Wielu z nas pamięta czasy pandemii, kiedy obowiązkowe noszenie masek stało się częścią codziennego życia. Niewielu jednak zastanawiało się nad konsekwencjami długotrwałego ich stosowania. Dr. Griesz-Brisson, neurolog, zwróciła uwagę na niebezpieczne skutki, jakie noszenie masek może mieć dla naszego mózgu. Zgodnie z jej analizą, procesy degeneracyjne w mózgu nasilają się, gdy organizm przez długi czas doświadcza deprywacji tlenowej, która ma miejsce, gdy nosimy maskę. Komórki nerwowe w mózgu, w warunkach braku odpowiedniej ilości tlenu, nie potrafią się regenerować, a uszkodzone komórki nie zostaną już odbudowane. W praktyce oznacza to, że to, co zginie, zginie na zawsze.

Zastanówmy się przez chwilę nad tym, jak codzienne noszenie masek przez osoby takie jak pracownicy sklepów czy dzieci w szkołach wpływa na ich zdrowie. To osoby, które często przez wiele godzin dziennie zmuszone są do noszenia masek. Konsekwencje tego są trudne do przewidzenia, ale jedno jest pewne – narażanie młodych umysłów na deprywację tlenową jest nie tylko szkodliwe, ale wręcz kryminalne. Dr Griesz-Brisson, komentując tę sytuację, stwierdziła, że to, co dzieje się teraz, może wywołać katastrofalne skutki w przyszłości. Oksygenacja mózgu jest kluczowa dla jego funkcjonowania, a deprywacja tlenowa prowadzi do nieodwracalnych uszkodzeń, które wpłyną na rozwój dzieci i młodzieży. Mózg młodego człowieka, który jest w fazie intensywnego rozwoju, potrzebuje tlenu do prawidłowego wzrostu i funkcjonowania. Ograniczenie dostępu do niego, a tym bardziej jego celowe zmniejszenie, to działania, które mogą mieć tragiczne konsekwencje.

Jednak maski, jak zauważa Griesz-Brisson, nie tylko obniżają poziom tlenu, ale także utrudniają normalne funkcjonowanie układu oddechowego. To oznacza, że długotrwałe noszenie masek może prowadzić do stanu przypominającego znieczulenie spowodowane podwyższonym poziomem dwutlenku węgla we krwi. Ludzie, którzy zmuszeni są do ich noszenia, szczególnie ci, którzy spędzają w maseczkach wiele godzin dziennie, są narażeni na trudności z koncentracją, osłabienie zdolności poznawczych, a w dłuższym czasie także na problemy z pamięcią i samopoczuciem.

Co więcej, brak odpowiednich badań nad ryzykiem zdrowotnym związanym z noszeniem masek tylko pogłębia ten problem. Żadne organizacje, w tym rządy, nie przeprowadziły szczegółowych ocen ryzyka dotyczących skutków noszenia masek, mimo że takie analizy powinny być standardem przy wprowadzaniu jakichkolwiek środków ochrony zdrowia publicznego. W związku z tym, dr Griesz-Brisson twierdzi, że każdy, kto zmusza innych do noszenia masek, nie wykonując odpowiednich badań, ponosi odpowiedzialność za potencjalne szkody zdrowotne. W szczególności dotyczy to dzieci, których rozwój mózgu jest nieodwracalnie uszkadzany przez długotrwałe deprywacje tlenowe.

Należy podkreślić, że wszelkie argumenty o skuteczności masek w zapobieganiu rozprzestrzenianiu się wirusów są oparte na wątpliwych przesłankach. Mikroskalowe cząsteczki wirusa, które są znacznie mniejsze niż pory w maseczce, mogą łatwo przejść przez materiał, co oznacza, że maski nie są skuteczne w ochronie przed infekcjami wirusowymi. Ponadto, badania wykazują, że maski przyczyniają się do powstawania nowych problemów zdrowotnych, takich jak choroby dziąseł i próchnica, zwane „mask mouth”. Wilgotne środowisko wewnątrz masek sprzyja rozwojowi mikroorganizmów, które wprowadzają niebezpieczne patogeny do organizmu, szczególnie do płuc. Przewlekłe noszenie masek w takich warunkach prowadzi do zwiększonego ryzyka rozwoju chorób układu oddechowego i nowotworów płuc.

Poza oczywistymi zagrożeniami fizycznymi, noszenie masek ma także negatywne konsekwencje emocjonalne i społeczne. Osoby zmuszone do ich noszenia przez długie godziny codziennie często doświadczają uczucia lęku, stresu, a także poczucia izolacji społecznej. Maski skutkują zmniejszeniem interakcji międzyludzkich, blokując wyraz twarzy i utrudniając pełną komunikację. Tego typu zmiany w zachowaniach społecznych mają głęboki wpływ na nasze zdrowie psychiczne i emocjonalne.

Choć wielu obrońców masek powołuje się na praktyki chirurgiczne, warto zauważyć, że noszenie masek przez chirurgów ma zupełnie inne cele. Maski chirurgiczne służą głównie do zapobiegania zakażeniom związanym z drobnymi zanieczyszczeniami, jak np. kropelki śliny, a nie do ochrony przed wirusami. W warunkach szpitalnych poziom tlenu jest monitorowany, a maski są jedynie jednym z elementów w procedurze zapobiegającej zakażeniom. W codziennym życiu noszenie masek nie ma sensu, ponieważ nie chroni przed wirusami, a jedynie zwiększa ryzyko innych, poważniejszych problemów zdrowotnych.

Podstawowe pytanie, które należy zadać, brzmi: dlaczego nie przeprowadzono rzetelnych badań, które mogłyby jednoznacznie określić skutki noszenia masek? Brak takich badań tylko potwierdza, że działania rządów i organizacji zdrowia publicznego były oparte na niepełnych informacjach, które nie uwzględniały długoterminowych konsekwencji zdrowotnych.

W kontekście tej problematyki, kluczowe jest zrozumienie, że zdrowie każdej osoby jest jej osobistą odpowiedzialnością. Ostateczna decyzja o noszeniu maski powinna należeć do jednostki, a nie być narzucana przez zewnętrzne siły.

Jak Biden starał się zbudować bipartyjny konsensus w amerykańskim Kongresie?

W połowie 2021 roku, po początkowym sukcesie administracji Joe Bidena, pojawiły się pierwsze oznaki, że jego agenda legislacyjna może napotkać opór, który wkrótce stanie się jeszcze silniejszy. Mimo entuzjazmu, z jakim Biden rozpoczął kadencję, jego doradcy już wtedy rozważali możliwość, że w 2022 roku Republikanie mogą odzyskać kontrolę nad Kongresem. W momencie, gdy doradca Berniego Sandersa ostrzegał Ricchettiego, że nadchodzące wybory mogą okazać się trudne, jeśli Biden nie uchwali swoich najambitniejszych wewnętrznych reform, odpowiedź ta nie była pełna optymizmu. Ricchetti wyraził pewność, że Biden i jego zespół poradzili sobie z wieloma trudnościami, w tym z okresami, gdy Nowy Gingrich stał na czele Republikanów. Wydawało się, że Ricchetti przygotowuje się do oblicza podzielonego rządu.

Biden, po kilku miesiącach urzędowania, zaczął zastanawiać się, czy nie zbliża się do końca najproduktywniejszej fazy swojej prezydentury. Podczas spotkania z Chrisem Coons’em w Delaware, Biden wyraził wątpliwości co do tego, czy pakiet pojednawczy będzie ostatnią wielką ustawą legislacyjną jego kadencji. Coons, jako przyjaciel, martwił się o Bidena, który w jego ocenie poświęcił ogromną część swojego życia na polityczne starcia. W wieku siedemdziesięciu ośmiu lat Biden mógłby w końcu skupić się na grze w golfa czy spędzaniu czasu z wnukami, zamiast codziennie walczyć o demokrację. Jednak dla Bidena to było coś więcej niż tylko osobista ofiara. Nawet po zakończeniu swojej kadencji w 2016 roku, Biden wciąż angażował się w życie polityczne, zwłaszcza w wychowanie swoich wnuków, co często pojawiało się jako temat rozmów w kontekście jego aktywności publicznej.

Prywatnie, rozmowy o wieku Bidena były obecne wśród Demokratów, którzy znali go od lat. Jego głos był nadal mocny, jednak coraz częściej opowiadał te same historie, zmagał się z pamięcią i zmiennością energii. Był to temat, o którym wielu nie mówiło publicznie, ale który z biegiem lat stawał się coraz bardziej zauważalny. W 2016 roku Biden przez chwilę był prywatnym obywatelem, a podczas tego okresu inwestował część zarobionych pieniędzy w edukację swoich wnuków.

W odpowiedzi na obawy Coonsa, Biden nie odrzucił jego nadziei na przyszłość. Wierzył, że mógłby jeszcze przez pewien czas wykorzystać swój urząd do kształtowania polityki, zachęcając do kompromisów w sprawach imigracji, przemocy z użyciem broni czy prawa pracy. Wciąż liczył na możliwość realizacji tych celów, choć miał świadomość, że droga do nich była trudna. Jednym z największych wyzwań okazało się wypracowanie bipartzyjnej zgody w sprawie reformy infrastruktury, która początkowo zaczęła się rozpadać. W połowie czerwca 2021 roku rozmowy z liderką senatorów Republikanów, Shelley Moore Capito, praktycznie utknęły w martwym punkcie. Capito przyznała nawet, że jej koledzy z partii nazywali ją „marzycielką” za to, że próbowała wypracować porozumienie. Ostatecznie, po usunięciu jej z rozmów, pojawiła się nowa grupa senatorów centrystów, w tym Joe Manchin, który nie szczędził wysiłków, by wywrzeć wpływ na republikańskich kolegów. Po tygodniach intensywnych negocjacji, w końcu 24 czerwca ogłoszono pakiet, który miał przejść przez Senat.

W tym czasie Biden koncentrował się nie tylko na wyniku legislacyjnym, ale także na pokazaniu światu, że rząd USA może działać sprawnie. Podczas spotkania z burmistrzami miast Biden mówił, jak ważne jest przywrócenie funkcjonalności amerykańskiego rządu, szczególnie po latach chaosu za czasów Donalda Trumpa. Podkreślał, że wierzy w możliwość realizacji dalszych celów, takich jak walka ze zmianami klimatycznymi czy poprawa sytuacji ekonomicznej klasy robotniczej. Jednocześnie wiedział, że sama ustawa o infrastrukturze nie będzie wystarczająca do odbudowy zaufania społeczeństwa do systemu.

W tym samym czasie, kiedy ustawa o infrastrukturze zmierzała ku realizacji, Biden spotkał się z przedstawicielami różnych organizacji biznesowych. Podczas tego spotkania z zadowoleniem informował ich o osiągniętym porozumieniu, ale wyjawił też, że w polityce nie wszystko jest tak proste, jak się wydaje. Wiedział, że nie mógłby mówić o wielkim zwycięstwie Demokratów, ponieważ z tego powodu mógłby zrazić do siebie Republikanów, którzy byli niezbędni do uchwalenia ustawy. Z drugiej strony nie chciał jej przedstawiać jako zwycięstwa GOP, bo to mogłoby wzmocnić pozycję Trumpa. Ustawa o infrastrukturze była więc momentem w historii prezydentury Bidena, w którym musiał balansować między rywalizującymi interesami politycznymi.

Opór ze strony niektórych frakcji republikańskich, jak chociażby Kevina McCarthy’ego, który przewidywał, że ustawa nie zyska szerokiego poparcia w Izbie Reprezentantów, tylko podkreślał trudności, przed którymi stał Biden. Z kolei Mitch McConnell, choć historycznie był postrzegany przez Demokratów jako lider obstrukcjonistyczny, tym razem zachował większą otwartość na współpracę. Zrozumiał, że przeprowadzenie bipartzyjnego projektu może dać sygnał o odbudowie amerykańskiej polityki po erze Trumpa.

Biden, choć niepozbawiony sceptycyzmu, trzymał się nadziei, że ta bipartzyjna inicjatywa, choć trudna, może stać się fundamentem dalszych działań politycznych w jego prezydenturze.