Wiosną 1966 r. Wasilij Szukszyn pisze wniosek na scenariusz „Koniec Razina”.
DLACZEGO STEPAN RAZIN CHODZIŁ DO SOŁOWKÓW?
Wasilij Szukszyn: „O Razinie napisano wiele. Jednak wszystko, co udało mi się czytać o nim w literaturze pięknej, moim zdaniem, jest słabe. Zbyt łatwo i zwyczajnie przechodzi on przez strony książek: śmiałek, duch wolności, obrońca i przywódca biedoty, postrach bojarów, wojewodów i szlachty. Wszystko prawda. Tylko chyba nie jest to takie proste...
Uwierz, że wszystko nie poszło na marne: nasze pieśni, nasze bajki, nasze niezwykle ciężkie zwycięstwa, nasze cierpienia — nie oddawaj tego za garść tytoniu... Umieliśmy żyć. Pamiętaj o tym. Bądź człowiekiem.
Wasilij Szukszyn. Słowa na 39 dni przed śmiercią. 21.08.1974

On jest bohaterem narodowym, i co dziwne, trzeba o tym „zapomnieć”. Trzeba uwolnić się od „czarodziejskiego” przejmującego spojrzenia jego, które przeraża i przyciąga przez wieki. Trzeba, na ile to możliwe, zdjąć z niego piękne legendy i zostawić człowieka. Naród nie straci Bohatera, legendy będą żyły, a Stepan stanie się bliższy. Jego natura jest złożona, w wielu aspektach sprzeczna, nieokiełznana, rozmachowa. Nie mogło być inaczej. A jednocześnie — człowiek ostrożny, przebiegły, mądry dyplomata, bardzo ciekawski i przedsiębiorczy. Spontaniczność spontanicznością… W XVII wieku w Rosji nikogo to nie dziwiło. Zaskakuje „szczęście” Razina, które tak długo mu towarzyszyło. (Aż do Symbirska.) Wiele jego czynów jest niezrozumiałych: to pielgrzymki do Sołowków, to za rok — krócej — sam łamie mnichom ręce i bluźni przeciwko cerkwi. Jak to zrozumieć? Można, myślę, jeśli przyjąć, że umiał panować nad tłumem... Pozwolę sobie na pewną swobodną hipotezę: planując główne (w górę, na Moskwę), potrzebował też Persji, aby w oczach ludu stać się ojcem Stepanem Timofiejewiczem. (Na Persję i przed nim zdarzały się najazdy. I udane.) Jego celem była Moskwa, ale prowadzić za sobą kozackich, chłopskich, strzelców miał własny, ojcowski, szczęśliwy, którego „pocisk nie trafia”. Stał się nim.
Dlaczego „Koniec Razina?” On jest tu cały, Stepan: jego nieludzka siła i tragizm, jego rozpacz i niezachwiane przekonanie, że „trzeba wstrząsnąć Moskwą”. Gdyby kierowały nim tylko ambitne, dumne zamiary i krwawa zemsta, nie starczyłoby mu sił do miejsca egzekucji. Wiedział, na co idzie. Nie łudził się...
Film planowany jest dwuodcinkowy, szerokoekranowy, kolorowy.” (Lew Anninski. Przedmowa do tomu 5 zbioru dzieł. Szukszyn W.M. Zbiór dzieł w pięciu tomach (tom 5); — B.: „Venda”, 1992. — Wznowienie — E.: IPP „Ural'ski robotnik”).

ZOSIMA SOŁOWIECKI I STEPAN RAZIN
Step... Ciszę i ciepło świata przeszyły z góry, z nieba, srebrne nici świergotu. Spokój. A on, Stepan, jeszcze bez brody, młody kozacki, jedzie do monasteru sołowieckiego pomodlić się do świętego Zosimy.
— Daleko, kozaku? — zapytał go stary chłop spotkany na drodze.
— Do Sołowków. Pomodlić się do świętego Zosimy, ojcze.
— Dobra rzecz, synu. Zapal świeczkę też za mnie. — Chłop wyjął spod skóry szmatę, rozwinął ją, wyjął monetę, podał kozakowi.
— Mam, ojcze. Zapalę.
— Nie możesz, synu. Ty zapalisz, a to ode mnie. Ty — Zosimie, a ode mnie — Mikołajowi Cudotwórcy, to nasz.
Stepan wziął monetę.
— Czego prosić?
— Czego sobie, to i mnie. Oczy wiedzą, czego nam trzeba.
— Oni wiedzą, ale ja nie wiem — zaśmiał się Stepan.
Chłop też się zaśmiał:
— Wiesz! Jak nie wiesz. I my wiemy, i oni wiedzą.
Zniknął starzec, wszystko się pomieszało i mocno skręciło w głowie. Pozostało jedno bolesne pragnienie: jak najszybciej dojechać do jakiejś rzeki i napić się wody... Ale i to pragnienie — już go nie ma, znów tylko — ból. Panie Boże, boli!.. Dusza cierpi.
Ale znów — przez ból — przypomniało się lub zdawało: Stepan wszedł do monasteru sołowieckiego. I wszedł do świątyni.
— Jaki Zosima? — zapytał mnicha.
— Tam! Dlaczego idziesz się modlić — i nie wiesz do kogo. Z kozackich?
— Z kozackich.
— To Zosima.
Stepan ukląkł przed ikoną świętego. Znak krzyża... I nagle święty zawołał z muru:
— Złodziej, zdrajca, krzyżokrzyżca, zabójca dusz!.. Zapomniałeś świętą cerkiew soborową i prawosławną wiarę chrześcijańską!..
Boli! Serce się rwało — sprzeciwiało się okropnemu sądowi, nie chciało go przyjąć. Sąd wzbudzał przerażenie, strach i otępienie. Lepiej śmierć, lepiej — nie być, i tyle. (Wasilij Szukszyn „Przyszedłem dać wam wolność”. Powieść. M.: „Sowriemiennik”, 1982. 383 s.)

Wasilij Szukszyn

Stieńka Razin

Nazywali go Vaseka. Vaseka miał dwadzieścia cztery lata, wzrost sto osiemdziesiąt pięć, duży kaczy nos... i niemożliwy charakter. Był bardzo dziwnym chłopakiem — Vaseka.

Pracował po wojsku na różne sposoby! Pasterzem, cieślą, pomocnikiem, palaczem w cegielni. Przez pewien czas oprowadzał turystów po okolicznych górach. Nigdzie mu się nie podobało. Po miesiącu lub dwóch na nowym miejscu, Vaseka przychodził do biura i brał wypłatę.

— Jesteś dziwnym człowiekiem, Vaseka. Dlaczego tak żyjesz? — pytali w biurze.

Vaseka, patrząc gdzieś ponad biurowych, tłumaczył krótko:

— Bo jestem utalentowany.

Biurwowie, ludzie uprzejmi, odwracali się, chowając uśmiechy. A Vaseka, niedbale chowając pieniądze do kieszeni (gardził pieniędzmi), odchodził. I szedł aleją z niezależnym wyglądem.

— Znowu? — pytali go.

— Co znowu?

— Zwolniłeś się?

— Tak jest! — Vaseka salutował wojskowo — jeszcze pytania?

— Poszedłeś robić lalki? Heh...

Na ten temat — o lalkach — Vaseka z nikim nie rozmawiał.

W domu Vaseka oddawał pieniądze matce i mówił:

— To wszystko.

— Boże!... Co mam z tobą zrobić, kolomska wertygo? Żuraw jesteś! Co?

Vaseka wzruszał ramionami: sam jeszcze nie wiedział, co teraz robić — gdzie iść do pracy.

Mijał tydzień lub dwa, a praca się znajdowała.