Zrozumienie reprezentacji jako funkcji pozwala uchwycić normatywny aspekt intencjonalności. Problem fałszywej reprezentacji oraz indeterminizmu treści mogą zostać rozwiązane dzięki koncepcji funkcji. Jednak samo uznanie reprezentacji za rodzaj funkcji nie wystarcza, by w pełni wyjaśnić ją w ramach naturalistycznego podejścia, ponieważ funkcja jest pojęciem teleologicznym. Z jednej strony, funkcja zawiera w sobie normatywność – coś działa poprawnie lub nie – co przenosi pytanie o normatywność intencjonalności na poziom funkcji, a więc nie stanowi wyjaśnienia, lecz powtórzenie problemu. Z drugiej strony, naturalizm – zgodnie z dziedzictwem Kartezjusza – wyklucza teleologię z naukowego opisu zjawisk naturalnych. Konieczne jest zatem naturalistyczne uzasadnienie normatywności funkcji, czyli „znaturalizowanie” samego pojęcia funkcji.
W przypadku artefaktów wyjaśnienie ich funkcji jest intuicyjnie zrozumiałe: zostały zaprojektowane w celu realizacji określonej funkcji. Ekspres do kawy służy do parzenia kawy, młotek do uderzania. Również pewne znaki uzyskują swoją funkcję reprezentacyjną w podobny sposób – poprzez konwencję i użycie. Ludzie wykorzystują obserwowalne korelacje naturalne do ustanowienia relacji reprezentacyjnych: liczba słojów drzewa reprezentuje jego wiek, dym – obecność ognia, a żółknące liście – nadchodzącą jesień. Jednak odwoływanie się do interpretacji użytkowników nie rozwiązuje problemu – przesuwa jedynie pytanie o źródło „o czymśności” (aboutness) reprezentacji na poziom intencjonalności umysłu, która sama wymaga wyjaśnienia. Intencjonalność, jako cecha konstytutywna umysłu, jest właśnie tym, co należy objaśnić.
Naturalistyczne podejścia próbują wyjaśnić normatywność reprezentacji poprzez analogię do funkcji biologicznych. Kluczowe jest tu tzw. ujęcie etiologiczne funkcji, którego początki sięgają Wrighta (1973), a rozwinięcia zawdzięczamy m.in. Millikan. Funkcja jest rozumiana jako efekt, dla którego dana cecha została wybrana w przeszłości – funkcja jest zatem historycznym efektem selekcji. Dany element ma funkcję F, jeśli powstał jako reprodukcja wcześniejszych egzemplarzy, które faktycznie realizowały F i dzięki temu zostały zachowane. Funkcja jest zatem „efektem wybranym” – selected effect.
Przykładowo: wykrywacz metalu należy do rodziny replik wykrywaczy, które działały skutecznie w przeszłości, wykrywając metal – i to dlatego istnieje. Serce istnieje, ponieważ wcześniejsze serca pompowały krew – funkcja ta przyczyniła się do przeżycia ich nosicieli, a więc została wyselekcjonowana. Kluczową zaletą tej teorii jest ominięcie problemu teleologii „od przyszłości” – zamiast mówić, że coś istnieje, by pełnić funkcję w przyszłości, mówimy, że istnieje, ponieważ pełniło ją w przeszłości.
W przeciwieństwie do artefaktów, których funkcje są projektowane, funkcje cech biologicznych nie mają projektanta – są rezultatem ślepej selekcji naturalnej. Funkcja biologiczna jest zatem efektem działania mechanizmów ewolucyjnych: jeśli dana cecha przyczyniła się do tzw. fitness inkluzywnego przodków organizmu (mierzonego liczebnością potomstwa), została zachowana. To pozwala na naturalistyczne ujęcie funkcji, wolne od intencjonalności czy celowości. W ten sposób również reprezentację można naturalizować: znak ma funkcję reprezentowania danego zdarzenia, ponieważ użytkownicy, którzy stosowali ten znak w tym celu, osiągali większy sukces reprodukcyjny.
Tak powstaje teleosemantyka – rodzina teorii, która wyjaśnia normatywność znaczenia przez odniesienie do wybranych funkcji. Jednak teoria ta napotyka istotne problemy. Po pierwsze, historia selekcyjna nie jest konieczna do przypisania funkcji – tzw. „zarzut bagiennego człowieka” (swampman). Bagienny człowiek, powstały przypadkowo, bez historii ewolucyjnej, jest doskonałą fizyczną kopią innej osoby – i choć nie ma selekcyjnej przeszłości, trudno odmówić mu funkcji biologicznych. Jego serce pompuje krew, jego mózg reprezentuje – tak jak u oryginału. To podważa konieczność selekcyjnej historii dla istnienia funkcji.
Po drugie, historia selekcji nie jest wystarczająca. Czasem można przypisać funkcję bez znajomości historii selekcji – ludzie wiedzieli, że serce pompuje krew, zanim poznali mechanizmy ewolucji. Z kolei inne cechy, jak oczy ryb żyjących w ciemnych jaskiniach, pierwotnie służyły widzeniu, ale dziś nie pełnią tej funkcji. Podobnie z wyrostkiem robaczkowym – jego pierwotna funkcja została utracona. Zatem historia selekcji ani nie jest konieczna, ani wystarczająca epistemologicznie do poznania funkcji.
Po trzecie, teoria ta może być zbyt uproszczona dla bardziej złożonych przypadków. Mechanizmy ewolucyjne są znacznie bardziej złożone niż ujęcie „cecha – efekt – selekcja”. Cecha może pełnić wiele funkcji, nie zawsze zgodnych z tymi, dla których została wybrana. Skrzydła ptaków służą zarówno do latania, jak i do termoregulacji – a u pingwinów funkcja latania została utracona, mimo że skrzydła pozostały. To pokazuje, że funkcja aktualna nie zawsze pokrywa się z funkcją wyselekcjonowaną. Takie przypadki domagają się bardziej finezyjnych narzędzi teoretycznych niż klasyczna teleosemantyka.
Znaczenie reprezentacji, choć możliwe do ujęcia w kategoriach funkcji, wymaga więcej niż tylko odniesienia do przeszłości ewolucyjnej. Historia selekcji może wyjaśniać, skąd funkcje się biorą, ale nie zawsze wystarcza, by uchwycić ich aktualną rolę lub złożone formy znaczenia. Trudność polega na pogodzeniu historycznego charakteru funkcji z aktualną użytecznością reprezentacji i ich kontekstem interpretacyjnym.
Ważne jest również uwzględnienie roli konwencji i społecznego uczenia się w utrwalaniu funkcji reprezentacyjnych, szczególnie u ludzi. Nie wszystkie znaki są wyselekcjonowane biologicznie – wiele z nich utrzymuje się dzięki kulturowej transmisji, co otwiera problematyczny obszar między funkcją biologiczną a funkcją społeczną. Znaczenie może zatem opierać się zarówno na selekcji naturalnej, jak i na mechanizmach kulturowych. Dodatkowo, teoria funkcji powinna brać pod uwagę plastyczność poznawczą – zdolność organizmów do nadawania nowych funkcji istniejącym strukturom, co pozwala adaptować się do zm
Jak język odnosi się do rzeczywistości? Hierarchia odniesień w semiotyce języka
Język jest zjawiskiem niezwykle złożonym, a jego relacja z rzeczywistością — wielowymiarowa i niejednoznaczna. Może on odnosić się do konkretnych, istniejących przedmiotów, ale też do abstrakcyjnych pojęć takich jak „trójkąt” czy „funkcja”, a nawet do bytów fikcyjnych, jak „Harry Potter” czy „Śródziemie”. Dodatkowo, często używamy języka w sposób, który nie odpowiada dosłownemu znaczeniu słów — ironia, metafora czy inne figury retoryczne zmieniają kontekst i funkcję znaków językowych. Zrozumienie, jak działa odniesienie i znaczenie w języku, jest fundamentalne dla filozofii języka, filozofii umysłu oraz kognitywistyki.
Tradycyjne teorie języka często opierają się na tzw. metaforze mapy, zakładając dwuczłonowy model, w którym znaki językowe bezpośrednio „mapują” rzeczywistość według ustalonych reguł logicznych lub matematycznych. Ten obraz języka jako kodu, gdzie symbole ściśle odpowiadają elementom świata, prowadzi do pytania o to, jakie konkretnie reguły determinują tę mapę i jak są one stosowane w praktyce komunikacyjnej. Takie podejście jest jednak niewystarczające, by wyjaśnić pełnię zjawisk językowych.
Alternatywą jest podejście semiotyczne, inspirowane pracami Charlesa Sandersa Peirce’a oraz Terrence’a Deacona. W tym ujęciu odniesienie językowe nie jest jednopoziomowe. Symboliczne odniesienie, którym posługuje się język, jest hierarchicznie zbudowane na odniesieniach indeksykalnych (wskazujących) oraz ikonach (reprezentacjach podobieństwa). Dopiero rozpatrzenie tej złożonej struktury pozwala na pełne zrozumienie relacji między sensem a odniesieniem.
Przykładem ilustrującym tę dynamikę jest tzw. funkcja mapująca w semantyce biologicznej, jaką proponuje Ruth Millikan. Język, w jej ujęciu, to system znaków biologicznych, ukształtowany przez ewolucję, który pełni funkcje komunikacyjne poprzez przekazywanie informacji. Kluczowa jest tu idea funkcji mapującej, która łączy elementy języka z elementami świata w sposób systematyczny i konwencjonalny — podobnie jak ruch tańczącej pszczoły wskazującej kierunek i odległość nektaru. W tym przypadku zmienne, takie jak kąt i czas trwania ruchu, są symbolami wskazującymi na konkretne lokalizacje w przestrzeni. Stabilność funkcji mapującej zależy od skuteczności realizacji tej konwencjonalnej roli.
Język ludzki charakteryzuje się znacznie większą złożonością i wielością zmiennych, co sprawia, że proste funkcje matematyczne nie są w stanie uchwycić całego zakresu odniesień. Symboliczne odniesienia językowe wymagają kontekstu, który łączy znaki z ich znaczeniem i światem, tworząc złożony system relacji indeksykalnych i symbolicznych.
Ważne jest zrozumienie, że sens i odniesienie w języku nie są niezależnymi bytami, lecz wynikają z interakcji między różnymi poziomami semiotycznej struktury. Znaki językowe, aby mieć znaczenie, muszą być osadzone w kontekście, który umożliwia ich interpretację i odniesienie do świata. Zatem tradycyjne spojrzenie na język jako prostą mapę rzeczywistości jest zbyt uproszczone.
Ponadto, język nie tylko opisuje świat, ale też go współtworzy, wpływając na nasze postrzeganie i poznanie rzeczywistości. Dlatego rozumienie języka wymaga nie tylko analizy symboli, lecz także ich funkcji w komunikacji, kontekstu użycia oraz społecznych i biologicznych uwarunkowań.
Endtext
Czym różnią się znaki ikoniczne, indeksalne i symboliczne – i dlaczego ma to znaczenie?
Znaki nie są czymś danym, lecz stają się znakami w akcie interpretacji. Żaden obiekt sam z siebie nie jest ikoną, indeksem czy symbolem – zostaje tak odczytany w zależności od sposobu, w jaki działa na interpretatora. Tym samym, kiedy mówimy, że coś jest znakiem danego typu, to mamy na myśli, że zostało zaprojektowane – przez ewolucję, naukę bądź intencję człowieka – w sposób, który sprawia, że zostanie tak właśnie zinterpretowane. Sam nośnik znaku narzuca jedynie pewne ograniczenia – fizyczne, ewolucyjne czy intencjonalne – lecz nie determinuje jego znaczenia.
Aby analizować znaki jako reprezentacje czegoś innego, należy najpierw rozróżnić ich cechy prezentacyjne od cech reprezentacyjnych. Cechy prezentacyjne to właściwości znaku jako istniejącego obiektu – jego fizyczna postać, czasoprzestrzenna obecność czy jakościowy charakter. Są one podstawą tego, że znak może reprezentować coś innego – stanowią „grunt” znaku. Z tej podstawy wyprowadzona zostaje jego funkcja reprezentacyjna – czyli to, co znak oznacza.
Na podstawie cech prezentacyjnych, Peirce wyróżnia trzy typy znaków: qualisigny, sinnsigny i legisigny. Qualisign to znak, którego reprezentacyjność opiera się na jakościowym charakterze – np. czerwoność ognia, chłód lodu czy ciężar ołowiu. Sinnsign to konkretna instancja znaku – coś, co istnieje tu i teraz, jak dym w danym miejscu i czasie, będący znakiem ognia. Legisign natomiast jest znakiem opartym na konwencji – np. słowo „pies”, którego znaczenie nie zależy od fizycznych właściwości jego zapisu, lecz od społecznego porozumienia.
Z kolei, ze względu na sposób reprezentowania obiektu, Peirce dzieli znaki na ikony, indeksy i symbole. Ikona to znak, którego cechy prezentacyjne są podobne do cech obiektu – jak portret podobny do przedstawianej osoby, czy mapa podobna w strukturze do odwzorowanego terenu. Indeks to znak, który jest przestrzennie, czasowo lub przyczynowo powiązany z obiektem – jak dym z ogniem, wiatrak z wiatrem czy dźwięk dzwonka z pokarmem u psa Pawłowa. Symbol zaś opiera się na konwencji – jego związek z obiektem jest arbitralny, niezależny od jego właściwości fizycznych. Przykładem są słowa języka, symbole religijne, znaki organizacyjne.
Zestawiając te dwa podziały – na podstawie cech prezentacyjnych i reprezentacyjnych – otrzymujemy sześć typów znaków: ikoniczny qualisign, ikoniczny sinnsign, ikoniczny legisign, indeksalny sinnsign, indeksalny legisign oraz symboliczny legisign. Nie wszystkie kombinacje są możliwe – qualisign nie może być indeksem, ponieważ nie zawiera w sobie czasoprzestrzennej konkretności wymaganej dla indeksu. Podobnie qualisign nie może być symbolem, ponieważ jego cecha prezentacyjna nie jest konwencjonalna. Sinnsign, jako pojedyncze zdarzenie, nie może pełnić funkcji symbolicznej, ponieważ nie opiera się na regule.
Filozofia języka często nie rozróżnia tych cech, przez co znaki są klasyfikowane błędnie. Przykładowo, sygnały zwierzęce, jak taniec pszczół, to indeksalne sinnsigny – są one obecne w określonym czasie i miejscu, a ich cechy prezentacyjne – długość trzęsienia i kierunek głowy – są kontyngentne z miejscem nektaru. Istnieje relacja izomorfii pomiędzy tym, jak pszczoła się porusza, a tym, gdzie znajduje się pożytek – np. kąt wobec słońca wskazuje kierunek, a czas trwania ruchu – odległość.
Mapa to przykład ikonicznego legisignu – jej forma jest konwencjonalna, ale strukturalnie podobna do terenu, który reprezentuje. Kształty i figury geometryczne na mapie nie mają znaczenia jako konkretne fizyczne obiekty, lecz jako elementy systemu konwencji, który odwzorowuje przestrzeń.
Różne typy odniesienia nie są względem siebie niezależne. Interpretacja symboliczna zależy od interpretacji indeksalnej, a ta z kolei – od ikonicznej. Symbol nie może funkcjonować bez uprzedniego rozpoznania indeksów, a indeks – bez podstawowego poziomu ikonicznego rozpoznania podobieństwa. Taniec pszczół staje się zrozumiały tylko wtedy, gdy inne pszczoły potrafią rozpoznać podobieństwo między kątem tańca a kierunkiem słońca względem nektaru. To warstwa ikoniczna umożliwia indeksalność, a dopiero na niej można zbudować system symboliczny.
Dlatego nie można traktować sygnałów zwierzęcych i języka jako różnych przejawów tej samej abstrakcyjnej zasady. Ich fundamenty są jakościowo odmienne. Sygnały zwierzęce są osadzone w czasie i przestrzeni, oparte na relacjach przyczynowych i podobieństwach. Język natomiast, jako system symboliczny, bazuje na arbitralnych regułach, oderwanych od fizycznego kształtu znaków. Jednak nawet język – jako złożony konstrukt kulturowy – wymaga niższych poziomów interpretacyjnych. Nie da się rozumieć słów bez wcześniejszego zrozumienia gestów, wskazań czy relacji przestrzennych. Znaczenie jest wynikiem warstwowego przetwarzania – od ikonicznego, przez indeksalne, aż po symboliczne.
Warto dodać, że te poziomy nie funkcjonują w izolacji, lecz tworzą strukturę asymetrycznej zależności, gdzie każdy wyższy poziom semiozy wymaga stabilności i zrozumiałości poziomu niższego. Analizując systemy komunikacyjne – zarówno u ludzi, jak i u zwierząt – trzeba brać pod uwagę tę strukturę zależności. Bez niej, nie tylko nie zrozumiemy, jak działają znaki, ale też nie dostrzeżemy różnicy między sygnałem a znaczeniem.
Jak język symboliczny tworzy i utrzymuje odniesienie bez bezpośredniego kontaktu z rzeczywistością?
Słowo „pies” nie funkcjonuje jedynie jako etykieta wyznaczająca zwierzę, lecz odnosi się do konkretnego bytu poprzez kontekst, w którym jest używane. W zdaniu „Pierwszym żywym stworzeniem, które okrążyło Ziemię, był pies” – słowo „pies” wskazuje na konkretną postać, Laikę, wysłaną na orbitę w 1957 roku przez Związek Radziecki. W ten sposób referencja symboliczna wyłania się z osadzenia znaku w złożonej strukturze językowej.
Niektóre nazwy własne wydają się mieć bezpośrednią funkcję indeksykalną – „George Washington” nie pozostawia wątpliwości co do swojego referenta. Jednakże teoria przyczynowo-historyczna Kripkego (1980) pokazuje, że odniesienie nazwy własnej opiera się na łańcuchu przyczynowo-historycznym, który łączy nazwę z pierwotnym zidentyfikowaniem i nazwaniem obiektu. Ten łańcuch musi być utrzymywany, aby nazwa zachowała swoje odniesienie, lecz ta teoria nie wyjaśnia w pełni drugiej istotnej cechy symbolicznej referencji.
W przeciwieństwie do indeksów, które funkcjonują niezależnie, język charakteryzuje się uniwersalną gramatyką, która umożliwia systematyczność i generatywność. Na przykład, małpy vervet wykorzystują trzy odrębne sygnały dla różnych drapieżników, które nie są powiązane ze sobą ani nie tworzą systemu meta-sygnalizacji. Język ludzki natomiast to system łączący elementy na różnych poziomach: litery budują słowa, słowa – frazy, frazy – zdania, a zdania – akapity. Ta strukturalna złożoność umożliwia niemal nieskończoną kreację nowych znaczeń, co jest kluczową cechą języka według Chomsky’ego.
Zrozumienie symbolicznej referencji wymaga jednak spojrzenia głębiej niż tylko na jej powierzchowne cechy. Według interpretacji Deacona opartej na semiotyce Peirce’a, symbole są osadzone w bogatej infrastrukturze semiotycznej, gdzie bardziej podstawowe relacje – ikon i indeks – tworzą fundament, na którym budowana jest symboliczna referencja. Symboliczna referencja hierarchicznie opiera się na indeksach, a te z kolei na ikonach. Problem symbolicznego osadzenia polega na tym, jak formy ikoniczne i indeksykalne, które mają bezpośredni związek ze swoimi referentami, mogą posłużyć do stworzenia systemu komunikacji opartego na znakach niezwiązanych bezpośrednio z rzeczywistością – symbolach.
Proces interpretacji symbolu jako legisignu wymaga przejścia od bezpośredniego, konkretnego odniesienia do abstrakcyjnych relacji między znakami. Symbol, taki jak zdanie, może stracić swoją bezpośrednią kompetencję referencyjną, ale nie traci potencjału reprezentacyjnego, ponieważ jego moc znaczeniowa rozkłada się na relacje z innymi symbolami. Na przykład, w zdaniu „Pies ma cztery nogi” słowo „A” wskazuje na „pies”, co tworzy system wzajemnych odniesień, mimo że zdanie to jest opisem nieokreślonym i nie ma jednoznacznego, konkretnego referenta.
Symboliczny system językowy jest więc rozproszoną siecią indeksów, w której pojedynczy znak uzyskuje znaczenie dzięki swym relacjom z innymi znakami, a te relacje wyrażają się m.in. w gramatyce i składni. Taka sieć daje symbolom pewien stopień autonomii – w przeciwieństwie do ikon czy indeksów, symbole nie opierają swej reprezentacyjnej mocy na bezpośrednim kontakcie ze światem.
Ta zmiana interpretacyjna nie polega na uczeniu się czegoś zupełnie nowego ani na stosowaniu wcześniejszych doświadczeń do nowych sytuacji. To raczej „oduczenie się”, co Deacon określa jako „insight”, czyli odkrycie nowego sposobu rozumienia. Kompetencja symboliczna jest zatem nie tyle uczona, ile odkrywana.
Proces nauki języka obcego dobrze ilustruje tę transformację. Na początku uczący się zapamiętują proste frazy i słowa, tłumacząc je na język ojczysty. To jest etap interpretacji indeksykalnej, gdzie poszczególne elementy drugiego języka odpowiadają elementom języka rodzimego. Dopiero później pojawia się zrozumienie systematycznej relacji między językami – strukturalnej mapy, która umożliwia rozumienie i użycie języka w sposób symboliczny.
Warto zauważyć, że brak dosłownej, liniowej korespondencji między językami nie przeszkadza w opanowaniu ich struktury. Kluczowa jest zdolność do uchwycenia i operowania abstrakcyjnymi relacjami między znakami, a nie tylko prostymi odpowiednikami. To właśnie ta zdolność pozwala językowi pełnić funkcję symbolu, który może oderwać się od bezpośredniego świata fizycznego i operować w sferze idei, konceptów i złożonych komunikatów.
Endtext
Czy informacja to wyłącznie statystyka, czy też znaczenie? Spór między Shannonem, Carnapem a Dretskem
Teorie informacji rozwijane przez Bar-Hillela i Carnapa stanowiły ambitną próbę przeniesienia pojęcia informacji z czysto technicznego gruntu teorii sygnałów Shannona na teren semantyki. W przeciwieństwie do Shannona, który traktował informację jako ilościową miarę nieprzewidywalności sygnałów w sekwencji transmisji, Bar-Hillel i Carnap poszukiwali miary treści informacyjnej zdań w kontekście logiczno-epistemologicznym. Zamiast liczyć częstość sygnałów, opierali się na indukcyjnej prawdopodobności zdań, rozważanych jako opisy stanów wszechświata.
Treść informacyjna zdania miała być mierzona liczbą zdań, które to zdanie wyklucza. Im więcej zdań dane zdanie wyklucza, tym więcej informacji zawiera. Choć formalnie ich metoda była zbieżna z równaniami Shannona, nie odnosiła się do sygnałów, lecz do znaczenia. Jednak ten projekt teoretyczny okazał się problematyczny.
Najpierw, pojawiły się intuicyjne trudności logiczne. Zdanie tautologiczne (np. „jeśli pada, to pada”) zawiera zero informacji, ponieważ niczego nie wyklucza. Z kolei zdanie sprzeczne (np. „pada i nie pada”) — paradoksalnie — zawierać miałoby maksimum informacji, gdyż wyklucza każde inne zdanie. Floridi nazwał ten problem paradoksem Bar-Hillela-Carnapa. Problem w tym, że zdania sprzeczne nie są uznawane za nośniki informacji w sensie epistemicznym. Co więcej, wiele dowodów matematycznych ma strukturę tautologii, a jednak ich odkrycie dostarcza nam realnej wiedzy.
Druga trudność dotyczy założeń samej teorii. System oparty był na logice zdań pierwszego rzędu i zakładał skończoną liczbę możliwych stanów wszechświata. To założenie budzi wątpliwości — kombinacje cech i własności świata mogą być potencjalnie nieskończone, co prowadzi do paradoksu: dowolny sygnał może nieść nieskończoną ilość informacji, jeśli nie mamy jasno zdefiniowanej klasy odniesienia.
Na tym tle pojawia się alternatywa w postaci teorii semantycznej Freda Dretskego. Dretske próbował naturalizować pojęcie znaczenia przez odniesienie do relacji nomicznych (prawidłowości praw przyrody). Informacja miała być definiowana jako relacja warunkowa: sygnał r niesie informację, że s jest F, jeśli przy założeniu r i wiedzy k, prawdopodobieństwo, że s jest F, wynosi 1, podczas gdy przy samym k było niższe niż 1.
To oznacza, że między sygnałem a stanem rzeczy, o którym informuje, musi zachodzić konieczny związek — regularność prawidłowa (nomiczna). Sama korelacja, nawet jeśli statystycznie wysoka, nie wystarcza. Dretske rozróżniał też informację zawartą w sygnale od tej, którą odbiorca faktycznie wyodrębnia — zależy to od jego wiedzy uprzedniej (tzw. „k”).
Jednak i ta teoria napotkała krytykę. Główny problem dotyczy wymogu, aby prawdopodobieństwo warunkowe wynosiło dokładnie 1. To zbyt rygorystyczne — organizmy żywe, podejmujące decyzje na podstawie sygnałów, nie potrzebują pewności, a jedynie wystarczająco silnej korelacji. Dla królika sygnał obecności drapieżnika nie musi być nieomylny, by był użyteczny — wystarczy, że zwiększa szanse przetrwania. W przyrodzie dominują związki statystyczne, nie nomiczne: prawa fizyki, jak termodynamika czy mechanika kwantowa, także nie oferują stuprocentowej determinacji.
Właśnie dlatego teorie, które próbują definiować informację tylko przez nomiczne związki, pomijają aspekt funkcjonalny i praktyczny odbioru. Informacja to nie tylko to, co sygnał logicznie implikuje — ale także to, co odbiorca jest w stanie wyodrębnić i zastosować, przy uwzględnieniu własnej wiedzy i kontekstu.
Sygnały, jak pisał Dretske, są „ciężarne informacją”, niosą wiele możliwych treści, z których tylko niektóre zostają efektywnie rozpoznane. Relacja zagnieżdżenia informacji — gdzie jedna treść informacyjna zawiera się logicznie lub nomicznie w drugiej — pozwala rozpoznać warstwową strukturę znaczeń w sygnałach. Ale różnica między informacją potencjalną a efektywną, między tym, co w sygnale, a tym, co w odbiorze, pozostaje kluczowa.
W związku z tym warto dostrzec, że informacja to nie tylko relacja logiczna czy statystyczna. To również zdolność do powodowania zmiany stanu poznawczego odbiorcy. Każda teoria informacji, która abstrahuje od roli odbiorcy, kontekstu, wiedzy uprzedniej i pragmatycznego wymiaru rozumienia, pozostaje niepełna.
Jak Narcystyczna Osobowość Donalda Trumpa Kształtowała Jego Politykę i Działania
Jak zgłębić teorię liczb: Wprowadzenie do klasycznych zagadnień matematycznych
Jak Zmniejszyć Ryzyko Cukrzycy Typu 2 za pomocą Ayurwedy
Jak Ku Klux Klan zbudował swoją potęgę w latach 20. XX wieku i jakie były tego skutki?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский