Lamar Alexander obudził się wcześnie, 21 stycznia 2020 roku, by wziąć udział w rozpoczęciu procesu impeachmentu Donalda Trumpa. Z Nashville wyleciał na poranny lot do Waszyngtonu, by zająć miejsce w sali senackiej, gdzie miał rozpocząć się formalny proces oskarżenia prezydenta. Jego dzień rozpoczął się od skromnego śniadania, a potem ubrany w sweter, marynarkę i krawat, udał się na lotnisko. Był to zimowy, mroźny dzień, a kiedy wchodził do Kapitolu, jeden z protestujących trzymał transparent z napisem "Bóg cię widzi". Chociaż Alexander nie był bezpośrednio zaangażowany w sprawę ukraińską, ani nie śledził jej z bliska, wiedział, że "idealna rozmowa" między Trumpem a ukraińskim prezydentem nie była w żadnym wypadku idealna. „Nie można zadzwonić do zagranicznego lidera i poprosić go o zbadanie swojego politycznego przeciwnika” – mówił, podkreślając, że takie działania są nieakceptowalne.

Senator z Tennessee, pochodzący z tego samego stanu co pierwszy impeachmentowany prezydent Andrew Johnson, miał także szczególne zainteresowanie historią procesu impeachmentu. Na aukcji w Knoxville zakupił książkę podpisaną przez senatorów, którzy głosowali w sprawie procesu Johnsona, oraz inną pozycję wydaną przez senatora Edmunda Rossa, który wywarł kluczowy wpływ na uniewinnienie Johnsona. To zainteresowanie historią impeachmentu towarzyszyło mu przez całe wydarzenie, a w czasie trwania procesu, jako jeden z jurorów, trzymał w rękach te same książki, przygotowując się na rozważanie sprawy.

Zgromadzenie stu senatorów w tym samym pomieszczeniu Kapitolu, gdzie odbywały się poprzednie procesy, było momentem wyjątkowym. Dzień ten nie przypominał codziennego zgiełku na sali senackiej – senatory siedzieli przy małych drewnianych biurkach w półokręgu, skupieni na przebiegu rozprawy. Przed nimi na specjalnych stołach zasiadali menedżerowie izby niższej oraz prawnicy prezydenta, przygotowani do prezentowania argumentów. W 1:10 po południu zasiadł przewodniczący procesu, sędzia główny John Roberts, który formalnie miał przewodniczyć obradom. Choć Roberts był gotów wykonać swoje obowiązki, wiedział, że ten proces stanie się kolejnym polem walki politycznej, którą niektórzy w Kongresie widzieli już jako osobistą wojnę.

Sam proces impeachmentu, mimo swoich aspektów formalnych, nie przebiegał bez napięć. Kiedy prawnicy Trumpa zaczęli kwestionować zasadność procesu, twierdząc, że prezydent nie miał możliwości powołania świadków, padły ostre słowa. Demokraci, reprezentujący interesy Izby Reprezentantów, nie szczędzili krytyki, oskarżając swoich przeciwników o kłamstwo i współudział w zatajeniu prawdy. Pojawiały się także incydenty osobiste, jak w przypadku Jerrego Nadlera, który nie potrafił powstrzymać się od gwałtownych wypowiedzi pod adresem obrońców Trumpa.

Z dnia na dzień, w miarę jak prezentowano dowody i nagrania z wypowiedzi prezydenta, pojawiały się kolejne argumenty. Z głośników rozbrzmiewały słowa samego Trumpa, który wzywał Ukrainę do wszczęcia śledztwa przeciwko Joe Bidenowi, czy też sugerował, że Chiny powinny się zaangażować w tropienie przeciwników politycznych. Przesłuchania bez świadków stały się swoistym spektaklem, w którym Trump, poprzez swoje publiczne wypowiedzi, stał się centralną postacią oskarżenia.

Z kolei senatorowie, pełniący rolę jurorów, wykazywali różnorodne postawy. Część z nich sumiennie notowała, inne postacie, jak Tom Cotton, starały się zachować nieco więcej luzu, wykorzystując nawet senackie legendy, takie jak dostarczanie mleka w czasie procesu. Inni, jak Rand Paul, po prostu się nudzili, notując w swoich notesach zabawne i nonsensowne hasła, co rzucało cień na powagę sytuacji.

Jednak to, co najbardziej rzucało się w oczy w całym tym procesie, to fakt, że dla wielu senatorów był to moment nie tylko oceniania prezydenta, ale także wewnętrznej refleksji nad granicami politycznej lojalności i sprawiedliwości. Gdy Donald Trump zaskakiwał w swojej bezceremonialności, wielu zaczęło dostrzegać, jak bardzo polityka stała się sztuką wykorzystywania słów do realizacji własnych celów. Zderzenie tej polityki z formalnymi zasadami amerykańskiej demokracji, w tym impeachmentu, stało się świadectwem tej zmiany.

Proces impeachmentu pokazał również, jak bardzo zróżnicowane są postawy i oczekiwania wobec funkcji senatorów, jak bardzo są oni związani ze swoimi partiami i jak silnie ich decyzje kształtowane są przez rzeczywistość polityczną. Istotnym elementem było także pytanie o to, czy w obliczu tak poważnych oskarżeń i procesów, amerykański system polityczny potrafi pozostać niezależny i sprawiedliwy, czy też staje się areną politycznych wojen, gdzie prawda ustępuje miejsca lojalności partyjnej.

Jak działała polityczna machina Trumpa? Kontrowersje i rywalizacje w tle reform podatkowych

Kelly był wyraźnie zirytowany. „Upewnij się, że ona wie, że to nie jest jej kolejny projekt hobbystyczny”, rzucił z pogardą. „Nie chcę, żeby tylko mówiła o kredycie podatkowym na dzieci.” Komentarz ten wstrząsnął Sayeghem i Simsem, którzy byli zaskoczeni i zdegustowani. Jego ton był tak pełen pogardy, że, jak później opisał to Sims, „wydawało się, jakby w pokoju był martwy skunks”. Zastanawiali się, co musiał mówić o Ivance Trump, gdy nie było ich w pobliżu. Ivanka szybko dowiedziała się o tym incydencie. Podobnie jak jej mąż, była rozczarowana postawą Kelly’ego, którego uważała za seksistowskiego tyrana, ograniczającego dostęp prezydenta do informacji, by uzyskać decyzje, które były korzystne dla samego szefa sztabu. Dla Ivanki kwestia kredytu podatkowego była bardzo ważna, mimo że Kelly ją lekceważył. Zdecydowanie stanęła w obronie tej propozycji, pomimo oporu ze strony konserwatywnych kręgów. Przekonała takich sojuszników jak senatorowie Marco Rubio z Florydy i Mike Lee z Utah do poparcia zmian. Propozycja zwiększała maksymalny kredyt na dziecko z 1000 do 2000 dolarów na dziecko poniżej 17 roku życia. Choć dla ubogich rodzin korzyści były stosunkowo mniejsze, sięgając jedynie 75 dolarów, sama inicjatywa stanowiła ważny punkt w negocjacjach legislacyjnych.

Ivanka odegrała istotną rolę w lobbingu na rzecz ogólnej ustawy podatkowej, była jednym z nielicznych członków rodziny Trump, którzy zaangażowali się publicznie w promowanie jednej z kluczowych inicjatyw ojca. Podczas wizyty w Maine, w trakcie rozmów z senator Susan Collins, Ivanka, z typową dla siebie nonszalancją, zaproponowała, by zadzwonić do ojca. „Może zadzwonimy do mojego ojca?” – zasugerowała, siadając obok Collins. Dzięki temu mogła wykazać się swoją polityczną siłą, przekazując telefon prezydentowi i jednocześnie zyskując uznanie senatora. Prace nad ustawą toczyły się jednak głównie w zamkniętym kręgu republikańskich polityków, ponieważ demokratyczne poparcie było nierealne. W efekcie finalna wersja ustawy niewiele miała wspólnego z obietnicami Trumpa z kampanii wyborczej. „Udział administracji Trumpa w opracowywaniu ustawy był minimalny” – mówił jeden z uczestników negocjacji. Mimo to, Republikanie odnieśli zwycięstwo w kwestii reformy systemu opieki zdrowotnej, wprowadzając zapis, który znosił tzw. indywidualny mandat w ustawie o opiece zdrowotnej, czyli obowiązek posiadania ubezpieczenia lub płacenia kary. Chociaż nie udało się zlikwidować całego programu Obamacare, ten krok poważnie podważył jego fundamenty.

Podczas gdy prace nad ustawą toczyły się, milionerzy wspierający kampanię Trumpa czuli się zobowiązani do otrzymania gratyfikacji. 2 grudnia Trump uczestniczył w funduszu charytatywnym na Park Avenue, gdzie za jedno miejsce płacono 100 tysięcy dolarów. Była to okazja do złożenia obietnic o obniżce podatków, co szybko zostało spełnione, ponieważ najwyższa stawka podatkowa została obniżona z 39,6% do 37%. W końcu, po wielu naciskach ze strony swoich darczyńców, Trump przekonał kongresmanów do przyjęcia ustawy, która wprowadzała istotne zmiany w amerykańskim systemie podatkowym, takie jak obniżenie stawki podatku dochodowego od firm do 21% (choć obniżenie dla osób fizycznych miało charakter czasowy). Na ostateczną wersję ustawy zagłosowano 51 do 48 w Senacie i 224 do 201 w Izbie Reprezentantów.

Cały proces legislacyjny nie był jednak wolny od kontrowersji. W czasie, gdy ustawa była omawiana, specjalny prokurator Robert Mueller ogłosił pierwsze oskarżenia, które wstrząsnęły Białym Domem. 30 października 2017 roku ujawniono zarzuty dotyczące prania pieniędzy przez Paula Manaforta, byłego szefa kampanii Trumpa. Manafort miał nielegalnie przekazywać 18 milionów dolarów przez zagraniczne firmy-widma, a pieniądze te wydawać na luksusowe dobra, takie jak samochody, nieruchomości, czy antyki. Choć Trump początkowo starał się bagatelizować sprawę, gdy ujawniono kolejne oskarżenia, w tym dotyczące George’a Papadopoulosa – doradcy ds. polityki zagranicznej, który kłamał w sprawie kontaktów z Rosją – sytuacja zaczęła nabierać poważniejszego charakteru. Największym ciosem była jednak sprawa Michaela Flynna, byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego, który przyznał się do kłamstw wobec FBI na temat rozmów z rosyjskim ambasadorem. Na domiar złego, tego samego dnia, kiedy Trump podpisał ustawę podatkową, media ujawniły informacje o płatnościach na rzecz aktorki porno Stormy Daniels, które miały miejsce przed wyborami prezydenckimi w 2016 roku.

Przebieg reformy podatkowej, mimo że stał się jednym z głównych osiągnięć prezydentury Trumpa, nie był wolny od licznych kontrowersji, a cała operacja lobbingowa, w której udział miały kluczowe osoby z jego otoczenia, zarysowała głęboki podział w administracji i w Partii Republikańskiej. Warto zwrócić uwagę, że reforma ta miała znaczący wpływ nie tylko na sytuację finansową milionerów, ale i na postrzeganą sprawiedliwość podatkową w Stanach Zjednoczonych. Zmiany w systemie podatkowym były korzystne dla najbogatszych, podczas gdy przeciętny Amerykanin odczuwał te zmiany w sposób ograniczony.

Jak Trump i jego zespół reagowali na skandal z Stormy Daniels?

Trump i jego zespół, jak to często bywało w przeszłości, odpowiedzieli na zarzuty dezinformacją. Cohen, który kilka miesięcy wcześniej chwalił się, że „weźmie kulę za prezydenta”, zapewniał dziennikarzy, że to on sam zapłacił pieniądze, jakby Trump nie miał z tym nic wspólnego. Kiedy dziennikarze pytali prezydenta na pokładzie Air Force One o tajne płatności, odpowiedział: „Musisz zapytać Michaela Cohena. Michael jest moim prawnikiem.” Kiedy zapytano, czy wiedział o tych płatnościach, odpowiedział: „Nie”. A czy wiedział, skąd pochodziły pieniądze? „Nie, nie wiem.” W rzeczywistości Trump doskonale wiedział, ponieważ osobiście zwrócił Cohenowi zapłacone sumy, podpisując sześć z jedenastu czeków z własnego konta bankowego lub zaufania.

Afera z Daniels, znana z filmów dla dorosłych, takich jak Good Will Humping czy Porking with Pride 2, przypomniała opinii publicznej o skomplikowanej przeszłości Trumpa w relacjach z kobietami, w momencie, gdy ruch #MeToo nabierał siły, domagając się odpowiedzialności od wpływowych mężczyzn za ich niewłaściwe zachowanie seksualne. Wielu uznawało to za reakcję na samą historię Trumpa, który przez lata uchodził bezkarnie z podobnymi czynami. Prezydent, który na słynnym nagraniu z Access Hollywood chwalił się, że może "łapać kobiety za ich części intymne", był oskarżany przez ponad dwadzieścia kobiet o molestowanie seksualne lub napaść – od gapienia się na kobiety za kulisami swoich konkursów piękności, przez obmacywanie kobiety podczas lotu samolotem, aż po całowanie innych poza biurem Trump Tower, czy sięganie pod sukienki innych kobiet.

Wiele z tych kobiet ponownie ujawniło swoje zarzuty po ujawnieniu skandali związanych z innymi potężnymi mężczyznami, takimi jak hollywoodzki magnat Harvey Weinstein. Trump, zawsze arogancki, nie tylko odrzucał wszystkie oskarżenia pod swoim adresem, ale i te, które dotyczyły innych mężczyzn, zwłaszcza jeśli ci byli po jego stronie politycznej. Szczególnie na jesieni tego roku trzymał się Roy’a Moore’a, kontrowersyjnego kandydata na senatora z Alabamy, mimo że oskarżano go o molestowanie czternastoletniej dziewczynki oraz o zaloty do innych nastolatek – oskarżenia, które ostatecznie doprowadziły do przegranej Republikanów w specjalnych wyborach w stanie, w którym przez ostatnie trzydzieści lat partia nie straciła fotela senatora.

Co do oskarżeń wobec niego samego, Trump rzadko twierdził, że był niewinny i niezdolny do takich czynów. Zamiast tego zwykle wyśmiewał całą sytuację, stwierdzając, że nigdy by tego nie zrobił z tą czy inną kobietą. „Ma twarz konia,” mów