Ruch Tea Party, choć formalnie odwołuje się do idei ograniczonego rządu, wolnego rynku i konserwatywnego porządku konstytucyjnego, w swojej istocie stanowi reakcję – nie tyle na konkretne polityki administracji Baracka Obamy, co na symboliczne zagrożenie dla kulturowej hegemonii białych Amerykanów, szczególnie tych identyfikujących się jako ewangeliczni chrześcijanie, mężczyźni klasy średniej, mieszkańcy przedmieść i prowincji. Obama, jako pierwszy czarnoskóry prezydent Stanów Zjednoczonych, ucieleśniał dla wielu z nich nie spełnienie demokratycznej obietnicy równości, lecz jej naruszenie – akt symbolicznej utraty „prawowitej” władzy.
W analizie Christophera Parkera i Matta Barreto Tea Party jawi się nie jako ruch ideologicznej spójności, lecz jako amalgamat lęków: przed zmianą demograficzną, przed „obcym” kulturowym, przed państwem wspierającym nie „naszych”, lecz „ich” – obcych, niepożądanych, niegodnych. Tea Party to nie tyle projekt polityczny, co emocjonalna reakcja na procesy historyczne, które przez stulecia zapewniały przywilej rasowy, a które w obliczu zmieniającej się Ameryki wydają się ulegać erozji.
Ruch ten zyskuje swoją mobilizującą siłę nie w analizie makroekonomicznej, lecz w mitologii narodu: kto jest prawdziwym Amerykaninem? Kto ma prawo mówić w imieniu narodu? Tea Party odpowiada jednoznacznie: Amerykaninem jest ten, kto jest biały, chrześcijański, urodzony na terytorium USA, mówiący po angielsku i wyznający „tradycyjne wartości”. Każdy inny – imigrant, muzułmanin, czarny aktywista społeczny, feministka, osoba nieheteronormatywna – to uzurpator, destruktor, zagrożenie.
Z tego powodu Tea Party w swojej narracji nie ogranicza się do krytyki polityki fiskalnej czy federalnych wydatków. Ona walczy o przywrócenie porządku, który już nie istnieje, ale który funkcjonuje jako ideologiczna fikcja – „utracona Ameryka”, gdzie biali chrześcijanie dyktowali normy, gdzie państwo chroniło ich interesy, a prezydent wyglądał i mówił „jak należy”. Obama ten porządek zakwestionował już samym swoim istnieniem na najwyższym stanowisku państwowym.
Stąd obsesyjne dążenie do delegitymizowania jego prezydentury – od teorii spiskowych o rzekomym muzułmaństwie, po kwestionowanie miejsca jego urodzenia. Wspierający tzw. ruch „birtherów”, wśród których Donald Trump był najbardziej głośnym orędownikiem, stanowili później trzon jego elektoratu. To oni uznali, że nowy lider musi nie tyle reformować, co restytuować – przywrócić „prawdziwą Amerykę” jej „prawowitym właścicielom”.
W tym kontekście Tea Party staje się nie tylko projektem reakcyjnym, lecz także ruchem antyemancypacyjnym. Jego członkowie – w większości biali, „nowonarodzeni” ewangelicy – widzą w rosnącej różnorodności demograficznej kraju realne zagrożenie dla swojej pozycji. Postrzegają siebie jako dyskryminowaną większość, marginalizowaną w imię politycznej poprawności. W ich oczach walka o prawa mniejszości staje się przemocą wobec większości.
Postulaty Tea Party o ograniczenie rządu federalnego, obniżenie podatków czy sprzeciw wobec powszechnej opieki zdrowotnej są nośnikami głębszego przekazu – sprzeciwu wobec redystrybucji władzy i przywileju. Gdy państwo zaczyna wspierać tych, którzy przez wieki byli marginalizowani – czarnych Amerykanów, Latynosów, imigrantów, kobiety, osoby LGBTQ – członkowie Tea Party odczytują to jako wywłaszczenie ich samych z ich „naturalnych” praw.
Znamienne jest także, że niektórzy działacze ruchu postulowali uchylenie pierwszej sekcji XIV Poprawki do Konstytucji USA, gwarantującej obywatelstwo każdemu urodzonemu na terytorium kraju. U podstaw takiego postulatu leży lęk przed „nielegalnymi” obywatelami – dziećmi imigrantów, tzw. „DREAMersami”,
Dlaczego biali ewangelicy popierają Trumpa? Analiza ideologii i tożsamości religijnej
Biali ewangelicy w Stanach Zjednoczonych odgrywają istotną rolę w polityce, szczególnie od czasów prezydentury Donalda Trumpa. Choć wielu komentatorów zastanawia się, jak możliwe jest, że tak duża część tej grupy wspiera osobę, która nie spełnia żadnych tradycyjnych standardów religijnych, ich decyzja ma głębokie korzenie w zrozumieniu tożsamości religijnej, która wykracza poza jednostkowe cnoty czy osobiste zaangażowanie w wiarę. To zjawisko wymaga spojrzenia na religijność ewangelików w kontekście szerszych, socjologicznych i politycznych mechanizmów.
Przede wszystkim, jak zauważył socjolog Sorcha Brophy, bycie ortodoksyjnym w religii nie ogranicza się do postaw moralnych takich jak „miłość”, „prawdomówność” czy „czystość seksualna”. Z perspektywy socjologii religii ortodoksyjność polega na tym, jak społeczności religijne organizują swoje życie wokół określonych tradycji i praktyk, by zachować swoją tożsamość i przekonania w obliczu zmieniającego się świata. Zatem dla ewangelików amerykańskich, religijność to nie tylko osobiste zaangażowanie, ale także dbałość o ciągłość tradycji, której celem jest ochrona wspólnej tożsamości.
Przykład Donalda Trumpa, który w oczach wielu białych ewangelików nie jest wzorem pobożności, a wręcz przeciwnie, raczej personą kontrowersyjną, ilustruje, jak ta religijność funkcjonuje w praktyce. Warto zauważyć, że biali ewangelicy nie oczekują od swojego lidera, by był doskonałym chrześcijaninem. Wręcz przeciwnie, zdają sobie sprawę z jego osobistych braków w kwestiach moralnych. Jednak dla nich kluczowe jest, że Trump jako prezydent reprezentuje ich interesy, w tym obronę wartości chrześcijańskich, które czują, że są zagrożone w nowoczesnym, zróżnicowanym społeczeństwie amerykańskim.
Od samego początku swojej kampanii Trump wyrażał gotowość do obrony chrześcijaństwa, czego wyrazem były jego słowa skierowane do wiernych na Uniwersytecie Liberty w 2016 roku, gdzie zadeklarował, że „chrześcijaństwo jest pod atakiem”. Obietnice obrony wiary, walka z liberalnymi ruchami społecznymi oraz dbałość o polityczne interesy białych ewangelików sprawiły, że zyskali oni poczucie, iż ich głos ma znaczenie i nie zostaną już zepchnięci na margines polityczny.
Zjawisko to jest w pełni zrozumiałe w kontekście historii politycznej Stanów Zjednoczonych, gdzie biali ewangelicy od dziesięcioleci stanowią ważną grupę wyborczą, która mobilizuje się wokół konserwatywnych wartości. Ich wpływ na politykę rósł szczególnie w latach 60. XX wieku, kiedy Billy Graham i inni liderzy ewangelikalni nawoływali do poparcia Republikanów, obawiając się wpływów katolickich na politykę amerykańską. Przez kolejne dekady, od wyborów prezydenckich w 1960 roku aż po kampanie wyborcze współczesne, biali ewangelicy stanowili fundament GOP, mobilizując się wokół tematów związanych z ochroną tradycyjnych wartości, obroną rodziny oraz walce z postępującym relatywizmem moralnym.
Warto jednak podkreślić, że chociaż religijność białych ewangelików jest silnie zakorzeniona w konserwatywnych wartościach, to sama tożsamość tej grupy nie jest jednorodna. Ewangelicy, mimo deklarowanego unity, wykazują dużą różnorodność, szczególnie w zakresie interpretacji i praktykowania religii. Zmiany społeczne, w tym rosnąca liczba osób niewierzących oraz zmiany w strukturze demograficznej, zmusiły tę grupę do przemyślenia swojej roli w amerykańskim społeczeństwie. Dla wielu z nich, poparcie Trumpa to wyraz sprzeciwu wobec tych zmian, a także przekonanie, że jedynie w ten sposób mogą zachować swoje wartości i tożsamość.
W kontekście politycznym, wsparcie białych ewangelików dla Trumpa wynika również z obawy przed utratą wpływów i marginalizacją ich przekonań w polityce amerykańskiej. Przemiany społeczne i polityczne, które miały miejsce za prezydentury Baracka Obamy, zrodziły poczucie zagrożenia wśród białych ewangelików. Odczuwali oni, że ich światopogląd, oparty na konserwatywnych wartościach chrześcijańskich, został zdemonizowany i wykluczony z głównego nurtu polityki. Trump, jako kandydat, który zapewniał, że „będzie bronił chrześcijaństwa”, stał się dla tej grupy symbolem oporu wobec zmian, które postrzegali jako zagrażające ich religijnej i kulturowej tożsamości.
Mimo że nie wszyscy biali ewangelicy regularnie uczestniczą w praktykach religijnych, ich poparcie dla Trumpa jest nadal silne, co wynika z przekonania, że prezydent ten spełnia ich polityczne i religijne oczekiwania, broniąc ich wartości w sposób, który nie byłby możliwy pod rządami bardziej liberalnych polityków.
Poparcie białych ewangelików dla Trumpa to zatem efekt długotrwałego procesu, który łączy kwestie religijne, tożsamościowe i polityczne. To połączenie obawy przed utratą tradycyjnych wartości, chęć obrony tożsamości religijnej oraz mobilizacja wokół konserwatywnych idei stanowi fundament wsparcia dla prezydenta, który choć daleki od bycia wzorem pobożności, stał się symbolem walki o zachowanie ewangelikalnej tożsamości w zmieniającym się świecie.
Jak Donald Trump stał się symbolem białych ewangelikalnych wyborców w Ameryce?
Choć Donald Trump nie jest typowym kandydatem konserwatywnym, ani szczególnie religijnym, wsparcie, jakie uzyskał od białych ewangelikalnych chrześcijan, jest niewątpliwie kluczowe dla zrozumienia jego sukcesu politycznego. Trump, będąc rozwiedzionym pięciokrotnym ojcem, który od momentu objęcia prezydentury rzadko uczęszczał do kościoła, nie spełnia standardów religijności, które biali ewangelicy zazwyczaj oczekują od swoich liderów. Niemniej jednak jego poparcie ze strony tej grupy nie wynika z jego osobistej pobożności, lecz z jego politycznego programu, który obiecywał ochronę interesów prorodzinnych i prolife. To właśnie te aspekty, a nie religijność Trumpa, przekonały ewangelików, by oddali na niego głos.
Ważnym celem ruchu antyaborcyjnego, który odgrywa kluczową rolę w ideologii białych ewangelikalnych, jest nie tylko zakazanie aborcji, ale także przywrócenie Ameryki do jej, jak wierzą, „boskiego” i prosperującego stanu. Marjorie Dannenfelser, aktywistka prolife, wyraziła to w najprostszych słowach: „Aby uczynić Amerykę wielką na nowo, Roe musi odejść; aborcja musi zniknąć”. Równocześnie Trump stał się symbolem przewrotu wobec establishmentu, szczególnie dla ewangelików, którzy utracili wiarę w rząd w latach 70. XX wieku. Jego polityczne obietnice w zakresie obrony życia i równości religijnej były dla nich wystarczającą podstawą do wsparcia, mimo że jego osobiste życie moralne nie odpowiadało tradycyjnym standardom chrześcijańskim.
Z kolei termin „Court Evangelicals”, ukuty przez historyka Johna Fea, odnosi się do wpływowych białych ewangelikalnych, którzy stali się bliskimi sojusznikami Trumpa, licząc na korzyści polityczne, jakie daje ich bliskie powiązanie z prezydentem. Ci liderzy ewangelikalni, jak Richard Land, Jim Bakker, Paula White, Franklin Graham czy Jerry Falwell Jr., z jednej strony otwarcie wspierają Trumpa, a z drugiej strony starają się wykorzystać jego administrację do realizacji swoich konserwatywnych celów. Dla nich decyzje wykonawcze administracji Trumpa, szczególnie te związane z nominacjami sędziów do Sądu Najwyższego, były kluczowe.
Mimo jego kontrowersyjnych działań, takich jak niechęć do bycia wzorem pobożności, Trump dla wielu ewangelikalnych stał się symbolem walki o wartości, które postrzegają jako fundament amerykańskiej tożsamości. Tak jak James Dobson, jeden z czołowych ewangelikalnych liderów, uznał Trumpa za „nowego chrześcijanina”, nie mającego jeszcze pełnej dojrzałości duchowej, tak wielu innych dostrzegało w nim mężczyznę, który, mimo swoich niedoskonałości, był gotów stawić czoła wyzwaniom i walczyć o ich interesy.
Warto zaznaczyć, że ewangelikalni biali, mimo że nie postrzegają Trumpa jako wzoru pobożności, gotowi są zaakceptować pewne moralne „ustępstwa” w imię realizacji swoich celów politycznych. Ważnym elementem tego kompromisu jest to, że Trump reprezentuje obronę ortodoksji religijnej, nawet jeśli nie spełnia osobistych standardów moralnych, jakimi kierują się niektórzy z jego wyborców. Jego polityka, a także bezwzględna walka o zachowanie tradycyjnych wartości, stają się dla białych ewangelikalnych znacznie ważniejsze niż jego osobiste zachowanie czy pobożność.
Wspierając Trumpa, ewangelikalni amerykańscy nie oczekują już od swoich politycznych liderów, aby reprezentowali idealne wzorce chrześcijańskiego życia, ale by bronili ich religijnej tożsamości i wpływów kulturowych w przestrzeni publicznej. Sytuacja ta stawia w centrum polityki amerykańskiej ideę obrony ortodoksji religijnej przed postępującym sekularyzmem i wpływami liberalnymi, które coraz częściej są postrzegane przez konserwatywnych chrześcijan jako zagrożenie dla moralnej integralności narodu.
Trump, choć daleki od ideału moralnego lidera, zyskał poparcie białych ewangelikalnych nie dzięki swojej pobożności, lecz dzięki swojej zdolności do skutecznej obrony ich interesów politycznych. Jego administracja stała się instrumentem walki o tradycyjne wartości, a sam Trump – symbolem oporu wobec liberalnych zmian, które wielu ewangelikalnych postrzega jako zagrożenie dla amerykańskiego ducha.
Warto zatem zrozumieć, że wsparcie Trumpa nie jest wynikiem jego religijnej pobożności, lecz jego roli w politycznej walce o zachowanie tożsamości religijnej w Ameryce. Wyborcy ewangelikalni pragną widzieć swoich liderów walczących o ich wartości, niezależnie od tego, czy sam lider jest osobą idealną pod względem moralnym. Z tego powodu Trump, z jego kontrowersjami i słabą religijnością, stał się oczekiwaną postacią w oczach wielu białych ewangelikalnych wyborców.
Wyzwania edukacyjne i polityczne współczesnych społeczeństw: Jak edukacja kształtuje polityczną świadomość młodzieży
Jak wykorzystać FastAPI do tworzenia wysokowydajnych aplikacji i API w Pythonie
Jakie wyzwania stawiają leki anestetyczne w chirurgii serca u dzieci?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский