Wielu polityków, którzy osiągnęli najwyższe stanowiska w państwie, ukazuje charakter pełen sprzeczności. Richard Nixon, prezydent Stanów Zjednoczonych, jest jednym z najbarwniejszych przykładów takiego zjawiska. Choć uznawany za twardego polityka, któremu nie obce były kontrowersje, jego droga na szczyt i późniejszy upadek są doskonałą ilustracją relacji między osobowością a polityką. Po przegranej w wyborach na gubernatora Kalifornii w 1962 roku, Nixon oświadczył, że "nikt nie będzie już miał okazji kopać Nixona", jednak, ku zaskoczeniu wielu, powrócił na scenę polityczną, zostając w 1968 roku prezydentem. Jego kariera to nie tylko historia sukcesów, ale także zdradzieckich kontrowersji, które w końcu doprowadziły do jego upadku w związku z aferą Watergate.

Wydarzenia z 1952 roku, kiedy Nixon stawał przed kamerami telewizyjnymi, broniąc się przed oskarżeniami o korupcję i przyjmowanie nielegalnych funduszy, stały się jednym z kluczowych momentów w jego karierze. W słynnej przemowie, która była odpowiedzią na publiczne oburzenie, Nixon przedstawił szczegóły swojego majątku i ujawnił dar od swoich zwolenników – psa rasy cocker spaniel o imieniu Checkers. Ten drobny gest, mający na celu przypodobanie się wyborcom, okazał się kluczowy, umożliwiając Nixonowi utrzymanie się na stanowisku wiceprezydenta u boku Dwighta D. Eisenhowera.

Równocześnie, Nixon stał się symbolem nieustannej determinacji, która pozwalała mu nie tylko powracać po porażkach, ale również dostrzegać szansę w trudnych sytuacjach. Jego zdolność do przetrwania, pomimo licznych porażek wyborczych, stała się fundamentem jego politycznej kariery. Jednak ta sama determinacja, chociaż pozwoliła mu wygrać wybory w 1968 roku, w późniejszych latach przerodziła się w coś, co prowadziło do jego ostatecznego upadku – w aferze Watergate.

Afera Watergate, która wybuchła w 1972 roku, odsłoniła mroczną stronę Nixona – człowieka pełnego podejrzliwości, obsesyjnie kontrolującego swoich przeciwników, a także manipulującego w celu osiągnięcia swoich celów. Nixon, który przez lata budował wizerunek polityka odpowiedzialnego i zdolnego do trudnych decyzji, stał się symbolem politycznego cynizmu, który ostatecznie doprowadził do jego rezygnacji z urzędu w 1974 roku. W wyniku afery dowiedzieliśmy się o jego skrytości, nadużywaniu władzy i brutalnym podejściu do przeciwników politycznych.

Choć Nixon zbudował silną pozycję na amerykańskiej scenie politycznej, jego historia jest również przykładem na to, jak osobowość polityka może wpływać na jego decyzje i postawy. Jego przypadek może być zrozumiany poprzez pryzmat narcystycznych cech charakteru, które, choć z pozoru mogą prowadzić do sukcesu, w długofalowej perspektywie mogą także okazać się przyczyną upadku. Nixon, podobnie jak wielu innych polityków, wykazywał cechy narcyza – pragnienie bycia wyjątkowym, poczucie własnej nieomylności i potrzeba ciągłego podkreślania swojej wagi. Jego historia pokazuje, jak łatwo te cechy mogą prowadzić do politycznej katastrofy, gdy przestają być kontrolowane.

Narcystyczne cechy mogą manifestować się w różny sposób, a w przypadku Nixona widać je w jego obsesyjnym dążeniu do władzy i wpływów, a także w skrytości, jaką otaczał swoje działania. Chociaż sam Nixon był świadomy swojej wielkości, to jego decyzje były często kierowane nie przez troskę o dobro społeczeństwa, ale przez pragnienie utrzymania swojej pozycji i obrony osobistego prestiżu. Jednak polityka to nie tylko indywidualna droga jednostki, ale także interakcja z szerszym kontekstem społecznym i politycznym.

Dzięki swojej karierze Nixon ujawnia nam, jak mocno osobowość polityka może wpływać na wydarzenia historyczne. Jego życie pokazuje, że sukces w polityce wymaga czegoś więcej niż tylko zdolności do podejmowania decyzji – niezbędna jest także umiejętność zarządzania swoją osobowością, tak by nie stała się ona obciążeniem. Narcystyczne cechy mogą być zarówno atutem, jak i zagrożeniem. Kiedy są odpowiednio ukierunkowane, mogą pomóc w osiąganiu sukcesów, ale w momencie, gdy przejmują kontrolę, mogą prowadzić do tragedii zarówno dla polityka, jak i dla społeczeństwa.

Należy pamiętać, że w polityce zbyt silne poczucie własnej wyjątkowości, brak umiejętności samooceny i obsesyjna chęć utrzymania władzy mogą prowadzić do błędów, które nie tylko kończą kariery, ale mają dalekosiężne skutki dla całego państwa. Historia Nixona uczy nas, że polityk, który nie potrafi zapanować nad swoimi ambicjami i ego, może w końcu stać się niewolnikiem własnej osobowości.

Dlaczego Donald Trump zachowuje się w sposób autodestrukcyjny? Analiza jego osobowości i przeszłości

Donald Trump, obecny prezydent Stanów Zjednoczonych, to postać, która od początku swojej kariery budziła kontrowersje. Jego styl życia, decyzje zawodowe i polityczne, a także sposób postrzegania świata, wydają się być głęboko zakorzenione w jego przeszłości, zwłaszcza w relacjach z ojcem i wczesnym doświadczeniem życia. Kluczowym elementem, który kształtował jego osobowość i sposób, w jaki podejmuje decyzje, jest przeświadczenie o ciągłej potrzebie dominacji oraz obawa przed utratą kontroli i godności.

Trump wychował się w atmosferze surowych oczekiwań. Jego ojciec, Fred Trump, był człowiekiem wymagającym, nieustannie dążącym do perfekcji i posiadającym ogromną siłę woli. Jako młody chłopak, Donald był poddany nieustannej presji, co miało wpływ na jego późniejsze postrzeganie świata. Z opowieści, które przekazał w książce „The Art of the Deal”, wynika, że Donald nie bał się swojego ojca, a wręcz stawiał mu opór, co zostało przez niego zaakceptowane. Ich relacje miały charakter niemalże transakcyjny: „Byłem przyciągnięty do biznesu od najmłodszych lat i nigdy nie byłem onieśmielony moim ojcem, tak jak inni ludzie” – stwierdza Trump. To zdanie może wydawać się niewinne, jednak kryje w sobie istotny mechanizm obronny, który pozwalał mu przetrwać w świecie, gdzie dominacja była jedyną opcją. Dla niego życie to ciągła walka o przetrwanie, w której liczyła się tylko wygrana. Z tego powodu Trump od najmłodszych lat kształtował swoją osobowość w sposób, który nie pozwalał na jakiekolwiek przejawy słabości.

Jednym z kluczowych aspektów, który definiuje Trumpa, jest jego podejście do emocji i moralności. Z relacji wynika, że nigdy nie rozwijał swojej zdolności do empatii, refleksji czy zdolności do opóźniania gratyfikacji. Trump wydaje się być całkowicie obojętny na to, co mogłoby leżeć poza jego osobistym interesem. W tej transakcyjnej logice nie ma miejsca na „miękkie” wartości, takie jak troska o innych czy sumienie. Trump żyje w świecie, który jest bezwzględny i w którym liczy się tylko sukces, niezależnie od tego, jakie straty ponoszą inni.

Jednak, mimo swojej sukcesji, jego poczucie wartości jest nieustannie zagrożone. Trump, jak każdy, ma swoje demony, które przez całe życie go prześladowały. Obojętność na emocje i brak rozwoju intelektualnego czy moralnego sprawiają, że Trump reaguje na wszelkie wyzwania z impulsywnym oporem. Kiedy tylko jego autorytet czy poczucie siły zostaną zagrożone, automatycznie przechodzi do ofensywy. To może wyjaśniać wiele z jego kontrowersyjnych działań, takich jak zwolnienie szefa FBI Jamesa Comeya, czy opublikowanie tajnych informacji podczas spotkania z rosyjskimi oficjelami. Jego działanie jest zaprogramowane na „walkę” o przetrwanie w świecie pełnym zagrożeń. Każde niepowodzenie, każda porażka jest w jego oczach zagrożeniem dla jego istnienia.

Trump jest również mistrzem w kreowaniu swojej rzeczywistości. W sytuacji, kiedy zostaje poddany krytyce, często podejmuje działania, które mają na celu odzyskanie kontroli nad sytuacją – często zmieniając swoją wersję wydarzeń. Co ciekawe, nie ma przy tym poczucia winy ani wstydu. Z perspektywy Trumpa, prawda jest tylko tym, co on sam uzna za prawdę w danej chwili, a nie faktami obiektywnymi. Kiedy został oskarżony o kłamstwo czy manipulację, reagował z typową dla siebie postawą: „nie ważne, co mówili inni, ważne jest, co ja mówię teraz”.

Trump w swojej działalności, zarówno biznesowej, jak i politycznej, nie poszukuje głębszych idei czy przekonań. Dla niego liczy się tylko efekt – sukces, który daje mu poczucie siły i władzy. Choć jego życie na pierwszy rzut oka wydaje się być pełne zwycięstw, to w rzeczywistości jest ono uzależnieniem od potrzeby poczucia wyższości. Z każdą kolejną wygraną, Trump czuje się coraz bardziej pusty, ponieważ nie ma w nim przestrzeni na wewnętrzną równowagę, która pochodzi z wartości wyższych niż osobisty interes.

W jego przypadku możemy mówić o pewnym uzależnieniu od własnej wersji rzeczywistości, która nie przynosi satysfakcji na dłuższą metę. Uzależnienie od poczucia wygranej jest podobne do uzależnienia od narkotyków – każda wygrana staje się tylko chwilową ulgą, a dążenie do kolejnych sukcesów prowadzi do coraz bardziej drastycznych działań, które często mają negatywne konsekwencje. Trump jest jak osoba, która zawsze potrzebuje więcej, aby poczuć się spełnioną. I choć stoi na szczycie władzy, jego poczucie godności i wartości pozostaje w ciągłym kryzysie.

Ostatecznie Trump to postać, która przez całe życie walczyła o to, by nie zostać zniszczoną przez świat. Jego historia to nie tylko historia sukcesów, ale także nieustannej walki z wewnętrznymi demonami. Jego osobowość jest ukierunkowana na przeżycie, a nie na rozwój czy samorefleksję. To, co dla innych mogłoby być kryzysem, dla niego jest naturalnym stanem – stanem, w którym dominacja jest jedynym środkiem, by uniknąć całkowitego upadku.

Czy brak zaufania lidera prowadzi do upadku jego autorytetu?

Lider, który nie ufa swoim podwładnym, nie jest w stanie zbudować zaufania. Choć Donald Trump wielokrotnie chwalił się lojalnością otaczających go ludzi, samemu nigdy nie pozostał lojalny, dopóki to mu odpowiadało. Wśród jego zestresowanych doradców tylko Jared Kushner, jak się wydaje, mógł czuć się bezpieczny, pełniąc funkcję de facto sekretarza stanu. Tam, gdzie Trump osiągał sukces w budowaniu zaufania, było to poprzez udzielanie podwładnym licencji na kłamstwa. Takie podejście rozprzestrzeniło się z Białego Domu na republikańskich członków Kongresu, czego przykładem jest osłabiająca wiarygodność kongresmena Devina Nunesa, który okazał się niewłaściwym kandydatem na przewodniczącego śledztwa w sprawie rzekomej współpracy Trumpa z Rosją.

Kiedy chaos w Białym Domu nieprzerwanie toczył się od kryzysu do kryzysu, w maju jego prezydentura zaczęła przybrać formę nieprzewidywalnego "chowanego i szukającego" dowódcy, który wysyłał swoich najbliższych doradców ds. bezpieczeństwa narodowego (takich jak gen. James "Mad Dog" Mattis, gen. H. R. McMaster i sekretarz stanu Rex Tillerson), by bronili jego decyzji, a następnie pozbawiał ich wpływu swoimi własnymi połowicznymi kłamstwami. W ten sposób, jak zauważył jeden z byłych doradców prawnych Białego Domu, Trump zarządzał sytuacją tak, by jego doradcy nigdy nie wiedzieli, na czym stoją. To podejście jest dokładnym przeciwieństwem tego, czego oczekuje się w dobrze funkcjonującej organizacji. Doradcy Trumpa, choć publicznie go bronią, muszą zdawać sobie sprawę, jak łatwo mogą zawieść jego test lojalności lub stać się kozłem ofiarnym, gdy zajdzie taka potrzeba.

Zachowanie to znajduje swoje konsekwencje także w szerszym kontekście politycznym. Prezentując światu swoje podejście do polityki międzynarodowej, Trump ukazał, jak niezdolność do budowania zaufania ma fatalne skutki. Swoje sojusze, takie jak NATO, traktuje jak podejrzanych partnerów, zmieniając zdanie na ich temat z dnia na dzień. Porozumienia handlowe, takie jak NAFTA, są dla niego wyłącznie wyzyskiem Stanów Zjednoczonych, choć jeszcze chwilę wcześniej zapewniał, że będą one korzystne. Obserwatorzy jego działań zauważają, że światopogląd Trumpa to postrzeganie rzeczywistości jako "jadu węża", w którym wszyscy są nastawieni wyłącznie na własne interesy. Co ciekawe, takie przekonania powiązane są z próbami przemodelowania świata, w którym żyjemy, na wrogów wewnętrznych: muzułmanów, Meksykanów i uchodźców, którzy według tej narracji "zabierają pracę" i "zanieczyszczają naszą kulturę".

W ciągu swoich pierwszych stu dni Trump stał się coraz bardziej oderwany od rzeczywistości, w której żyje większość z nas. Jego patologiczne skłonności do kłamstw stają się mniej groźne niż jego monomaniakalne przywiązanie do tych kłamstw, które często mają postać jawnych nieprawd. Przykład stanowi jego rzekome oskarżenie Baracka Obamy o podsłuchiwanie jego telefonu, które stało się głównym tematem jego twitterowego ataku. Niepokojąca jest obserwacja, że Trump żyje w alternatywnej rzeczywistości, a jego najbliżsi doradcy, w tym psychoterapeuci, którzy opisują ten fenomen, zauważają, że powolna akceptacja jego kłamstw przez społeczeństwo prowadzi do "złośliwej normalności", co sprawia, że te kłamstwa zaczynają uchodzić za rzeczywistość.

Przekonanie, że społeczeństwo zaakceptuje kłamstwa, które powtarza się w przestrzeni publicznej, buduje w umysłach obywateli fałszywy obraz świata. Podobnie jak w przypadku innych dyktatorów i autokratów, Trump nie potrafi zaakceptować żadnej krytyki, a jego reakcje na wszelkie uwagi są zawsze skierowane ku obronie własnej wersji wydarzeń. Jego podejście, w którym wszystkie kłamstwa i manipulacje traktowane są jako prawda, ma swoje źródło w psychologicznych mechanizmach obronnych, które pozwalają na całkowite ignorowanie rzeczywistości.

Trump jest porównywany do Richarda Nixona, jednak w przeciwieństwie do niego nie skrywa swoich niepokojących cech w sferze prywatnej. O ile Nixon tworzył dwie różne postacie – jedną publiczną i drugą prywatną, o tyle Trump nie ma żadnych oporów, by pokazać światu swoje najciemniejsze strony. Jego obsesja na punkcie zemsty, chęć zemsty na swoich przeciwnikach i totalna obojętność na prawdę przypominają cechy, które cechowały wcześniejsze autokratyczne postacie. Prezentuje także niezdrową obsesję na punkcie "wroga", podobnie jak Nixon, który prowadził długą listę swoich "wrogów politycznych". Jednak Trump, w odróżnieniu od Nixona, nie wydaje się dostrzegać potrzeby obiektywnego spojrzenia na fakty, co czyni go niezwykle niebezpiecznym liderem, który pozostaje poza kontrolą.

Co więcej, Trump jest prezydentem, który nie ma żadnego szacunku ani dla swojego kraju, ani dla innych narodów. Dążenie do wygranej za wszelką cenę, nie licząc się z zasadami etyki czy sprawiedliwości, stało się fundamentem jego prezydentury. Takie podejście w polityce międzynarodowej może prowadzić do poważnych konsekwencji geopolitycznych, zagrażając stabilności w relacjach międzynarodowych i skutkując dalszymi napięciami w globalnej polityce.

Jak Donald Trump Zdominował Amerykańską Psychikę i Co z Tym Zrobić?

Trump nie jest już tylko prezydentem Stanów Zjednoczonych. Jego obecność, którą czuć w każdym zakątku społeczeństwa, stała się czymś, z czym musimy żyć. To nie tylko kwestia polityki, gospodarki czy międzynarodowych relacji – Trump zagnieździł się w umysłach każdego z nas, zmieniając sposób, w jaki postrzegamy siebie, innych i naszą rzeczywistość. Co gorsza, to nie jest zjawisko tymczasowe. Wydaje się, że będziemy musieli zmagać się z jego wpływem przez długie lata, a być może i dekady. Jak się okazuje, Trump to nie tylko polityk, ale także symbol głębszego zjawiska, które dotyczy naszej zbiorowej psychiki.

Trump nieustannie oddziałuje na nasze emocje. Jego impulsowność, brak refleksji, a także wybuchowe, nierzadko brutalne reakcje sprawiają, że reagujemy na niego w sposób, który wykracza poza normalne interakcje polityczne. Nie jest tylko prezydentem, który rządzi; jest także demona, który zasiał strach i frustrację w sercach milionów ludzi. Jego ataki na „elity”, kobiety, mniejszości, czy całą intelektualną sferę społeczeństwa zostały wycelowane w te grupy, które są postrzegane jako zagrażające jego wizji świata. Jednak problem leży w tym, że te ataki nie kończą się na zewnętrznych ofiarach. Jego działanie wkracza w nasze wnętrze. Trudno uciec przed nim – jest wszędzie, nieustannie przypominając o swoim istnieniu.

Trump jest mistrzem w manipulowaniu zbiorową psychiką. Zdolność do zmieniania nastrojów ludzi, wzbudzania niepokoju, przy jednoczesnym wykorzystywaniu tego do własnych celów, to cecha, która definiuje jego prezydenturę. On nie tylko wywołuje chaos na zewnątrz, ale także potrafi głęboko zakorzenić ten chaos w psychikach obywateli. Z pozoru niewinne działania, takie jak atakowanie mediów czy grup społecznych, prowadzą do wytwarzania poczucia niepokoju i zagrożenia. Z kolei na poziomie społecznym te napięcia rodzą podziały, które sprawiają, że stajemy się bardziej podatni na manipulację.

Z perspektywy psychologicznej, w której dominującym elementem jest nieustanne podsycanie strachu, trudności czy niepewności, Trump staje się nie tylko przywódcą politycznym, ale także pewnym rodzajem wewnętrznego terrorysty, który miesza się w nasze najgłębsze lęki. Wygląda to niemal jak narzędzie do kontrolowania narodowego umysłu. Staliśmy się jakby współwinni tej sytuacji, bo to my, jako społeczeństwo, powoli zaczęliśmy tolerować obecność Trumpa w naszej codziennej egzystencji. Choć nie zapraszaliśmy go do naszych domów psychicznych, on stał się częścią naszej zbiorowej tożsamości.

Jest to proces stopniowy i, niestety, długotrwały. Dla wielu osób obraz wyborów prezydenckich w 2016 roku będzie się wiązał z doświadczeniem nie tylko politycznej porażki, ale również z poczuciem, że coś głęboko się zmieniło. Po jego zwycięstwie, społeczeństwo stało się bardziej podzielone, a poziom zaufania do siebie nawzajem dramatycznie spadł. Wydaje się, że nie tylko polityczne granice zostały przesunięte, ale także granice tego, co jest społecznie akceptowalne. Trump – poprzez swoje zachowanie, retorykę i decyzje – zmusił nas do przekroczenia tych granic, wchodząc na tereny, które wcześniej uchodziły za nieosiągalne. I w tym sensie jego prezydentura staje się dla nas doświadczeniem, które może trwać znacznie dłużej niż jego kadencja.

Jest jednak coś, co może nas wyrwać z tego stanu letargu. W odpowiedzi na zjawisko Trumpa zaczęły pojawiać się nowe formy aktywizmu, które starają się odbudować nasze podstawowe wartości. Jednak musimy być ostrożni, by nie zamknąć się w bańce własnych, narcystycznych ideałów. Nawet w obliczu oporu wobec Trumpa, musimy unikać pułapek, które mogą nas odizolować od rzeczywistości i wpaść w pułapkę arogancji i nadmiernej pewności siebie.

Trump to nie tylko problem polityczny – to problem psychologiczny, który dotyka nas wszystkich. Zrozumienie jego mechanizmów i wpływu na naszą zbiorową psychikę jest kluczowe, jeśli chcemy skutecznie stawić czoła wyzwaniom, które on przed nami postawił. A wyzwaniem nie jest tylko walka z polityką – wyzwaniem jest walka o naszą psychologiczną wolność.

Dlaczego tyrani zawsze znajdują swoich zwolenników?

Tyrani są wyjątkową kategorią ludzi, którzy potrafią manipulować swoimi otoczeniami w sposób, który wydaje się niewytłumaczalny. Kiedy patrzymy na postacie historyczne, które władza i brutalność wyniosły na szczyt, nie zawsze dostrzegamy, jak ściśle związani są oni z psychologią grupy, która ich popiera. A jednak to, co wydaje się irracjonalne, ma swoje głębokie źródło w strukturze społecznej i psychicznej. Zrozumienie mechanizmów, które pozwalają tyranom zdobywać władzę i utrzymywać ją, wymaga uwagi na dwie kluczowe kwestie: psychologię samego tyrana i psychologię jego zwolenników.

Pierwszą cechą wspólną wszystkich tyranów jest brak sumienia, które sprawia, że mogą oni z zimną krwią wyznaczać cele, które dla większości ludzi byłyby absolutnie nieakceptowalne. Dla nich, aby osiągnąć cel, nie ma żadnych ograniczeń – kłamstwa, manipulacja, przemoc czy brutalność stają się tylko narzędziami w grze o władzę. Tyrani, w tym Pol Pot czy Hitler, pokazują, jak daleko mogą się posunąć w usprawiedliwianiu własnych okrucieństw. Pol Pot, mimo odpowiedzialności za śmierć milionów ludzi, potrafił z przekonaniem powiedzieć, że jego sumienie jest czyste. W ten sposób podważał cały moralny fundament własnych działań, nie widząc w nich nic złego, a wręcz traktując je jako konieczną część realizacji swoich celów. W tym kontekście można mówić o psychologicznym mechanizmie "dehumanizacji", który pozwala tyranom pozbawiać innych ludzi ich ludzkiej godności i traktować ich jako narzędzia realizacji osobistej woli.

Tyrani są również mistrzami w budowaniu obrazu siebie jako nieomylnego przywódcy. Wykorzystują swoją zdolność do przekonywania i wymyślania haseł, które trafiają w potrzeby społeczne, w lęki i nadzieje ludzi. Ich sukces nie leży w zdolności do dotrzymywania obietnic, lecz w umiejętności budowania poczucia jedności i uznania dla swojej „wielkości”. W ten sposób stają się idolami, których followersi często nie tylko bezkrytycznie podziwiają, ale także identyfikują się z nimi, przenosząc własne wyobrażenia o swojej wielkości na lidera. Takie mechanizmy mogą wykorzystywać głęboko zakorzenione lęki, poczucie upokorzenia i frustrację, które umożliwiają tyranom zyskiwanie szerokiego poparcia.

Jeśli przyjrzymy się bliżej powstawaniu wspólnoty tyrana i jego zwolenników, widzimy, że kluczowym elementem jest ich wzajemna identyfikacja. Ludzie, którzy podążają za tyranem, szukają w nim postaci, która wyznacza im nowe standardy, które mogą stanowić wyraz ich frustracji, tęsknoty za większym sensem czy pragnienia pomsty za wcześniejsze doznane krzywdy. Tyran, obiecując radykalne zmiany i spełnienie tych nadziei, często w rzeczywistości nic nie robi, by dotrzymać obietnic. Lecz w tej psychologicznej grze, ważniejsze jest poczucie identyfikacji z nim, przekonanie o wspólnocie celów, które stają się podstawą ich wzajemnego porozumienia.

Patrząc na przykłady historyczne, widać, jak tyrani potrafią wykorzystać poczucie wstydu i upokorzenia społeczeństwa. Adolf Hitler, którego retoryka znajdowała odbicie w milionach rozczarowanych obywateli Niemiec, potrafił przekuć niepowodzenia poprzednich pokoleń w źródło wielkości własnej osoby i narodu. Tego rodzaju retoryka przekłada się na obiecaną „reparację” przeszłych upokorzeń, w postaci brutalnej zemsty na wrogach i bezwzględnej dominacji nad „innymi”.

Nie sposób również pominąć aspektu narcystycznego, który łączy tyrana z jego zwolennikami. Tyran, w swojej absolutnej wierze w siebie i swoje misje, ma nie tylko siłę przyciągania, ale również zapewnia swoim zwolennikom poczucie „bycia kimś”, poczucie wielkości w kontekście masy, w której się znajdują. Psychologiczna potrzeba „przynależności” i bycia częścią większej całości sprawia, że osoby te gotowe są oddać się bez reszty liderowi, traktując go jako ojca i wybawcę, którego autorytet nie podlega dyskusji. To samodzielna psychiczna potrzeba wzbierająca wśród ludzi w pełni współczesnych, ale z długą tradycją sięgającą czasów starożytnych, gdzie tożsamość jednostki opierała się na identyfikacji z władcą.

Zadziwiające jest także to, że tyran nigdy nie działa samodzielnie. Jego sukces oparty jest na umiejętności wzbudzania lojalności wśród elit, wojskowych czy grup społecznych, które – nawet jeśli dostrzegają niekompetencje lidera – nadal widzą w nim środek do osiągnięcia własnych korzyści. Z kolei dla samego tyrana, poczucie uznania ze strony tych, którzy go otaczają, staje się pożywką do dalszego umacniania swojej władzy.

Wszystko to sprawia, że tyran i jego zwolennicy tworzą niebezpieczną symbiozę, której celem staje się nie tylko utrzymanie władzy, ale także stopniowa dehumanizacja przeciwników, zrównanie ich z „innymi”, którzy są odrzuceni, którzy stanowią zagrożenie, lub po prostu stanowią projekcję własnych lęków i kompleksów tych, którzy idą za tyranem.