Gregg Barak, w swojej książce Criminology on Trump, dostarcza wyjątkowego spojrzenia na fenomen Donalda Trumpa, zarówno jako prezydenta, jak i przedsiębiorcy. Praca ta nie jest jednak typową biografią, a raczej dogłębną analizą z perspektywy kryminologicznej, która ukazuje Trumpa nie tylko jako jednostkę, ale również jako produkt oraz symbol szerszych procesów społeczno-politycznych i gospodarczych w Stanach Zjednoczonych.

Barak, korzystając z narzędzi kryminologicznych, takich jak analiza białych kołnierzyków, przestępczości elit oraz teorii psychologicznych, ukazuje, jak osobowość Trumpa, a także jego sposób zarządzania, wpłynęły na rozwój systemu politycznego w USA. To połączenie między osobistymi cechami Trumpa a mechanizmami kapitalizmu, który stawia zysk ponad prawo, prowadzi do stworzenia nie tylko jednostki, która łamała zasady etyczne i prawne, ale i zjawiska społecznego, które możemy określić mianem Trumpizmu.

Dzięki swojej wyjątkowej metodologii Barak przekłada teoretyczne koncepcje na konkretne działania i decyzje, które stały się fundamentem politycznej kariery Trumpa. Zauważa, że Trump, przyciągając do siebie tłumy, jednocześnie uosabiał mechanizmy wyzysku, korupcji oraz propagowania nierówności społecznych. Wskazuje także, jak media, które w dużej mierze zbudowały jego wizerunek, mogły nie tylko pomóc mu w zdobyciu władzy, ale także w utrzymaniu jej przez tak długi czas, mimo licznych skandali i kontrowersji.

Praca Baraka, analizująca Trumpa jako postać z pogranicza prawa i absurdu, obnaża także całą sieć instytucjonalnych i kulturowych mechanizmów, które umożliwiły mu osiągnięcie sukcesu. Podkreśla, jak brak odpowiedzialności karnej dla elity – niezależnie od jej przewinień – przyczynia się do erozji zasad demokratycznych. Trump stał się bowiem symbolem tej elity, której działania są ponad prawem, a przywileje ochrony wydają się nieograniczone.

W książce Barak przedstawia Trumpa jako osobę, której cała kariera jest wynikiem konsekwentnego stosowania technik manipulacji, wykorzystywania luk prawnych oraz tworzenia wrażenia niewinności, które utrzymywały go w grze politycznej. W sposób szczególny bada, jak procesy te odbywały się na poziomie społecznym i jak wpływały na postrzeganie władzy, sprawiedliwości oraz moralności w Stanach Zjednoczonych. Warto również zaznaczyć, że książka nie ogranicza się do analizy samych działań Trumpa, ale również wskazuje na szerszy kontekst – na to, w jaki sposób system społeczny, kulturowy i polityczny stworzył odpowiednie warunki do rozwoju postaci Trumpa i jego ideologii.

Kryminologiczne podejście Baraka ujawnia również, jak potężne osoby, jak Trump, są w stanie wykorzystywać systemy sprawiedliwości i media do własnych celów, a ich działania, mimo ewidentnych nieprawidłowości, nie spotykają się z wystarczającymi konsekwencjami. Praca ta stawia istotne pytanie: jak demokracje mogą poradzić sobie z sytuacjami, w których jednostki, posiadające ogromną władzę i środki, nie tylko łamią prawo, ale również działają w sposób, który podważa same fundamenty państwowości?

Analiza Baraka wskazuje również na to, że Trump, choć mógłby zostać zapomniany po zakończeniu swojej kadencji, pozostawił po sobie pewien nieodwracalny ślad w amerykańskim systemie politycznym i społecznym. Jego wpływ na kulturę polityczną USA, na sposób prowadzenia kampanii wyborczych, na relacje z mediami oraz na stosunek do prawa i instytucji, z pewnością będzie widoczny przez długie lata. Co więcej, Barak trafnie zauważa, że Trumpizm – jako zjawisko społeczne i polityczne – może przetrwać, niezależnie od tego, czy Donald Trump powróci do Białego Domu, czy też nie.

Warto zatem, aby czytelnicy zdali sobie sprawę z głębokich mechanizmów, które pozwoliły Trumpowi na zdobycie władzy i jej utrzymanie przez tak długi czas. Istotne jest także zrozumienie, że choć prezydentura Trumpa dobiegła końca, to sam proces, który umożliwił mu dojście do władzy i jego sposób rządzenia, pozostaje żywy i może stanowić groźbę w przyszłości. Biorąc pod uwagę obecne napięcia polityczne, warto zwrócić uwagę na to, jak podobne mechanizmy mogą wykorzystywać inne postacie w przyszłości, niezależnie od ich przynależności partyjnej czy ideologicznej.

Jak Donald Trump zbudował mit miliardera, którego nigdy nie było

Zanim Donald Trump stał się nazwiskiem znanym na całym świecie, zanim jego wieże zaczęły błyszczeć złotem, a nazwisko stało się marką luksusu i blichtru, był człowiekiem całkowicie zależnym od innych – zarówno pod względem finansowym, jak i merytorycznym. Choć jego ojciec, Fred Trump, znał branżę budowlaną jak własną kieszeń, Donald nie miał pojęcia o realiach budowy, modernizacji czy prowadzenia projektów mieszkaniowych, nie mówiąc już o kasynach. Mimo to, już w młodym wieku zdołał stworzyć iluzję, że jest niezależnym wizjonerem i miliarderem „z niczego”.

Warunkiem jego pierwszych sukcesów było nie tylko powierzenie realizacji wszystkich technicznych zadań doświadczonym wykonawcom i podwykonawcom, ale i ich gotowość do brania odpowiedzialności za jego decyzje, nawet te katastrofalne. Trump wymuszał na nich użycie tańszych materiałów, co często prowadziło do konieczności kosztownych poprawek – ale to nie on za nie płacił. W tamtym czasie, zanim iluzja wielkiego imperium w pełni się ukonstytuowała, zdarzało mu się jeszcze okazywać empatię i przyzwoitość wobec współpracowników. Był to jednak stan przejściowy.

Podczas budowy kasyn w Atlantic City, gdzie ponownie nie znał się zupełnie na branży, Trump porzucił wszelkie skrupuły. Niewiedza nigdy nie była dla niego przeszkodą – jego siłą nie była kompetencja, lecz marketing. W rzeczywistości przez większość życia żył z pieniędzy ojca, a jego rzekomy „pierwszy sukces” oparty był na fikcji. W głośnym artykule „The New York Times” z 1976 roku Trump został przedstawiony jako błyskotliwy, przystojny młody milioner. Tymczasem jego zadeklarowany dochód za ten rok wyniósł zaledwie 24 594 dolary. Rzekome projekty, które pokazywał dziennikarce podczas wycieczki po mieście, nie były jego – należały do Freda Trumpa. Od apartamentowców na Staten Island, przez Trump Village, aż po projekt „filantropijny” w East Orange – wszystko to było finansowane przez ojca. Nawet limuzynę i szofera opłacał Fred.

Niedługo po publikacji tego tekstu Fred Trump założył dla dzieci kolejne fundusze powiernicze, przekazując im kwoty równoważne dzisiejszym milionom dolarów. W latach 80., gdy Donald przedstawiał się już jako jeden z najbogatszych ludzi Ameryki, nadal pobierał regularne wynagrodzenie z firmy ojca, przeliczane na dzisiejsze ok. 260 000 dolarów rocznie. Sa

Czy Trump wprowadził do USA "wielką korupcję"?

Donald Trump, były prezydent Stanów Zjednoczonych, swoimi działaniami zmienił oblicze polityki amerykańskiej, wprowadzając do niej zjawisko, które wielu autorów nazywa "wielką korupcją". Zgodnie z definicją Sudhira Chelli Rajana, jest to "nieuznawana nielegalność sieci elitarnych, które sprawują władzę nad różnorodnymi grupami społecznymi i ekosystemami", a także "zbiorowa niezdolność ludzi do dostrzegania własnej współodpowiedzialności w utrzymywaniu elitarnych układów władzy". Równocześnie, według Michaela Johnstona, istnieje pojęcie "korupcji rynku wpływów", które odróżnia się od klasycznych form korupcji takich jak "Korporacje elit", "Oligarchowie" czy "Klan polityczny". Korupcja rynku wpływów koncentruje się na dostępie do oraz manipulowaniu wewnątrz ustabilizowanych instytucji. Ta specyfika sprawia, że wpływy polityczne i ekonomiczne stają się głównym motorem decyzji, a "normalizacja" tego rodzaju zachowań sprawia, że dla wielu stają się one akceptowalne, wręcz "w porządku", choć w rzeczywistości są formą zorganizowanej przestępczości politycznej.

Zjawisko to, choć na pierwszy rzut oka może wydawać się odległe od zwykłego obywatela, ma ogromny wpływ na codzienne życie wszystkich osób. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy z pełnej skali tego procederu, ponieważ jest on ukryty pod przykrywką legalnych działań. Zwiększenie wartości wpływów w instytucjach publicznych i związanych z nimi korzyści, takich jak różnorodne kontrakty rządowe czy administracyjne, tworzy system, w którym łamanie zasad i norm prawnych staje się czymś powszednim.

Jednym z charakterystycznych aspektów tej korupcji jest normalizacja działań, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się jedynie wynikiem politycznych i gospodarczych sporów. Jednak gdy patrzymy na nie w szerszym kontekście, dostrzegamy systemowe łamanie prawa i upadek etyki publicznej. Trump, poprzez swoją administrację, często przekraczał granice, które wcześniej były uznawane za fundamentalne dla utrzymania porządku prawnego i społecznego.

Kluczowym elementem tej "wielkiej korupcji" jest brak poczucia odpowiedzialności wśród elit, które znajdują się w kluczowych instytucjach władzy. Te same instytucje, które powinny pilnować porządku i przestrzegania prawa, stają się areną, na której odbywa się cicha zmowa między politykami, przedsiębiorcami i osobami sprawującymi władzę. Tego typu działania są trudne do uchwycenia, ponieważ nie są one wynikiem kradzieży czy klasycznego nadużycia władzy, ale bardziej subtelną formą przechwytywania instytucji państwowych przez grupy interesów.

Ponadto, zjawisko to jest również związane z wysoce zorganizowanymi strukturami propagandy i manipulacji społecznej, które miały na celu nie tylko zabezpieczenie władzy, ale także stworzenie poczucia "normalności" w działaniach, które wcześniej byłyby uznane za nieakceptowalne. Przyczyną tego jest systemowa transformacja opinii publicznej, która przez długotrwałe eksponowanie nieetycznych zachowań stała się obojętna na ich negatywne skutki.

Ważne jest również zrozumienie, że takie zjawisko ma swoje konsekwencje nie tylko dla systemu politycznego, ale także dla społeczeństwa jako całości. Zwykli obywatele, choć mogą nie być bezpośrednimi uczestnikami tego rodzaju korupcji, są jej biernymi ofiarami. W wyniku tego procesu dochodzi do pogłębiania się nierówności społecznych, zniszczenia instytucji publicznych oraz narastania poczucia frustracji wśród ludzi, którzy coraz bardziej tracą zaufanie do państwa. Warto również podkreślić, że w takich systemach, gdzie "wielka korupcja" jest normą, bardzo trudno jest przeprowadzić jakiekolwiek reformy, które mogłyby przywrócić równowagę i sprawiedliwość społeczną.

Zatem to, co dzieje się w kulisach władzy, ma bezpośredni wpływ na życie każdego obywatela, i choć może to być niewidoczne na pierwszy rzut oka, zmienia fundamenty społeczne i polityczne. Trump i jego administracja ukazali, jak władza może być wykorzystywana do umocnienia pozycji elit i wyjęcia spod kontroli instytucji, które miałyby pełnić rolę strażników porządku społecznego i sprawiedliwości.

Jakie były najcięższe nadużycia władzy przez Donalda Trumpa i jakie mają konsekwencje dla amerykańskiego prawa i polityki?

Nadużycia władzy przez Donalda Trumpa podczas jego kadencji jako prezydenta Stanów Zjednoczonych mają znaczące konsekwencje dla amerykańskiego systemu politycznego oraz prawnego. Mimo że wiele z jego działań było jednoznacznie niezgodne z obowiązującymi normami prawnymi, szczególnie w zakresie konstytucji, część polityków i przedstawicieli partii republikańskiej zdecydowała się je ignorować lub wręcz bronić. Trudno nie zauważyć, że Trump, kontynuując swoje "biznesowe" podejście do władzy, systematycznie łamał zasady etyczne i prawne, co miało wpływ na całą polityczną kulturę Stanów Zjednoczonych.

Pomimo jednoznacznych dowodów na nadużycia, jak np. próbę subwersji wyników wyborów w 2020 roku, incydent z 6 stycznia czy liczne próby ingerencji w wymiar sprawiedliwości, przedstawiciele jego własnej partii często wybierali milczenie lub wręcz obronę jego działań. Wiele osób z otoczenia Trumpa, nie tylko w trakcie jego kadencji, ale również po jej zakończeniu, stało się współwinnych tych nadużyć. Wśród nich znajdowali się członkowie Kongresu, którzy zamiast ukarać byłego prezydenta za jego nieuczciwe praktyki, wspierali go w dalszym bagatelizowaniu powagi sytuacji. Ich postawa może zostać porównana do mechanizmów opisywanych przez teorie dewiacji, zwłaszcza Lemerta i Beckera, które wskazują, jak brak odpowiednich sankcji prowadzi do powtarzania tych samych, nieakceptowalnych zachowań.

Główne nadużycia władzy, za które Trump był oskarżany, to między innymi: podważanie wyników wyborów, angażowanie się w incydent z 6 stycznia, polityczne wykorzystanie Departamentu Sprawiedliwości, obstrukcja śledztwa w sprawie rosyjskiego wpływu na wybory 2016 roku, a także wykorzystywanie władzy prezydenckiej do celów osobistych i politycznych. Choć każda z tych kwestii zasługuje na osobną uwagę, należy zwrócić szczególną uwagę na to, jak niektóre z jego działań wpłynęły na samą strukturę amerykańskiego systemu sprawiedliwości. Trump, działając często z pełnym impunitem, wykorzystał instytucje takie jak Departament Sprawiedliwości do realizacji własnych interesów politycznych. Jego polityczni sojusznicy, tacy jak William Barr, nie tylko współpracowali w tych działaniach, ale także pomagali w kryciu nielegalnych działań, jak miało to miejsce w sprawie dochodzenia w sprawie ingerencji Rosji w wybory.

Również sposób, w jaki administracja Trumpa traktowała służby ścigania, wzbudzał poważne wątpliwości co do niezależności amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości. Takie podejście do sprawiedliwości, jak polityczne powiązanie Departamentu Sprawiedliwości z interesami partii, stanowiło poważne zagrożenie dla zaufania obywateli do instytucji państwowych. Trump systematycznie stosował agresywną politykę personalną, jak choćby zwalnianie osób, które nie podzielały jego poglądów, co prowadziło do osłabienia systemu ochrony prawnej i demokratycznych standardów.

Warto również zauważyć, że wśród najpoważniejszych nadużyć znalazły się także jego decyzje dotyczące polityki zagranicznej. Pomimo że Ukraina i sprawa z nią związana nie znalazły się na pierwszym miejscu w rankingach nadużyć, ich wpływ na politykę amerykańską nie może być pomijany. Zatajenie faktów dotyczących działań Trumpa w tej sprawie to przykład prób unikania odpowiedzialności, które miały na celu ochronę jego pozycji politycznej i osobistej.

Kultura polityczna, którą Trump promował, opierała się na zastraszaniu, oszustwach i manipulacjach, a także na braku jakiejkolwiek odpowiedzialności. Polityka „wygranej za wszelką cenę” prowadziła do erozji zasad sprawiedliwości i prawdy. Również to, jak Republikanie traktowali wszelkie próby pociągnięcia Trumpa do odpowiedzialności, podkreślało, jak wielka była rola politycznych lojalistów w osłabianiu demokracji.

Zastanawiając się nad ewentualnym powrotem Trumpa do Białego Domu w 2025 roku, należy dostrzec, jak ogromne ryzyko niesie za sobą taki scenariusz. Bez obawy o kolejne wybory prezydenckie i przy pełnym wsparciu lojalistów, Trump mógłby całkowicie zignorować jakiekolwiek „zabezpieczenia” demokratycznego systemu, co doprowadziłoby do dalszego rozwoju autokratycznych tendencji w Stanach Zjednoczonych. Jego powrót mógłby oznaczać zupełny brak kontrolowania władzy i nieograniczoną władzę nad instytucjami, które dotąd miały służyć jako bariery przeciwko nadużyciom.

Dla współczesnego obserwatora amerykańskiej polityki kluczowe staje się zrozumienie, że polityczna bezkarność w obliczu poważnych nadużyć władzy to nie tylko problem moralny, ale przede wszystkim zagrożenie dla fundamentów demokratycznego państwa prawa. Warto pamiętać, że nie chodzi tu tylko o jednostkowe nadużycia, ale o długoterminowy wpływ takich praktyk na całą strukturę polityczną i prawną. Demokratyczne instytucje mogą zostać osłabione do tego stopnia, że stają się łatwym celem dla osób, które poszukują absolutnej władzy.

Czy prośba o pomoc obcego państwa w kampanii wyborczej jest nadużyciem władzy?

W lipcu 2019 roku prezydent Donald Trump przeprowadził rozmowę telefoniczną z nowo wybranym prezydentem Ukrainy, Wołodymyrem Zełenskim, która stała się zaczątkiem jednej z najbardziej kontrowersyjnych afer politycznych współczesnej Ameryki. Podczas tej rozmowy Trump, jak wynikało z późniejszych zeznań świadków, miał powiązać wypłatę blokowanej pomocy wojskowej dla Ukrainy – kwoty 391 milionów dolarów – z żądaniem wszczęcia śledztwa wobec byłego wiceprezydenta Joe Bidena oraz jego syna. Ten warunek był postrzegany przez wielu jako nadużycie prezydenckiej władzy w celu uzyskania politycznych korzyści.

Anonimowy urzędnik wywiadu, który napisał list wyrażający „pilne zaniepokojenie”, wskazał, że Trump wykorzystał urząd prezydenta do „solicytowania ingerencji ze strony obcego państwa” w wyborach prezydenckich w 2020 roku. Ta kwestia została formalnie podniesiona podczas procesu impeachmentu w Izbie Reprezentantów, gdzie prezydent został oskarżony o nadużycie władzy i utrudnianie pracy Kongresu. W trakcie śledztwa świadkowie, tacy jak pełniący obowiązki ambasadora USA na Ukrainie Bill Taylor, potwierdzili istnienie nieformalnych kanałów politycznych, które omijały ambasador Marię Jovanovitch, eliminowaną z procesu decyzyjnego przez ludzi bliskich Trumpowi, w tym przez Rudy'ego Giulianiego.

Wynik procesu w Senacie był jednak zgodny z podziałami partyjnymi – prezydent Trump został uniewinniony, ponieważ nie udało się zgromadzić dwutrzeciowej większości wymaganej do usunięcia go z urzędu. W głosowaniu większość republikańskich senatorów opowiedziała się za uniewinnieniem, podczas gdy demokraci byli niemal jednomyślni w oskarżeniu. Wynik ten pozwolił Trumpowi na przedstawianie siebie jako ofiary politycznych ataków ze strony „radykalnych” demokratów.

Po procesie nastąpiły czystki w administracji – zwolniono między innymi pułkownika Alexandra Vindmana, który zeznawał pod przysięgą o nieodpowiedniości rozmowy prezydenckiej, oraz ambasadora w Unii Europejskiej Gordona Sondlanda, również świadka oskarżenia. Trump oskarżył swoich przeciwników o złą wolę i korupcję, podkreślając, że jego działania były prawidłowe, a cały proces był „polowaniem na czarownice”.

Jednakże zjawisko wykorzystywania instytucji państwowych do celów politycznych nie ogranicza się jedynie do tej jednej sprawy. Kwestie te wpisują się w szerszy kontekst tzw. przestępczości państwowo-korporacyjnej, gdzie granice między działalnością rządową a prywatnym interesem są rozmyte, a nadużycia władzy mogą przyjmować różnorodne formy, od manipulacji wyborczych po działania korupcyjne na najwyższych szczeblach. Przykłady takie pokazują, jak państwo i korporacje mogą współdziałać lub konkurować, często kosztem przejrzystości i sprawiedliwości społecznej.

Warto zwrócić uwagę, że prawo w USA, takie jak Ustawa o przeciwdziałaniu przestępczości zorganizowanej (RICO), jest narzędziem do zwalczania złożonych form korupcji i przestępstw na styku interesów publicznych i prywatnych. Mimo to, skuteczność takich regulacji zależy w dużej mierze od niezależności organów ścigania oraz gotowości politycznej do egzekwowania prawa, co w praktyce może być utrudnione przez presje partyjne i osobiste interesy.

Kolejnym aspektem jest rola mediów i opinii publicznej w kreowaniu narracji politycznych. Trump przez cały czas podtrzymywał swoją wersję wydarzeń, przedstawiając proces impeachmentu jako bezpodstawną próbę zdyskredytowania go. Taka strategia polityczna umacnia podziały społeczne i utrudnia racjonalną debatę publiczną, prowadząc do erozji zaufania do instytucji państwowych.

Ponadto, fakt, że Wołodymyr Zełenski był wcześniej osobowością telewizyjną bez doświadczenia politycznego, dodawał tej sprawie dodatkowego wymiaru, pokazując, jak nowe formy polityki i komunikacji medialnej wchodzą w interakcję z tradycyjnymi mechanizmami władzy i wpływu.

Istotne jest zrozumienie, że nadużycie władzy w kontekście międzynarodowym może mieć poważne konsekwencje dla relacji dyplomatycznych oraz stabilności systemu demokratycznego. Przypadek Trumpa i Ukrainy pokazuje, jak prywatne interesy polityczne mogą zagrozić fundamentom państwa prawa i równości wobec prawa.

Endtext