Pozostałości kolonialnego dziedzictwa nie zanikły, lecz nadal odciskają piętno na relacjach rasowych w Stanach Zjednoczonych. Wielu białych Amerykanów nadal postrzega Afroamerykanów jako niezdolnych do pełnej integracji ze społeczeństwem głównego nurtu. To przekonanie wyraża się poprzez segregację przestrzenną, wykluczenie z określonych instytucji edukacyjnych i zawodów, a także systematyczne ignorowanie interesów i obecności tych grup. Dominująca biała Ameryka często, świadomie lub nie, wybiera separację i marginalizację jako odpowiedź na współczesne formy ucisku czarnoskórej ludności.

Podobnie, spuścizna wypędzeń i podboju nadal znajduje odzwierciedlenie w uprzedzeniach, które dotykają rdzenne społeczności amerykańskie oraz Latynosów. Narracja o rozwoju USA jako ekspansji białych Europejczyków z Wschodu na Zachód wciąż dominuje w oficjalnym dyskursie, marginalizując fakt, że istotna część terytorium kraju została niejako "adoptowana" z Południowego Zachodu, często bez zgody i udziału lokalnych społeczności. Przejęcie dawnych terenów meksykańskich przez USA uczyniło z wielu Meksykanów obywateli nowego państwa – bez ich udziału, bez migracji, a tym samym bez możliwości negocjowania swojej pozycji społecznej. Zostali oni gwałtownie „urdzennieni” i podporządkowani tym samym mechanizmom wywłaszczenia, jakie stosowano wobec rdzennych Amerykanów przez dziesięciolecia.

Współcześnie nadal istnieją wielopokoleniowe rodziny meksykańsko-amerykańskie, które zamieszkiwały te ziemie, zanim uznano je za część Stanów Zjednoczonych. Jednak ich własność została uznana za „pustą ziemię”, a prawo własności przeforsowane tak, aby pierwszeństwo mieli indywidualni osadnicy, a nie wspólnoty meksykańskie. Granica, wcześniej arbitralna i przepuszczalna, nabrała nowego znaczenia, stając się osią sporów politycznych i społecznych, czego wyrazem była między innymi inicjatywa Donalda Trumpa budowy „Muru”. Region przygraniczny pozostał strefą konfliktu, gdzie stosunek do Meksykanów zależy od mieszanki dyskryminacji i ekonomicznej potrzeby.

Doświadczenia Meksykanów w Stanach Zjednoczonych to tylko jedno z możliwych spojrzeń na szerszy kontekst traktowania społeczności latynoskich – w tym Portorykańczyków oraz osób pochodzących z Ameryki Środkowej, szczególnie z Hondurasu, Salwadoru, Gwatemali i Nikaragui. Historia ich obecności w USA nierozerwalnie związana jest z ingerencją amerykańskiego rządu w ich regiony pochodzenia, co pogłębiło ich marginalizację w strukturze społecznej.

Konsekwencje przeszłych zniewoleń, podbojów i złożonych migracji odczuwalne są do dziś. To właśnie one kształtują obecne układy władzy i napięcia etnoracialne. Afroamerykanie, rdzenni mieszkańcy oraz Meksykanie – wszyscy oni zostali naznaczeni przez te doświadczenia jako grupy niższego statusu społecznego. Przewaga białych została ugruntowana poprzez instytucjonalne utrwalanie hierarchii rasowej. Rasowe różnice stały się narzędziem selekcji, determinującym, kto może korzystać z owoców rozwijającego się społeczeństwa amerykańskiego.

Po wojnie secesyjnej zniesienie niewolnictwa formalnie zakończyło jeden etap, lecz nie zburzyło fundamentów systemowego rasizmu. Największe obawy białych Amerykanów wzbudzało nie tyle samo uwolnienie niewolników, ile możliwość mieszania się ras – zarówno społecznie, jak i seksualnie. Małżeństwa mieszane zostały zakazane w większości stanów, a tam, gdzie zakazów nie wprow

Jak ewangelikalizm biznesowy kształtował amerykańską politykę i społeczeństwo?

W ciągu XX wieku amerykański ewangelikalizm przeszedł znaczną transformację, której efektem było powstanie tzw. "nowego ruchu chrześcijańskiego prawego skrzydła" (ang. New Christian Right). Ruch ten nie tylko podjął próbę wywarcia wpływu na życie polityczne, ale także zmienił oblicze religii i duchowości w Stanach Zjednoczonych. Ewolucja ta została częściowo zainspirowana wzrostem indywidualizmu i idei, które łączyły osobistą religijność z ambicją zawodową i dążeniem do sukcesu. Przykład Normana Vincenta Peale’a, autora jednej z najważniejszych książek XX wieku, Moc pozytywnego myślenia, doskonale ilustruje ten trend. Peale, kaznodzieja z Kościoła Marble Collegiate w Nowym Jorku, stał się ikoną teologii, która kładła nacisk na osobistą odpowiedzialność, pracowitość i sukces jako przejawy duchowej wierności. Jego nauki były odpowiedzią na idee społeczne, które wcześniej koncentrowały się na walce o prawa robotników czy mniejszości rasowe. Zamiast tego, ewangelikalni duchowni i liderzy kościelni zaczęli nawoływać do przekształcenia społeczeństwa poprzez indywidualną moralność i zaangażowanie w pracę.

Zmiany te miały również wymiar polityczny. W latach 50. XX wieku wyłonił się nurt białego chrześcijańskiego nacjonalizmu, który dążył do przekształcenia społeczeństwa amerykańskiego w odbicie Królestwa Bożego na ziemi. Wraz ze wzrostem potęgi chrześcijańskich przedsiębiorców, którzy zaczęli łączyć sukces finansowy z religijną misją, pojawił się ruch, który miał na celu wprowadzenie do amerykańskiego życia publicznego wartości chrześcijańskich, a także wplecenie religii w życie polityczne. Wprowadzenie hasła „Under God” do przysięgi wierności oraz umieszczenie „In God We Trust” na amerykańskim pieniądzu stało się symbolem tego połączenia religii z polityką.

Kolejnym kluczowym momentem w rozwoju tego trendu była postać Billy’ego Grahama, który zyskał ogromne wsparcie finansowe od bogatych chrześcijańskich biznesmenów. Dzięki tym funduszom mógł zbudować międzynarodowe imperium religijne, które obejmowało książki, filmy i krucjaty. Graham, pełniąc rolę „kaznodziei prezydentów”, stał się nie tylko duchowym przewodnikiem, ale i ważnym graczem na scenie politycznej, promując idee konserwatywne, które były zgodne z interesami amerykańskich elit finansowych. Jego działalność stała się pomostem, który połączył ewangelikalizm z polityczną prawicą, tworząc fundamenty dla przyszłych ruchów, które miały na celu rewitalizację chrześcijańskich wartości w amerykańskim społeczeństwie.

Pod koniec XX wieku, w ramach tzw. nowego ruchu chrześcijańskiej prawicy, pojawiła się silna więź między ewangelikalizmem a polityką, której centralnym punktem stało się dążenie do ochrony wartości kapitalizmu wolnorynkowego. Dla wielu konserwatywnych chrześcijan, wolny rynek stał się nie tylko ekonomiczną koniecznością, ale wręcz boską wolą. W latach 30. XX wieku wyłoniły się pierwsze próby połączenia zasad etyki chrześcijańskiej z teorią ekonomii wolnorynkowej, które stały się podstawą do formowania sojuszy między liderami kościelnymi a bogatymi przedsiębiorcami, szczególnie na południowym zachodzie USA. W rezultacie, choć wielu ewangelików oficjalnie odżegnywało się od polityki, ich religijna aktywność zaczęła ściśle łączyć się z publiczną działalnością polityczną.

Współczesny ewangelikalizm wciąż wyraźnie manifestuje swoje stanowisko w kwestiach takich jak małżeństwo, aborcja czy rola kobiet w społeczeństwie. W tych sprawach wykształcił się silny, emocjonalny dyskurs, który wpływa na decyzje polityczne i mobilizuje wyborców. Tematy takie jak "wartości rodzinne" stały się głównymi punktami, wokół których formowały się dyskusje polityczne, a radykalna obrona tradycyjnego modelu rodziny stała się fundamentem dla polityki amerykańskiej prawicy. Warto zauważyć, że za tymi kwestiami nie stoi jedynie chęć ochrony osobistych przekonań religijnych, ale również pragnienie kształtowania polityki publicznej w zgodzie z wartościami chrześcijańskimi.

Ewangelikalizm biznesowy, który z biegiem czasu przyjął formę polityczną, ma również swój wpływ na sposób postrzegania Stanów Zjednoczonych przez jego obywateli. Przekonanie, że Ameryka jest "narodem wybranym", a jej misja to szerzenie wartości chrześcijańskich na całym świecie, stało się integralną częścią tożsamości narodowej. W tym kontekście, chrześcijańska prawica postrzega siebie jako obrońców prawdziwych amerykańskich wartości, którzy walczą o przywrócenie moralnej integralności kraju. Warto pamiętać, że te idealistyczne wizje amerykańskiego społeczeństwa nie są wolne od kontrowersji i wyzwań, ponieważ zderzają się z rosnącą różnorodnością społeczną i kulturową, która coraz bardziej wpływa na życie polityczne i społeczne w USA.

Reakcjonizm polityczny ruchu Tea Party w kontekście przemian społecznych w Ameryce

Ruch Tea Party zyskał popularność w Stanach Zjednoczonych, w dużej mierze dzięki rosnącemu niepokojowi, który zapanował wśród konserwatywnych kręgów, szczególnie białych, ewangelikalnych chrześcijan. Obawy te były odpowiedzią na zmieniający się krajobraz społeczny Ameryki, w którym wprowadzane były reformy, które postrzegane były jako zagrożenie dla tradycyjnych wartości. Zmiany te były postrzegane przez wielu jako niebezpieczne subwersje, a ich celem było "przejęcie" Ameryki przez mniejszości. Obawy te nie były nowe; były one kontynuacją długotrwałego procesu, który rozpoczął się wraz z Nowym Ładem.

Konserwatywni chrześcijanie odczuwali niepokój, że "wzrost liczby grzechów" w społeczeństwie, tak jak ukazywały to media, zagrażał moralnym fundamentom kraju. W społeczeństwie dominowali heteroseksualni, chrześcijańscy, biali mężczyźni średniej klasy, którzy uważali, że ich dominacja jest zagrożona przez przyznanie praw mniejszościom. Dla wielu z nich, kobiety wchodzące na rynek pracy, ruchy na rzecz praw osób LGBT oraz uznanie małżeństw jednopłciowych były dowodem na to, że tradycyjne wartości, takie jak rola mężczyzny jako przywódcy rodziny, zostały podważone.

Te zmiany wywołały reakcję w postaci tzw. "ruchu birther", który dążył do delegitymizacji prezydentury Baracka Obamy. Ruch ten opierał się na teorii spiskowej, zgodnie z którą Obama nie był urodzony w Stanach Zjednoczonych, a jego prawdziwa religia była islamska. Ta narracja była wymierzona w tożsamość Obamy jako "innego" – niepełnoprawnego lidera, który rzekomo zagrażał rdzeniowym wartościom amerykańskim. Nawet po ujawnieniu oficjalnego aktu urodzenia, zwolennicy tego ruchu utrzymywali, że Obama nie jest "prawdziwym" Amerykaninem. Takie podejście miało na celu nie tylko podważenie jego legitymacji, ale także mobilizację społeczną przeciwko jego polityce.

Ruch Tea Party, który początkowo koncentrował się na ograniczeniu wydatków rządowych i obniżeniu podatków, zyskał na sile dzięki wsparciu ze strony białych ewangelikalnych konserwatystów. Spośród członków Tea Party, 64% było przeciwnych małżeństwom jednopłciowym, 59% uważało, że aborcja powinna być nielegalna, 51% domagało się zaostrzenia polityki migracyjnej, a 78% uważało, że prawo do posiadania broni jest ważniejsze niż kontrola nad jej posiadaniem.

Przyciągając zwolenników z różnych środowisk, Tea Party stał się ruchem, który skutecznie zjednoczył konserwatywne grupy religijne i gospodarcze. Ruch ten był przede wszystkim odpowiedzią na obawy związane z imigracją i zdominowaniem kraju przez "obcych" – w tym zwłaszcza muzułmanów. Koncentracja na Chrystusowym charakterze Ameryki miała na celu marginalizowanie innych tradycji religijnych, postrzeganych jako zagrożenie dla "amerykańskiego stylu życia". Takie podejście było również zgodne z tradycją ewangelikalnego konserwatyzmu, który kładł duży nacisk na państwowe prawa, białą supremację i mały rząd centralny.

Sociologowie zauważyli, że Tea Party nie tylko kładł nacisk na tradycyjne wartości, ale także odzwierciedlał obawy białych konserwatystów o utratę uprzywilejowanej pozycji w społeczeństwie. Zmiany społeczne, takie jak wzrost liczby imigrantów, legalizacja małżeństw jednopłciowych czy walka o prawa mniejszości, były postrzegane jako zagrożenie dla stabilności, której fundamentem była dominacja białych mężczyzn. Te obawy o "zmieniającą się Amerykę" były nie tylko wynikiem strachu przed utratą statusu społecznego, ale także wyrazem głębokich lęków przed utratą kontroli nad przyszłością kraju. Ruch Tea Party stanowił reakcję na tę obawę – próbę zatrzymania postępującej zmiany, która była postrzegana jako nieodwracalna.

Tea Party zyskał także wsparcie wśród tych, którzy czuli, że współczesna Ameryka nie spełnia już ich oczekiwań. W tym sensie ruch ten był odpowiedzią na narastającą frustrację z powodu postępującej utraty wpływów politycznych, które wielu z jego zwolenników utożsamiało z utratą tożsamości amerykańskiej. Z perspektywy Tea Party, każda zmiana, która nie pasowała do ich wizji Ameryki, była traktowana jak akt zdrady.

Ruch Tea Party pokazuje, jak głęboko zakorzenione lęki o przyszłość i tożsamość narodową mogą wpłynąć na politykę. Warto zwrócić uwagę, że reakcja ta nie była tylko odpowiedzią na konkretne zmiany, ale także wynikiem długotrwałego procesu, w którym zmieniające się normy społeczne i kulturowe zaczęły podważać fundamenty, na których wielu budowało swoją wizję Ameryki. W tym kontekście, Tea Party nie jest jedynie ruchem politycznym, ale także manifestacją szeroko zakrojonych obaw społecznych związanych z utratą tradycyjnych wartości i obawą przed "obcymi" wpływami.

Dlaczego biali ewangelikalni chrześcijanie w USA wspierają Donalda Trumpa?

W 2017 roku, podczas corocznego zjazdu Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego, profesor nauk politycznych Janelle Wong zaprezentowała dane zebrane przez ponad osiemdziesięciu badaczy, obejmujące odpowiedzi przeszło dziesięciu tysięcy respondentów w USA. Wyniki badań były uderzające. Po pierwsze, biali ewangelikalni chrześcijanie znacznie częściej niż jakakolwiek inna grupa religijno-etniczna uważają, że to biali są obecnie najbardziej dyskryminowaną grupą w Stanach Zjednoczonych – bardziej niż Meksykanie czy muzułmanie. Po drugie, jednocześnie wykazują najmniejszą skłonność do uznania, że inne grupy rzeczywiście doświadczają systemowej dyskryminacji.

Ten dysonans w postrzeganiu rzeczywistości, który eksperci uznali za przełomowy, wskazuje na głęboko zakorzenione ramy ideologiczne wspierające politykę Donalda Trumpa. To właśnie te postawy umożliwiły mu stworzenie narracji opierającej się na rzekomej obronie "prawdziwej Ameryki" – gdzie biały chrześcijanin czuje się ofiarą marginalizacji i politycznej poprawności.

Polityka administracji Trumpa wpisywała się bezpośrednio w oczekiwania tego elektoratu: zakaz wjazdu dla muzułmańskich uchodźców, utworzenie jednostki w Departamencie Bezpieczeństwa Wewnętrznego zajmującej się przestępstwami imigrantów, promowanie „wolności religijnej” w formie faworyzującej chrześcijaństwo ewangelikalne, działania wymierzone w politykę równości szans na uniwersytetach, a także ułaskawienie szeryfa Arpaio, skazanego za rasowe profilowanie. Mimo kontrowers

Jak biblijna interpretacja sukcesu finansowego wspiera indywidualizm i neoliberalizm wśród białych ewangelików?

W teorii, indywidualna wolność mogłaby zostać wykorzystana do wspierania sukcesu innych; jednak, jak pokazuje praca Philipsa-Feina, większość interpretacji Pisma Świętego formułowana jest w kierunku dobra społecznego, a biali ewangelicy wykazali historyczną tendencję do podkreślania bardziej indywidualistycznego, egoistycznego, służącego jedynie sobie dobra. Szczególnie w teologii ewangelikalnej ewangelii sukcesu, zysk jest postrzegany jako dobro samo w sobie; pieniądze są środkiem, który pozwala Bogu działać. Potęga sukcesu finansowego umożliwia ewangelikom nie tylko pomoc sobie, ale także dzielenie się nadmiarem swojego dobrobytu z innymi. Ewangelikalizm oparty jest na indywidualnej relacji z Bogiem; podobnie neoliberalny kapitalizm postrzega się jako oparty na wolności dążenia do indywidualnego zysku. Związek jest prosty: wolność finansowa — zdolność do wywierania wpływu na kupno, inwestowanie i sprzedaż w dowolny sposób — pozwala ewangelikom realizować swoje przeznaczenie jako część ich indywidualnej relacji z Bogiem.

Ogólnie rzecz biorąc, ewangelicy są przekonani, że wszyscy ludzie mają zdolność poprawienia swojego życia „na podstawie przyjęcia Jezusa Chrystusa jako osobistego Zbawiciela”. Wiara ewangelikalna w indywidualną zdolność do polepszania swojego życia prowadzi do „indywidualnej moralności jako rozwiązania problemów moralnych, zgodnie z ideologią wolnego rynku oraz antystatystycznymi impulsem”. Biali ewangelicy troszczą się o gospodarkę, ale nie w ten sam sposób, co korporacje. Choć interesy korporacyjne wspierają motyw zysku, biali ewangelicy traktują go jako dobro moralne przeciwko komunizmowi (lub socjalizmowi), zgodne z wolą Bożą. Ta orientacja wykształciła się na początku XX wieku, kiedy to James Fifield, protestancki pastor, stwierdził, że „błogosławieństwa kapitalizmu pochodzą od Boga”. W połowie XX wieku ewangelicy powiązali swoje losy z Partią Republikańską za pośrednictwem konserwatywnych biznesmenów, co pozwoliło na budowę imperiów medialnych przez postacie takie jak Billy Graham, umożliwiając im szerzenie swoich politycznych i konserwatywnych poglądów na masową skalę. Skutkiem tych teologicznych przekonań na temat biedy i dobrobytu jest przekonanie, że najbogatsi ludzie mają głębszą więź z Bogiem. W oczach ewangelika, który wierzy w te idee, człowiek o ogromnym majątku, jak Donald Trump, z racji swojego bogactwa, został przez Boga zaakceptowany. Bóg sam osobiście ingeruje w sprawy dobrobytu ekonomicznego.

Interpretacja Pisma Świętego, zgodna z tą teologią, podkreśla, że dobrobyt czy bieda to manifestacja woli Bożej w życiu ludzi. Sukces jest utożsamiany z widocznymi efektami osobistego zbawienia, zaś bieda traktowana jako kara za nieposłuszeństwo wobec nakazów Boga. Takie postrzeganie gospodarki jako „planu Bożego” skutkuje silnym przekonaniem, że jakiekolwiek interwencje rządu w ekonomię stanowią bezpośrednią ingerencję w plan Boży. To przekonanie współczesnych ewangelików znajduje zgodność z zasadami libertariańskimi i kapitalistycznymi, gdzie głównym celem jest wolny rynek.

To teologiczne podejście nie ogranicza się tylko do życia kościelnego. Ma ono konsekwencje dla polityki publicznej. Tego rodzaju przekonania wspierają nie tylko negatywne spojrzenie na systemy opieki społecznej i biednych, ale także nauczają, że jakiekolwiek regulacje gospodarcze są próbą zakłócenia boskiego porządku. Ta logika teologiczna współczesnych ewangelików wykorzystywana jest przez korporacyjne interesy, które wspierają je finansowo, a w zamian uzyskują wsparcie w zakresie polityki gospodarczej i społecznej. Z kolei biali ewangelicy, w zamian za poparcie dla kapitalistycznych idei, otrzymują fundusze na wsparcie swoich religijnych celów.

Co ważne, współczesna interpretacja Pisma Świętego w kontekście nowoczesnego kapitalizmu, systemu, który nie został przewidziany przez starożytnych autorów biblijnych, wcale nie wzbudza u współczesnych teologów sprzeciwu. Przeciwnie, traktują oni Pismo Święte jako ponadczasowe i pełne mądrości, gotowe dostarczyć odpowiedzi na potrzeby współczesnego świata, a w szczególności na kwestie ekonomiczne. W kontekście współczesnej Ameryki, bogactwo stało się niemalże dowodem na boskie błogosławieństwo, a ubóstwo traktowane jest jako wynik nieposłuszeństwa Bożym prawom.

Z tych biblijnych fundamentów wyrasta koncepcja „białego chrześcijańskiego nacjonalizmu”, która przez niektóre środowiska ewangelikalne jest uważana za kluczową do zrozumienia obecnych politycznych i społecznych nastrojów w Stanach Zjednoczonych. Zgłębiając tę ideologię, należy zrozumieć, że w oczach ewangelików to nie tylko kwestie aborcji czy małżeństw jednopłciowych, ale także polityka gospodarcza i narodowa suwerenność są nieodłącznie związane z ich religijnym poczuciem tożsamości. Tylko stworzenie gospodarki, która faworyzuje „Amerykę pierwszą”, bez względu na konsekwencje, jest postrzegane jako zgodne z ich wiarą.

Nie ma wątpliwości, że dzisiejszy ewangelikalizm, szczególnie w kontekście wyborów politycznych, wyraźnie łączy się z ideą białego, chrześcijańskiego nacjonalizmu, w którym gospodarka, religia i polityka tworzą nierozerwalną całość.