Ameryka, z jej zróżnicowanym społeczeństwem, zmieniającym się szybko pod wpływem gospodarczych, politycznych i społecznych zawirowań, stoi przed wyzwaniem spójności wewnętrznej. Część konserwatywnych białych chrześcijan, zwłaszcza ci, którzy poparli Donalda Trumpa, czują się w coraz większym stopniu wykluczeni z mainstreamowej kultury, a ich wartości — niegdyś dominujące — zdają się tracić na znaczeniu. Ich postrzeganie sytuacji to nie tylko wynik doraźnych wydarzeń, ale także długotrwały proces zmian, które w ich oczach są zagrożeniem dla amerykańskiego porządku społecznego i kulturowego.

Ludzie ci, spotkani w Youngstown, Ohio, po wyborze Trumpa na prezydenta, nie koncentrowali się na własnych, poważnych problemach ekonomicznych, mimo że region ten przeżył dramatyczną deindustrializację w latach 70. oraz kryzys gospodarczy z 2008 roku. Zamiast tego, podkreślali poczucie utraty prestiżu i marginalizacji ich wartości w obliczu postępującej zmiany społecznej. Te zmiany obejmowały zarówno rewolucję obyczajową, jak i zmieniające się normy kulturowe, których nie potrafili zaakceptować. W ich oczach, amerykańska tożsamość oparta na chrześcijańskich fundamentach, białej większości i tradycyjnych normach, jest coraz bardziej zagrożona przez rosnącą obecność mniejszości etnicznych i religijnych.

Podstawowym punktem spornym stało się przekonanie o "zatraceniu wartości" w Ameryce. Przeświadczenie, że siły liberalne — zwłaszcza te związane z ruchem na rzecz praw mniejszości i walką o równość — dążą do usunięcia religii z przestrzeni publicznej i do wprowadzenia regulacji, które miałyby na celu odbudowę zrujnowanej amerykańskiej gospodarki, stało się fundamentem ich oburzenia. W odpowiedzi na ten stan rzeczy, chrześcijańscy konserwatyści postrzegali siebie jako ofiary, którym zabrano prawo do wyrażania własnych opinii, obawiając się, że ich poglądy na temat małżeństwa, aborcji czy roli religii w życiu publicznym zostałyby uznane za "nienowoczesne" czy wręcz za przejaw nienawiści.

Warto zauważyć, że tematy takie jak aborcja czy małżeństwa osób tej samej płci nie były głównymi punktami dyskusji wśród grup badanych. Choć kilka osób deklarowało swoje stanowisko pro-life, reszta uczestników wyrażała tylko umiarkowaną krytykę wobec tych kwestii. Zaskakująco, nie poruszono kwestii służby wojskowej osób homoseksualnych, mimo że sama armia była regularnie wspomniana jako instytucja, którą prezydent Obama osłabił. W kontekście polityki wojskowej, również pojawiały się wyrazy ulgi, że nowa administracja Trumpa przywróciła wizerunek silnego kraju, który budzi szacunek na całym świecie.

Wielu z rozmówców dostrzegało zagrożenie związane z rzekomym usunięciem religii z edukacji publicznej. Decyzje Sądu Najwyższego USA, które zakazały modlitw i czytania Biblii w szkołach, były przez nich interpretowane jako jeden z głównych czynników, które doprowadziły do upadku społeczeństwa. Przemiany te były postrzegane jako symptom szerokiego kryzysu wartości w kraju, a zmiana w sposobie nauczania i wychowywania młodych pokoleń została uznana za istotny element tego kryzysu. Chrześcijańska moralność, uznawana za fundament amerykańskiej tożsamości, wydawała się zanikać w przestrzeni publicznej.

Znacznie bardziej obecny w ich dyskursie był temat wolności słowa. Choć uczestnicy nie mieli osobistych doświadczeń związanych z represjami za wyrażanie swoich opinii, ich obawy o tę wolność były wyraźne. Postrzegali oni otaczające ich społeczeństwo jako coraz bardziej wrogie wobec ich przekonań. Obawiali się, że wyrażenie negatywnej opinii o osobach nieprzestrzegających "tradycyjnych" norm moralnych może skutkować etykietowaniem ich jako bigotów, rasistów czy nienawistników. Czuć było, że ich frustracja wynikała z przekonania o "znikaniu ich kulturowej dominacji", a nie z realnych ataków na ich wolność słowa.

To poczucie wykluczenia i marginalizacji jest jednym z głównych czynników, które stanowią o sile poparcia dla polityki Trumpa. Prezentując się jako obrońca "prawdziwych" Amerykanów, Trump zaoferował białym konserwatywnym chrześcijanom poczucie, że ich tożsamość i wartości zostaną przywrócone do ich dawnej świetności. Obiecał im "rewanż" za dekady zmian, które zdaniem wielu z nich były powodem utraty pozycji w amerykańskim społeczeństwie. Podczas jego rządów, postrzegali siebie jako grupę, która odzyskuje to, co zostało jej zabrane.

Przemiany społeczne i kulturowe, które miały miejsce w Ameryce, zmusiły wielu ludzi do konfrontacji z pytaniem, kim są, jakie wartości reprezentują i jaką rolę pełnią w zmieniającym się świecie. Dla białych konserwatywnych chrześcijan odpowiedzią stało się wspólne poszukiwanie strategii, które pozwoliłyby im odzyskać poczucie kontroli nad własnym życiem i społeczeństwem. Chociaż zmiany te są częścią globalnego trendu, ich odczucie utraty dominacji w swoim własnym kraju wydaje się być jednym z kluczowych aspektów współczesnych sporów politycznych w Stanach Zjednoczonych.

Jak zmiana w edukacji i wolności religijnej wpływa na życie rodzinne w Stanach Zjednoczonych?

Linda, po powrocie do swojego rodzinnego miasta w Arizonie, z nostalgią wspominała czas spędzony w Idaho, Kalifornii i Arizonie, dostrzegając drastyczną różnicę w jakości życia. Obserwując zamknięte sklepy i budynki, które kiedyś tętniły życiem, dostrzegała smutną rzeczywistość „miasta widmo”. Jej największym zmartwieniem była edukacja jej dzieci, a raczej system, który nie spełniał jej oczekiwań. Zauważyła, że w jej rodzinnym mieście widać wyraźnie upadek instytucji edukacyjnych, z zamykającymi się szkołami parochialnymi i szkołami prywatnymi, które nie mogły utrzymać się z powodu braku funduszy.

„W Arizonie mieliśmy więcej swobody wyboru szkół,” mówiła, odnosząc się do możliwości homeschoolingowej, którą zdecydowała się wybrać dla swoich dwóch synów. Choć była świadoma, że jej dzieci mogą tracić szansę na cenne doświadczenia związane z nauką w szkole, wciąż wierzyła, że edukacja w domu daje im większą swobodę i możliwości rozwoju. System edukacyjny w Arizonie oferował większą elastyczność, a nauczyciele byli bardziej zaangażowani, co pozwalało jej dzieciom rozwijać się w zdrowym i wspierającym środowisku. Przejście do systemu edukacji w jej rodzinnym mieście okazało się rozczarowujące. „Z powodu braku odpowiednich zasobów, wiele publicznych szkół stało się przeładowanych, a nauczyciele są przeciążeni pracą. Widziałam, jak moje dzieci przechodziły od systemu, w którym kwitły, do systemu, który ledwie funkcjonował.”

Decyzja o posłaniu starszego syna do szkoły publicznej, a nie prywatnej, była dla niej trudnym wyborem, który nie wynikał tylko z względów ekonomicznych. „Czuję, że moje dzieci jako chrześcijanie są często spychane na margines. Mówi się o nich jak o osobach, które mają przestarzałe poglądy,” opowiadała. „Czemu nie możemy szanować swoich różnic? Dlaczego nasze przekonania są traktowane jak coś, czego trzeba się wstydzić?”

Linda, podobnie jak wielu innych białych, konserwatywnych wyborców, zżymała się na to, jak chrześcijanie byli postrzegani w społeczeństwie. W tym kontekście przywołała również doświadczenia z wiecu Donalda Trumpa, na który zabrała swoich synów, by zobaczyli prezydenta na żywo. Trump, w jej oczach, był postacią, która autentycznie chciała poprawić stan rzeczy. „To prawdziwy człowiek, który mówi, że chce naprawić to, co zniszczyli inni,” mówiła z przekonaniem. Donald Trump zyskał ogromne poparcie wśród ludzi takich jak Linda dzięki swojej odwadze w mówieniu tego, co myśli, niezależnie od politycznych reperkusji. Jego szczerość była tym, co doceniali wyborcy z regionów, które wcześniej były zaniedbywane przez polityków.

Linda i jej towarzyszka rozmowy, członkini tej samej wspólnoty kościelnej, zauważyły, że chrześcijanie mają unikalną zdolność do rozróżniania osoby od grzechu. „Kochamy ludzi, ale nie akceptujemy grzechu,” mówiła. W kontekście aborcji, chrześcijanie mogą wyrażać swoje odrzucenie wobec samego czynu, ale wciąż okazywać miłość i współczucie dla osoby, która się go dopuściła. To właśnie ta umiejętność, by nie łączyć osoby z grzechem, sprawia, że wielu ludziom trudno zrozumieć chrześcijańskie podejście, które, jak zauważyła Linda, bywa postrzegane jako hipokryzja.

Zjawisko to dotyczy szerszej debaty o wolności religijnej w Stanach Zjednoczonych, gdzie wielu chrześcijan czuje, że ich prawa do wyrażania swoich przekonań są zagrożone. Warto zauważyć, że chociaż kwestie religijne są istotne dla wyborców popierających Trumpa, ich niezadowolenie wynika także z poczucia bycia niedocenianym przez elitę polityczną, która ignoruje ich potrzeby i wartości.

Wielu wyborców Trumpa, podobnie jak Linda, dostrzega w jego prezydenturze odrodzenie głosu ludzi, którzy czują się ignorowani przez tradycyjne partie polityczne. Choć nierówności ekonomiczne odgrywają pewną rolę, to właśnie ta kwestia wolności religijnej i wyrażania swoich poglądów stała się kluczowym czynnikiem w ich decyzji wyborczej. W głowach tych ludzi zakorzenił się obraz Trumpa jako lidera, który nie boi się mówić głośno o sprawach, które są dla nich ważne, i który staje po stronie „zwykłych” obywateli, a nie elit politycznych.

Zatem, choć w centrum zainteresowania wciąż pozostają sprawy ekonomiczne, to nie są one jedynym powodem wyboru Trumpa jako kandydata. Wydaje się, że dla wielu wyborców, zwłaszcza tych z klasy pracującej i średniej, kluczowe stały się także kwestie tożsamości i kulturowych wojny, które wykraczają daleko poza kwestie finansowe.