Po wystąpieniu Donalda Trumpa, miałem okazję porozmawiać z Jackiem, emerytowanym prawnikiem z Alabamy, który przez wiele lat angażował się w działalność polityczną jako aktywista konserwatywny chrześcijanin. Jacek opowiedział o jednym z najważniejszych doświadczeń, które zdefiniowały jego życie w tej roli. Chodziło o organizację marszu na rzecz sędziego Roya Moore’a, który po objęciu stanowiska Prezesa Sądu Najwyższego Alabamy, podjął decyzję o zainstalowaniu marmurowego monumentu przedstawiającego Dziesięć Przykazań w budynku sądu.
Przez lata historia Moore’a była pełna kontrowersji. Został usunięty z urzędu po dwóch latach za odmowę usunięcia monumentu, powrócił na to stanowisko na krótko między 2013 a 2016 rokiem, a następnie zrezygnował, by kandydować na stanowisko senatora USA, co zakończyło się porażką, głównie w wyniku oskarżeń o molestowanie seksualne. Jacek stwierdził, że dla niego i wielu innych konserwatywnych chrześcijan problemem nie było to, że monument został uznany za kontrowersyjny, ale że było to traktowane jako zagrożenie dla ich tożsamości i wartości religijnych. W jego opinii, „w tym kraju istnieje ruch lewicowy, który jest bardzo antyboski, nie tyle antyreligijny, bo religia nie ma dla nich znaczenia, ale Bóg, prawdziwy Bóg, aktywny w sprawach ludzkich – to dla nich jest obraźliwe. Powód jest prosty: oni sami chcą być Bogiem.”
To przekonanie wskazuje na głęboki podział, jaki pojawia się w amerykańskim społeczeństwie, między konserwatywnymi, religijnymi wartościami, a lewicową ideologią, która dąży do eliminacji wszelkich publicznych odniesień do Boga. Jacek dostrzegał w Alabamie, a także na poziomie krajowym, odrodzenie duchowe, które miało swoje wyraziste przejawy w rosnącej popularności niezależnych kościołów, takich jak ten, do którego uczęszczał, który przyciągał 44 000 wiernych tygodniowo. Był także zadowolony z poparcia, jakim cieszyła się inicjatywa Moore’a dotycząca monumentu, ponieważ „ludzie chcą przyjąć wartości boskie, chcą popierać kandydatów, którzy staną na straży Konstytucji, tak jak jest napisana, a nie jak interpretują ją lewicowi politycy.”
Z kolei po wyborze Donalda Trumpa na prezydenta, Jack dostrzegał pozytywne zmiany na poziomie krajowym. Jego zdaniem, religijni ludzie, chrześcijanie, zaczęli dominować zarówno w Izbie Reprezentantów, jak i w Senacie, a także zaczęli odzyskiwać kontrolę nad sądami. To było dla niego dowodem na to, że konserwatywne wartości zaczynają zyskiwać na znaczeniu, a społeczeństwo amerykańskie podąża w kierunku, który zbliża go do tradycyjnych zasad.
Na podobne tematy rozmawiałem także z Peterem Spriggiem, starszym członkiem organizacji Family Research Council, podczas Szczytu Wyborców Wartościowych (Values Voter Summit) w 2017 roku. Sprigg, wyraził ogromną satysfakcję z decyzji Trumpa o wydaniu Dekretu wykonawczego w sprawie ochrony wolności religijnej i wolności słowa. To był krok, który miał na celu ochronę tych, którzy opowiadają się za tradycyjnymi wartościami religijnymi w amerykańskim społeczeństwie. Sprigg zauważył, że dla wielu wyborców Trumpa głównym problemem było poczucie, że osoby wyznające tradycyjne poglądy moralne były atakowane nie tylko w kulturze, ale również w prawie. Jako przykład podał kwestie związane z aborcją i koniecznością finansowania przemysłu aborcyjnego przez podatników, a także sytuację pracodawców chrześcijańskich, którzy odmawiają wykupu środków antykoncepcyjnych w ramach ubezpieczeń zdrowotnych dla swoich pracowników.
Sprigg podkreślał, że wolność religijna nie powinna ograniczać się jedynie do prywatnej sfery życia jednostki, ale także obejmować przestrzeń publiczną, w tym miejsca pracy czy działalność gospodarczą. Krytykował poprzednią administrację Obamy, która ograniczała wolność religijną do swobody praktykowania religii w kościele czy w domu. Dla wielu wyborców Trumpa, to była kluczowa kwestia, w której prezydent udowodnił, że wierzy w wyjątkowość Ameryki i w to, że kraj zmierza w złym kierunku, który należy naprawić.
Te wypowiedzi jasno ukazują, jak konserwatywni chrześcijanie w Stanach Zjednoczonych postrzegają swoje miejsce w społeczeństwie. W ich oczach, kraj oparty na biblijnych wartościach i zasadach prawa konstytucyjnego to jedyny sposób, by zapewnić dalszą wolność religijną. Niezależnie od tego, czy chodzi o kwestie aborcji, małżeństw osób tej samej płci, czy nawet walki z rasizmem, dla tych aktywistów chrześcijańskich każda próba zmian w tych obszarach stanowi zagrożenie dla tradycyjnego porządku społecznego.
Warto jednak zrozumieć, że te postawy, choć mają swoje korzenie w religijnej tradycji, są również silnie związane z amerykańską tożsamością narodową, która kładzie duży nacisk na indywidualizm, wolność osobistą i przestrzeganie „prawdziwego” prawa, które nie jest poddane reinterpretacji przez lewicowe ideologie. To sprawia, że dyskusje o wolności religijnej, prawach kobiet, małżeństwach osób tej samej płci czy walce z rasizmem w Stanach Zjednoczonych są nie tylko debatami teologicznymi, ale również politycznymi i społecznymi, które mają swoje głębokie konsekwencje w kształtowaniu przyszłości kraju.
Jak retoryka zagrożenia wolności religijnej kształtuje debatę o prawach chrześcijan?
W debacie na temat wolności religijnej w Stanach Zjednoczonych, zwłaszcza w kontekście działań administracji Baracka Obamy oraz później Donalda Trumpa, powstał szczególny rodzaj narracji, który przedstawia konserwatywnych chrześcijan jako ofiary opresji. Główne tematy tej narracji dotyczą nie tylko kwestii religijnych, ale także takich obszarów jak małżeństwa osób tej samej płci, aborcja czy edukacja. W wielu przypadkach przedstawiciele konserwatywnego chrześcijaństwa postrzegają zmiany w prawie, szczególnie te dotyczące równouprawnienia, jako naruszenie ich wolności religijnej. To przekonanie znajduje swoje odzwierciedlenie w licznych publikacjach i analizach, w których sugeruje się, że konserwatywne chrześcijaństwo zostało zepchnięte na margines przez liberalne prądy polityczne.
Przykładem tego podejścia jest retoryka, którą posługuje się organizacja Family Research Council (FRC), wspierana przez osoby z jej najwyższego szczebla. Zgodnie z tą narracją, ataki na wolność religijną to nie tylko kwestia ideologicznych starć, ale również wynik działań administracji Obamy, której polityka miała być skierowana przeciwko wartościom religijnym. Od momentu, gdy Donald Trump objął urząd, nadzieje konserwatywnych chrześcijan na przywrócenie "właściwego porządku" były ogromne. W swoich artykułach FRC wielokrotnie wskazywało na tę "zmianę wiatru", którą miała oznaczać prezydentura Trumpa. Na przykład, w artykule z 2017 roku, Tony Perkins, lider FRC, wskazywał na to, jak prezydent Obama zignorował problemy prześladowanych chrześcijan i zamiast ich wspierać, stał się częścią problemu. Obok tych oskarżeń o brak wsparcia ze strony administracji Obamy, pojawiły się również wyraźne odniesienia do tego, jak prawodawstwo związane z równością małżeńską, aborcją i innymi kwestiami miało na celu, zdaniem Perkinsa, prześladowanie chrześcijańskich wartości.
W tej narracji chrześcijanie, a szczególnie ci, którzy prowadzą własne biznesy, stali się bohaterami moralnymi, którzy "walczą" z systemem. Przykładem może być historia Barronelle Stutzman, właścicielki kwiaciarni z Waszyngtonu, która została oskarżona o dyskryminację po tym, jak odmówiła wykonania bukietu dla pary homoseksualnej. Jej sprawa stała się symbolem walki o wolność religijną w kontekście antydyskryminacyjnych przepisów. Perkins opisywał ją jako ofiarę, której życie zostało zrujnowane przez liberalne ustawodawstwo, wskazując, że straciła wszystko – swój biznes, oszczędności, a nawet dom – za to, że postanowiła kierować się swoimi wartościami religijnymi w miejscu pracy.
Podobne przypadki, takie jak historia właścicieli piekarni Aarona i Melissy Klein, którzy stracili swoje przedsiębiorstwo, również zostały przedstawione w tej samej narracji jako dowód na rzekome prześladowania religijne. W tych przypadkach, głównym zarzutem wobec właścicieli było to, że odmówili oni wykonania usług związanych z celebracją małżeństw osób tej samej płci, co zostało uznane za naruszenie zasad wolności religijnej.
Warto zauważyć, że w tej narracji pojęcie wolności religijnej niejednokrotnie jest mieszane z politycznymi przekonaniami. Wspomniane przypadki często przedstawiane są w kontekście politycznej walki, w której chrześcijanie stają się ofiarami lewicowych rządów i polityki, której celem jest narzucenie nowoczesnych wartości sprzecznych z tradycyjnymi zasadami religijnymi. Jednak niejednokrotnie zapomina się, że ci, którzy odmawiali świadczenia usług, łamali przepisy prawa antydyskryminacyjnego, które chroniły prawa obywateli, w tym osób homoseksualnych. Istnieje więc pewna sprzeczność w tym, jak wolność religijna jest rozumiana w tej narracji, ponieważ nie uwzględnia się w niej w pełni praw innych osób, które również mają swoje konstytucyjne prawa.
Ważne jest, aby pamiętać, że kwestie związane z wolnością religijną i prawami obywatelskimi są skomplikowane i wieloaspektowe. Współczesna debata na temat wolności religijnej nie dotyczy tylko chrześcijan, ale obejmuje także inne grupy, które czują się zagrożone przez zmieniające się normy społeczne i prawne. W tej debacie warto zadać sobie pytanie, jak wyważony może być stosunek do wolności religijnej, który nie narusza jednocześnie wolności innych osób. Warto również zwrócić uwagę, jak łatwo w tego rodzaju narracjach dochodzi do uproszczeń i demonizacji przeciwników politycznych, co może prowadzić do utrwalania podziałów w społeczeństwie. Na koniec trzeba podkreślić, że wolność religijna, choć fundamentalna, nie powinna stać w sprzeczności z prawami innych ludzi do równości i niedyskryminacji.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский