Aleksandr Smirnov
MORSKA HISTORIA KOZACZYZNY

Autor wyraża serdeczne podziękowania:

  • pracownikom Rosyjskiego Państwowego Archiwum Marynarki Wojennej,

  • pracownikom Rosyjskiej Biblioteki Narodowej, a w szczególności Alle Nikolaevnie Anufriewej,

  • pracownikom Rosyjskiego Państwowego Archiwum Historii Wojskowej,

  • historykom kozactwa: Włodzimierzowi Tichonowiczowi Nowikowowi i Andriejowi Aleksandrowiczowi Głuchowowi-Wietłuszkich,

  • historykowi floty – Witalijowi Dmitrijewiczowi Doceńko za pomoc w zbieraniu materiałów do tej książki,

  • deputowanemu Dumy Państwowej G. Tomczinowi za to, że spory z nim skłoniły mnie do napisania tego dzieła.

Od autora
Książka, którą trzymasz w rękach, ma swoją kontrowersyjną historię. W 2003 roku została wydana w Petersburgu pod tytułem „Kozacy – stan morski”. Jej wydanie odbyło się dzięki sponsorowaniu przez wydawnictwo „Złoty Wiek”, w nakładzie 1000 egzemplarzy. Od razu powiem: do czytelników dotarło około 800 egzemplarzy. Na obszarze Wojska Donowego została przyjęta, delikatnie mówiąc, niezbyt entuzjastycznie. Opowiadano o niej w telewizji, drukowano recenzje w gazetach… W 2005 roku autor tej książki został uznany laureatem konkursu literackiego, poświęconego 100-leciu urodzin M. A. Szolochowa.

Jednak była również krytykowana z jadem żmijowego ukąszenia. Za to, że udowodniono w niej historyczne korzenie rodu kozackiego obecnego Atamana Wojska Donowego – to się nie podobało. Za to, że jej treść i wnioski przewróciły tradycyjne poglądy na historię kozactwa, które w szczególności były utrzymywane wśród kierownictwa Muzeum Historii Donowego Kozactwa w Nowoczerkasku… Za to, że nazywała kozaków „stanem”, a niektórzy kozacy XXI wieku chcieliby nazywać siebie „narodem”… Wydawało się, że krytykują ją tylko dlatego, że w ogóle się ukazała! W księgarniach obwodu rostowskiego była traktowana jak makulatura – „swoją ciężko sprzedać”. W kraju kozackim nikt jej nie potrzebował. Paradoks? Mistyka?

A potem, w gorący lipcowy dzień 2005 roku nad rzeką Don, w pobliżu stanicy Jelisanowskiej, autor dokonał „pogańskiego ofiarowania”: w rozpaczy utopił w wodach kozackiej rzeki 170 egzemplarzy książki o morskich kozaczkach. Przysiągł więcej nie pisać na ten temat i opuścił ręce (w sensie dosłownym i przenośnym), kiedy opadły ostatnie krople wody od utopionej książki.

Książka o morskiej chwale kozactwa utonęła, poszła na dno, do szczątków tych, o których była napisana. Elektroniczna wersja również została utracona. Wydanie jej ponownie okazało się wielką trudnością. I nagle, kiedy nadzieja już całkowicie zatonęła…

Mistyka? Ale wydaje mi się, że książkę, która zatonęła, przeczytali „tam”. Ci żeglarze-kozacy i ich atamanowie, których dusze na zawsze kąpią się w wodach Morza Azowskiego i Czarnego, gdzie książka popłynęła z prądem cichego Donu. I zatwierdzili. Dlatego moskiewskie wydawnictwo o historyczno-rzecznym tytule „Jauza” wydaje ją na świat.

Na podstawie materiałów „ożywionej” książki, w Kronsztadzie, w miejscu zwycięstwa kozackich wojsk nad szwedzkimi okrętami, które miało miejsce 350 lat temu – 22 lipca 1656 roku, w lipcu 2006 roku wzniesiono prawosławny krzyż.

Aleksandr Smirnow, sotnik Wojska Donowego
Sam jestem z kozackich Azowów.
Mój prapradziadek ze strony ojca w 1862 roku został wysłany przez Krąg Kozaków Azowskiego Wojska do Imperatora Aleksandra II, by przekazać petycję azowskich kozaczków o nieprzesiedlanie ich z brzegów Morza Azowskiego na Kaukaz, o nieprzenoszenie ich do stanu mieszczan, ale pozwolenie im pozostać kozakiem. Prośba została uwzględniona przez Cesarza i od lat 60. XIX wieku pod miastem Azow żyją i służą Rosji kozacy Donowi – Wodolaccy.

Kozacy Azowscy – morscy, to w przeszłości zaporoscy, którzy wrócili z Turcji na służbę u Imperatora Mikołaja I. To właśnie zaporoskie korzenie wyjaśniają moje nazwisko, które jest nietypowe dla donskiego ucha kozackiego. Nazwiska u zaporoszczyków pochodziły od cech osobistych ich nosicieli, szczególnych znaków zewnętrznych, różnic w jakiejkolwiek pracy. Nazwisko mojego prapradziadka w połowie XIX wieku brzmiało Wodolański (z czasem wymowa została uproszczona, zmieniając trudny do wymówienia sufiks). Widać, że przodkowie mojego przodka wzywanego do cara na Zaporożu nazywali się „Wodolażami” – czyli potrafili dobrze chodzić po morzu lub pod wodą. A przecież zaporoscy kozacy mieli liczną i zwycięską flotę morską, której istnienie było niemożliwe bez wyszkolonych do nurkowania kozackich marynarzy.

Ale nie tylko mój prapradziadek okazał się marynarzem. Wszystkie dawne kozackie wojska – Donowe, Zaporosko-Kubańskie, Terskie i Jaickie – to nie narody górsko-stepowe, a właśnie morskie. Nie z stepy ku morzu, lecz z jego brzegów w głąb lądu przebiegał ruch kozactwa w okresie od XIV do XVIII wieku.

O tym, i nie tylko o tym, można przeczytać w książce sotnika Wojska Donowego Aleksandra Smirnowa „Morska Historia Kozactwa”. Książka obejmuje i opisuje morską historię kozactwa od XIV wieku do 1918 roku. Okazuje się, że nowa historia kozactwa Donowego jest daleka od kawaleryjskiego absolutu. Kozacy Donowi dali flocie Imperium Rosyjskiego pięciu admirałów, w tym Naczelnego Wodza Rosji, wiceadmirała A. W. Kołczaka (syn kozaczki donowej i wnuk kozaka wojskowego Buzkiego). Pierwszym kozakiem donowym – kawalerem orderu Świętego Jerzego IV stopnia w XX wieku nie był oficer kawalerzysta, lecz porucznik floty M. K. Bachiriew – późniejszy admirał, bohater bitwy pod Moonsundem. W 1918 roku ustanowiono flagę Wszechwielkiego Wojska Donowego, której niestety nie ma w Muzeum Historii Donowego Kozactwa. I to kozacy Donowi są autorami unikalnego przypadku w historii wojskowej: w 1854 roku pod Taganrogiem kawaleria zdobyła okręt wojenny brytyjskiej floty. Jednak nie ma jeszcze ani pomnika, ani krzyża upamiętniającego to wydarzenie.

Ale być może tej jesieni w Kronsztadzie, z okazji 350-lecia zwycięstwa floty donów nad eskadrą floty szwedzkiej w Zatoce Fińskiej, zostanie postawiony pomnikowy krzyż. Projekt ten, ponownie z inicjatywy autora tej książki, jest rozpatrywany przez Administrację Petersburga.