6 stycznia 2021 roku, po brutalnym ataku na Kapitol, który później nazwano "zamachem", narodziła się ogólnoświatowa debata na temat prawdziwego charakteru tych wydarzeń. Choć wielu uczestników protestu wskazywało na manipulacje wyborcze jako główny powód ich zaangażowania, fakt, że tak łatwo dostali się do budynku i brak reakcji ze strony służb bezpieczeństwa, nasuwał wątpliwości. Wydarzenie, które miało miejsce w sercu amerykańskiej polityki, wydaje się być świadomą manipulacją, mającą na celu zdyskredytowanie wszelkich głosów sprzeciwu i wykorzystanie tej sytuacji w służbie głębokiego państwa.

Zrozumienie mechanizmu tych wydarzeń wymaga rozpoznania roli, jaką w całej tej sprawie odegrały tajne działania oparte na psychologii tłumu. Manipulacje tymi, którzy zaczęli wątpić w uczciwość wyborów, nie były przypadkowe. Od początku 2020 roku, kiedy to pandemia COVID-19 stała się narzędziem politycznej zmiany, widać było, jak skutecznie można wykorzystać każdą sytuację, by przesunąć granice władzy. Przypadek "zamachu" na Kapitol był kolejnym etapem tej manipulacji.

Celem głębokiego państwa było stworzenie fałszywego obrazu sytuacji. W jednym momencie społeczeństwo zostało podzielone na "woke" i "odpowiadających" (tzw. "Pushbackers"), a ich konflikt miał za zadanie ukrycie prawdziwych inicjatorów zmian. Przykład zamachu na Kapitol pokazuje, że polityczne podziały są tylko zasłoną dymną. To nie są dwie różne strony konfliktu, a jedna grupa manipuluje wszystkimi. Nawet jeżeli nie wszyscy uczestnicy protestu byli świadomi roli, jaką w tym wydarzeniu odegrali prowokatorzy, którzy zamierzali wykorzystać ich naiwność, cel był jeden – odwrócenie uwagi od prawdziwego celu.

Z perspektywy "deep state", istotną rolę w takich wydarzeniach odgrywają agenci prowokatorzy. Część osób, które brały udział w zamachu na Kapitol, była częścią tej ukrytej sieci. Wśród protestujących byli również członkowie Antify i Black Lives Matter, którzy, mimo że deklarowali się jako przeciwnicy Trumpa, zostali wysłani, by na miejscu zniszczyć obraz protestu. To nie był przypadkowy atak. Przewidywana słaba ochrona budynku, łatwe wejście do środka oraz brak odpowiednich działań ze strony służb odpowiedzialnych za bezpieczeństwo, stanowiły jawne sygnały, że cała akcja została zaplanowana z góry.

Wszystko to było częścią większego planu – przejęcia kontroli nad narracją i wykorzystania tego wydarzenia jako pretekstu do dalszych zmian politycznych. Manipulowanie informacjami, ukrywanie prawdy o tym, kto naprawdę stał za wydarzeniami, miało na celu wyeliminowanie osób, które kwestionowały oficjalne stanowisko. Pojęcie "spiskowej teorii" zostało użyte jako broń do zdyskredytowania tych, którzy wątpili w oficjalne wersje wydarzeń. A przecież historia pokazuje, że konspiracje, o których mowa, są nie tylko rzeczywiste, ale też stosowane na każdym poziomie władzy.

Nie wolno zapominać, że prawdziwym celem takich działań jest zniszczenie opozycji i stworzenie obrazu społeczeństwa, które jest pozbawione kontroli nad swoimi działaniami. Wydarzenia z 6 stycznia stały się pretekstem do dalszej centralizacji władzy i zamknięcia przestrzeni publicznej na wszelką krytykę. W ramach tej logiki każda forma sprzeciwu jest traktowana jak zagrożenie dla systemu, a każda próba obnażenia manipulacji traktowana jest jako "teoria spiskowa". Należy pamiętać, że to właśnie na takich wydarzeniach, manipulacjach i kontrolowanych narracjach budowane są współczesne państwa. A wiedza o tych procesach pozwala lepiej rozumieć, w jaki sposób społeczeństwa są kierowane ku realizacji celów, które nie są ich własnymi.

Czy maski i dystans społeczny to ochrona zdrowia czy narzędzie dehumanizacji?

Badania przeprowadzone w Niemczech, obejmujące 25 tysięcy dzieci szkolnych i blisko 18 tysięcy zgłoszonych dolegliwości zdrowotnych przez rodziców, rzucają cień na oficjalne narracje dotyczące noszenia masek. Naukowcy ustalili, że maski mogą szkodzić dzieciom fizycznie, psychicznie i behawioralnie, powodując aż 24 różne problemy zdrowotne. Wśród nich: duszności (29,7%), zawroty głowy (26,4%), zwiększone bóle głowy (53%), trudności z koncentracją (50%), senność i zmęczenie (37%) oraz ogólne złe samopoczucie (42%). Prawie jedna trzecia dzieci miała więcej problemów ze snem niż wcześniej, a u jednej czwartej pojawiły się nowe lęki. Uczestnicy badania, noszący maski średnio 4,5 godziny dziennie, zgłaszali przyspieszony oddech, ucisk w klatce piersiowej, osłabienie i krótkotrwałe zaniki świadomości.

Na tym tle szczególnie wymowne stają się słowa profesor Susan Michie, która otwarcie mówiła, że celem nakładania masek na dzieci nie jest jedynie ograniczanie transmisji wirusa, lecz „normalizacja” tego zachowania. Małe dzieci, nosząc maski, miałyby – jej zdaniem – zwiększać akceptację masek przez rodziny. Oto mentalność psychologów i polityków, którzy uczynili z najmłodszych narzędzie behawioralnej inżynierii. Dzieci oraz młodzież spędzają dziś godziny w maskach, podczas gdy nauczyciele, nieświadomi lub posłuszni, stają się wykonawcami woli tych, którzy powinni chronić najmłodszych.

W wielu szkołach już wprowadza się technologie przypominające eksperymenty na zwierzętach laboratoryjnych. Mikroczipowe brzęczyki, które aktywują się, gdy dzieci zbliżą się do siebie, mają „uczyć” dystansu. Naturalne ludzkie odruchy, takie jak bliskość i dotyk, są systematycznie eliminowane. Jeszcze przed pandemią w niektórych szkołach zakazywano uścisków czy spontanicznych gestów przyjaźni, a ruchy społeczne bazujące na strachu dodatkowo podsycały atmosferę podejrzliwości między ludźmi. W rezultacie najmłodsze pokolenie wchodzi w dorosłość z lękiem przed normalnym kontaktem, co staje się trwałym wzorcem zachowań.

Tendencja ta jest wspierana przez rozwój technologii nadzoru. Brytyjski start-up Tended, finansowany przez GCHQ – centralę brytyjskiego wywiadu – opracował sensory dystansu społecznego, które wibrują, gdy osoba zbliża się do innej. Podobne rozwiązania wspierały amerykańskie instytucje jak CIA i DARPA. W Kanadzie rząd Ontario zainwestował miliony w technologię TraceSCAN – urządzenie noszone w pracy, na lotniskach czy w szkołach, które alarmuje użytkownika o potencjalnej „ekspozycji” lub zbliżeniu się do innej osoby. Szkoły, jako pierwsze miejsca wdrażania takich eksperymentów, stają się poligonem dla technologii nadzoru i kontroli społecznej.

Te same szkoły w czasie pandemii przeobraziły się w laboratoria behawioralne. Wprowadzono jednokierunkowe korytarze, dystans w klasach, posiłki w różnych godzinach, maski i systemy alarmowe. W niektórych placówkach w USA dzieci zmuszano do klęczenia na matach przez pięć godzin dziennie w maskach, zakazując przerw, zajęć artystycznych i aktywności fizycznej. Ten model szkoły bardziej przypomina eksperyment psychologiczny niż edukację.

Nie jest to chwilowe zjawisko. Inwestycje w technologie dystansujące ludzi od siebie dowodzą, że plan nie zakłada powrotu do normalności. Zamiast tego, powoli kształtuje się pokolenie przyzwyczajone do kontroli, dystansu i ograniczonych swobód. Maski, sensory i procedury dystansowania – wszystkie te elementy razem tworzą nowy paradygmat wychowania człowieka podporządkowanego, zredukowanego do roli posłusznego uczestnika systemu, a nie autonomicznej jednostki.

Ważne jest, aby czytelnik zrozumiał, że za tymi procesami kryje się głębsza idea – stopniowa dehumanizacja społeczeństwa poprzez uderzenie w dzieci i młodzież, czyli najbardziej plastyczne grupy. Ograniczanie bliskości, swobodnej ekspresji, kreatywności i spontaniczności to fundament formowania jednostki, którą łatwo sterować. Patrząc na to, co dzieje się w szkołach, można dostrzec kierunek, w jakim zmierza cała społeczność – nie tylko dziś, ale i w nadchodzących dekadach.

Czy Internet Ciał jest początkiem nowej ery kontroli człowieka?

Internet Ciał (IoB) to pojęcie, które w ostatnich latach stało się symbolem przenikania technologii do najbardziej intymnych sfer ludzkiej egzystencji. Forbes już w 2019 roku opisywał go jako kolejny etap rozwoju Internetu Rzeczy (IoT), w którym nie tylko przedmioty, ale także ludzkie ciała stają się nośnikami danych. Artykuł ten – jakby wyjęty z zapowiedzi pisanych od lat – wskazywał, że ciało człowieka staje się „najświeższą platformą danych”, którą można podłączyć do sieci poprzez urządzenia połykane, wszczepiane lub w inny sposób integrujące się z organizmem. Dane mogą być wymieniane w czasie rzeczywistym, a ciało i urządzenia – zdalnie monitorowane i kontrolowane. To nie jest tylko technologia, to wstęp do tworzenia „umysłu zbiorowego”, w którym percepcja ludzka jest kształtowana przez centralne systemy oparte na sztucznej inteligencji.

Forbes wskazał trzy generacje Internetu Ciał: zewnętrzną, wewnętrzną i osadzoną. Pierwsza obejmuje noszone urządzenia, takie jak smartwatche Apple’a czy opaski Fitbit, monitorujące zdrowie. Druga dotyczy technologii wewnętrznych – rozruszników serca, implantów ślimakowych czy cyfrowych pigułek, które mogą nadzorować i wpływać na funkcje organizmu. Trzecia to już pełna integracja człowieka i technologii, umożliwiająca natychmiastową, dwukierunkową komunikację z maszynami na odległość. Rozwijane interfejsy mózg-komputer (BCI) – pod pretekstem przywracania funkcji osobom niepełnosprawnym – otwierają drogę do bezpośredniego dostępu do ludzkich myśli i emocji. Stąd już tylko krok do całkowitej kontroli nad jednostką.

Rand Corporation, think tank o ogromnym wpływie na politykę globalną, przyznaje, że urządzenia IoB pozwalają na monitorowanie ciała, zbieranie danych zdrowotnych i osobistych, a także ich transmisję przez Internet. Oznacza to nie tylko śledzenie aktywności i lokalizacji użytkownika, lecz także – w perspektywie rozwoju technologii – odczytywanie bodźców sensorycznych, emocji i procesów poznawczych. Światowe Forum Ekonomiczne Klausa Schwaba wprost deklaruje wejście w erę IoB, przedstawiając to jako krok ku „dobru ludzkości”, poprawie zdrowia i walce z pandemią. Lecz ta retoryka troski o dobro człowieka brzmi fałszywie w świetle wydarzeń ostatnich lat. W istocie chodzi o permanentne monitorowanie i tworzenie centralnego systemu kontroli, w którym człowiek staje się elementem globalnej siatki danych.

Technologie te nie rozwijają się w próżni. Globalne ośrodki zarządzania dążą do połączenia ich z systemami finansowymi. Po zdemolowaniu światowej gospodarki planowany jest „Wielki Reset”, w którym „pieniądz” ma być wymieniany poprzez komunikację z „systemami operacyjnymi ciała”. W ten sposób człowiek staje się nie tylko konsumentem, ale również nośnikiem własnej waluty i kluczem do własnych danych, pozostając jednocześnie pod zewnętrznym nadzorem.

Centra tej infrastruktury są starannie ulokowane. Chiny stały się poligonem doświadczalnym technologicznego nadzoru, eksportując swoje rozwiązania na cały świat po pandemii COVID-19. Niespodzianką dla wielu może być Izrael – niewielkie państwo, które stało się globalnym centrum operacji cybernetycznych, doganiając Dolinę Krzemową. W Beerszebie powstała największa infrastruktura wojskowej cyberinteligencji w historii Izraela, angażująca dziesiątki tysięcy „cyberżołnierzy”. To tutaj działa armia internetowych operatorów, analizujących media społecznościowe i fora w celu neutralizowania głosów sprzeciwu wobec dominującej narracji. W tym samym kompleksie badawczo-rozwojowym ulokowały się giganty technologiczne – od Intela i Microsoftu po Apple i Google – tworząc cyberoazę pośrodku pustyni. Wielka Brytania posiada podobne struktury w ramach 77. Brygady, co świadczy o globalnym charakterze tych operacji.

Warto dostrzec, że zacieranie granicy między człowiekiem a technologią nie jest neutralne. Wraz z głębszym dostępem do ciała i umysłu, technologie te zaczynają kształtować nie tylko sposób, w jaki postrzegamy siebie, ale też naszą tożsamość, relacje społeczne i rzeczywistość. Ludzie – jeśli to słowo będzie miało jeszcze swoje dawne znaczenie – mogą nie wiedzieć, kiedy zostaną „wyłączeni” z obiegu. To nie tylko technologia, to narzędzie pełnej kontroli, które w niewidzialny sposób formuje nowy model władzy.

Czy żyjemy w symulacji? Przesłanki, które zmieniają nasze rozumienie rzeczywistości

Werner von Braun mówił, że "wielkie rzeczy" będą jedynie fałszywe, a to, co nazywam reakcją na problem i rozwiązaniem, będzie nieuchronnie częścią globalnej manipulacji. Warto pamiętać o tym, kiedy pojawia się nowe hasło "obcy nadchodzą". Nie chodzi o to, że obcy mają przybyć – oni już tu są, a ich infiltracja w ludzkie społeczeństwo przebiega w sposób subtelny, zatajony pod maską ludzkiej formy. Dziennikarz śledczy Serge Monast z Kanady w 1994 roku ujawnił istnienie operacji NASA/militarnych służb pod nazwą Project Blue Beam, który idealnie wpasowuje się w przewidywania von Brauna. Monast zginął w 1996 roku, zaledwie kilka dni po aresztowaniu, rzekomo na atak serca, mając zaledwie 51 lat. Jego odkrycia wskazują na plan inscenizacji inwazji obcych, gdzie religijni liderzy zostaną pokazani w postaci hologramów na niebie, stanowiąc część globalnej manipulacji, mającej na celu wprowadzenie "nowej ery", z jedną religią oddającą cześć tzw. "bogu" Yaldabaoth.

Pojawienie się fałszywych asteroid w ramach tego planu to kolejny krok, który zdaje się potwierdzać teorię von Brauna. Jak można zainscenizować zagrożenie asteroidami, jeśli nie za pomocą holografii? To bardzo proste, gdy uznamy, że nasze "fizyczne" postrzeganie rzeczywistości ma charakter holograficzny. Zgodnie z zaawansowaną technologią, która pozostaje poza zasięgiem publicznego oka, informacje mogą zostać zaprojektowane tak, aby stworzyć iluzję "fizycznego" asteroidu. Przykład "globalnej pandemii", która opierała się na istnieniu wirusa, którego w rzeczywistości nie było, ukazuje, jak łatwo można przekonać ludzi do zaakceptowania tego, co w rzeczywistości jest tylko tworem mediów i rządów. Takie manipulacje stają się tym bardziej realne, gdy Pentagon zapowiada ujawnienie informacji na temat UFO w czerwcu 2021 roku.

Zaskakująca otwartość amerykańskiego rządu na temat UFO, która wcześniej była strefą tajemnicy, staje się coraz bardziej wyraźna, co można uznać za początek nowego rozdziału w historii relacji z "obcymi". Jednak w kontekście takich wydarzeń nie można zapominać o potencjale ukrytych technologii, które mogą być błędnie uznawane za pochodzące z zewnątrz. Amerykańska armia, jak i wywiad, posiadały od lat "latające spodki" – pojazdy o napędzie antygrawitacyjnym, które z łatwością mogłyby zostać zinterpretowane jako obce statki. Warto tutaj przywołać słowa Ronalda Reagana, który w 1987 roku podczas przemówienia na Zgromadzeniu Ogólnym ONZ zauważył: "Czasami myślę, jak szybko zniknęłyby nasze różnice na świecie, gdybyśmy stali wobec zagrożenia z zewnątrz". To może być kluczowy punkt wyjścia do zrozumienia technik masowej manipulacji, które przybrały globalny wymiar.

Kiedy zaczyna się rozważać hipotezę symulacji, warto zwrócić uwagę na to, jak ta koncepcja staje się coraz bardziej popularna. Dzisiaj nie tylko filozofowie, jak Nick Bostrom, ale także naukowcy z czołowych uniwersytetów, badają możliwość, że żyjemy w rzeczywistości stworzonej przez komputer. Zespół fizyków pod kierownictwem Silasa Beane'a z Uniwersytetu w Bonn przeanalizował dane kosmiczne i stwierdził, że istnieje spora szansa, iż żyjemy w symulacji. Odkrycia, takie jak wzory kosmicznych promieni, które przypominają układ złożony z sześcianów, są tylko jednym z wielu dowodów na tę tezę. Używanie komputerów do tworzenia gier wideo czy wirtualnych światów jest analogiczne do tego, jak projektanci tworzą wirtualną rzeczywistość – ustalają zasady, które muszą obowiązywać w obrębie tego świata. Podobnie "projektanci" naszej symulacji musieli stworzyć zasady fizyki, które ograniczają nasze możliwości, chyba że jesteśmy w stanie przekroczyć te granice dzięki rozszerzonemu stanowi świadomości. To właśnie te „przekroczenia” mogą być postrzegane jako cuda, które nie są niczym innym, jak tylko obejściem zasad zakodowanej rzeczywistości.

Inny naukowiec, James Gates, zauważył, że w strukturze naszej rzeczywistości można znaleźć cyfrowe kody, które są nie do odróżnienia od tych używanych w komputerowych systemach wyszukiwania i przeglądania internetu. Poza tym, Rich Terrile, dyrektor Centrum Ewolucyjnej Obliczeniowej i Zautomatyzowanego Projektowania w NASA, publicznie zadeklarował, że wierzy w teorię, według której wszechświat jest cyfrowym hologramem stworzonym przez jakąś inteligencję. I to nie tylko na poziomie spekulacji. Nasze postrzeganie rzeczywistości, które traktujemy za „fizyczne”, w gruncie rzeczy jest cyfrową symulacją, której kod jest najprawdopodobniej obciążony błędami, które należy naprawiać na poziomie energetycznym – jak mówi Gates w swoich badaniach na temat matematycznych sekwencji i błędów korygujących, które "resetują" system do pierwotnych ustawień.

Kiedy zaczynamy analizować naszą rzeczywistość z tej perspektywy, dochodzimy do wniosku, że liczby i kody stanowią fundament, na którym opiera się cała materia. Max Tegmark, fizyk z MIT, w swojej książce „Our Mathematical Universe” przedstawia dowody na to, że rzeczywistość może być opisana wyłącznie za pomocą matematyki, podobnie jak w przypadku gier komputerowych, w których wszystko jest zakodowane na podstawie zasad „fizyki” tej wirtualnej przestrzeni. W tym kontekście nasz świat i świat wirtualny nie różnią się zbytnio od siebie.