wśród ewangelików, którzy postrzegali zmiany społeczne, w tym rosnącą akceptację dla mniejszości seksualnych, jako atak na ich wartości. To przekonanie było wykorzystywane przez organizacje prawne, które starały się zablokować legalizację małżeństw jednopłciowych czy wprowadzenie innych przepisów, które mogłyby być postrzegane jako zagrożenie dla "tradycyjnego" porządku.
Ruch CLM nie ograniczał się jednak tylko do kwestii małżeństw. Skupiał się również na szerszym kształtowaniu społeczeństwa, w którym wartości chrześcijańskie byłyby obecne w każdym aspekcie życia publicznego. Działania te miały na celu nie tylko obronę, ale i promocję religii chrześcijańskiej w przestrzeni publicznej, co miało na celu przeciwdziałanie rosnącemu wpływowi świeckich idei.
Warto zwrócić uwagę na to, że ten dynamiczny rozwój białych ewangelików w polityce USA nie jest tylko wynikiem ich rosnącego zaangażowania, ale również wynikiem coraz większej profesjonalizacji ich działań. Ruchy takie jak CWA czy organizacje CLM stały się dobrze zorganizowane i posiadały silne wsparcie finansowe. Dzięki temu mogły one skutecznie wpływać na decyzje polityczne i prawne, a także kształtować debatę publiczną. Również kobiety ewangelickie, które początkowo były postrzegane jako pasywne uczestniczki tego ruchu, zaczęły pełnić kluczową rolę, stanowiąc filar organizacji i mobilizacji politycznej, której celem było obrona ich wartości i przekonań.
Jak stworzyć nową konstytucję: demokracja, uczestnictwo obywatelskie i obrona przed autorytaryzmem
Jakie nowoczesne materiały fotopolimeryczne umożliwiają tworzenie biodegradowalnych struktur w druku 3D i 4D?
Jak działa interpreter – od analizy składniowej do wykonania programu
Czy pojęcie prawdy w demokracji stało się reliktem przeszłości?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский