W październiku 2019 roku, Centrum Bezpieczeństwa Zdrowia Uniwersytetu Johna Hopkinsa, we współpracy z Forum Ekonomicznym oraz Fundacją Billa i Melindy Gatesów, zorganizowało sympozjum Event 201, które stało się szeroko omawiane w kręgach spiskowych. Sympozjum to, będące dużą, finansowaną grą symulacyjną dla liderów państwowych i przemysłowych, miało na celu przedstawienie scenariusza globalnej pandemii, w której uczestnicy analizowali konieczność współpracy pomiędzy rządem, przemysłem i organizacjami międzynarodowymi w obliczu takiego kryzysu. Symulacja, w której przedstawiono wybuch nowego koronawirusa przenoszonego przez nietoperze i świnie, ukazała, jak szybko rozprzestrzenia się wirus, co prowadzi do gigantycznych konsekwencji zdrowotnych i społecznych. Choć dla wielu teorii spiskowych stało się to dowodem na to, że Gates zaplanował pandemię, rzeczywistość była o wiele bardziej niepokojąca: wybuch choroby był wyjątkowo przewidywalny, a taka symulacja tylko ujawniła, jak łatwo zignorować ostrzeżenia i jak szybko rządy mogą nie być w stanie reagować w przypadku realnego kryzysu.
Zbliżony scenariusz został zrealizowany przez Departament Zdrowia i Opieki Społecznej za prezydentury Donalda Trumpa w 2019 roku, pod kryptonimem Crimson Contagion. Symulacja ta przewidywała, że wirus wybuchnie w Chinach, a następnie szybko dotrze do Stanów Zjednoczonych, głównie za sprawą podróży lotniczych. Wnioski z tej symulacji były zaskakująco trafne: niewłaściwa koordynacja, problemy z zaopatrzeniem, a także chaotyczne reakcje władz lokalnych i stanowych. Jednak w tej symulacji, tak jak w rzeczywistości, zabrakło uwzględnienia jednej z najważniejszych przyczyn rozprzestrzeniania się wirusa w Stanach Zjednoczonych — religii.
Choć nie ma wątpliwości, że wielu innych sektorów życia społecznego, takich jak przemysł filmowy, linie rejsowe czy galerie handlowe, przyczyniły się do szybszego rozprzestrzeniania się wirusa, to jednak żadna z tych instytucji nie wykazała się takim poziomem zaniedbania i ignorancji, jak instytucje religijne. Religijne zgromadzenia i misjonarze, z powodu swojej natury, inspirowali ogromne poczucie misji i samowystarczalności, które nie miały miejsca w innych branżach. Niezliczone kościoły w USA były nie tylko odporne na rekomendacje dotyczące dystansu społecznego, ale aktywnie je ignorowały, traktując pandemię jako coś, co nie powinno ograniczać ich "świętej misji".
W marcu 2020 roku, kiedy gubernator Michigan, Gretchen Whitmer, ogłosiła zakaz zgromadzeń powyżej pięćdziesięciu osób, zaktualizowała swoje rozporządzenie, aby wyłączyć kościoły z tego zakazu. Podobne wyjątki pojawiły się w innych stanach, takich jak Floryda, gdzie władze państwowe dopuściły kontynuację nabożeństw mimo rosnącej liczby zachorowań. W wielu przypadkach politycy, bojąc się utraty głosów religijnych wyborców, stawiali interesy religii ponad zdrowiem publicznym, co stawiało społeczeństwo w sytuacji, w której skuteczność środków zapobiegawczych była poważnie ograniczona. Z kolei liderzy religijni, jak pastorzy z różnych części Stanów Zjednoczonych, utrzymywali, że ich misja jest równie ważna, co praca pierwszych ratowników w służbach zdrowia, ignorując tym samym realne zagrożenie, jakie pandemia stanowiła dla zdrowia publicznego.
Niektórzy duchowni, jak Pastor John Greiner z Houston, podjęli próbę przedstawienia siebie jako "pierwszych ratowników" w sferze duchowej i mentalnej, co spotkało się z krytyką. Określenie to, choć nośne emocjonalnie, nie miało żadnej realnej wartości, a jego zastosowanie tylko zwiększało poczucie wyższości i uprzywilejowanej pozycji religijnych przywódców, którzy w obliczu kryzysu nie dostrzegali odpowiedzialności za zdrowie swoich wiernych. Warto zauważyć, że te działania nie ograniczały się tylko do niewielkich wspólnot, ale dotyczyły także ogromnych organizacji religijnych, które aktywnie nawoływały do ignorowania zaleceń zdrowia publicznego.
Tego rodzaju ignorancja i poczucie własnej misji stanowiły znaczącą przeszkodę w walce z pandemią, przyczyniając się do jej rozprzestrzeniania. Kościoły, zamiast współpracować z władzami w celu ochrony zdrowia publicznego, aktywnie podważały i ignorowały te zalecenia, przekładając swoje religijne obowiązki ponad potrzeby społeczności. Z perspektywy zarządzania kryzysowego, nie można bagatelizować wpływu, jaki takie decyzje miały na skuteczność działań zapobiegawczych.
W obliczu kryzysów zdrowotnych, jak pandemia COVID-19, konieczne jest rozróżnienie pomiędzy wolnością religijną a odpowiedzialnością publiczną. Współczesne społeczeństwa muszą dążyć do równowagi między zapewnieniem swobód obywatelskich a ochroną zdrowia publicznego. Z tego powodu warto zastanowić się, jak w przyszłości odpowiednie instytucje, w tym kościoły, powinny reagować na kryzysy zdrowotne, aby nie tylko chronić wiernych, ale i przyczynić się do ogólnego dobra społeczeństwa.
Jak pandemia ujawnia sprzeczności w zarządzaniu kryzysowym: Przykład Uniwersytetu Liberty i Kościoła Prawosławnego
Pandemia COVID-19 rzuciła wyzwanie zarówno instytucjom publicznym, jak i religijnym, ujawniając nie tylko luki w zarządzaniu kryzysowym, ale także głęboko zakorzenione przekonania, które mogą prowadzić do podejmowania irracjonalnych decyzji. Przykład Uniwersytetu Liberty pod rządami Jerry’ego Falwella to jeden z wielu, które pokazują, jak w trudnych czasach, nie tylko kwestie zdrowotne, ale także polityczne i ekonomiczne, mogą wpływać na podejmowanie decyzji, które mają konsekwencje na życie ludzi.
Kiedy pandemia dopiero zaczynała rozprzestrzeniać się w Stanach Zjednoczonych, Falwell poczuł się zobowiązany, by udowodnić, że szkoła jego autorstwa nie będzie ulegać panice. Porównywał sytuację z wirusem H1N1 z 2009 roku, który rzekomo nie wywołał takiej reakcji medialnej, mimo że zabił 17 tysięcy osób. Twierdził, że cała ta sytuacja z COVID-19 może mieć podłoże polityczne, próbując zasugerować, że przeciwnicy polityczni Trumpa, nie mogąc go obalić przez impeachment, usiłują wykorzystać pandemię jako broń do jego obalenia. Dla Falwella była to wyłącznie kolejna „wielka sprawa”, którą „ludzie przesadzają”.
Takie postawy były nie tylko szkodliwe, ale także nieodpowiedzialne. Pomimo apeli lekarzy i ostrzeżeń zdrowotnych, Falwell nakazał powrót studentów do Uniwersytetu Liberty, ignorując fakt, że pandemia wymagała podejmowania ostrych środków zapobiegawczych. Uniwersytet był obiektem krytyki zarówno lokalnej społeczności, jak i mediów, ponieważ decyzja o powrocie studentów na uczelnię i próba „modelowania” zachowań w związku z pandemią wydawała się absolutnie sprzeczna z zaleceniami medycznymi i zdrowotnymi. Co gorsza, po pojawieniu się pierwszych przypadków zakażenia na kampusie, uczelnia zaczęła próbować zdystansować się od odpowiedzialności, wydając sprzeczne oświadczenia i zmieniając je bez wyjaśnienia. Falwell, zamiast przyznać się do błędu, zareagował agresywnie, próbując zastraszać dziennikarzy i ich oskarżać o defamację, co pogłębiło kryzys wizerunkowy uczelni.
Podobne, sprzeczne z rzeczywistością podejście, pojawiło się również w instytucjach religijnych, szczególnie w Kościołach Prawosławnych, gdzie, mimo rosnącego zagrożenia pandemią, nadal utrzymywała się tradycja wspólnego picia z jednego kielicha podczas Eucharystii. W Macedonii, pomimo zamknięcia szkół i wprowadzenia lockdownu, władze rzekomo dopuściły wyjątek dla Kościoła Prawosławnego. Ta decyzja była krytykowana, ponieważ tradycyjne praktyki, takie jak wspólne całowanie ikony czy przyjmowanie komunii z jednej łyżeczki, były idealnym środowiskiem do przenoszenia wirusa. Gdyby zapytano o to duchowieństwo, wielu z nich mogłoby odpowiedzieć, że tradycja ta ma swoje korzenie w odmiennym spojrzeniu na sakramenty i wierzono, że woda święcona czy krew Chrystusa nie mogą przenosić chorób. Tego rodzaju argumenty były jednak nie tylko sprzeczne z faktami medycznymi, ale także niebezpieczne.
Poddając w wątpliwość takie zachowania, warto zastanowić się, jakie były ich konsekwencje. Nieodpowiedzialne decyzje w obliczu pandemii mogą prowadzić do szybszego rozprzestrzeniania się choroby. To pokazuje, jak w takich sytuacjach ważne jest, by podejmować decyzje zgodnie z wiedzą naukową i zaleceniami ekspertów. Pytanie, które się nasuwa, to: co takiego wprowadza nas w błąd, że na poziomie instytucji mamy do czynienia z ignorowaniem sprawdzonych procedur i przyjęciem postaw, które w istocie mogą pogłębiać kryzys?
Należy pamiętać, że pandemia COVID-19 była momentem przełomowym, który ujawnił nie tylko luki w zarządzaniu kryzysowym, ale także pokazał, jak potężne mechanizmy polityczne, ekonomiczne i społeczne mogą wpływać na decyzje, które zagrażają zdrowiu publicznemu. Przykład Uniwersytetu Liberty oraz decyzje duchownych pokazują, jak łatwo jest zbagatelizować realne zagrożenie, co w efekcie prowadzi do zbiorowych tragedii. W związku z tym, warto spojrzeć na te wydarzenia w szerszym kontekście, zadając sobie pytanie, jak instytucje publiczne i religijne mogą lepiej reagować na kryzysy w przyszłości.
Jak kościoły wykorzystują pandemię do zwiększenia swoich zysków?
Kościoły, podobnie jak każda inna instytucja, są prowadzone według pewnych zasad, które w wielu przypadkach mają na celu nie tylko duchowy rozwój wiernych, ale również zapewnienie stabilności finansowej organizacji. Niestety, niejednokrotnie łączą się one z kontrowersyjnymi działaniami, które budzą wątpliwości, co do etyczności tychże praktyk.
W obliczu kryzysów, takich jak pandemia COVID-19, kościoły zyskały okazję do przemyślenia swojego modelu działalności. Jednak nie wszystkie działania, które podjęły, można uznać za wspierające społeczność w tradycyjnym sensie. W szczególności, przypadki takie jak ten kościoła New Birth Missionary Baptist w Lithonii w stanie Georgia, pod wodzą pastora Jamala Bryanta, pokazały, jak duchowni starają się wykorzystać trudną sytuację do poprawy finansów swoich organizacji.
Bryant, objąwszy funkcję pastora w 2018 roku, szybko musiał stawić czoła poważnym problemom finansowym swojej parafii, odziedziczonym po poprzedniku, teleewangelicie Eddie Longu, który zmarł w 2017 roku. Long był znany ze swoich kontrowersyjnych działań, zarówno finansowych, jak i ideologicznych. Zostawił po sobie długi rzędu 30 milionów dolarów, co stanowiło ogromne wyzwanie dla nowego pastora. W obliczu tego kryzysu, Bryant postanowił poszukać sposobów na generowanie dochodu, wykorzystując pandemię jako okazję. Jego pomysł na mobilną służbę zdrowia, oferującą testy na COVID-19 za 150 dolarów od osoby, spotkał się z ostrą krytyką, zwłaszcza po ujawnieniu, że celem były przede wszystkim osoby z ubogich grup społecznych, które w tej sytuacji miałyby być zmuszone do zapłacenia za podstawowe usługi medyczne.
To tylko jeden z przykładów, w których duchowni korzystają z trudnej sytuacji społecznej, by zdobywać środki finansowe. Inny przypadek to pastora Tony'ego Spella, który promował tzw. "wyzwanie stymulacyjne pastora" (Pastor Spell Stimulus Challenge), nakłaniając swoich wiernych do oddania całości lub części wypłaconych im przez rząd 1200 dolarów. Takie postawy pokazują, jak niektóre kościoły wykorzystywały państwową pomoc finansową w sposób, który wykraczał poza tradycyjną charytatywną pomoc.
Również Paula White, znana teolożka prosperity gospel i bliska współpracowniczka Donalda Trumpa, dostrzegła w pandemii okazję do wzbogacenia swojej działalności. W czasie kryzysu, White prowadziła sesje modlitewne, w których oferowała „wzrost duchowy” za odpowiednią opłatą. Co więcej, wyjaśniała, że wpłaty na rzecz jej kościoła są niezbędne do utrzymania jego działalności, mimo że jej organizacja działa na bardzo zyskownych zasadach i posiada ogromne zasoby finansowe.
Wszystkie te przypadki podkreślają istotną prawdę o funkcjonowaniu współczesnych kościołów: często stają się one organizacjami finansowymi, które prowadzą działalność podobną do tradycyjnych korporacji, gdzie nie tylko religijna misja, ale także dbałość o interesy ekonomiczne odgrywa kluczową rolę. Co więcej, niejednokrotnie tworzą one iluzję duchowego wsparcia, które nie ma wiele wspólnego z tradycyjnym rozumieniem roli kościoła w społeczeństwie.
Dla wiernych oznacza to konieczność większej ostrożności i krytycznego spojrzenia na intencje duchownych. Warto zadać sobie pytanie, czy ich działalność ma na celu przede wszystkim duchowy rozwój, czy może jednak są bardziej zainteresowani zyskami finansowymi. Wielu pastorów wykazuje wyraźną tendencję do zaciemniania swojego prawdziwego celu, przedstawiając swoje działania jako misję zbawienia, podczas gdy ich działalność przypomina raczej wysoce opłacalny biznes.
Należy również pamiętać, że religijna wspólnota, która korzysta z takiej formy działalności, może stawiać swoich wiernych w sytuacji, w której ich potrzeby materialne i duchowe zostają połączone w sposób, który zamiast przynosić ulgę, prowadzi do dalszego obciążenia finansowego. W czasach kryzysu, kiedy ludzie szukają wsparcia i poczucia bezpieczeństwa, łatwiej jest o wykorzystanie ich słabości w celach czysto komercyjnych. To, jak kościoły zarządzają swoją działalnością finansową, nie jest więc tylko kwestią etyki religijnej, ale także odpowiedzialności społecznej.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский