Demagodzy, jak zauważył jeden z obserwatorów, mówią o tym, co znają i co bardziej dotyczy ich publiczności. Donald Trump doskonale rozumie, że miliony Amerykanów czują się pozostawione w tyle przez tradycyjną politykę. Są sfrustrowani wszystkim, co wiąże się z konwencjonalnym podejściem do polityki, w tym oczekiwaniem, że tradycyjne zasady, takie jak przyzwoitość i godne zachowanie, pomogą rozwiązać ich problemy. Są gotowi na demagoga. Problem, jak krytycy elit nie dostrzegają strategii demagoga, ukrytej na oczach wszystkich, jest stary jak sama demokracja. W starożytnej Atenach, dobrze urodzony dramaturg Arystofanes próbował podważyć demagoga imieniem Kleon za pomocą serii satyrycznych sztuk, które wystawiane były przed tysiącami ludzi. Kleon był barwną postacią, który mawiał: „Zasadniczo państwami lepiej rządzi człowiek z ulicy niż intelektualiści”. Po pokoleniu przywódców państwowych, Kleon cieszył się niszczeniem etykiety. Podczas swoich przemówień robił rzeczy, takie jak nagłe krzyki, dramatyczne rozpięcie tuniki i klaskanie w uda na podkreślenie swoich słów. Trump podążał tym starym szlakiem, kiedy oplatał swoje ciało amerykańską flagą lub kiedy naśmiewał się z dziennikarza z niepełnosprawnością podczas kampanii prezydenckiej. Dla swoich zwolenników takie ekscesy są upajające.

Arystofanes przedstawiał Kleona w swoich sztukach jako wulgarnego sprzedawcę kiełbas. Kpił z jego „wieprzowego wykształcenia”. Pisał: „Posiadasz wszystkie cechy demagoga: wrzeszczący, straszny głos, perwersyjna, krzywa natura i język targu”. Jednak to wszystko nie działało. Ateńczycy nadal wybierali Kleona na wodza. Może to właśnie te sztuki przyczyniły się do jego większej sławy. Podobny schemat pojawiał się także w historii Stanów Zjednoczonych. Weźmy choćby przykład guwernera Luizjany, Huga Longa, którego elita wyśmiewała, gdy zdobywał pozycję senatora. H.L. Mencken określił go jako „demagoga z zapadłej prowincji, najbardziej prymitywnego modelu — bezczelnego, chamskiego i nieskończenie chytrego”. W 1931 roku, nowy senator przyjął niemieckiego dowódcę marynarki w zielonym jedwabnym szlafroku i piżamach. Po tym, jak niemiecka konsulacja wydała oświadczenie potępiające jego postawę, Long przyjął go następnego dnia w formalnym stroju. Te dziwaczne wybryki wywołały ogólnokrajowy szum narodowego buntu, a jeden z historyków zauważył, że Long nauczył się „wartości błazenady w zdobywaniu ogólnokrajowej uwagi” i kontynuował pielęgnowanie reputacji wiejskiego głupca i klauna. Long, mimo swojej wulgarnej postawy, zyskał wielką popularność i udało mu się stworzyć setki oddziałów organizacji „Share Our Wealth”. Bardzo możliwe, że w 1936 roku pokonałby Franklina Delano Roosevelta w prawyborach prezydenckich.

Podobnie działał również Hugo Chávez, który przyjął tak kontrowersyjne i nieoczekiwane taktyki, że wydawały się one niemożliwe do realizacji aż do momentu, kiedy okazały się skuteczne. Jako prezydent, Chávez posunął się tak daleko, że wygłosił przemówienie, które trwało dokładnie 10 godzin. Jednak w tym szaleństwie była metoda. W prosty sposób przejmował kontrolę nad państwem. Demagodzy są obecni w demokracji od samego jej początku. To, co widać w ich działaniach, to walka między ciemnością a światłem — między naszymi uprzedzeniami a rozsądkiem — która leży u samego serca demokracji. Już Alexander Hamilton w pierwszym z Federalist Papers martwił się o tych, którzy „będą składać pochlebstwa ludowi, rozpoczynając jako demagodzy, a kończąc jako tyrani”.

Trump, przemawiając na konferencji CPAC, powiedział do zgromadzonej publiczności: „Jestem zakochany, wy jesteście zakochani, wszyscy jesteśmy zakochani razem… W tym pokoju jest tyle miłości, że łatwo się mówi”. W obliczu zagrożenia impeachmentem przez Kongres i dowodów na łamanie prawa w raporcie Muellera, zażądał od swoich zwolenników, by opowiedzieli się po jednej ze stron. Kiedy kandydaci na prezydenta z ramienia Partii Demokratycznej debatują, czy „zstępować nisko” czy „wznosić się wysoko” w odpowiedzi na Trumpa, nie wierzę w naśladowanie jego bezczelnych poczynań. To nie zadziała w przypadku żadnego demagoga.

Po ich doświadczeniach z demagogami, jak Kleon, Ateńczycy w końcu postanowili zająć się rządami demagogów nie przez sztuki, lecz przez konstytucyjne kary. W systemie wprowadzonym kilka lat po śmierci Kleona, polityk oskarżony o „wniesienie propozycji sprzecznej z zasadami demokracji i prawami Aten” mógł zostać wykluczony z życia publicznego na dziesięć lat. Nie jest to zbyt daleki skok do pojęcia „ciężkich przestępstw i wykroczeń”.

Demagodzy to zatem postacie, które nie tylko manipulują emocjami społeczeństwa, ale potrafią również przekształcić złość i frustrację w sposób, który daje im władzę. Nie chodzi tu jedynie o grzanie atmosfery, ale o zdobywanie realnych rządów, które, jak pokazuje historia, mogą być bardzo trudne do obalenia.

Jak społeczeństwa zachodniego doświadczyły upadku poczucia stabilności i tożsamości?

Wzrost użycia narkotyków i arogancki stosunek elit (Hochschild, 2016; Vance, 2016) są tylko jednym z wielu symptomów kryzysu, który dotyka współczesne społeczeństwa zachodnie. Badania Jean Twenge dokumentują ostry wzrost poziomu lęku i poczucia utraty kontroli od lat 50. XX wieku (Twenge, 2000; Twenge, Zhang, & Im, 2004). Zjawisko to jest szczególnie widoczne wśród białych mężczyzn w średnim wieku: badania przeprowadzone przez Princeton pokazały gwałtowny wzrost umieralności tej grupy między 1999 a 2013 rokiem – głównie w wyniku zatrucia alkoholem i samobójstw (Case & Deaton, 2015). To zjawisko jest objawem szerszego procesu, który wkrótce rozwinął się w zachodnich społeczeństwach: poczucie stabilności i wewnętrznego porządku, które jeszcze w latach 50. XX wieku pozwalało ludziom wierzyć w swoją niezależność, zniknęło.

W 1950 roku większość ludzi żyła w wąskich kręgach społecznych, rzadko wychodząc poza swoje małe miasteczka. Nowiny o odległych krajach docierały do nich jedynie jako echa z daleka. Dziś to codzienność: globalna wioska, w której media społecznościowe i telewizja przynoszą obrazy obcych, niepokojących światów. Wojen, zamachów terrorystycznych, katastrof naturalnych i ubóstwa, które wdzierają się w prywatność, sprawiają, że codzienność staje się coraz bardziej nieprzewidywalna i przerażająca.

Równocześnie z tym procesem zaczęły się kurczyć inne filary poczucia bezpieczeństwa. Duże korporacje, które niegdyś oferowały stabilne miejsca pracy oraz świadczenia dla szerokiej części społeczeństwa, zrezygnowały z tych zobowiązań. W latach powojennych rządy stały się głównymi punktami odniesienia, ale z biegiem czasu to same władze stały się głównymi obiektami rozczarowania i nieufności. Wzrost wydatków publicznych, choć ogromny, nie spowodował wzrostu poczucia bezpieczeństwa społecznego. Wydaje się, że przyszłość wymyka się spod kontroli, a rządy nie są w stanie pomóc w opanowaniu tego chaosu.

Z tego zjawiska wyłonił się, od lat 70. XX wieku, głęboki kryzys w systemach demokratycznych. Triumfujące w okresie powojennym systemy polityczne, które zintegrowały gospodarki zaawansowanych demokracji przemysłowych, zostały poważnie osłabione. Dalsze etapy tego procesu pokazały, że nie tylko Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, ale także krajowe partie w Europie Północnej, dotknięte tym kryzysem, zaczęły się rozpadać. Dzisiaj nawet w takich krajach jak Szwecja czy Dania, które były wzorcowymi przykładami powojennego ładu liberalnego, widać silne reakcje populistyczne. Zaufanie do parlamentów spadło, osiągając niemal poziom nieufności, jaki panuje w Stanach Zjednoczonych wobec Kongresu.

Populizm, choć wciąż jest ruchem mniejszościowym, ma ogromny wpływ na społeczeństwa zachodnie. Wspierający go ludzie nie tyle popierają konkretne polityki (bo te u Trumpa, choć zmienne, są niejednoznaczne), co po prostu pragną czegoś innego, niż to, co oferuje "zepsuty system" przeszłości. Z podobnym poczuciem frustracji zderzają się ci, którzy popierają Berniego Sandersa, choć reprezentuje on skrajnie różne wartości. Dla wielu ludzi najważniejsze stało się to, by odsunąć się od polityków związanych z obecnym porządkiem, który doprowadził do upadku dawnej stabilności.

W tym kontekście populizm nie jest zjawiskiem jedynym. W przeciwwadze dla niego rozwija się ruch progresywny, który na pierwszy rzut oka może wydawać się równie niezrozumiały i daleki od codziennych spraw, jednak jest nieodłącznym elementem tego samego procesu. Populizm zatem jest reakcją na lęk przed zewnętrznymi zagrożeniami i dążeniem do zamknięcia się w bezpiecznym świecie przeszłości, podczas gdy progresywizm stawia na budowanie nowego, bardziej otwartego społeczeństwa. W tym kontekście centralne są kwestie związane z równością społeczną, włączaniem mniejszości oraz przewartościowaniem tradycyjnych ról społecznych.

Ruch progresywny, który powstał w odpowiedzi na wzrost elit edukacyjnych, nie jest już tylko zbiorem postulatów dotyczących praw mniejszości, ale ma na celu głęboką transformację społeczną. Mówi się o upadku starych hierarchii i dążeniu do zrównania statusu grup o odmiennych tożsamościach – rasowych, płciowych i religijnych. Istnieje silne poczucie, że dla osób spoza dominujących grup społecznych zyskano już prawa, ale teraz należy zabiegać o uznanie ich w pełni, jako równoprawnych uczestników życia publicznego.

Postawy progresywne rozwinęły się w wyniku tzw. rewolucji ekspresyjnej, która zaczęła się w latach 50. XX wieku, obejmując wartości takie jak prawo do uczestnictwa, spełnienia osobistego, promowanie różnorodności płciowej i rasowej, troskę o środowisko naturalne oraz zmianę w podejściu do wychowania dzieci. Zamiast kłaść nacisk na pracowitość, nowy model życia promuje kreatywność i wyobraźnię. Dzieci wychowywane w tym duchu mają pełnić rolę twórców, a nie tylko pracowników. Zmiany te mają swoje odbicie w polityce społecznej, wpływając na kształtowanie norm i wartości w społeczeństwie.

Równocześnie z tymi przemianami zachodzi także szeroka zmiana kulturowa, która ma swoje efekty w postawach wobec rasy, płci, religii, rodziny i innych filarów wspólnoty. Z perspektywy dzisiejszego społeczeństwa widzimy ogromne zmiany w postawach wobec osób czarnoskórych, kobiet, mniejszości seksualnych oraz innych grup. Tylko w ciągu kilku dekad zmieniły się zasady dotyczące tego, kto może pełnić rolę lidera politycznego, jak również to, jak postrzegamy role społeczne poszczególnych osób.

Zmiany te, choć wydają się szybkie i niezwykle dynamiczne, nie są jednak jednoznaczne z pełnym sukcesem – przynajmniej na poziomie globalnym. Należy pamiętać, że współczesne procesy społeczne są złożone i wieloaspektowe, a ich konsekwencje mają różnorodne i często nieprzewidywalne efekty. Ważne jest, aby nie poprzestawać na samych danych liczbowych, ale również patrzeć na nie w kontekście zmian w tożsamości, które mogą mieć jeszcze głębszy wpływ na przyszłość.