Narcystyczne przywództwo, zwłaszcza w jego skrajnych formach, jest zjawiskiem, które może mieć bardzo destrukcyjny wpływ na organizacje i społeczeństwo. Przez pryzmat patologicznego narcyzmu, który w swojej bardziej złożonej postaci przyjmuje formę "złośliwego narcyzmu", możemy dostrzec mechanizmy rządzące osobowością takich liderów, którzy mimo pozornej charyzmy i siły, z trudem utrzymują zdrowe relacje międzyludzkie i moralne zasady.
W kontekście psychologicznym, narcyzm jest klasyfikowany jako zaburzenie osobowości, które charakteryzuje się przekonaniem o własnej wyższości, poczuciem nieograniczonego prawa do podziwu oraz ciągłą potrzebą potwierdzania swojej wyjątkowości. W przypadku osób obdarzonych "złośliwym narcyzmem" te cechy są jeszcze bardziej nasilone, a ich destrukcyjny wpływ na otoczenie jest szczególnie widoczny. Osoba taka nie tylko dewaluuje innych, ale także ich nieświadomie niszczy, szukając w tym potwierdzenia swojej własnej wielkości.
Narcyzm w kontekście klinicznym obejmuje złożony zestaw cech, które mogą obejmować poczucie wyższości, silną potrzebę podziwu, zazdrość i niezdolność do empatii. Cechą charakterystyczną osób dotkniętych tym zaburzeniem jest także dewalucja innych osób w celu podniesienia własnej wartości. U takich ludzi, mimo intensywnej potrzeby uznania, nigdy nie pojawia się poczucie spełnienia. Zamiast tego istnieje ciągła pustka, którą próbują wypełnić za pomocą różnych ekstrawaganckich zachowań, jak uzależnienia, ryzykowne przygody czy przemoc.
Dla liderów narcyzm może oznaczać nie tylko osobiste problemy, ale także szereg trudności w zarządzaniu ludźmi. Zjawisko to przejawia się w ich niezdolności do tworzenia autentycznych, opartych na współpracy relacji. Zamiast tego, liderzy o cechach narcystycznych dążą do dominacji, traktując swoich współpracowników jako instrumenty do osiągania własnych celów. Często czują się nieustannie zagrożeni przez innych, co prowadzi do nadmiernej rywalizacji, zawiści oraz braku zaufania, które mogą przyczynić się do destabilizacji organizacji.
Również w sferze moralności osoby z takim zaburzeniem często nie rozwijają zdrowego systemu wartości. Ich działania opierają się na prymitywnych i dziecięcych potrzebach – zdobywaniu uznania poprzez materialne dobra, atrakcyjny wygląd, a nie na głębszym poczuciu moralności, odpowiedzialności czy empatii. Ich system wartości jest powierzchowny i często infantylny. Takie osoby rzadko są w stanie zrozumieć potrzeby i emocje innych ludzi, ponieważ ich postrzeganie świata jest zniekształcone przez nieustanne porównywanie siebie z innymi i wywyższanie własnej osoby.
Problemy narcystycznego lidera pojawiają się w różnym stopniu nasilenia. W przypadku mniej skrajnych postaci, osoby te mogą prowadzić względnie normalne życie, mimo że ich ego jest wyolbrzymione, a interakcje społeczne trudne. W miarę narastania intensywności cech narcystycznych, mogą występować poważne trudności w pracy, w relacjach osobistych i zawodowych. Takie osoby często nie potrafią zbudować trwałych i pełnych zaufania relacji, a ich poczucie wyższości sprawia, że są w ciągłej rywalizacji, nawet w najbliższym otoczeniu. Zamiast budować, niszczą, bo ich wartość opiera się na dominacji.
Kiedy narcystyczny lider osiąga skrajny poziom, może przejawiać zupełny brak zdolności do zrozumienia moralnych konsekwencji swoich działań. Często dochodzi do przestępstw, zarówno mniejszych (jak oszustwa finansowe, kradzieże), jak i poważniejszych, które mogą obejmować przemoc fizyczną. Narcyzm może przekształcić się w zachowania aspołeczne, które prowadzą do łamania prawa i postaw dewiacyjnych. W przypadku skrajnych postaci tego zaburzenia, ich zachowanie może być tak agresywne, że stają się zagrożeniem nie tylko dla siebie, ale i dla otoczenia.
"Złośliwy narcyzm" to szczególny typ narcystycznego przywództwa, w którym potrzeba dominacji i kontrolowania innych staje się priorytetem. Tego typu liderzy nie tylko pragną być najlepsi, ale ich sukcesy opierają się na niszczeniu innych, aby umocnić swoją pozycję. Zamiast szukać uznania przez autentyczne osiągnięcia, walczą o władzę, której używają, aby zaspokoić swoje wewnętrzne pragnienie dominacji. Tego typu liderzy często otaczają się ludźmi, którzy nie będą im zagrażać i będą pełnić jedynie funkcję oddanych podwładnych. Każda forma sprzeciwu, nawet drobna krytyka, może wywołać u nich agresję, a ich reakcje są często skrajnie przesadne.
Zarządzanie osobami o takich cechach wymaga nie tylko doskonałej wiedzy psychologicznej, ale także umiejętności radzenia sobie w kontekście dynamiki władzy. Osoby takie często nie są w stanie zbudować relacji opartych na wzajemnym szacunku, a ich relacje zawodowe i prywatne przypominają pole bitwy, w którym każdy najmniejszy błąd staje się powodem do agresji. Zarządzanie takim liderem, a także rozpoznanie jego cech, jest kluczowe dla zachowania zdrowia psychicznego zespołu i stabilności organizacji.
Na koniec, ważne jest zrozumienie, że choć liderzy narcystyczni mogą wydawać się osobami silnymi i charyzmatycznymi, ich styl zarządzania oparty jest na wewnętrznej pustce i niezdolności do autentycznych interakcji. Są to osoby, które zmagają się z głębokim brakiem empatii i trudnością w tworzeniu trwałych, pełnych szacunku więzi. Ich przywództwo może być oparte na pozorach, które w końcu prowadzą do destrukcji, zarówno osobistej, jak i zawodowej.
Czy dzisiejsi Demokraci w USA są bliscy ideologii faszystowskiej?
Referencje Hillary Clinton do "nowej wsi" wspieranej przez rząd powinny być postrzegane jako nawiązanie do Volksgemeinschaft Adolfa Hitlera; natomiast poparcie Partii Demokratycznej dla programów afirmatywnych, skierowanych do mniejszości i kobiet, to współczesna wersja wykluczenia Żydów z życia publicznego w Niemczech, wynikająca z Ustaw Norymberskich z 1935 roku (Goldberg, 2007, 243–278). Przełożenie programu Partii Nazistowskiej z 1920 roku na język współczesny, które Goldberg zamieszcza na końcu swojej książki, ma na celu pokazanie, że Partia Demokratyczna w 2008 roku, jeszcze przed pojawieniem się Baracka Obamy na krajowej scenie politycznej, zmierzała w stronę polityki przypominającej tę z Trzeciej Rzeszy (ibidem, 404; Gottfried, 2016, 7–8, 98–101).
Dalsza część tej pracy stanowi szablon dla działań współczesnych publicystów i gwiazd mediów republikańskich, którzy starają się zrzucić na Demokratów i ich sojuszników etykietę "faszystów". Na przykład, prowadzący programy radiowe Dennis Prager stworzył serię wykładów dla swojej "Prager University", które przekonują, że "faszyzm jest z natury lewicowy". Opierając się na życiu filozofa Giovanniego Gentile, Prager twierdzi z przekonaniem, że "faszyzm ma głębokie pokrewieństwo z dzisiejszą lewicą". Demokratyczni progresywiści, w pełnej zgodzie z Gentile, kochają centralizację państwa, która manifestuje się w takich zjawiskach jak ostatnia ekspansja państwa w sektor prywatny (Gottfried, 2017). Tego rodzaju rozumowanie prowadzi do absurdalnego wniosku, że każdy myśliciel, reżim lub ruch, który dążył do rozszerzenia władzy państwowej, stanowi przykład zarówno faszyzmu, jak i "współczesnej lewicy".
Choć można by przypuszczać, że twórcy takich tez, jak Prager czy Dinesh D'Souza, z pewnością przeczytali pisma Gentilego, w rzeczywistości nie widać żadnych dowodów na to, by zapoznali się z jego filozofią czy choćby jego pracą "La Dottrina Politica del Fascismo". Także antyfaszystowscy publicyści, tacy jak Tim Snyder, którzy porównują Trumpa do Hitlera lub Mussoliniego, mogą kompromitować swoje akademickie reputacje, lecz republikańscy antyfaszyści zwykle nie mają żadnej reputacji akademickiej, którą mogliby narazić. Ich zadaniem jest mobilizowanie wyborców na rzecz ich partii. D'Souza wydał książkę "Big Lie: Exposing the Nazi Roots of the Left", w której twierdzi, że Partia Demokratyczna, reprezentująca "lewą stronę", przejawia tendencje faszystowskie i nazistowskie (D’Souza, 2017). W wywiadzie dla portalu Breitbart autor wyjaśnia, że lewica, po wyborach Obamy, dąży do stworzenia "dokładnie tego, czego zawsze pragnęli faszyści: całkowicie scentralizowanego państwa". Warto przypomnieć, że współczesne technologie nadzoru, jakie dziś wykorzystuje NSA, były całkowicie niedostępne dla Mussoliniego w latach 20. czy Hitlera w latach 30. Z tego punktu widzenia, prawdziwy faszyzm, w pełnym zakresie, jest dzisiaj bardziej możliwy, niż był w XX wieku (Kraychick, 2018).
Tymczasem pojawia się pytanie: czy centralizacja władzy państwowej, niezależnie od kontekstu, zawsze prowadzi do faszyzmu? Konsolidacja władzy państwowej ma miejsce od lat w różnych krajach. Czy każda tego typu polityczna zmiana świadczy o wpływie faszystowskiej ideologii? Wyciąganie takich wniosków w celach politycznych staje się kuszącym narzędziem, które łatwo jest wykorzystać w walce o głosy wyborców. Antyfaszyści, tacy jak Snyder, Stanley, Browning, Goldberg, Prager, D’Souza oraz inni, sięgają po tę samą broń, atakując swoich politycznych przeciwników jako faszystów. Jednak warto zwrócić uwagę na idealizm, który cechuje niektóre z tych działań.
Inaczej niż republikańscy publicyści, którzy działają wyłącznie w ramach polityki partyjnej, niektórzy lewicowi krytycy wyrażają zainteresowanie wyższymi celami, niż tylko uzyskanie zwycięstwa w następnych wyborach. Wśród bardziej intelektualnych przeciwników Trumpa dostrzegamy obawę przed reakcją termidoriańską, czyli przed zakłóceniem procesu zmian społecznych, które ci zwolennicy starali się promować. Podobnie jak w przypadku rewolucji francuskiej, która została zatrzymana latem 1794 roku, kiedy to z rąk rewolucjonistów obalono i stracono Robespierre’a i innych liderów jakobinów, zwycięstwo Trumpa w 2016 roku i jego późniejsza prezydentura były dla lewicy, w tym środowisk edukacyjnych, traumatycznym cofnięciem. Prezydentura Trumpa, a także wzrost populistycznych liderów i partii we Francji, Włoszech, Hiszpanii, Austrii, Danii, Węgrzech, a w mniejszym stopniu w Anglii i Niemczech, przywróciły "skrajnie prawicowe" idee na pierwsze strony gazet.
Choć niektórzy obserwatorzy mają wątpliwości, czy te populistyczne manifestacje faktycznie są tak skrajnie prawicowe, jak chcieliby to widzieć intelektualiści i dziennikarze lewicowi, to ważniejsze jest to, że zmiana polityczna, której oczekiwała lewica, została zatrzymana. Trump stał się postacią, która miała spowolnić lub wręcz odwrócić pewne tendencje lewicowe. Choć nie podjął prób uchwały przeciwko małżeństwom homoseksualnym ani prawom LGBT, które zostały zdobyte przez poprzednią administrację, to jednocześnie nie działał na rzecz ich promowania. Przywrócenie kwestii imigracji, którą administracja Obamy w ostatnich latach traktowała bardziej pobłażliwie, stanowiło wyraźny punkt zwrotny.
Faszyzm, w sensie szerokim, jest często postrzegany przez niektórych krytyków Trumpa jako reakcja na te zmiany. Jego apel do "rewolucji" i spowolnienia lub odwrócenia lewicowych tendencji daje podstawy do takich ocen. Z perspektywy wielu intelektualistów, Trump staje się postacią, która działa w sposób przypominający ideologię faszystowską, będącą rodzajem kontrrewolucji, imitującą prawicowe działania rewolucyjnych liderów, ale służącą celom reakcyjnym. W tym sensie, dla wielu krytyków, Trump i jego zwolennicy to współczesne odpowiedniki interwencyjnych faszystów z lat 30-tych XX wieku.
Jakie są współczesne zagrożenia dla wolności słowa i społeczeństwa obywatelskiego w kontekście ruchów antyfaszystowskich?
Bray, autor „Antyfaszystowskiego podręcznika”, w swojej analizie rozróżnia dwa oblicza faszyzmu. Starszy, ten z okresu międzywojennego, był zjawiskiem specyficznym dla Europy Środkowej, natomiast faszyzm, na którym koncentruje się Bray, rozprzestrzenia się na współczesny Zachód. Starsza forma była bardziej militarystyczna, zdecydowanie mniej przyjazna idei globalnej gospodarki. Mimo tych różnic, Bray twierdzi, że istnieje wystarczająca zbieżność między starym i nowym faszyzmem, aby dostrzec ich "rodzinną" podobieństwo. Porównanie to ma także wartość strategiczną: wróg, na którego celowniku znajdują się antyfaszyści, jest na tyle groźny, że jego istnienie stanowi fundament „solidarności” protestujących.
W swojej książce Bray poświęca niemal 20 stron kwestii, ile wolności słowa oraz tolerancji należy przyznać przeciwnikom jego ruchu. Z jego perspektywy te pytania są przede wszystkim nieistotnymi dystrakcjami od rewolucyjnych działań. Zasadnicza zasada antyfaszyzmu, opartego na indywidualnej i zbiorowej autonomii, promuje wizję ludzkiej różnorodności i pluralizmu, co stoi w opozycji do stłumionej jednorodności kultury konsumpcjonistycznej. Gdyby faszyści zaczęli organizować się w takim społeczeństwie, antyfaszyści nadal organizowaliby się, by ich stłumić, ale nie tworzyliby masowych więzień, jak miało to miejsce w Stanach Zjednoczonych, gdzie przez pokolenia osadzano politycznych więźniów. „Nawet jeśli uznajesz, że tłumienie faszystowskich organizacji stanowi naruszenie wolności słowa faszystów, wciąż jest oczywiste, że antyfaszyści opowiadają się za większą wolnością słowa w społeczeństwie niż liberałowie, zarówno pod względem ilościowym, jak i jakościowym.”
Aby zrozumieć takie stwierdzenia, należy dostrzec, że dla Braya antyfaszyści toczą walkę na śmierć i życie z instytucjami faszystowskimi, które czerpią swoją moc z kapitalistycznej klasy rządzącej. „Militarny antyfaszyzm kwestionuje państwowy monopol na legitymację polityczną, tworząc polityczną argumentację na rzecz suwerenności ludowej z dołu.” „Zamiast przyjmować liberalną koncepcję, że wszystkie polityczne ‚opinie’ są równe, antyfaszyści bez wahania atakują legitymację faszyzmu i instytucji, które go wspierają”. Ukrytą przesłanką takich twierdzeń jest założenie, że już głęboko znajdujemy się w wojnie domowej między faszystami a antyfaszystami; zatem kwestia przyznawania „platformy” dla swoich przeciwników nie jest już warta rozważenia.
Bray przestrzega przed „liberalną alternatywą dla militarnych antyfaszystów”, oferowaną przez tych, którzy „wierzą w moc racjonalnej dyskusji”. Jego zdaniem, biorąc pod uwagę udokumentowane wady „liberalnego antyfaszyzmu” oraz porażkę strategii ustępstw przed II wojną światową, bardziej przekonujący argument można wysunąć na rzecz tezy, że pozwolenie faszyzmowi na osiągnięcie publicznej szacunku wiąże się z ryzykiem zjazdu w stronę „totalitaryzmu”. Pomijając już kwestię, kim byli dokładnie „liberałowie”, którzy próbowali ugodzić w nazistów, Bray wyraźnie zaznacza, że jego celem jest zamknięcie opozycji wobec jego ideologii antyfaszystowskiej. Nie ma również wątpliwości, że Trump i jego europejscy populistyczni odpowiednicy to ci „faszyści”, których zamierza stłumić lub obalić.
Bray w swojej analizie nie stara się wybielać ani Trumpa, ani jego antyfaszystowskich przeciwników. Jego celem jest ukazanie, dlaczego niektórzy krytycy uważają obecne administracje oraz ogólny wzrost ruchów populistycznych w Stanach Zjednoczonych i Europie za powrót do faszyzmu z okresu międzywojennego. Choć stanowisko Braya może budzić kontrowersje i jego porównania wydają się być oparte na nadużyciu historycznych danych, to rzeczywista obawa przed destabilizowaniem procesu społecznych i kulturowych zmian napędza tę krucjatę. Odwołanie się do przemocy i wezwania do tłumienia odmiennych opinii to naturalne następstwa niepokojów wyrażanych przez tych, którzy przekonani są, że Trump to nowoczesny odpowiednik nazisty czy faszysty. Ostatecznie, ci bojownicy nie angażują się w rutynową politykę partyjną, jak „antyfaszyści” wśród republikanów, którzy czerpią zyski finansowe z nazywania przeciwników faszystami. Lewicowi antyfaszyści działają na rzecz zapobieżenia, ich zdaniem, współczesnemu przejęciu władzy przez nazistów; zatem dla nich czas na „racjonalną dyskusję” już minął.
Nie można jednak zapominać, że przedstawiona tu argumentacja jest tylko częścią szerszego obrazu. Ruchy antyfaszystowskie, choć mogą wzbudzać sympatię dzięki swoim prospołecznym założeniom, mogą równocześnie prowadzić do wypaczenia wartości demokratycznych i wolności słowa, zwłaszcza kiedy przechodzą na poziom walki o totalną eliminację swoich ideowych przeciwników. Takie podejście zagraża zrównoważonemu rozwojowi społeczeństwa obywatelskiego i może skutkować trwałym podziałem społecznym, w którym wszelka krytyka i różnice w poglądach traktowane są jak zamach na samą istotę porządku demokratycznego. Warto, aby czytelnik zastanowił się, jakie mechanizmy władzy i kontroli są ukryte za hasłami walki z faszyzmem, i czy nie grozi to nieświadomym przyzwoleniem na działania, które mogą zniszczyć fundamenty wolności, na rzecz której rzekomo walczy się w imieniu dobra ogółu.
Jak osobowość Trumpa kształtuje jego politykę?
Osobowość Donalda Trumpa jest centralnym elementem jego polityki, wpływając na jego decyzje, styl przywództwa oraz sposób postrzegania roli Stanów Zjednoczonych w świecie. Jego osobowość jest złożoną mieszanką cech narcystycznych, które nie tylko kształtują jego zachowanie, ale również determinują kierunek polityczny jego administracji.
Trump posiada wiele cech negatywnego narcyza, w tym nadmierną wrażliwość na krytykę, skłonność do przesady oraz chęć przedstawiania siebie w jak najlepszym świetle, niezależnie od rzeczywistości. Ta postawa pomaga mu w budowaniu własnego wizerunku, który jest kluczowy nie tylko dla jego życia publicznego, ale i prywatnego. Narcyzm Trumpa jest próbą przezwyciężenia wewnętrznego poczucia bezwartościowości i stania się „kimś” w oczach innych. W efekcie, w jego zachowaniu dominują postawy obronne, często przejawiające się w atakach na tych, którzy mogą zagrozić jego wyidealizowanemu wizerunkowi. Często mówi o sobie jako o "całkowitym spektaklu", co podkreśla jego potrzebę tworzenia sztucznego obrazu nieosiągalnej doskonałości.
To właśnie ten wizerunek – nie tylko w polityce, ale i w życiu publicznym – sprawia, że Trump jest zdolny do nawiązywania więzi z grupami, które potwierdzają jego wyidealizowaną wersję siebie. Jego zwolennicy, widząc w nim postać niemalże niepokonaną, oddają się tej narracji, a Trump zdaje się oczekiwać od swoich współpracowników, że będą go nie tylko wspierać, ale wręcz oddadzą mu hołd. Przykład z jego gabinetem, gdzie członkowie jego administracji wychwalali go w sposób przesadny, pokazuje, jak silnie Trump potrzebuje aprobaty, by utrzymać swój wizerunek.
Warto zauważyć, że Trump, mimo swojej osobowości, nie jest jedynym liderem, który opiera się na narcyzmie w swojej polityce. Zbliżoną postawę przyjął Boris Johnson, brytyjski premier, znany ze swojej oportunistycznej elastyczności politycznej. Jednak Trump nie jest jedynym, który używa swojej osobowości do osiągania politycznych celów. Z kolei Bill Clinton, choć również wykazuje cechy narcyza, połączył je z bardziej pragmatycznym podejściem do polityki, co czyni go bardziej produktywnym w porównaniu do Trumpa, którego polityczne decyzje często mają na celu przede wszystkim zaspokojenie jego własnych interesów.
Podobieństwa Trumpa do liderów, którzy bardziej produktywnie wykorzystywali swoją osobowość narcyza, są ograniczone. Osoby takie jak Winston Churchill czy Charles de Gaulle mieli silne przekonania, które nie wahały się, nawet w obliczu niepopularności. Takie postawy wymagają współpracy z innymi, a nie nieustannego tworzenia obrazu osoby nieomylnej, jak ma to miejsce u Trumpa. Z kolei liderzy biznesowi tacy jak Steve Jobs czy Jeff Bezos również cechowali się silnym poczuciem wizji, które realizowali, nie potrzebując stałej aprobaty swoich działań.
W polityce Trumpa wyraźnie widać wpływ jego doświadczeń jako przedsiębiorcy. Jako właściciel firmy miał możliwość podejmowania decyzji bez konieczności konsultacji z radą nadzorczą, co sprawiło, że nauczył się działać na własną rękę, unikając ograniczeń wynikających z rządowych regulacji. To właśnie jego narcyzm prowadził do tworzenia wielkich, często nierealistycznych projektów, które mimo że nie zawsze kończyły się sukcesem, były efektem jego potrzeby dominowania nad otoczeniem. Trump nauczył się również ryzykować, korzystając z pieniędzy innych ludzi, co pozwalało mu podejmować śmiałe decyzje bez osobistego ryzyka.
Podobnie jak w przypadku innych populistycznych liderów, Trump potrafi manipulować obawami swojej bazy. Jego polityka antyimigracyjna, mająca na celu zabezpieczenie tradycyjnej amerykańskiej kultury przed napływem ludzi z Ameryki Łacińskiej i Bliskiego Wschodu, jest odpowiedzią na obawy części obywateli, którzy czują się zagrożeni przez zmieniający się obraz społeczeństwa. W tym kontekście Trump wykorzystuje istniejące napięcia społeczne, aby zwiększyć swoje poparcie, często posługując się narracjami, które mogą mieć niekorzystne konsekwencje w długim okresie.
Polityka Trumpa, choć w wielu aspektach kontrowersyjna, jest ściśle związana z jego osobowością i sposobem myślenia. Jego przekonanie o swojej wyjątkowości oraz przekonanie, że potrafi wygrać każdą grę, sprawia, że nie boi się ryzykować, nawet kosztem pogorszenia wizerunku USA na arenie międzynarodowej. Rezygnacja z wieloletnich porozumień międzynarodowych, takich jak umowa z Iranem czy TPP, w którym brał udział Barack Obama, pokazuje, że Trump traktuje politykę międzynarodową jak biznesową transakcję, gdzie jedynym celem jest wygrana Stanów Zjednoczonych.
Jego podejście do gospodarki, opierające się na zasadzie „America First”, jest wyraźnie skoncentrowane na wywalczeniu korzyści dla własnej wizji amerykańskiej potęgi, często w sposób, który ignoruje długofalowe konsekwencje jego działań. Obawy o równość rasową, imigrację czy zmiany klimatyczne są pomijane lub minimalizowane, gdy tylko kolidują z celami, które mają na celu umocnienie pozycji Stanów Zjednoczonych w gospodarce globalnej.
Trump jest liderem, który nie boi się podjąć decyzji, które w krótkim okresie mogą wydawać się korzystne, ale w dłuższej perspektywie mogą prowadzić do osłabienia międzynarodowego wpływu Stanów Zjednoczonych. Jego „sztuka negocjacji” w polityce międzynarodowej jest często oparta na bezwzględnym dążeniu do zwycięstwa, niezależnie od tego, jak wpłynie to na globalną równowagę sił.
Jak zapewnić bezpieczne sedacja u dzieci z wrodzonymi wadami serca: esketamina w praktyce klinicznej
Jak wartości, media i tożsamości społeczne kształtują postrzeganie faktów?
Jakie czynniki wpływają na korozję w przemyśle naftowym i gazowym?
Czy ograniczenia ideologiczne mogą być podstawą odmowy obywatelstwa i deportacji w USA?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский