Ruch QAnon opiera się na przekonaniu, że jest niezależnym, crowdsourcingowym programem krytycznych badań, który systematycznie demaskuje ukryte prawdy. Zwolennicy tego ruchu stanowczo odrzucają klasyfikację swoich przekonań jako „teorii spiskowej”. Jednakże, ich sposób myślenia wpisuje się w fundamentalne ramy epistemologii spiskowej, charakteryzującej się czymś znacznie głębszym niż prosta selektywna percepcja potwierdzająca własne przekonania.

Nie chodzi tu o zwykłe potwierdzanie hipotez poprzez wybiórcze szukanie dowodów, ale o „degenerujący program badawczy”, jak określają go badacze tacy jak Sunstein czy Clarke. Zamiast krytycznego badania hipotez przez poszukiwanie ich spójności lub sprzeczności z dowodami, QAnon przyjmuje założenie fundamentalne – rdzeń teorii spiskowej – które jest niezmienne i któremu podporządkowuje się wszelkie obserwacje. Wszelkie dowody, które mogłyby temu zaprzeczyć, są albo odrzucane jako element spisku, albo reinterpretowane jako potwierdzenie jego prawdziwości.

Ten system poznawczy cechuje się tzw. paranoiczną epistemologią – odwrotnym spojrzeniem na autorytet i prawdziwość źródeł informacji. Oficjalne raporty, fakty eksperckie i konsensus naukowy są traktowane jako niewiarygodne, natomiast marginalne, wykluczone z głównego nurtu dane i hipotezy uznawane są za bardziej wiarygodne właśnie dlatego, że są wykluczone. Nawet błędy czy niespójności w oficjalnych wersjach są dowodem na ich fałszywość w całości. Tak powstaje spójna ideologia, która nie tyle opiera się na logicznej koherencji, co na ciągłym wzmacnianiu się przekonania o istnieniu wszechogarniającego spisku.

Kluczowym mechanizmem w tym systemie jest błędna forma rozumowania znana jako „probabilistyczne, błędne rozszerzenie modus tollens”. Przykładem jest argumentacja Donalda Trumpa podczas kampanii w 2020 roku – „Jeśli wybory były uczciwe, to wygrałbym je; nie wygrałem, więc wybory nie były uczciwe”. Ten sposób rozumowania wykracza poza klasyczną logikę i umożliwia konstruowanie teorii, które są niepodważalne, ponieważ każde przeciwstawne zdarzenie jest reinterpretowane jako dowód na prawdziwość głównej hipotezy.

W ten sposób QAnon i podobne ruchy tworzą epistemologię paranoiczną, w której zaufanie do tradycyjnych instytucji, ekspertów i faktów jest zastąpione przez ufność wobec alternatywnych, niezweryfikowanych źródeł. Epistemologia ta sprzyja powstawaniu i utrwalaniu się populistycznych narracji, które przedstawiają świat jako miejsce pełne ukrytych, złowrogich sił działających przeciwko społeczeństwu. W efekcie, sceptycyzm wobec oficjalnych informacji staje się wrogiem racjonalnego dialogu i krytycznego myślenia.

Ważne jest, aby zrozumieć, że tego typu myślenie nie jest jedynie brakiem wiedzy czy intelektualną niedojrzałością. Badacze wskazują, że jest ono wyrazem specyficznej motywacji i „intelektualnej pilności” – chęci odkrywania prawdy, która jednak działa na zasadzie ochrony uprzednio założonych przekonań, zamiast ich weryfikacji. Tym samym paranoiczna epistemologia staje się mechanizmem samonapędzającym się, w którym każde nowe doświadczenie jest filtrowane przez pryzmat wcześniejszych założeń i interpretowane jako ich potwierdzenie.

Zrozumienie tego fenomenu wymaga także uwzględnienia szerszego kontekstu kulturowego i politycznego. Paranoiczny styl, opisywany przez Richarda Hofstadtera, nie jest czymś nowym w historii politycznej – jest to tendencja do widzenia świata jako pola walki z ukrytymi, złowrogimi siłami. Współczesne ruchy populistyczne często wykorzystują tę narrację, nadając jej nowe formy i środki wyrazu, które wykorzystują technologie cyfrowe i media społecznościowe do szybkiego rozpowszechniania i utrwalania przekonań.

Ponadto, warto zauważyć, że paranoiczna epistemologia sprzyja tworzeniu narracji, które są jednocześnie sprzeczne, ale jednocześnie wzajemnie się wzmacniają – nie jest to spójny system faktów, lecz sieć przekonań, które funkcjonują dzięki wzajemnemu potwierdzaniu się na poziomie emocjonalnym i ideologicznym, a nie racjonalnym. To zjawisko utrudnia konfrontację z faktami i dyskusję opartą na dowodach, co ma poważne konsekwencje dla funkcjonowania demokracji i społecznego dialogu.

Czy współczesna polityka to tylko teoria spiskowa? Analiza „Can’t Get You Out of My Head” i kryzys demokracji

Film dokumentalny „Can’t Get You Out of My Head” w reżyserii Adama Curtisa to niezwykłe, hipnotyzujące dzieło, które nie daje jednoznacznych odpowiedzi ani kulminacji. Charakteryzuje się rytmicznym, niemal powtarzalnym nastrojem, który zawiesza czas w stanie niepewności i podejrzeń, stale sugerując, że coś w świecie jest nie tak, ale bez jasnego rozstrzygnięcia. Curtis splata wiele tematów, jednak centralnym motywem pozostają teorie spiskowe – od Iluminatów, przez zabójstwo JFK, po operacje takie jak „Operation Mindfuck” i rozprzestrzenianie się ruchów pokroju QAnon.

W wywiadach reżyser odnosi się do historycznej genezy paranoi politycznej, nawiązując do teorii Richarda Hofstadtera o „paranoidalnym stylu” myślenia w Ameryce, który przyniosły z Europy podejrzenia o obecność korupcji i ukrytych sił. W „Can’t Get You Out of My Head” ten motyw zostaje rozwinięty za pomocą złożonych narracji i powtarzających się symboli – od zdjęć z efektem Ken Burnsa, poprzez ujęcia lotnicze budynków korporacyjnych i rządowych, aż po szybkie montaże i niepokojące narracje zza kadru, które tworzą aurę tajemnicy i zagrożenia.

Po blisko ośmiu godzinach filmu Curtis skupia się na dwóch teoriach spiskowych epoki Trumpa: skandalu Cambridge Analytica oraz ruchu QAnon. Cambridge Analytica to sprawa faktyczna i udokumentowana – wykorzystanie danych osobowych milionów użytkowników Facebooka do manipulacji wyborcami i rozprzestrzeniania fałszywych informacji, mające wpływ na wybory prezydenckie w USA w 2016 roku oraz na Brexit. Jednak mimo powagi tych wydarzeń, film prezentuje je w sposób chłodny i zdystansowany, nie popadając w moralizatorskie czy oskarżycielskie tony. Z kolei QAnon, jako teoria spiskowa tłumacząca opóźnienia działań Trumpa przez tajne, pedofilskie elity w Waszyngtonie, zostaje potraktowana równie neutralnie.

Dominującą tezą filmu jest przekonanie, że polityka XXI wieku utraciła zdolność do generowania realnych, pozytywnych wizji przyszłości. Zamiast tego zastąpiła ją polityka post-ideologiczna, w której prawdziwe idee ustępują miejsca estetyce i emocjom. „Can’t Get You Out of My Head” przedstawia świat, w którym polityka stała się spektaklem pełnym podejrzeń, a walka o władzę często wiąże się z podważaniem samej demokracji.

W podobnym duchu Anne Applebaum, w swojej książce „Twilight of Democracy”, opisuje rozczarowanie i upadek ideałów liberalnej demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej. Pokazuje, jak po upadku komunizmu i nadziei na demokrację i gospodarkę wolnorynkową, wiele krajów regionu popadło w nepotyzm, korupcję i politykę etnonacjonalistyczną. Przykłady takie jak Węgry czy Polska ilustrują, jak zaufanie do liberalizmu zastępuje się nieufnością i radykalizmem, a dawny komunizm zostaje zastąpiony nową formą „partii” opartej na narodowości i etniczności. Przemoc polityczna, kiedyś tabu, staje się narzędziem walki o władzę.

Interesująca jest również obserwacja, że nowa prawica nie dąży do konserwacji systemu, lecz do jego destrukcji. Wymownym symbolem jest Steve Bannon, który jawnie identyfikuje się z leninizmem – ideologią rewolucji i rozbicia starego porządku. Język skrajnej prawicy, pełen haseł o rewolucji i oczyszczeniu, przypomina retorykę skrajnej lewicy z czasów wcześniejszych, co ukazuje paradoks współczesnych ruchów populistycznych.

Warto dostrzec, że zarówno w filmie Curtisa, jak i w analizach Applebaum, polityka coraz bardziej przypomina przestrzeń symboliczną, w której emocje, obrazy i narracje tworzą atmosferę sprzyjającą utrzymaniu władzy – nawet kosztem zasad demokratycznych. Przekłada się to na rosnącą polaryzację społeczną, utratę zaufania do instytucji oraz zagrożenie dla fundamentów liberalnej demokracji.

Czytelnik powinien zrozumieć, że współczesne teorie spiskowe i populistyczne narracje nie są jedynie aberracją czy zabawnym fenomenem internetowym. Są symptomem głębokiego kryzysu politycznego i kulturowego, w którym tradycyjne mechanizmy polityczne zawodzą, a alternatywą staje się świat pełen podejrzeń, braku stabilności i erozji wspólnych wartości. Zjawisko to wymaga nie tylko analizy faktów, ale też refleksji nad kondycją demokracji, rolą mediów i sposobami odbudowy zaufania społecznego. W czasach post-ideologicznych, gdzie prawda jest często relatywizowana, krytyczne myślenie oraz świadomość mechanizmów manipulacji stają się kluczowe dla zachowania zdolności do konstruktywnego uczestnictwa w życiu politycznym.

Jak platformy cyfrowe manipulują informacją i świadomością społeczną?

W kwietniu 2018 roku świat obiegła informacja o tym, że firma Cambridge Analytica pozyskała dane nawet 87 milionów użytkowników Facebooka bez ich wiedzy i zgody. Dane te zostały wykorzystane nie tylko w celach komercyjnych, ale przede wszystkim politycznych – do precyzyjnego targetowania treści, które miały kształtować decyzje wyborcze obywateli. To wydarzenie nie było wyjątkiem, lecz sygnałem alarmowym wskazującym na głęboką zmianę paradygmatu komunikacji społecznej. Nowe technologie nie tylko umożliwiają szybki dostęp do informacji, ale też pozwalają na ich precyzyjne filtrowanie, deformowanie i dystrybucję zgodnie z interesami określonych podmiotów – państwowych, korporacyjnych lub ideologicznych.

Dyrektor generalny Cambridge Analytica przechwalał się na nagraniach, że jego firma opracowała metody manipulacji wyborcami poprzez dezinformację, techniki tłumienia głosu wyborczego oraz przekupstwo. Takie działania miały miejsce nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale również w wielu innych krajach, gdzie demokracja została poddana testowi poprzez infiltrację cyfrową. Społeczeństwa zaczęły doświadczać nowego rodzaju wojny informacyjnej, w której nie strzela się kulami, lecz narracjami.

Facebook, jako jedna z największych platform społecznościowych, był centralnym polem walki o uwagę i świadomość użytkowników. Whistleblowerka Frances Haugen ujawniła w 2021 roku, że firma wprowadza opinię publiczną w błąd co do postępów w walce z mową nienawiści, przemocą i dezinformacją. Algorytmy priorytetowo traktowały treści wywołujące silne emocje, niezależnie od ich prawdziwości, ponieważ to właśnie one generowały większe zaangażowanie i przychody reklamowe.

To nie tylko problem technologiczny, ale głęboko polityczny i etyczny. W momencie, gdy algorytmy decydują, co użytkownik zobaczy, a czego nie, mamy do