W trakcie swoich badań autorzy odkryli, że choć zaawansowane operacje ankietowe zostały zinstytucjonalizowane w Białym Domu, to różnice w ich wykorzystaniu przez poszczególnych prezydentów są znaczne. Reagan i Clinton wykorzystywali je w największym stopniu, podczas gdy Carter i G.H.W. Bush stanowili przykład przeciwny. Z kolei Tenpas i McCann (2007) modelowali wydatki na ankiety prezydenckie w czasie, korzystając z miesięcznych danych. Okazało się, że prezydenci nie różnią się znacząco pod względem średnich miesięcznych wydatków na badania opinii publicznej, choć zdecydowanie więcej przeznaczają na wewnętrzne ankiety w miesiącach intensywnej kampanii wyborczej. Ponadto wskazali, że wydatki na ankiety rosną w trakcie każdej kadencji prezydenckiej, a czynniki takie jak spadek poparcia i nadchodzące wybory skłaniają prezydentów, od Forda do G.W. Busha, do częstszego korzystania z badań opinii publicznej.
W kontekście stałej kampanii wyborczej, jej kluczową rolę odgrywają konsultanci polityczni. Ich rola w polityce zmieniała się znacząco na przestrzeni lat. Kiedy konsultanci polityczni zaczynali swoją działalność w latach 30. XX wieku, często byli postrzegani jako manipulujący opinią publiczną, niemalże w sposób nieuczciwy. Z kolei badania polityczne wskazują, że reklamy telewizyjne mają niewielki wpływ na decyzje wyborcze i ich efekty szybko się ulatniają. Vavreck i Sides (2014) zauważają, że wyniki wyborów są w dużej mierze efektem czynników, nad którymi kampanie wyborcze mają niewielką kontrolę, a tak zwane „przełomowe momenty” są rzadkie. Co ciekawe, Sheingate (2016) zauważa, że przemiany branży konsultingowej są raczej efektem rosnącego finansowania politycznego niż realnej skuteczności działań konsultantów. W kampanii prezydenckiej w 2016 roku wydano ponad 6 miliardów dolarów na usługi firm konsultingowych.
Jednak wśród zwycięzców tej strategii nie wszyscy okazywali się skuteczni. Kampania Ted'a Cruza wydawała się najdroższa, bowiem zapłacił 6 milionów dolarów za usługi jednej z najnowocześniejszych firm zajmujących się analizą danych wyborczych. Kampania Marco Rubio i jego afiliacji pochłonęła 105 milionów dolarów, a Ben Carson wydał 78 milionów. Jeb Bush z kolei zainwestował 139 milionów dolarów, zarówno w swoją kampanię, jak i Super Pac. Pomimo takich wydatków, Bush zakończył swoją kampanię po trzech prawyborach, zdobywając zaledwie cztery delegatów i jedynie 3% głosów w stanach, w których rywalizował. Kampania okazała się kompletnym fiaskiem, mimo potężnego wsparcia finansowego.
W ciągu lat koncepcja „stałej kampanii” poszerzyła się, obejmując nie tylko konsultantów i wykorzystanie badań opinii publicznej przez prezydentów, ale również szerszą komunikację polityczną. Współczesne kampanie oparte są na ciągłym stosowaniu strategii językowych i komunikacyjnych, charakterystycznych dla kampanii wyborczych, nawet będąc już u władzy (Edgerly, 2015). Z kolei ataki bezpośrednie na politycznych przeciwników (Turner, Underhill, Kaid, 2013) oraz wsparcie prezydenckie dla innych kandydatów w lokalnych i krajowych wyborach stały się powszechną praktyką (Garrett, 2019).
Interesującym przypadkiem jest kampania Donalda Trumpa, która pokazuje, jak różne podejście do kampanii może przynieść spektakularny sukces, mimo iż nie opierała się na tradycyjnych metodach. Trump nie inwestował zbyt wiele pieniędzy, a jego kampania była raczej oparta na instynkcie kandydata (Gilles, 2018). Nie był zainteresowany zatrudnianiem wielu politycznych konsultantów. Jego zespół składał się z zaufanych ludzi – członków rodziny, pracowników jego firm oraz zewnętrznych kontrahentów. Jego dyrektor ds. marketingu cyfrowego, Brad Parscale, był wcześniej tanią firmą zajmującą się tworzeniem stron internetowych, nie mającą doświadczenia w politycznym marketingu. Dan Scavino, dyrektor ds. mediów społecznościowych, poznał Trumpa, gdy był nastolatkiem, pracując jako kadi golfowy, a później przez ponad dekadę pracował w firmach Trumpa, zanim dołączył do jego zespołu marketingu cyfrowego w połowie 2015 roku.
Mimo że tradycyjni analitycy polityczni twierdzili, że kampania Trumpa nie ma szans, wynik wyborczy pokazał coś innego. Sam Trump przyznał, że media społecznościowe pomogły mu wygrać wybory (Flores, 2016). Według Google, Trump "wygrał wybory w wyszukiwarce" (GoogleTrends, 2016). Jego obecność na Facebooku i Twitterze była znacznie większa niż Hillary Clinton, co mogło pomóc w zdobyciu kluczowych głosów. Trump skutecznie wykorzystał dane, które uzyskał dzięki współpracy z Komitetem Narodowym Partii Republikańskiej oraz „kontrowersyjną” firmą konsultingową Cambridge Analytica (Lapowsky, 2016). Dodatkowo, jego agresywna retoryka i odważne, ekscentryczne tweety dominowały w mediach, zwłaszcza w telewizji i programach informacyjnych, gdzie temat Trumpa był szeroko omawiany, a każde jego słowo wywoływało debatę.
Przykład Trumpa pokazuje, że nie tylko tradycyjne podejście do kampanii wyborczych, oparte na wielkich wydatkach na konsultantów, może decydować o sukcesie. Zamiast tego, kluczowe okazało się wykorzystanie nowoczesnych technologii, takich jak media społecznościowe, oraz umiejętność tworzenia tematu, który przyciąga uwagę mediów i kształtuje dyskurs publiczny. Zmieniło to sposób, w jaki kampanie wyborcze są prowadzone w XXI wieku, szczególnie w kontekście „stałej kampanii”.
Czy styl komunikacji Trumpa zmienił się po objęciu prezydentury?
Trump, będąc prezydentem, nie porzucił swojego stylu politycznej komunikacji, który charakteryzował się agresywnymi atakami na przeciwników, promowaniem własnej osoby oraz wykorzystywaniem internetowych platform, zwłaszcza Twittera, jako głównego kanału do kontaktu z wyborcami. Choć objęcie najwyższego urzędu w państwie miało z założenia wiązać się z pewnym uspokojeniem tonów oraz przejściem do bardziej merytorycznej polityki, Trump nie zrezygnował z elementów swojej kampanii wyborczej, a nawet w pewnych przypadkach je wzmocnił.
Przykładem może być jego niezatrzymujący się praktycznie strumień tweetów, które często miały charakter kontynuacji retoryki z okresu kampanii wyborczej. Hasło „Make America Great Again” (MAGA), które stanowiło fundament jego programu wyborczego w 2016 roku, nie zostało porzucone po jego wyborze na prezydenta. Wręcz przeciwnie – po objęciu urzędu wykorzystywał je w swoich wystąpieniach na Twitterze jeszcze częściej niż w czasie kampanii. W ciągu pierwszych dwóch lat jego kadencji, hasztag #MAGA pojawił się 157 razy, a samo hasło „Make America Great Again” – 102 razy. Dla porównania, w trakcie kampanii w 2016 roku, hasło to było używane odpowiednio 267 i 131 razy. Oznacza to, że Trump nie tylko nie porzucił swoich kampanijnych haseł, ale wciąż traktował swoje prezydentowanie jak kontynuację politycznej walki.
Warto również zwrócić uwagę na to, jak po wyborach Trump kontynuował ataki na swoich politycznych rywali. Hillary Clinton, która była jego głównym celem w czasie kampanii, nadal była obecna w jego tweetach, mimo że po zwycięstwie wyborczym, ta już nie pełniła roli aktywnego przeciwnika. W ciągu pierwszych dwóch lat prezydentury Trump wymienił Clinton 148 razy, z czego aż 92 razy używał przy tym pejoratywnego przydomka „crooked” (oszukana). Porównując to do 695 wzmiankowań Clinton w czasie kampanii, widać, że prezydent nie porzucił swoich ataków na nią, traktując ją niemal jak symbol politycznego przeciwnika, którego należy nieustannie atakować.
Podobnie było z innymi politykami opozycji, takimi jak Barack Obama, Bernie Sanders czy Elizabeth Warren. Choć liczba wzmiankowań Obamy w tweetach Trumpa po wyborach (243 razy) była zbliżona do liczby wzmiankowań w okresie jego prezydentury (224 razy), to jednak Trump wciąż wykorzystuje go do podkreślania swoich politycznych różnic, zwłaszcza w kontekście polityki zagranicznej i gospodarczej. Jego ataki na Sandersa i Warren (zawsze z wykorzystaniem przydomków takich jak „Crazy Bernie” czy „Pocahontas Warren”) nie ustają, nawet jeśli obie te osoby nie odgrywają już głównych ról w polityce amerykańskiej.
Interesującym przypadkiem jest również zmiana w tonie komunikacji. Choć retoryka Trumpa wciąż opiera się na agresywnych atakach i kontynuowaniu kampanijnych tematów, jego tweetów zaczęły pojawiać się coraz częściej w kontekście wsparcia dla innych polityków Partii Republikańskiej, szczególnie przed wyborami po jego wyborze na prezydenta. W okresie przed wyborami w 2018 roku, Trump zaczął częściej wyrażać poparcie dla innych kandydatów z ramienia swojej partii, co wcześniej praktycznie nie miało miejsca.
Jednak Trump nie tylko atakował swoich rywali, ale także kontynuował obiecywanie wyborcom zmian w stylu rządzenia, takich jak obniżenie podatków, zmniejszenie liczby przepisów biurokratycznych, czy walka z „fake news” i obstrukcją ze strony mediów. W jego komunikacji dominowały obietnice typu „zróbmy Amerykę znów wielką” i te same tematy, które poruszał w trakcie kampanii, jak przeciwdziałanie imigracji czy redukcja kosztów administracyjnych.
Jest to dowód na to, że prezydentura Trumpa, pomimo wszystkich różnic w formalnym zakresie obowiązków prezydenckich, nie oznaczała końca jego stylu kampanijnego. Jego styl komunikacji stał się stałym elementem jego kadencji, w którym koncentrował się na budowaniu wizerunku silnego lidera, który nie boi się wyzwań i nie ustępuje przed przeciwnikami, a także na wykorzystywaniu swojego konta na Twitterze jako narzędzia do bezpośredniej komunikacji z obywatelami.
Dla Trumpa, wybory prezydenckie były nie tylko celem, ale i początkiem długotrwałego procesu politycznego, w którym celem była nie tylko walka o poparcie, ale także o wizerunek i trwałą pozycję na scenie politycznej. Co więcej, jego kampanijna retoryka została włączona do codziennej polityki, co sprawia, że jego komunikacja stała się integralną częścią amerykańskiej polityki – nie tylko podczas wyborów, ale również w trakcie pełnienia funkcji prezydenta.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский