Poranek w królestwie Athilan to czas, który zaczyna się nietypowo. Śniadanie złożone z jagnięciny, czerwonego wina i egzotycznego chleba to codzienny rytuał dla księcia i króla. Rytuały te, choć dziwne dla współczesnego człowieka, są świadectwem niezwykłego statusu tej cywilizacji. Zamiłowanie do słodkich win, które stanowią centralny element codziennego życia Athilantów, ukazuje ich kulturową odmienność, a także różnice między nimi a późniejszymi, bardziej rozwiniętymi cywilizacjami, takimi jak Francuzi. Ta kultura, mimo swojej pierwotnej technologii, jest niezwykle zaawansowana, szczególnie w dziedzinie zarządzania i organizacji.
Podstawą ich imperialnej polityki jest bezwzględne eksploatowanie innych regionów, przede wszystkim Afryki i południowej Europy. Athilantowie, pomimo swojej technologicznej prymitywności, stworzyli pierwszy na świecie system kolonialny, gdzie sprowadzali surowce, przede wszystkim minerały, w zamian oferując minimalną wymianę handlową. To była cywilizacja, której dominacja nad innymi ludami nie polegała na technologii, a na silnej organizacji społecznej, brutalnej sile i bezwzględności w relacjach z innymi.
Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że Athilantowie są narodem bezwzględnym, a ich podbój nie ma żadnych moralnych hamulców. Jednakże w obliczu ich zaawansowanej technologii i organizacji, trzeba zauważyć, że te same cechy były w późniejszych cywilizacjach uznawane za kluczowe do utrzymania porządku. Tylko niewielka różnica technologiczna, jaką miały inne plemiona, sprawiała, że te same zasady mogły być stosowane w różnych częściach świata.
Poranne spotkania księcia z królem są przykładem typowego dnia władzy w tym państwie. Omówienie raportów, analiza przepływu surowców, zarządzanie administracją – wszystko to odbywa się w rytm codziennych obowiązków, które, choć przyziemne, są fundamentem ich potęgi. W przeciwieństwie do współczesnych monarchów, którzy raczej pełnią ceremonialną rolę, władcy Athilan mają ogromne pole do podejmowania decyzji politycznych i gospodarczych. Życie w tej cywilizacji jest ściśle związane z wydajnością administracyjną, a państwo wymaga od swoich obywateli nieustannego poświęcenia w służbie imperialnym interesom.
Po południu życie księcia staje się bardziej osobiste. Czas na wypoczynek, ćwiczenia fizyczne, które nie tylko pomagają utrzymać siłę ciała, ale również stanowią element rytuału męskości i umiejętności niezbędnych do pełnienia roli wojownika. W tej kulturze nie tylko władcy, ale i ich poddani muszą być doskonałymi wojownikami, gotowymi stawić czoła wyzwaniom, jakie stawia im nieustannie rosnąca potęga ich cywilizacji. Konie, choć niewielkie i dzikie, są dla nich kluczowym elementem, nie tylko w kontekście militarnym, ale i kulturowym. Władcy, nie znając jeszcze narzędzi do ujarzmiania tych zwierząt w sposób bardziej cywilizowany, opierają się na brutalnej sile, dosłownie chwytając je za szyję i zmuszając do posłuszeństwa.
Po intensywnych ćwiczeniach przychodzi czas na rytuały religijne. Religia w Athilanie jest nie tylko częścią życia duchowego, ale integralną częścią władzy i organizacji państwowej. Władcy, będący zarówno monarchami, jak i kapłanami, muszą brać udział w licznych ceremoniach, które wymagają ich fizycznej obecności. Choć te ceremonie są pełne symboliki, niektóre z nich, jak ofiary zwierząt, mogą budzić w współczesnym człowieku uczucia obrzydzenia i wstrętu. Dla Athilantów jednak to część ich codzienności, niezbędna do utrzymania harmonii ze światem duchowym i społecznym.
Wieczory spędzane przy uczcie są pełne splendoru i zmysłowych doznań. Jedzenie, wino, muzyka i poezja – wszystko to tworzy obraz świata, w którym nie brakuje ani rozrywki, ani pracy. Minstrele opowiadają historie o odległych przodkach, którzy budowali potęgę ich cywilizacji. Jednak nawet te epickie opowieści są przesiąknięte świadomością, że są one tylko częścią wielkiego cyklu, który obejmuje tysiące lat historii.
A jednak, mimo wielkości i siły, życie w Athilanie nie jest wolne od sprzeczności. Władcy tego świata, mimo swojej zaawansowanej technologii i organizacji, nie są wolni od ciemnych stron swojej cywilizacji. Niewolnictwo, choć nie jest traktowane w sposób szczególnie brutalny, wciąż pozostaje częścią ich systemu społecznego. To przypomnienie, że nawet najbardziej zaawansowane cywilizacje nie są wolne od mrocznych elementów, które mogą nas zaskoczyć swoją obecnością w historii.
W końcu, mimo wszelkich uroków i niesamowitej potęgi, życie w Athilanie to także życie pełne niepewności. Zostawiając swoje listy i dzieląc się swoimi przemyśleniami, bohater staje w obliczu samotności, której nie da się zaspokoić nawet wśród najpotężniejszych władców. To świadectwo tego, jak bardzo rozbudowana cywilizacja może stać się odległa i zamknięta w swoich własnych ramach.
Jakie tajemnice skrywa Labirynt Atlantydy?
To była wąska szczelina, nieoznakowana, niezdobiona, znajdująca się wysoko na górze góry. Przez nią przeszedł do ośmiokątnej komnaty, wyłożonej białymi i niebieskimi płytkami, prowadzącej do wybrukowanego korytarza, który schodził w głąb. Komnata była oświetlona trzema elektrycznymi lampami, które rzucały ciepłe, złote światło. Korytarz, w miarę jak się oddalał, stawał się coraz ciemniejszy, a po pierwszych dwudziestu krokach panowała już całkowita ciemność.
W tej absolutnej ciemności, przewodnikiem była tylko sekwencja gładkich, wypukłych rzeźb na ścianach. Rękami dotykało się tych wiekowych, świętych obrazów, próbując "czytać" ściany. Istniał logiczny wzór, który miał sens dla Atlantylanina, choć nie dla mnie. Jeśli tylko znałeś odpowiednie fragmenty religijnych nauk, potrafiłeś odnaleźć drogę. Wystarczyło najmniejsze zamieszanie, by zagubić się na zawsze. Z tego powodu wysłanie księcia do Labiryntu było poważnym ryzykiem.
Jednak książę nie wydawał się przejmować. Kroczył szybko, przesuwając ręce po rzeźbach. Wyglądało na to, że wiedział, czego się spodziewać. Był pewny siebie, chociaż przez chwilę, po dotknięciu jednej z rzeźb, dało się wyczuć, jak nagły dreszcz niepewności przenika jego ciało. Na moment zatrzymał się, ale zaraz uspokoił, wziął głęboki oddech, a potem ponownie dotknął rzeźby. Tym razem dostrzegł brakujący szczegół – podwójny zygzak, który ukrywał się obok głównego obrazu. Odzyskał pewność siebie i ruszył dalej.
Korytarz stawał się coraz węższy, a powietrze coraz cieplejsze. Musiał kucać, by się przecisnąć. Mimo że umysł miał spokojny i pewny, czuł, jak niebezpieczeństwo czai się tuż przy granicach jego świadomości. Jeden zły krok, i straciłby drogę, zapadając w ciemności na zawsze. Śmierć, samotność w duszącym mroku, głód, pragnienie, brak światła.
W końcu dotarł do końca drogi, do jądra Labiryntu, komnaty pokuty. Było to okrągłe pomieszczenie z kopułą, w którego centrum znajdował się otwór. Przez ten otwór wznosiło się czerwone, migotliwe światło – serce wulkanu, które tliło się w głębinach. Widziałem, jak książę, patrząc w dół, dostrzegał w oddali różowe, leniwie poruszające się baseny lawy. Z każdej strony dochodziły podmuchy gorącego wiatru, a sam wulkan wydawał się być zwiastunem nadchodzącej zagłady Atlantydy.
Książę ukląkł, przycisnął głowę do kolan, a jego modlitwy były pełne desperacji. Wzywał bogów, wypowiadał imiona królów, imiona, które nosili jeszcze przed tym, jak stali się Harinamur. Prosił o wybaczenie, o uwolnienie od ducha, który go nawiedził. Każde słowo brzmiało jak krzyk bólu i żalu: "Błądziłem, zbłądziłem, nie wiem, jak to się stało, ale zgrzeszyłem". Modlił się o uwolnienie od klątwy, która go prześladowała. Jego prośby były jak łzy, a gorąco wulkanu sprawiało, że drżał.
Przez chwilę miałem wrażenie, że to naprawdę działa, że zostanę wytrącony z jego umysłu i wrzucony do niepojętego nicości. Przerażenie ogarnęło mnie na moment, kiedy poczułem, jak książę próbuje mnie wyprzeć. Jednak nie poddałem się tak łatwo. Byłem demonem, więc walczyłem. Chwytałem się resztek kontroli, układałem bloki obronne i uciekałem w najgłębsze zakamarki jego świadomości. Czułem, jak on stara się mnie dosięgnąć, wyrzucić, ale nie udało mu się. Moment mijał, a ja odzyskiwałem kontrolę. Znowu stałem się jeźdźcem, a on tylko pojazdem.
W końcu książę opuścił Labirynt. Wyszedł na światło dzienne, odczuwając jakąś nową siłę. Wydawało się, że naprawdę wierzy, iż rytuał egzorcyzmów zadziałał. Że duch, który go opętał, został wygnany. I mimo tego, że nie próbował ponownie nawiązać ze mną kontaktu, czułem, że nie wszystko jest takie, jak się wydaje. Może udało mu się mnie oszukać, a może po prostu miał nadzieję, że kolejna próba mnie wygnania zakończy się sukcesem.
Nie jest łatwo walczyć o umysł takiego człowieka. Ram jest silny, uparty, a jego wola jest niemal nieugięta. Choć nie potrafi jeszcze całkowicie przejąć kontroli nad moją świadomością, to w Labiryncie pokazał, że ma zdolności, by to zrobić. Dla mnie jest to wyzwanie. I choć na razie jestem bezpieczny, wiem, że kolejne starcie może zakończyć się inaczej.
Zrozumienie tajemnic Labiryntu Atlantydy wymaga nie tylko znajomości tradycji, historii i religii tego miejsca, ale i głębokiego wglądu w psychologię jego mieszkańców. To, co na pierwszy rzut oka może wydawać się tylko religijnym rytuałem, jest w istocie próbą duchowego oczyszczenia, w której kontrola nad ciałem i umysłem odgrywa kluczową rolę. Próba pokonania wewnętrznych demonów, zmierzenia się z własnymi lękami i grzechami, a następnie odzyskania równowagi i spokoju jest symbolem nie tylko walki o przetrwanie, ale także wewnętrznej transformacji.
Gdzie leży Atlantyda i jak podróżować w czasie, by odkryć jej tajemnice?
Myśli o Atlantydzie towarzyszą ludziom od wieków. W mitach mówi się, że Atlanci byli wielkim ludem, ale nie aż cudotwórcami. Dziś poszukujemy odpowiedzi na pytanie, czy w rzeczywistości istniała cywilizacja tak potężna, że pozostawiła po sobie ślady w samych podstawach naszej historii. Na pewno w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat pojawiły się liczne teorie o jej możliwym istnieniu, wskazujące na miejsca położone pomiędzy Wyspami Kanaryjskimi a Azorami, jako najbardziej prawdopodobne lokalizacje Atlantydy.
Wiedza, jaką posiadamy o starożytnych cywilizacjach, opiera się na śladach archeologicznych, a także na tekstach przekazujących mity, które zostały zapisane tysiące lat temu. Kiedy jednak teorie stają się życiem, podróżowanie w czasie staje się możliwe, a badania historyczne nie kończą się na książkach, lecz na osobistym doświadczeniu, które można przeżyć w świadomości innych ludzi.
Zastanawiając się nad miejscem, z którego wyruszamy w naszą podróż, przypuszczam, że nasza wyprawa zaczynała się na wybrzeżu Bretanii. Byliśmy tego świadomi już wcześniej, w Erze Domu, kiedy wyznaczone osoby miały cel podróży: „zastosowanie” władcy. Zgodnie z planem, wybrano najwyższego księcia, który odbywał regularne inspekcje prowincji nadmorskich, w tym oczywiście również na kontynencie. Istnieją poszlaki, które pozwalają sądzić, że to właśnie w takiej sytuacji mogło dojść do kontaktu z przeszłością. Tylko niewielu wiedziało, że miejsce, które poszukujemy, to wybrzeże starej Francji, gdzie w porcie mogliśmy zetknąć się z artefaktami przypominającymi te z okresu sprzed tysięcy lat. A przecież zaledwie kilka tygodni temu odkrycia archeologiczne wskazały dokładnie tę lokalizację jako potencjalne miejsce legendy o Atlantydzie.
Dni na morzu stawały się coraz cieplejsze, wiatr łagodniejszy, a deszcze bardziej subtelne. Nad nami niebo pełne kolorowych łuków tęczy, które odzwierciedlają nasze nadzieje na odkrycie czegoś, co zaginęło przez setki lat. Morze, niezmienne, wciąż przypomina o tym, co mogło być, a co zostało zapomniane.
Na pokładzie statku życie nie jest łatwe. Po kilku godzinach nieoczekiwanego zagrożenia udało mi się ukryć dokumenty, które zawierały kluczowe informacje. Próbowałem przenieść te informacje do umysłu księcia Ram, a miałem nadzieję, że w ten sposób uniknę nieprzewidywalnych trudności. Niestety, nie zauważyłem, jak do jego kabiny wszedł osobisty służący. Zatrzymując się w ostatnim momencie, widziałem, jak książe spogląda na kartkę pergaminu pełną dziwnych znaków. Czułem, że nie mogę już dłużej unikać konfrontacji z tym, co się wydarzyło. To była chwila niepewności, lecz musiałem interweniować, by usunąć wszelkie ślady z jego pamięci. To była nie tylko operacja delikatna, ale wymagająca nieprzeciętnej precyzji. W przeciwnym razie książe mógłby pamiętać o tajemniczych znakach, których znaczenia nie byłby w stanie zrozumieć przez tysiące lat.
Kiedy postanowiłem wrócić do jego świadomości, by kontynuować naszą podróż, zrozumiałem, jak trudno jest utrzymać takie doświadczenie pod kontrolą. Każda podróż w czasie, każde odwiedzenie przeszłości za pomocą cudzych wspomnień stawia pytanie o granice naszej etyki i naszej odpowiedzialności za ingerencję w cudzą historię. Czasami wydaje się, że podróże te są tylko pretekstem do pozyskiwania informacji, nie zawsze w sposób czysty i niewinny. Jednak czy można w ogóle mówić o czystości w przypadku takich doświadczeń?
Takie działania, jak podróżowanie w czasie czy nawet przeszukiwanie wspomnień innych ludzi, mogą być zarazem fascynujące, jak i niepokojące. Przypomina to bycie szpiegiem, bez fizycznej obecności, ale z dostępem do najbardziej intymnych aspektów życia innej osoby. W tym przypadku istotne jest, że aby zbierać wiedzę o dawnych cywilizacjach, musimy posługiwać się takimi metodami, choć są one pełne sprzeczności. Mimo tego warto zauważyć, że to właśnie dzięki takim praktykom możliwe jest odzyskiwanie wiedzy, która, bez tych ingerencji, mogłaby zostać na zawsze zapomniana.
Na morzu, mimo że otaczają nas tropikalne wody, pojawia się ta sama nostalgia za ziemią, za tym, co nieosiągalne. Książę i jego dwór niecierpliwie czekają na powrót do swojej ojczyzny. Ich misja w Europie – badanie sytuacji handlowych placówek Athilanty na kontynencie – przybliża ich do celu. Jednak to, co naprawdę odkryją na końcu tej podróży, to nie tylko rzeczywistość sprzed wieków, ale przede wszystkim ich własne rozumienie przeszłości i jej wpływu na ich własną przyszłość.
Jakie tajemnice skrywało imperium Atlantydy?
Na jego biurku leżała mapa, a ja miałem okazję zobaczyć całą strukturę imperium. Niesamowite! Obserwowałem, jak rozciąga się na południowej części Europy kamiennej ery, aż po Rosję, a także na północ Afryki oraz Bliski Wschód. Większość handlu odbywała się drogą morską, ale cały system dróg lądowych łączył te miejsca ze sobą. To fascynujące, jak wszystko było ze sobą powiązane – kurierzy podróżowali po rozbudowanej sieci szlaków komunikacyjnych. (Nie, nie używali samochodów – w Bretanii widziałem tylko wozy, niektóre ciągnięte przez małe, mocne, dzikie konie, inne przez coś, co przypominało ogromne renifery.)
I wszystko to przepadnie. Wszystko zniknie, jakby nigdy nie istniało. Pamięć o tym zostanie jedynie w formie legend i mitów, które nikt nie będzie traktował poważnie, dopóki nie nadejdzie era badań nad czasem. To przerażające, myśleć o tym.
System dróg imperium Athilantan docierał aż do środkowych Niemiec, a potem zygzakiem przez Europę Środkową, omijając najbardziej zlodowacone obszary. Jedna z dróg prowadziła prosto do Naz Glesim, miejsca, w którym teraz się znajdujesz. Widok tej nazwy na mapie i świadomość, że jesteś tam, daje mi dziwne uczucie.
Thibarak, miejsce handlowe, w którym ja przebywałem, było główną bazą operacyjną na kontynencie – przynajmniej dla zachodniej Europy. Kurierzy nieustannie podróżowali między Thibarak a Naz Glesim, niosąc rozkazy z centralnej władzy oraz raporty od gubernatora prowincji. Taka podróż trwała kilka miesięcy w jedną stronę. Myślę, że uda mi się włożyć te listy do torby dyplomatycznej, a jeśli rzeczywiście udało ci się zbliżyć do umysłu gubernatora Sippurilayl, tak jak zaplanowali to wstępnie, to prędzej czy później je przeczytasz. A może nie… Jak to zwykle bywa, nie mamy pewności, czy tak się stanie.
Mam wrażenie, że za cztery dni dotrzemy do Atlantydy. O zachodzie słońca książę stał na pokładzie, ubrany w lekką tunikę i pelerynę, a ciepły, łagodny wiatr z południa delikatnie muskał jego twarz.
Biedna Lora! Musisz zamarzać na rosyjskich stepach, podczas gdy ja siedzę tutaj, opowiadając ci o przyjemnym, wiosennym klimacie. Nie chcę ci tego wypominać, wiesz, po prostu tak się złożyło, że to ja trafiłem na Atlantydę, a ty do Naz Glesim. Tylko głupie rzucenie monetą i to ja mógłbym teraz być tam, gdzie ty. A może w przyszłej podróży los się odwróci.
System podróży w czasie sprawdza się najlepiej, kiedy dwie osoby o silnych więziach emocjonalnych są wysyłane razem. I masz rację, to naprawdę pomaga, by pokonać ogromną izolację, jaką wywołuje świadomość, że jestem tak daleko w czasie od wszystkiego, co mi bliskie. Niemniej, chętnie bym cię zobaczył, dotknął, poczuł. Ale przynajmniej mogę pisać.
Atlantyda zbliża się z każdą minutą. Aż w końcu, po czterech dniach, dotarłem do wyspy Athilan. To miejsce, które zobaczyłem w nocy, podczas gdy książę spał. Usłyszeliśmy gwizd przy drzwiach i obudzili go, ponieważ musiał przeprowadzić rytuał powrotu do domu. Wyszliśmy na pokład, a potem ujrzałem ją w pełnej okazałości – Athilan lśniącą w blasku księżyca.
Atlantyda to wyspa, którą kiedyś nazywano kontynentem. W centrum wznosi się wielka góra, Balamoris, która jest, jak pewnie wiesz, wulkanem, który w końcu zniszczy całą wyspę. Mam nadzieję, że to jeszcze daleka przyszłość. Ale wulkan ten nie wybuchał przez setki, może nawet tysiące lat, a w jego wnętrzu wyrosło fantastyczne miasto. Widziałem to wszystko na własne oczy – miasto zbudowane na zboczach wulkanu i wzdłuż szerokiej równiny, która biegnie aż do morza.
Co mi chodziło po głowie, gdy zbliżaliśmy się do wyspy, to opis Atlantydy, który pozostawił Platon w swoim dialogu „Kritias”. Opisał ją jako kontynent, bogaty i piękny, pełen drzew, roślin, kwiatów i owoców, dzikich i udomowionych zwierząt, oraz drogocennych minerałów. Stolica, na południowym wybrzeżu, miała być ogromnym miastem, mającym piętnaście mil w obwodzie, w kształcie dwóch okrągłych pasów ziemi, oddzielonych trzema szerokimi kanałami, z ogromnymi murami, mostami, wieżami i pałacami. W centrum miasta znajdowała się święta dzielnica otoczona złotem, z świątyniami pokrytymi złotem i srebrem, a ich dachy były wykonane z kości słoniowej.
Wiem, że współczesny świat nie traktuje poważnie tych opisów jako historii. Platon pisał je około 355 roku p.n.e., a w swoim tekście zaznaczył, że Atlantyda została zniszczona 9 tysięcy lat wcześniej. To oznacza, że nie miał żadnych konkretnych danych na temat tego miejsca, ponieważ 9 tysięcy lat przed jego czasami Grecja była jeszcze w fazie prehistorycznej. Dlatego przez długi czas uważano, że Platon wymyślił całą tę opowieść – że to tylko fikcja. Ale czy na pewno? Po tym, co widziałem na własne oczy, nie jestem już tego taki pewny.
Co wiemy teraz, dzięki badaniom nad czasem, to to, że Atlantyda rzeczywiście istniała. Jeszcze w XX wieku uważano ją za mityczną. Ale teraz mamy dowody, że istniała wspaniała wyspa-miasto w środku Atlantyku, która istniała tysiące lat przed czasami Platona i że została zniszczona przez gigantyczny kataklizm. To nie jest już tylko kwestia wiary. Mity o Atlantydzie mogły przetrwać w legendach przez pokolenia, przekazywane ustnie przez stulecia. A niektóre fragmenty tych starożytnych opowieści mogły być wciąż obecne w regionie Morza Śródziemnego, gdy Platon żył.
Dziwne jest to, jak bardzo prawdziwa Atlantyda, którą teraz widzę na własne oczy, przypomina tę opisaną przez Platona.
Jak tworzyć głębię i fakturę za pomocą pastelów i crosshatchingu w rysunku martwej natury?
Jaką rolę w naszym życiu pełnią tajemnicze obecności w naszych umysłach?
Jakie znaczenie ma tworzenie innowacyjnych systemów transportu wodnego na tle współczesnej inżynierii?
Jakie właściwości i zastosowania ma papier przewodzący prąd w nowoczesnej elektronice?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский