Nowy konspiracjonizm, który zyskał rozgłos wraz z inauguracją Donalda Trumpa w 2017 roku, różni się zasadniczo od klasycznych teorii spiskowych. Podczas gdy tradycyjne konspiracje bazowały na szczegółowych teoriach, wymagających dowodów i analizy, nowy konspiracjonizm operuje bez potrzeby prezentowania dowodów czy spójnej narracji. To nie teoria, lecz powtarzanie i rozpowszechnianie sugestii, które mają budzić podejrzenia i nieufność wobec instytucji demokratycznych. Frazy takie jak „wielu ludzi mówi” czy „sfałszowane wybory” stają się potężnym narzędziem dezorientacji i podważania wiarygodności.

W tradycyjnym podejściu teoria spisku stara się wyjaśnić złożone wydarzenia, często wskazując na ukryte działania potężnych grup czy jednostek, które rzekomo kontrolują bieg historii. Teorie te, choć nie zawsze prawdziwe, konstruowały narracje, które dawały wyjaśnienie chaosowi i złożoności świata. Przykładem jest sceptycyzm wobec oficjalnych wersji takich wydarzeń jak zamach na Johna F. Kennedy’ego czy ataki z 11 września. W ten sposób klasyczne konspiracje oferowały sens i porządek tam, gdzie oficjalne wyjaśnienia wydawały się niewystarczające lub niepełne.

Nowy konspiracjonizm odrzuca ten porządek i wymóg dowodów, posługując się raczej powtarzanymi, często bezpodstawnymi oskarżeniami, które nie mają na celu wyjaśnienia, lecz podważenie zaufania do faktycznych źródeł informacji i instytucji publicznych. W tym modelu prawda nie jest rezultatem weryfikacji faktów, ale liczby osób, które powtarzają daną tezę. W efekcie prawda zostaje zastąpiona przez masową aprobatę, a społeczne uznanie przesłania staje się substytutem racjonalnego dowodu.

Skutkiem takiego podejścia jest nie tylko dezorientacja odbiorców, lecz przede wszystkim delegitymizacja instytucji demokratycznych. Nowy konspiracjonizm nie dąży do naprawienia błędów czy wskazania realnych problemów, ale do podważenia samego sensu istnienia wspólnej, opartej na faktach rzeczywistości politycznej. To zjawisko, napędzane przez szerokie spektrum aktorów – od polityków, przez media społecznościowe, po zwykłych obywateli – wywołuje kryzys zaufania do państwa, prawa i wiedzy.

Jest to zagrożenie szczególnie poważne, ponieważ jego mechanizmy działania wpisują się w dynamikę nowych mediów, gdzie szybkość i zasięg informacji przeważają nad jej wiarygodnością. W takiej rzeczywistości instytucje demokratyczne stają się bezbronne wobec fal powtarzanych bez dowodów oskarżeń i fake newsów, które niszczą podstawy racjonalnej debaty publicznej. Warto zauważyć, że nowy konspiracjonizm nie jest domeną jednej opcji politycznej – jego zwolennikami są zarówno osoby z lewego, jak i prawego spektrum, co dodatkowo komplikuje proces odbudowy zaufania społecznego.

Zrozumienie natury nowego konspiracjonizmu wymaga więc uznania, że nie chodzi jedynie o fałszywe informacje, lecz o proces systematycznego podważania fundamentów demokracji – zaufania do prawdy, faktów, instytucji i samej zdolności społeczeństwa do wypracowywania wspólnej rzeczywistości. Ta degradacja prowadzi do wyobcowania obywateli, utraty wspólnoty i wzrostu polaryzacji. Odbudowa zaufania wymaga nie tylko walki z dezinformacją, lecz także wzmocnienia instytucji, które potrafią skutecznie i transparentnie komunikować fakty oraz budować świadome społeczeństwo obywatelskie.

Czy można mówić prawdę wobec teorii spiskowych i nie stracić wszystkiego?

W styczniu 2018 roku padło stwierdzenie, że tuż po wyborze Donalda Trumpa mogło istnieć „tajne stowarzyszenie” wewnątrz Departamentu Sprawiedliwości i FBI, które działało przeciwko nowemu prezydentowi. Choć nawet jego autor, kongresmen Ratcliffe, zastrzegł, że nie twierdzi, iż to rzeczywiście miało miejsce, samo zasianie wątpliwości wystarczyło, by uruchomić mechanizm podejrzliwości. Dwa dni później, gdy wiadomość o „tajnym stowarzyszeniu” została szeroko rozpoznana jako żart między dwoma pracownikami FBI, senator Ron Johnson przyznał, że mogła być napisana dla zabawy, lecz jednocześnie dodał: „To realna możliwość”. To nie była ani otwarta rezygnacja z teorii spiskowej, ani obrona agencji federalnej. Celem spiskowego przekazu było zasianie nieufności – i ten cel został osiągnięty.

Kiedy osoby na urzędach, z własnych kalkulacji politycznych, przyczyniają się do delegitymizacji instytucji państwowych – takich jak FBI czy Departament Sprawiedliwości – podważają tym samym fundamenty rządów prawa. Nawet jeśli nie wypowiadają otwarcie poparcia dla teorii spiskowych, sam brak stanowczej reakcji oznacza przyzwolenie. Taka postawa staje się częścią systemu, który zamiast chronić prawdę, rozmienia ją na drobne w imię lojalności partyjnej.

Zdarzają się wyjątki. Podczas wiecu w 2008 roku, gdy John McCain ubiegał się o prezydenturę w walce z Barackiem Obamą, jedna z uczestniczek wyraziła obawę, że Obama jest Arabem. W czasie, gdy teoria spiskowa o jego miejscu urodzenia była szeroko rozpowszechniana, McCain – mimo dezaprobaty ze strony swoich zwolenników – nie zgodził się na takie uprzedzenia: „Nie, proszę pani. On jest porządnym człowiekiem z rodziną, obywatelem, z którym po prostu mam zasadnicze różnice w poglądach”.

Równie odważnie wystąpił senator Jeff Flake, gdy w emocjonalnym przemówieniu otwarcie potępił zachowanie Trumpa oraz milczenie i oportunizm wewnątrz własnej partii. Wskazywał, że milczenie w obliczu nieakceptowalnych działań, ze strachu przed utratą głosów czy konfliktem z partyjną bazą, to zdrada zasad i obowiązków. Mimo szerokiego echa, jakie wywołało jego wystąpienie, nie spotkało się ono z otwartym poparciem kolegów partyjnych. Nikt nie poszedł w jego ślady.

Czy można oczekiwać, że takie jednostkowe głosy sprzeciwu wobec teorii spiskowych – oraz kulturze kłamstwa i oszczerstw – przebiją się poza granice Waszyngtonu? Być może były to momenty, w których dało się jeszcze zatrzymać tę falę. Mimo braku bezpośredniego efektu, mogły jednak uchylić niektóre zamknięte umysły.

Mówienie prawdy wobec teorii spiskowych nie jest tylko zadaniem polityków. Równie ważna jest rola mediów, których zdolność do demaskowania kłamstw opiera się na rzetelnym dziennikarstwie i wiarygodnych źródłach. Eksperci, zarówno ci związani z rządem, jak i niezależni, muszą zabierać głos – tak jak czynią to naukowcy w sprawie zmian klimatycznych. Organizacje społeczne również odgrywają istotną rolę, szczególnie broniąc grup atakowanych przez spiskowców, takich jak migranci. Wreszcie, każdy obywatel, w codziennych rozmowach, może i powinien przeciwstawiać się pustym frazom typu „wszyscy o tym mówią”.

A jednak, to właśnie przedstawiciele polityczni są niezbędni w tej walce. Są gwarantami praworządności i konstytucyjnych wartości. Kiedy sędziowie mogą bronić procedur i praw jednostek, nie mogą pełnić funkcji „mówiących prawdę do spisków”. Gdy politycy zadowalają się milczeniem i unikaniem jednoznacznych reakcji, nie ma instytucji, która mogłaby ich zastąpić. Brak gotowości do budowania ponadpartyjnych koalicji przeciwko spiskowym narracjom sprawia, że sama instytucja Kongresu staje się ich ofiarą.

Mówienie prawdy wobec teorii spiskowych to praktyka wymagająca dyscypliny. A jak każda forma dyscypliny – wymaga ona wysiłku, odwagi i gotowości do poniesienia konsekwencji. Wymaga uznania, że nawet najbardziej absurdalne historie mogą nieść realne zagrożenie dla demokracji. Odpowiedzialność za mówienie prawdy obejmuje gotowość do sprzeciwu wobec partyjnych liderów, a czasem – ryzyko utraty mandatu.

Problemem jest jednak nie tylko milczenie polityków, lecz zamkniętość umysłów. W klasycznych teoriach spiskowych, opartych na pseudo-faktach i logice „łączenia kropek”, każda próba podważenia narracji staje się dla spiskowca dowodem na istnienie spisku. Im bardziej wiarygodne źródło – urzędnik, komisja rządowa, media – tym większe podejrzenie, że są częścią „układu”.

Współczesne spiskowanie jest jednak jeszcze bardziej nieuchwytne. To już nie hipoteza, lecz naga deklaracja: „dużo osób tak mówi”. I to wystarcza. Ważny jest tu nie dowód, lecz plemienna przynależność. Rezygnacja z teorii spiskowej oznacza zdradę grupy, z którą się identyfikujemy. To koszt, którego wielu nie chce ponieść. Zmiana zdania wymaga dziś nie tylko przekonania, ale także zerwania z lojalnością wobec własnego „plemienia politycznego”.

Należy

Jak walczyć z teoriami spiskowymi: wyzwania i strategie

Współczesny świat, z jego szybkim dostępem do informacji, pozwala na niespotykaną wcześniej swobodę komunikacji, lecz równocześnie stwarza poważne wyzwania związane z dezinformacją i teoriami spiskowymi. Pojęcie „spiskowych teorii” nabrało szczególnego znaczenia w erze cyfrowej, kiedy każdy, bez względu na lokalizację, może wziąć udział w publicznej dyskusji. Na tym tle, konfrontacja z tymi, którzy są głęboko przekonani o swoich błędnych przekonaniach, staje się jednym z najtrudniejszych zadań współczesnej polityki i komunikacji społecznej.

Jednym z proponowanych sposobów na walkę z „twardymi” zwolennikami teorii spiskowych, szczególnie tych, którzy tworzą i szerzą fałszywe idee, jest infiltracja ich grup. Propozycja, wysunięta przez profesorów prawa Cassa Sunsteina i Adriana Vermeule, zakłada podjęcie działań, które mają na celu zasiewanie wątpliwości i wprowadzanie „pozytywnej różnorodności poznawczej”. Rekomendują oni, aby rządy stosowały metody podobne do działań wywiadu – infiltrując grupy spiskowe i „odkształcając ich epistemologię”. Choć taka propozycja może wydawać się kusząca w kontekście prób przeciwdziałania dezinformacji, ma poważne konsekwencje prawne i etyczne, które w kontekście współczesnych, globalnych sieci internetowych mogą okazać się niebezpieczne. Jak pokazuje historia, działania mające na celu manipulowanie informacjami czy infiltrację grup, które nie są terrorystyczne, mogą naruszać podstawowe zasady wolności obywatelskich.

Grupy, które szerzą teorie spiskowe, dziś nie funkcjonują już jako zamknięte, fizyczne organizacje. Zostały one przekształcone przez rewolucję technologiczną i obecność Internetu. Sieci spiskowców rozprzestrzeniły się po całym świecie, a ich członkowie mogą uczestniczyć w dyskusjach bez względu na miejsce, w którym się znajdują. Dodatkowo, rządy, które decydują się na infiltrację takich sieci, narażają się na ujawnienie swoich działań, co może prowadzić do powstawania nowych teorii spiskowych – tym razem związanych z samym procesem infiltracji. A takie działania, jak pokazuje historia, mogą tylko pogłębić zjawisko spiskowego myślenia, zamiast je zlikwidować.

Zamiast stosować metodę „walki z ogniem ogniem”, czyli używać spisku do walki ze spiskiem, istnieje inna, znacznie skuteczniejsza droga – walka z tym ogniem wodą. Dla osób, które mają otwarte umysły, najlepszym rozwiązaniem jest po prostu podanie prawdy w sposób prosty i klarowny, bazując na solidnych dowodach. Ostatecznie to proces przekonywania przez przedstawienie faktów, które zostały dokładnie zebrane i przeanalizowane, może stanowić skuteczny sposób na wyeliminowanie fałszywych przekonań. Jednak ten proces jest trudny, ponieważ współczesne teorie spiskowe opierają się na delegitymizacji wszelkich instytucji wiedzy. Przeciwnicy głównego nurtu, a także ci, którzy szerzą dezinformację, skutecznie podważają autorytet ekspertów i instytucji naukowych.

Ważnym elementem współczesnego problemu jest fakt, że tradycyjna rola „bramkarzy informacji” – tych, którzy decydowali, co jest warte rozpowszechniania, a co nie – niemal całkowicie zniknęła. W przeszłości, gdy publikacja materiałów była kosztowna, to wydawcy, dziennikarze i naukowcy pełnili funkcję „bramkarzy”, decydując o tym, jakie treści mają trafić do opinii publicznej. Dziś, w erze Internetu, każdy może zostać twórcą treści i rozprzestrzeniać informacje bez żadnych ograniczeń finansowych. W związku z tym rola tradycyjnych mediów, jak gazety czy telewizja, zmienia się. Internetowe platformy takie jak Facebook, Twitter czy YouTube, mimo że początkowo traktowane jako neutralne narzędzia, coraz częściej zaczynają pełnić funkcję cenzorów i moderować treści. Jednocześnie, ich metody są nieprzejrzyste, co rodzi kolejne pytania o odpowiedzialność tych platform za treści, które są publikowane.

Chociaż nie można całkowicie wykluczyć, że nowe instytucje fact-checkingowe staną się efektywnymi „bramkarzami”, nie ma gwarancji, że uda się to osiągnąć w przypadku osób, które całkowicie odrzucają tradycyjne autorytety. Często refutacja błędnych informacji i fałszywych twierdzeń prowadzi do wzmocnienia tych przekonań w umysłach ich zwolenników. Zjawisko to nazywane jest „efektem odrzutu” i polega na tym, że nie tylko teorie spiskowe nie zostają obalone, ale wręcz zyskują na sile. Badania pokazują jednak, że w niektórych przypadkach możliwe jest skuteczne przełamanie tego mechanizmu, szczególnie wtedy, gdy korekty są przedstawiane w sposób rzetelny, a proces obalania fałszywych twierdzeń jest jasny i przejrzysty.

To, co wydaje się być niezbędne w walce z teoriami spiskowymi, to przede wszystkim przejrzystość, rzetelność oraz spójność w działaniach. Zrozumienie, jak działają mechanizmy manipulacji informacją oraz jak odpowiedzialnie podchodzić do rozpowszechniania treści, staje się kluczowe w tworzeniu skutecznych metod przeciwdziałania dezinformacji.

Jak walczyć z delegitymizowaniem instytucji demokratycznych: Rola władzy wykonawczej i transparentności w epoce dezinformacji

W obliczu ataków na instytucje sprawiedliwości i system prawny, przedstawiciele władzy wykonawczej muszą nie tylko bronić swoich instytucji, ale również aktywnie angażować się w nauczanie społeczeństwa o roli tych instytucji w demokracji. Przykład Petera Strzoka, zastępcy dyrektora FBI, pokazuje, jak władze publiczne mogą bronić demokratycznych procesów w czasach, gdy kryzys zaufania do instytucji staje się powszechny. Strzok, którego prywatne maile stały się przedmiotem publicznych ataków, musiał zmierzyć się z narastającymi oskarżeniami o polityczne powiązania i brak obiektywizmu w prowadzeniu dochodzenia w sprawie ingerencji Rosji w wybory prezydenckie w USA. W odpowiedzi na te ataki, Strzok nie tylko bronił się osobiście, ale również przedstawił mechanizmy, które chronią instytucje przed politycznym wpływem i korupcją. Wyjaśnił, że w FBI istnieją wieloetapowe mechanizmy nadzoru, które sprawiają, że żadna decyzja, nawet na poziomie jednostki, nie jest podejmowana w izolacji. Każdy krok w dochodzeniu wymagał zatwierdzenia przez wielu przełożonych oraz współpracy z różnymi działami, co miało na celu zagwarantowanie obiektywności i przestrzegania procedur.

W kontekście rosnącego wpływu teorii spiskowych, które podważają zaufanie do instytucji, Strzok stał się symbolem tego, jak niezbędne jest wyjaśnianie publiczności, jak działają te mechanizmy w praktyce. Przekonywał, że sugerowanie, iż w mrocznym kącie FBI mogłyby odbywać się nielegalne działania, jest nie tylko błędne, ale wręcz absurdalne. Jego świadectwo miało na celu nie tylko obronę przed zarzutami, ale także uświadomienie obywatelom, jak działa system ochrony przed politycznymi wpływami.

Z perspektywy demokratycznej, kluczowe jest to, aby obywatele rozumieli, w jaki sposób władza jest podzielona i jak procesy podejmowania decyzji są transparentne. Działania takie jak te, które podjął Strzok, wprowadzenie „czytelności” demokracji, to mechanizm, który pomaga obnażyć nie tylko przejrzystość, ale także ukryte struktury władzy. Systematyczne ujawnianie tego, jak działają instytucje, kto podejmuje decyzje i jakie interesy są za nimi, jest kluczowe w walce z delegitymizowaniem demokratycznych struktur. Równocześnie, delegitymizowanie władzy i zarzuty o ukryte spiski jedynie skrywają rzeczywistą strukturę władzy, co może prowadzić do destabilizacji całego systemu.

Przeciwdziałanie dezinformacji i teorii spiskowych wymaga więcej niż tylko transparentności – niezbędne jest również wyjaśnienie społeczeństwu, jak zorganizowana jest władza oraz jakie są jej mechanizmy kontrolne. W przeciwnym razie wciąż będziemy świadkami wzrostu nieufności do instytucji publicznych i, co za tym idzie, do samej demokracji. Politycy i urzędnicy administracji muszą wziąć odpowiedzialność za edukację obywateli w tym zakresie, czyniąc politykę bardziej zrozumiałą i dostępną.

Warto również zwrócić uwagę na fakt, że walka z delegitymizowaniem nie wymaga heroicznych czynów. W rzeczywistości, to codzienne, rutynowe działania w obronie wartości demokratycznych, takie jak te podejmowane przez Strzoka, mają największe znaczenie. Przedstawianie faktów w sposób jasny i zrozumiały jest najskuteczniejszym sposobem przeciwdziałania szerzeniu się dezinformacji. Zmiana percepcji obywateli na temat instytucji publicznych może być powolna, ale jeśli nie podejmiemy działań edukacyjnych teraz, ryzykujemy pogłębienie podziałów społecznych i osłabienie fundamentów demokracji.

Z tego powodu, nie tylko przedstawiciele władzy powinni angażować się w te procesy, ale również sami obywatele muszą wyjść z pasywnej postawy i stawiać pytania o to, jak działa system, kogo reprezentuje i jakie mechanizmy nadzoru są obecne w instytucjach publicznych. Tylko poprzez zwiększenie zaangażowania obywateli w życie polityczne możemy zadbać o przyszłość demokracji.

Czy populizm sprzyja konspiracjonizmowi?

Zależność między przynależnością partyjną a wiarą w teorie spiskowe nie jest zjawiskiem marginalnym, lecz strukturalnym elementem współczesnej kultury politycznej. Brendan Nyhan wskazuje, że niezależnie od tego, czy dana partia znajduje się u władzy, czy też w opozycji, jej sympatycy wykazują skłonność do akceptowania narracji spiskowych, które legitymizują ich polityczne emocje i światopogląd. Przekonania te mają charakter adaptacyjny — zmieniają się w zależności od sytuacji politycznej, lecz ich rdzeń pozostaje ten sam: zakwestionowanie oficjalnej wersji rzeczywistości.

Badania, takie jak sondaż przeprowadzony przez YouGov, pokazują, że identyfikacja polityczna jest jednym z najsilniejszych predyktorów wiary w teorie spiskowe. Demokratom łatwiej uwierzyć w machinacje obozu Trumpa, podobnie jak Republikanie latami podtrzymywali narrację o rzekomym kenijskim pochodzeniu Obamy. Teorie spiskowe pełnią tu funkcję politycznego narzędzia, służącego nie tylko delegitymizacji przeciwnika, ale również wzmocnieniu wspólnoty tożsamościowej.

W ekosystemie alternatywnych mediów, takich jak InfoWars czy niektóre kanały YouTube, rozpowszechnianie fałszywych informacji — od rzekomego handlu dziećmi w pizzerii po zamachy organizowane przez „deep state” — staje się częścią strategii wpływu. Autorzy tych narracji nie operują dowodami, lecz emocjami, wykorzystując lęk, podejrzliwość i gniew jako podstawowe wehikuły komunikacji.

Rzeczywistość w ujęciu konspiracjonistycznym przyjmuje formę narracyjną. Jak zauważa Jerome Bruner, ludzie nie tylko interpretują rzeczywistość poprzez opowieści — oni ją w ten sposób konstruują. Gdy polityka zostaje zredukowana do pola narracji, prawda przestaje mieć znaczenie obiektywne. Liczy się tylko to, czy dana historia rezonuje z przekonaniami odbiorcy.

Donald Trump mistrzowsko wykorzystał tę logikę. Od wypowiedzi, w których podważał fakty („może Flynn nie kłamał?”), po jawne wspieranie teoretyków spisku jak Alex Jones, Trump nie tyle marginalizował prawdę, co zmieniał definicję prawdy w oczach swoich zwolenników. Gdy mówi: „Twoja reputacja jest niesamowita. Nie zawiodę cię” — w kontekście poparcia dla Jonesa — wysyła jasny komunikat: autorytet nie płynie z faktów, lecz z lojalności wobec wspólnej narracji.

Teorie spiskowe są również skutecznym narzędziem mobilizacji politycznej. Skierowanie oskarżeń przeciwko imigrantom, jak w przypadku wypowiedzi Trumpa łączących Meksykanów z przestępczością, to klasyczna taktyka kozła ofiarnego. Jak pokazuje historia pojęcia w słowniku Oxford English Dictionary, „scapegoat” to nie tylko figura retoryczna, ale mechanizm psychologiczny – pozwala społeczności przenieść odpowiedzialność za własne lęki na zewnętrzny obiekt.

Mechanizm ten działa również na poziomie geopolitycznym. Po referendum brexitowym teorie o Sorosie jako żydowskim finansiście planującym „zalanie chrześcijańskiej Europy muzułmańskimi uchodźcami” nie były już domeną skrajnych marginesów, lecz trafiały na sztandary marszów zwolenników Brexitu. Populistyczna polityka, mimo retoryki antyelitarnej, nie usuwa konspiracjonizmu z debaty — ona go asymiluje.

Populizm nie jest zjawiskiem monolitycznym, ale jego najczęstsze cechy — nieliberalność, opór wobec pluralizmu i utożsamienie „ludu” z jedną tożsamością — sprzyjają przyjęciu logiki spiskowej jako legitymizacji władzy. Jak zauważa Jan-Werner Müller, populista nie twierdzi tylko, że reprezentuje lud — on sugeruje, że jest jego jedynym autentycznym wyrazicielem. W tej konstrukcji każda krytyka staje się automatycznie aktem zdrady, a każda porażka – efektem działania ukrytych sił.

Warto zwrócić uwagę, że w kontekście populizmu prawda traci status bezstronnej kategorii. Nadia Urbinati pisze o „demokracji zniekształconej”, w której opini