„Bardziej przewidywalna niż reakcja cesarza na zatonięcie jego cennego pancernika w porcie rosyjskim.” Jack przyznał, że o takich sprawach wie niewiele; Lenin uśmiechnął się tylko kpiąco, wskazując na oczywistość: gniew Wilhelma i jego sekretne rozkoszowanie się pretekstem do wojny. Nie była to choroba ducha, lecz słabość udająca męskość — wedle plotek okaleczony, homoseksualny monarcha, który dowartościowuje się poprzez militarne gesty. Scena rozgrywa się wokół stołu, przy którym żołnierze niemieccy śpiewali rozklekotane „Ach, Du Lieber Augustin”, a Lenin z surową kalkulacją analizuje polityczne instrumentarium: „pokaz siły”, „dobroduszny rejs”, który w razie utraty stanie się odpowiedzią na wyzwanie.

Jackowi wydaje się absurdalne: prowokować wojnę, mając na względzie własne klęski. Lenin odpowiada zimno — porażka armii to najlepsza gleba pod rewolucję. Przywołuje przykład Francji i błędy Komuny, jednocześnie ucząc się na ich doświadczeniu. Dyskusja schodzi na geopolityczne i rasowe niuanse: „Japończycy finansują nas?” — padło pytanie, które zmroziło konspiratorów. Ich cel nie jest ideowy jedynie; to sojusze pragmatyczne, gdzie imperialne ambicje Azji Północno-Wschodniej widzą w konfliktach europejskich szansę. Jack początkowo odrzuca etyczne rozterki — chce tylko wrócić do domu — ale nawet on słyszy echo, które nie pozwala zapomnieć: „jeśli nie wrócę, są dokumenty, które zostaną ujawnione”.

Wśród tego cynizmu pojawiają się fragmenty osobiste: kobieta z czerwonymi wstążkami grozi, że rozbije komuś czaszkę na myśl o grze słowami o jajach i omletach — to ludzka, impulsywna reakcja na abstrakcję wielkiej polityki. Inną kontrę stanowi chłodny śmiech Lenina, jego satysfakcja z kogoś, kto zaczyna „myśleć po rosyjsku” — czyli kalkulować bez ogródek. Potem następuje nagłe, prawie absurdalne rozluźnienie: flirty Jacka, żarty, szarpanina; wszystko to przypomina, że nawet wśród planów i spisków człowiek pozostaje człowiekiem: niedoskonałym, niejednoznacznym, zdolnym do brutalności i czułości zarazem.

Narracja konsekwentnie wskazuje na kilka stałych: wojna jest narzędziem politycznym, klęska może zapalić rewolucję, sojusze bywają cyniczne, a ideologie służą czasem celom pragmatycznym. Pomiędzy tymi tezami przemyka niepokój — o losy cywilów, o to, że „miliony ludzi umrą, a nic z tego nie wyniknie poza cierpieniem i zniszczeniem.” Ta obawa zostaje jednak przyjęta jak przeszkoda, którą niektórzy gotowi są zignorować, jeśli cel większy niż moralność.

Jak zrozumieć naturę życia i śmierci w City?

Ona była z nimi przez długi czas, ostatnim razem. “Idź, znajdź ją.” Jego słowa były pełne ostrego napięcia. Odszedł, jego zapach i obecność stopniowo zanikały. “Jest moja, a ja chcę ją z powrotem, Trackerze.” Jesse, spłoszona, ciągnęła go za sobą, niecierpliwie oddychając. Czuł jej strach, choć próbował ją uspokoić. “Dlaczego się boisz?” zapytał ją cicho, kiedy przekraczali bramę z kości, wychodząc na białą marmurową nawierzchnię City, przeciętą błękitami lapis lazuli. “On ci nie zrobi krzywdy. Nie zależy mu na tobie.” Jesse polizała jego dłoń, a potem, celowo, ukąsiła ją w miękką część skóry między kciukiem a palcem. Tracker wciągnął głośno powietrze, czując ukąszenie, przykładając dłoń do ust, smakując metaliczny posmak krwi.

Gdy dotarli do ogrodu, zmierzch już otaczał tłuste kapusty, rosnące w spokoju. Zbliżył się do roślin, delikatnie dotykając ich liści, czując, jak w powietrzu roznosi się zapach ziemi i życia. W swoim domu, pełnym zapachów poczucia komfortu, znalazł przestrzeń, która pozwalała mu poczuć się bezpiecznie. Jego dłonie gładziły rzeźbioną w drewnie figurę, stworzoną przez młodego artystę, który również kształtował piaskowe rzeźby, które fale morskie zmywały przy każdym przypływie. Myślał o tym, jak bardzo ta twórczość była podobna do jego własnego życia — ulotnego, jak dzieło stworzone przez fale.

Podszedł do stołu, gdzie leżała chropowata tkanina. Uniósł ją, czując zapach kurzu, wiatru i tęsknoty, która unosiła się w jego umyśle, przywołując obraz kolorowego latawca, tańczącego na tle bezchmurnego nieba. "Musiała znowu pójść w poszukiwaniu latawców." Myślał o tym, jak małe, twarde perły, nabrzmiałe i nieregularne, były wplecione w złote nici, jakby były kiedyś ozdobami. Nagle poczuł, że coś go zaniepokoiło, choć nie potrafił sprecyzować, co. Jesse była z nim, ale jej lęk nie dawał mu spokoju. Wstał i wyszedł do ogrodu, zbierając marchewki i sałatę. Z każdą rośliną, którą wyrwał z ziemi, czuł, że życie nieustannie jest związane ze śmiercią. Między tymi dwoma pojęciami, życiem i śmiercią, istniał pewien nieprzekraczalny, niezmienny cykl.

Kiedy opuścili City, szli w stronę wschodzącego słońca. Ziemia poza murami miasta była pustynią, co zaskoczyło Trackera. Jeszcze niedawno, gdy był tutaj ostatni raz, było to prerią, pełną kwiatów. Jak to się zmieniło? To, co kiedyś było naturalnym krajobrazem, teraz zostało przekształcone. Niezwykłe było to, że mieszkańcy City, za pomocą lodowców, byli w stanie ukształtować ten krajobraz. Przemiany w naturze były ich dziełem. Gdy wyszli w głąb pustyni, pod ich stopami skrzypiał gorący piasek. Zbliżając się do krawędzi doliny, Tracker poczuł zapach oceanicznych ryb i dymu z ognisk. Powietrze wypełniało się atmosferą tajemniczej codzienności. Wiedział, że to, co robił, było nie tylko wędrówką po ziemi, ale także wyprawą w głąb siebie.

Po drodze, mimo zmęczenia, nie zatrzymywał się. Jesse, z radością pełną dziecięcej energii, biegła obok niego. Aż wreszcie, gdy zbliżali się do celu, poczuł ją — zapach jej obecności, pełnej życia, pełnej radości i tęsknoty. I wtedy zobaczył ją: tam, wśród kitesurfingowych latawców, pełnych kolorów, tańczących na tle nieba, jak samodzielny kawałek tęczy. To ona. Obecność tej postaci była tak mocna, że nie potrzebował już swoich zmysłów wzroku, by wiedzieć, że to była ona — ta, której szukał.

Kobieta, która stała przed nim, miała złote włosy, śmiejące się zielone oczy i zwinne ciała owinięte w luźny materiał. W jej dłoniach spoczywał latawiec, który symbolizował nie tylko jej obecność, ale i jej tożsamość. Jednak to, co go zaskoczyło, to były rogi — dwa wielkie, złociste rogi, które wyrastały z jej skroni, zwrócone ku niebu. Dwa mniejsze rogi na jej biodrach, z których wystawały wstrząsające kolce. To ona była powodem jego niepokoju, choć jej obecność miała w sobie coś, co było jednocześnie piękne i niepokojące.

Zrozumiał wtedy, że był tu po coś więcej niż tylko po nią. Ona była życiem, czystą esencją istnienia. I pomimo tego, że w jego umyśle były pewne niepokojące myśli, wiedział jedno: była częścią tej ziemi, tej wędrówki, tej chwili. Od tego momentu nie było już odwrotu. Ona była częścią jego przeznaczenia.

Życie i śmierć w tym świecie, pełnym sztuki i kreacji, w którym miasta są niczym wyniki zmienionych sił natury, stały się integralną częścią tego, co istniało. Cykliczne zmiany w krajobrazie, przekształcanie przestrzeni przez sztukę i kreatywność ludzi, te elementy miały swoje źródło w nieustannym procesie życia i śmierci. Życie bowiem, to coś, co płynie przez świat, napędzając nie tylko fizyczny świat, ale także umysły tych, którzy go kształtują. W ten sposób, każde życie, niezależnie od tego, czy jest życiem człowieka, czy stworzenia, ma swoją wartość i swoje miejsce w tym wielkim cyklu.