Donald Trump, mimo osłabienia swojej pozycji politycznej, zdołał odmienić bieg kampanii wyborczej 2020 roku, wykorzystując chaos społeczny, który zapanował w Stanach Zjednoczonych w wyniku protestów i zamieszek. Jego przeciwnicy – w tym Joe Biden, którego nominacja na prezydenta stała się synonimem powrotu do normy i stabilności – nie zdawali sobie sprawy, jak wielką szansę stworzyli, gdy społeczne niepokoje, w tym protesty Black Lives Matter, przekształciły się w zamieszki. To właśnie wtedy Trump dostrzegł pole do manewru, by podjąć walkę o ostateczne zwycięstwo w wyborach, kierując uwagę wyborców na kwestie porządku publicznego i bezpieczeństwa.

Trump, który na początku kadencji przedstawiał siebie jako gwaranta ekonomicznej prosperity, musiał zmierzyć się z porażką w walce z pandemią koronawirusa. W obliczu kryzysu zdrowotnego jego argument o "amerykańskim śnie" oraz ostrzeżenia przed socjalizmem straciły na znaczeniu. W momencie, gdy amerykańska gospodarka znajdowała się w opłakanym stanie, a administracja wchodziła w okres niepewności, prezydent postanowił powrócić do retoryki "prawa i porządku", skutecznie mobilizując wyborców.

Kiedy 27 sierpnia 2020 roku Donald Trump wystąpił na tle Białego Domu, w sposób jawny łamiąc normy polityczne związane z wykorzystywaniem siedziby prezydenta do celów wyborczych, złożył brutalne przemówienie. Wypowiedzi, które miały na celu przedstawienie Joe Bidena jako skrajnego lewicowca, pełne były oskarżeń o chęć zniszczenia amerykańskiego stylu życia i porządku. "Twój głos", mówił Trump, "zadecyduje, czy będziemy chronić praworządnych obywateli, czy pozwolimy anarchistom i przestępcom na rządy". Jego słowa były agresywną dezinformacją, która wciągnęła wyborców w narrację o zagrożeniu ze strony "lewicowych ekstremistów". Trump nie czekał na debatę, by rozpocząć atak na rywala. Zamiast tego wprost zaatakował Bidena, malując obraz USA, które może zostać pogrążone w chaosie.

Jego kampania z dnia na dzień coraz wyraźniej wykorzystała rosnące napięcia społeczne, przekształcając protesty w narzędzie mobilizacyjne. Przemówienia i reklamy, w których mówiono o "defundowaniu policji", były częścią tej strategii. Trump zdołał wykorzystać obawy, które wzbudzały zamieszki w miastach amerykańskich, by przekonać wyborców, że tylko on jest w stanie zapewnić stabilność i porządek. Jego kampania w pełni świadoma tego, co się dzieje na ulicach, nie czekała na spokojniejszy okres. Wręcz przeciwnie – im większe zamieszki i kontrowersje, tym lepsza okazja, by przedstawić siebie jako obrońcę "tradycyjnych wartości" i gwaranta bezpieczeństwa.

Jared Kushner, zięć prezydenta, wówczas jednym z głównych doradców, z dużą pewnością siebie przekonywał o sukcesie tej strategii. W pełni przekonany, że Trump może zdobyć ponowną popularność, nie przejmował się nawet realnym zagrożeniem pandemią. W jego ocenie najważniejszy był efekt wizualny – obraz chaosu w miastach. Dopóki Trump mógł przedstawiać rywala, który zagraża "porządkowi społecznemu", liczył na zysk polityczny. Mimo tego, że kampania Trumpa zderzała się z poważnymi zarzutami o niewłaściwe traktowanie pandemii, to kwestia porządku publicznego zaczęła dominować narrację.

Nie bez znaczenia były także zmiany w polityce Demokratów. W wielu miastach, takich jak Nowy Jork, Los Angeles czy Minneapolis, władze lokalne podjęły działania w celu zmniejszenia wydatków na policję, co stało się kolejnym argumentem w rękach Trumpa. To, co dla niektórych było próbą odpowiedzi na rosnące niezadowolenie aktywistów, Trump widział jako znak, że Demokraci są "zbyt słabi" na zapewnienie bezpieczeństwa obywatelom. W ten sposób, w obliczu protestów i zamieszek, Trump zdołał wykorzystać polityczne napięcia i wprowadzić wojnę kulturową do głównego nurtu kampanii wyborczej.

Ważyć należy, że obrona porządku publicznego stała się jednym z kluczowych punktów programu Trumpa w 2020 roku. Retoryka, którą zastosował, była celowa i agresywna. Odwoływał się do instynktów wyborców, którzy w czasach niepewności szukali osoby zdolnej do przywrócenia ładu. Z tego powodu, mimo licznych kontrowersji, Trump zdołał odzyskać część utraconego poparcia, a jego kampania zyskała nową dynamikę.

Nie mniej istotne jest jednak to, jak przebieg kampanii zmienił obraz amerykańskiej polityki na długie lata. Był to moment, w którym kultura polityczna Stanów Zjednoczonych – a także sposób prowadzenia kampanii wyborczej – uległy głębokiej transformacji. Trump, wykorzystując napięcia społeczne, stworzył model, w którym silne obrazy chaosu i przemoc, zestawione z obietnicą "porządku", stały się podstawą politycznego przekazu. To z kolei otworzyło drogę do jeszcze bardziej polaryzujących działań w kolejnych latach, gdzie temat bezpieczeństwa i porządku publicznego odgrywał kluczową rolę w rywalizacji politycznej.

Jak partie polityczne kształtują swoje tożsamości i jak wpływa to na społeczne postawy wobec pandemii i wyborów?

Były senator Phil Gramm z Teksasu oraz doradca polityczny Karl Rove odgrywali kluczowe role w próbach ukształtowania jasnej platformy konserwatywnej, na której mogliby oprzeć się wyborcy. Rove podkreślał, że bez wyraźnego przedstawienia własnych wartości i postulatów, próżnię tę zapełni Donald Trump wraz ze swoją agendą. Przywoływał historyczne precedensy, takie jak wybory w 1966 roku, gdy Republikanie po porażce w 1964 starali się postawić idee ponad osobowościami. Mitch McConnell, choć doceniał pomoc, wierzył, że sukces wyborczy w 2022 roku zależeć będzie przede wszystkim od niezadowolenia wyborców z rządów Demokratów.

Jednak największym wyzwaniem dla McConnella była wewnętrzna walka w jego własnej partii – zwłaszcza w kwestii szczepień przeciwko COVID-19. Jako osoba, która przeszła polio, z entuzjazmem powitał zatwierdzenie szczepionki pod koniec 2020 roku i aktywnie promował jej przyjmowanie, jednak szybko zorientował się, że to właśnie jego współtowarzysze z Partii Republikańskiej stają się największą przeszkodą w osiągnięciu odporności stadnej. Szczególnie w stanie Kentucky, gdzie biedni i konserwatywni wyborcy – często nakładające się grupy – byli niechętni szczepieniom. Mimo apeli McConnella i jego stanowiska, że szczepionka jest jedyną drogą do powrotu do normalności, wielu Republikanów wybrało sceptycyzm, często podsycany przez polityków i media prawicowe.

Postawa Donalda Trumpa wobec pandemii, jego krytyka maskowania oraz niechęć wobec ekspertów, takich jak Dr. Anthony Fauci, utwierdziły wielu zwolenników partii w przekonaniu, że przeciwdziałania pandemii to przejaw liberalnego nadzoru i ograniczania wolności. Hasła takie jak „Don’t Fauci My Florida” były wyrazem tego oporu, a wielu gubernatorów republikańskich zaczęło uchwalać prawa blokujące lokalne nakazy sanitarne i wprowadzające ograniczenia dotyczące szczepień.

Równocześnie, w odpowiedzi na powszechne przekonanie części elektoratu, że wybory w 2020 roku zostały sfałszowane, w wielu stanach podjęto działania mające na celu zaostrzenie przepisów wyborczych. Zlikwidowano ułatwienia w głosowaniu w trybie nadzwyczajnym, takie jak głosowanie przez drive-through czy całodobowe lokale wyborcze, które cieszyły się popularnością zwłaszcza w demokratycznych okręgach. Nowe regulacje często ograniczały możliwość korzystania z urn do głosowania korespondencyjnego, co dotknęło w największym stopniu wyborców o niższych dochodach i mniejszości etniczne.

Przykłady takich działań to ograniczenia w stosowaniu skrzynek do zbierania kart do głosowania w stanie Floryda czy Georgia oraz nadanie komisjom wyborczym uprawnień do ingerowania w lokalne procesy wyborcze. Wszystko to wskazuje na głęboką lojalność wobec Trumpa i jego narracji, mimo że wyniki wyborów i fakty nie potwierdzały istnienia „wielkiego spisku”.

Ta narracja znalazła też odzwierciedlenie w mediach – szczególnie w Fox News, który po początkowym rozczarowaniu wynikami wyborów zaczął ponownie aktywnie wspierać Trumpa, wyciszając krytyczne głosy i promując treści podważające legalność i uczciwość wyborów. Prezydent Joe Biden określił tego rodzaju media i ich właściciela, Ruperta Murdocha, jako jedne z najbardziej destrukcyjnych sił w amerykańskiej polityce.

Nie wszyscy jednak Republikanie podzielali tę retorykę i podejście. Niektórzy, jak gubernator Maryland Larry Hogan, byli zdecydowanie zaniepokojeni dezinformacją i negatywnymi skutkami takich działań, co pokazuje, że podziały w partii są nie tylko ideologiczne, ale również dotyczą podejścia do faktów i odpowiedzialności społecznej.

Warto rozumieć, że ta dynamika polityczna i społeczna nie jest jedynie kwestią sporu o konkretne polityki, lecz stanowi głęboki kryzys zaufania do instytucji, nauki i wzajemnego dialogu. Wpływ liderów politycznych, mediów i narracji na postawy obywateli wobec zdrowia publicznego oraz praw wyborczych pokazuje, jak bardzo polityka może kształtować nie tylko wybory, ale i codzienne życie i bezpieczeństwo ludzi.

Endtext