Islam w dyskursie narodowym oraz lokalnym stanowi kulminację poczucia zagrożenia postrzeganego zarówno z perspektywy kulturowej, jak i etnicznej. Przez dekady retoryka wojny z terroryzmem, na której nie szczędził słów były prezydent, utwierdzała białych, konserwatywnych chrześcijan – etnonacjonalistów i autorytarystów – w przekonaniu, że to właśnie muzułmanie stanowią największe zagrożenie dla ich tożsamości. Muzułmanie, którzy stali się głównym kozłem ofiarnym XXI wieku, obdarzeni zostali cechami, które umiejętnie przedstawiają ich jako wrogów wartości amerykańskich, a tym samym powielają i wzmacniają ideologię nietolerancji oraz wykluczenia.

W jednym z kręgów dyskusyjnych, które miały miejsce w ewangelikalnym kościele, spotkałem się z uczestnikami, którzy wcześniej głosowali na Trumpa. Rozmowa, która miała miejsce po sześciu miesiącach, pozwoliła mi ocenić, czy ich postrzeganie Donalda Trumpa oraz jego działań w kraju zmieniło się w jakikolwiek istotny sposób. Nowi uczestnicy rozmowy pozwolili mi poszerzyć perspektywę opinii białych, konserwatywnych chrześcijan, którzy poparli Trumpa. Na przykład Lisa i Greg, małżeństwo w wieku 54 i 67 lat, którzy niedawno przenieśli się z innego zboru do tej samej wspólnoty, wyrazili swoje zdanie na temat wolności religijnej w USA. Greg zauważył, że jest to wolność kultu, która wciąż istnieje, ale dodał, że tzw. postępowcy próbują odbierać chrześcijanom ich prawa, zabierając je "tutaj i tam". Jego żona zgodziła się z nim, podkreślając, że skutkiem wypychania religii z przestrzeni publicznych jest wychowanie młodych ludzi bez wskazówek, bez kierunku.

Lisa porównała swoje wychowanie, w którym modlitwa i recytowanie Przysięgi Wierności były częścią codziennego rytuału, z życiem współczesnych dzieci, które żyją w społeczeństwie, w którym takie akty są coraz częściej poddawane dyskusji. Słowa Lisy obrazują schemat myślenia, który przeważa wśród wielu uczestników kręgów dyskusyjnych: utożsamienie modernizacji z utratą religijności. Kiedy zapytałem ich, czy kiedykolwiek doświadczyli bezpośrednich, osobistych ataków na swoją wolność religijną, Greg odpowiedział, że nigdy nie spotkał się z takim przypadkiem, ale zauważył, że "religijna wolność jest zagrożona wokół mnie, w wiadomościach i wszędzie".

Lisa z kolei stwierdziła, że to, co uważa za atak na religię, to fakt, że "ludzie boją się rozmawiać o religii, boją się być oceniani, boją się tego, co powiedzą o nich inni". Po kilku uwagach na temat zakazu modlitwy przed meczami szkolnymi, pastor dodał, że "istnieją publiczne przypadki, kiedy zdjęto Dziesięć Przykazań z sądu". Według niego to właśnie tego rodzaju zmiany wywołują lęk wśród religijnych osób. Ostatecznie, ten obraz ujawnia, że ataki, które uczestnicy postrzegają jako wymierzone przeciwko nim jako chrześcijanom, zdarzają się jedynie na poziomie publicznym, a oni doświadczają ich głównie przez pryzmat narracji dominującej w konserwatywnych mediach.

Z pewnym stopniem apokaliptycznego tonu, jeden z nowych uczestników, Alex, wyraził swoją opinię o duchowej wojnie, która toczy się nie tylko w Ameryce, ale na całym świecie. Stwierdził, że „To wszystko jest duchowe. Myślę, że to wykracza poza zwykły ruch, to ruch antychrystusowy. To walka, która toczy się o ducha, i myślę, że to zjawisko ogólnoświatowe”. Przekonanie, że tylko chrześcijanie nie mają prawa wyrażać swojej wiary publicznie, jest czymś, co powtarzało się w różnych rozmowach. Z kolei Greg przekonywał, że walka ta trwa od początku dziejów, a w Ameryce to ludzie u władzy, w tym sędziowie, zostali zastąpieni przez postaci liberalne. Jedynym rozwiązaniem, według niego, jest usunięcie postępowców i przywrócenie chrześcijan na pozycje władzy.

W tym kontekście, ważne jest zrozumienie, że amerykańska scena polityczna stała się areną, na której religia – szczególnie religia chrześcijańska – stała się symbolem tożsamości, a Donald Trump, mimo swojej kontrowersyjnej osobowości, stał się dla wielu białych chrześcijan symbolem obrony ich religijnych praw. Część z nich postrzega go jako lidera, który oddaje głos tym, którzy czują się przytłoczeni poprawnością polityczną. Z perspektywy tych, którzy wspierają Trumpa, jego rządy to nie tylko walka z liberalizmem, ale także z ideologiczną dominacją, która stara się wykluczyć religię z życia publicznego.

Warto również zauważyć, że narracja prawicy religijnej, której częścią jest ta wizja zagrożenia ze strony muzułmanów, odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu postaw społecznych w USA. Koncepcja zagrożenia nie dotyczy tylko islamu, ale i innych grup, które nie pasują do ściśle chrześcijańsko-konserwatywnego obrazu Ameryki. W ten sposób, spór o wolność religijną staje się także częścią większego konfliktu tożsamościowego, który angażuje kwestie kulturowe, polityczne i społeczne.

Jak utrata statusu kulturowego wpływa na amerykański konserwatyzm?

Współczesny konserwatyzm amerykański nie jest jedynie reakcją na zmiany polityczne, ale także odpowiedzią na głęboką transformację kulturową, społeczną i religijną, która zachodziła w Stanach Zjednoczonych przez kilka ostatnich dekad. W tym kontekście kluczową rolę odgrywa poczucie utraty statusu, które w szczególności dotyczy białych, konserwatywnych chrześcijan. Współczesne dyskusje na temat tych przemian, które miały miejsce za prezydentury Baracka Obamy i podczas kadencji Donalda Trumpa, ukazują, jak głęboko zakorzenione przekonania o "tradycyjnych wartościach" zostały wystawione na próbę.

Biali konserwatyści uważają, że ich status społeczny, wynikający z dominacji kultury chrześcijańskiej, jest zagrożony przez zmieniające się normy społeczne i rosnącą liczbę osób wykluczonych z ich tradycji. Prezentowane w publicznych dyskusjach zarzuty wskazują na to, że nowoczesna polityka liberalna, związana z równością, w tym prawami mniejszości seksualnych, aborcją czy promowaniem wielokulturowości, stoi w sprzeczności z wartościami chrześcijańskimi. W tym kontekście Barack Obama, jako pierwszy czarnoskóry prezydent, stał się symbolem nowej, liberalnej agendy, którą konserwatyści postrzegali jako zagrożenie dla tradycyjnego porządku.

Jednym z głównych zarzutów wobec Obamy było jego rzekome lekceważenie tradycji chrześcijańskiej, w tym używanie wyrażenia "Happy Holidays" zamiast "Merry Christmas". Tego typu zmiany w języku i kulturze były postrzegane jako oznaki wypierania wartości chrześcijańskich, których obrona stała się jednym z fundamentów retoryki konserwatywnej.

Dodatkowo, coraz częstsze przyznawanie praw mniejszościom religijnym, w tym muzułmanom, uważane było za dowód na preferencyjne traktowanie innych grup w porównaniu do białych chrześcijan. W wielu przypadkach, obawy te nie dotyczyły tylko kwestii religijnych, ale także samego porządku społecznego, który był postrzegany jako coraz bardziej zdominowany przez wartości obce dla tradycji chrześcijańskiej. Przykładem może być sytuacja, w której uczniowie muzułmańscy w szkołach otrzymali pozwolenie na modlitwę w trakcie zajęć, co wielu konserwatystów uważało za wyraz preferencyjnego traktowania jednej grupy religijnej kosztem drugiej.

Tego typu wydarzenia budowały obraz kraju, w którym religia i tradycyjne wartości, na których zbudowana była amerykańska tożsamość narodowa, zostają wypierane przez mniejszości, które – w opinii wielu konserwatystów – narzucają swoją wolę większości. Z tego powodu konserwatyści postrzegają siebie jako zagrożoną mniejszość, która walczy o przetrwanie w coraz bardziej zróżnicowanym społeczeństwie.

Również sama rola rządu stała się dla wielu osób przedmiotem głębokiej krytyki. W oczach konserwatystów, państwo amerykańskie, zamiast wspierać tradycyjne wartości i rodziny, stało się narzędziem, które promuje liberalne agendy, takie jak prawa osób LGBT+ czy szeroko rozumiane prawa reprodukcyjne. Uczestnicy grup dyskusyjnych, często cytując Obamę, wskazywali, że prezydent ten, poprzez swoje decyzje i wypowiedzi, uczynił z państwa instrument wdrażający obce i nieakceptowane przez nich wartości.

Jest jednak jeden ważny element, który nie byłby pełny, gdyby nie uwzględnić zmieniającego się oblicza amerykańskiego społeczeństwa. Zmiany demograficzne, które zachodzą w USA, sprawiają, że tradycyjny model białego, chrześcijańskiego społeczeństwa staje się coraz mniej reprezentatywny dla całej populacji. Prognozy demograficzne wskazują, że w nadchodzących latach liczba białych Amerykanów będzie malała, a społeczeństwo stanie się coraz bardziej zróżnicowane pod względem etnicznym i religijnym. To wywołuje poczucie niepewności i lęku wśród konserwatystów, którzy obawiają się, że ich tożsamość kulturowa i religijna zniknie w obliczu tych zmian.

Równocześnie, ważnym elementem tej dyskusji jest rola, jaką odgrywa religia w kształtowaniu tożsamości narodowej. Konserwatyści, szczególnie ci związani z tzw. "religijną prawicą", traktują chrześcijaństwo jako fundament amerykańskiego porządku społecznego i moralnego. W ich przekonaniu, odrzucenie tych wartości prowadzi do upadku społecznego i moralnego kraju. W tym kontekście, Donald Trump stał się symbolem oporu przeciwko tym zmianom, oferując alternatywę, która, jak twierdzą jego zwolennicy, ma na celu ochronę tradycyjnych wartości przed liberalnymi wpływami.

Podsumowując, temat utraty statusu kulturowego, który szczególnie dotyka białych, konserwatywnych chrześcijan, jest jednym z kluczowych elementów, które prowadzą do dalszego polarizowania społeczeństwa amerykańskiego. Z jednej strony mamy obawy przed utratą tożsamości kulturowej, a z drugiej – silną tendencję do postrzegania wszelkich zmian społecznych i religijnych jako zagrożenie. Takie napięcia społeczne nie są nowością w historii Ameryki, ale w obliczu rosnącej różnorodności i zmieniającej się demografii, stają się coraz bardziej widoczne i znaczące.

Czy w konflikcie światopoglądów można znaleźć wspólną płaszczyznę? Analiza retoryki praw człowieka w konserwatywnym dyskursie religijnym

Weber, Hess i Hausknecht, działający odpowiednio w Family Research Council, Heritage Foundation oraz Focus on the Family, wyrazili w swoich wypowiedziach ideologiczne ramy, w których problematyczne kwestie społeczne, takie jak małżeństwo czy seksualność, są analizowane poprzez pryzmat praw jednostki. Ich słowa pozwalają dostrzec wykluczający charakter tego podejścia. Retoryka „praw jednostki” w konserwatywnym dyskursie stała się narzędziem strategicznym, wykorzystywanym do uzasadnienia i obrony światopoglądów, które ignorują lub marginalizują prawa i prerogatywy innych obywateli.

Weber, pełniący w 2017 roku funkcję dyrektora Centrum Wolności Religijnej w Family Research Council, odgrywa kluczową rolę w kształtowaniu polityki dotyczącej wolności religijnej. Jego praca obejmowała m.in. pisanie publikacji informujących o bieżących kwestiach politycznych oraz badanie przypadków potencjalnych naruszeń wolności religijnej. Co ciekawe, Weber nie tylko pełnił funkcje administracyjne, ale także odwoływał się do własnych przekonań prawnych, które traktował jako fundament do podejmowania decyzji. Jego spojrzenie na prawo ma głęboki wymiar moralny – prawo powinno opierać się na zasadach wykraczających poza ludzką moralność, a jedynym autorytetem w tym zakresie jest Bóg.

Weber wyraził przekonanie, że gdyby ludzie nie zgadzali się co do istnienia wyższego autorytetu, jakim jest Bóg, istniałoby ryzyko uchwalania szkodliwych ustaw. W jego opinii, zrozumienie przez ludzkość istnienia takiego autorytetu jest fundamentem praw człowieka – "człowiek jest stworzony na obraz Boga, więc ma prawa, niezależnie od tego, co robi jego rząd." Jednakże, gdy spojrzymy na kontekst, w którym Weber wypowiadał te słowa, staje się jasne, że chodzi mu o prawa człowieka jedynie w kontekście chrześcijańskiego światopoglądu. Jego stanowisko nie uznaje równorzędności innych systemów przekonań czy interpretacji moralnych.

Tego rodzaju rozumowanie prowadzi do wykluczenia wszystkich, którzy żyją lub identyfikują się poza dosłowną interpretacją Biblii. Słowa Webera o tym, że „człowiek jest stworzony na obraz Boga” w kontekście jego argumentów oznaczają, że prawami człowieka powinni cieszyć się tylko ci, którzy uznają chrześcijańską interpretację tego, co oznacza bycie stworzonym na obraz Boga. Takie podejście prowadzi do wykluczenia osób o innych przekonaniach lub żyjących w sposób odbiegający od konserwatywnego kanonu.

Pomimo to, Weber nie ukrywa złożoności problemu, który dotyczy współczesnego społeczeństwa amerykańskiego. Wskazuje on na rosnącą polaryzację w kwestiach dotyczących małżeństwa, seksualności czy wolności religijnej. Podkreśla, że część społeczeństwa chrześcijańskiego obawia się, iż w przyszłości nie będzie mogła swobodnie praktykować swojej religii. Ten niepokój jest uzasadniony, bowiem według Webera rośnie liczba osób, które odrzucają wartości religijne, co prowadzi do konfliktów w kwestiach prawa i polityki. To z kolei tworzy atmosferę, w której konserwatywni chrześcijanie czują się ofiarami – nie dostrzegając, że ich przekonania są często projektowane na innych, ignorując dynamikę społeczną i kulturową, która przynosi zmiany.

Weber, podobnie jak jego koledzy z organizacji, utrzymuje, że ideologiczny konflikt w Stanach Zjednoczonych jest wynikiem starcia dwóch światopoglądów. Z jednej strony mamy wizję opartą na religijnych fundamentach, z drugiej zaś światopogląd bardziej zindywidualizowany, gdzie kluczowym elementem jest autonomia jednostki, zwłaszcza w kontekście seksualności. Weber określa tę drugą stronę jako „agnostyczny, indywidualny autonomizm seksualny”, co w jego opinii stanowi zagrożenie dla wartości chrześcijańskich.

Warto zauważyć, że to, co Weber określa mianem „autonomii seksualnej”, jest w rzeczywistości wyrazem dążenia do wolności osobistej i równości. W tym kontekście stanowisko Webera zdaje się ignorować zróżnicowanie społeczne i kulturalne współczesnego świata, które w dużej mierze wynika z ewolucji norm społecznych oraz uznania praw różnych grup mniejszościowych. Dlatego, w obliczu rosnącej różnorodności, propozycje Webera dotyczące edukacji w kierunku wzajemnego zrozumienia mogą się wydawać utopijne, zwłaszcza gdy zakładają, że to jedynie jedna strona powinna wykazywać tolerancję.

Sytuacja, którą opisuje Weber, może być postrzegana jako symptom głębszego kryzysu współczesnej kultury politycznej. Z jednej strony mamy do czynienia z rozwojem ruchów, które domagają się uznania swoich praw do autonomii i równości, z drugiej zaś z konserwatywnymi ugrupowaniami, które starają się bronić swojej religijnej tożsamości i tradycyjnych wartości. Obie strony nie są w stanie znaleźć wspólnego języka, co prowadzi do wykluczenia i marginalizacji jednej z grup.

Ważnym aspektem tego konfliktu jest fakt, że dla osób wyznających konserwatywne wartości, jak Weber, podstawą wszelkiego działania jest przekonanie o istnieniu wyższego autorytetu. Dla osób o bardziej świeckim i zróżnicowanym światopoglądzie, poszukiwanie tego samego autorytetu, jakim jest Bóg w konserwatywnej wizji, jest nie do zaakceptowania. Pytanie, które się tu nasuwa, to jak znaleźć kompromis między tymi dwoma, tak bardzo odmiennymi światopoglądami, i czy w ogóle jest to możliwe w kontekście współczesnej, zróżnicowanej społeczności.

Jak "Religijna Prawica" kształtuje politykę i retorykę Donalda Trumpa: Rola Rady ds. Badań nad Rodziną i innych organizacji ewangelikalnych w amerykańskiej polityce

Rodzina, życie i tradycja to trzy kluczowe wartości, które wyznaczały ton wielu debat w amerykańskim społeczeństwie przez ostatnie kilka dziesięcioleci. W szczególności organizacje związane z tak zwaną "Religią Prawicową" odegrały kluczową rolę w politycznej retoryce, łącząc te wartości z bieżącą polityką, a ich wpływ na wybory i polityczne decyzje był nie do przecenienia. Wśród takich organizacji na szczególną uwagę zasługuje Rada ds. Badań nad Rodziną (Family Research Council, FRC), która odgrywa istotną rolę w formułowaniu stanowisk na tematy związane z aborcją, małżeństwem, rodziną i wolnością religijną. Mimo że jej wpływ na Partię Republikańską jest niekwestionowany, równie ważne jest zrozumienie, jak jej retoryka wpłynęła na polityczne stanowisko Donalda Trumpa, który w 2016 roku zyskał silne wsparcie ze strony ewangelikalnych wyborców.

Religiijna Prawica i Donald Trump

Donald Trump, choć jego osobista religijność była przedmiotem wielu dyskusji, znalazł wsparcie w szerokiej grupie ewangelikalnych chrześcijan, których poparcie było kluczowe w jego drodze do Białego Domu. Jego retoryka, choć często kontrowersyjna, opierała się na zasadach, które były bliskie wielu z tych, którzy kierowali się religijnymi i konserwatywnymi wartościami. Retoryka Trumpa nie była jednak wynikiem jego osobistych przekonań religijnych, a raczej odpowiedzią na oczekiwania i naciski ze strony wpływowych liderów ruchu religijnej prawicy, takich jak organizacje związane z FRC.

Rola Rady ds. Badań nad Rodziną

Rada ds. Badań nad Rodziną stała się jednym z najważniejszych ośrodków, który dostarczał Trumpowi moralnych i politycznych wskazówek w kwestiach związanych z wartościami pro-life, małżeństwem i rodziną. Organizacja ta promowała poglądy, które były w dużej mierze zgodne z tradycyjnym nauczaniem Kościoła ewangelikalnego, a jednocześnie sprzyjały pogłębianiu polaryzacji politycznej w Stanach Zjednoczonych. Oznaczało to nie tylko nacisk na wartości moralne, ale również aktywną obecność w politycznych kampaniach, zarówno na poziomie lokalnym, jak i krajowym.

Chociaż FRC nie była bezpośrednio związana z rządem Trumpa, jej aktywność miała znaczący wpływ na kształtowanie polityki administracji Trumpa, szczególnie w kwestiach dotyczących praw religijnych i aborcji. Otwarta współpraca z tymi organizacjami pozwoliła Trumpowi uzyskać nie tylko poparcie wśród szerokiej grupy ewangelikalnych wyborców, ale także zyskać legitymację w oczach konserwatywnych kręgów religijnych.

Retoryka religijna Trumpa

Podobnie jak inne elementy polityki Trumpa, jego język i styl komunikacji często opierały się na emocjonalnym ładunku, który rezonował z dużą częścią jego bazy wyborczej. O ile jego retoryka była często oskarżana o brak subtelności, to w kontekście religijnym zyskała ona na sile. Trump używał języka, który był bliski retoryce ewangelikalnych liderów, zwłaszcza w odniesieniu do wartości rodzinnych, narodowych i religijnych. Warto zauważyć, że jego zdolność do trafiania w potrzeby i oczekiwania tych grup pozwalała mu na utrzymanie lojalności ich wyborców.

Ewangelikalni doradcy Trumpa

Kluczowym elementem sukcesu Trumpa w zdobywaniu poparcia od konserwatywnych chrześcijan byli jego doradcy ewangelikalni. Ich zadaniem było nie tylko doradzanie Trumpowi w kwestiach religijnych, ale także pośredniczenie między administracją a szeroką bazą ewangelikalnych wyborców. Ludzie tacy jak Jerry Falwell Jr. czy Franklin Graham pełnili rolę nieoficjalnych doradców, którzy pośredniczyli w kwestiach moralnych i religijnych.

Dzięki nim Trump zyskał w oczach wielu ewangelikalnych wyborców, którzy postrzegali go jako obrońcę religijnych wartości. Nawet jeśli jego życie osobiste i polityczne stanowiska były w wielu przypadkach sprzeczne z wartościami chrześcijańskimi, to jego poparcie dla tematów takich jak zakaz aborcji czy ochrona wolności religijnej zyskały duże uznanie wśród tej grupy wyborców.

Przemiany w amerykańskim społeczeństwie

Jednak wpływ religijnej prawicy na politykę Trumpa nie ograniczał się jedynie do kwestii moralnych. Zmiany społeczne, takie jak spadek liczby osób identyfikujących się z tradycyjnym chrześcijaństwem, sprawiły, że partie polityczne musiały na nowo zdefiniować swoje stanowisko wobec religii i wartości społecznych. Choć Trump w wielu kwestiach wydawał się być outsiderem, jego retoryka w sprawach religijnych pozwoliła mu nawiązać kontakt z tymi wyborcami, którzy czuli się marginalizowani w obliczu postępujących zmian społecznych i kulturowych.

Kontekst polityczny, w którym zyskał on poparcie religijnej prawicy, jest równie istotny. Wzrost populizmu i poczucie zagrożenia ze strony "elit" sprawiły, że Trump stał się symbolem buntu wobec "establishmentu" i głosem tych, którzy czuli się wykluczeni z amerykańskiego mainstreamu.

Warto zwrócić uwagę na to, że retoryka Trumpa nie jest tylko odbiciem jego osobistych poglądów. Jest to zatem także efekt działania szerszych procesów społecznych i politycznych, które mają swoje źródła w frustracji i poczuciu marginalizacji różnych grup społecznych. Właśnie to poczucie zagrożenia stało się jednym z kluczowych elementów jego kampanii i późniejszej polityki.