Narcystyczna natura Donalda Trumpa, widoczna od młodych lat, stała się podstawą jego kariery zawodowej i politycznej. Wychowany w atmosferze, gdzie wartością była wyższość nad innymi, starał się on nie tylko dominować, ale również budować mur, który miał go chronić przed zranieniem i odrzuceniem. Zbyt ambitny, by kiedykolwiek zaakceptować porażkę, stawiał sobie za cel bycie najlepszym we wszystkim. W tym kontekście, jego postawa w szkole wojskowej, gdzie narcyzm Trumpa został skonfrontowany z brutalnym wychowaniem i dyscypliną, jest kluczowa. To tam nauczył się szacunku do innych, ale też wciąż dążył do osiągnięcia „numeru jeden” w każdej dziedzinie, co stało się fundamentem jego życia.

Trump przez całe swoje życie unikał bliskich relacji, ponieważ jego potrzeba dominacji nad innymi była silniejsza niż chęć nawiązywania prawdziwych więzi emocjonalnych. Jako młody człowiek nie przywiązywał się do kolegów z klasy, a także nie pozwalał, by ktokolwiek mógł zbliżyć się do niego zbyt emocjonalnie. Zbyt konkurencyjny, by mieć prawdziwych przyjaciół, pozostawał osamotniony, chociaż był popularny w swoim otoczeniu. Jego relacje z kobietami również odzwierciedlają tę tendencję – wybierał tylko najpiękniejsze, które miały podkreślać jego status i prestiż. Wychowany w duchu „zwycięzcy” i „króla” przez swojego ojca, Donald stawiał na sukces jako sposób na zakrycie swojej wewnętrznej pustki. To poczucie braku i samotności, zakorzenione głęboko w psychice, mogło być jednym z głównych motorów jego kariery.

Dążenie do doskonałości i sukcesu stało się obsesją, która umożliwiła mu budowanie wizerunku człowieka, który nie zna porażki. Niemniej jednak, jak pokazuje jego historia biznesowa, Trump miał zarówno sukcesy, jak i porażki. Jego podejście do tych niepowodzeń było proste – ignorowanie ich, obwinianie systemu lub przedstawianie ich jako „ustawione” przeciwko niemu. W polityce, gdzie porażki są mniej akceptowalne, ta strategia okazała się problematyczna. Jako prezydent, Donald Trump nie potrafił załagodzić napięć społecznych czy współczuć obywatelom w obliczu tragedii, jak robią to inni liderzy. Zamiast tego koncentrował się na walce z krytykami, co w jego rozumieniu było formą obrony własnej pozycji i wizerunku.

Jego relacje z mediami, jak i z przeciwnikami politycznymi, przypominały ciągłą wojnę. Trump, podobnie jak jego polityczni poprzednicy, nie potrafił utrzymać długofalowych strategii, które miałyby zaspokoić interesy wszystkich obywateli. Był ciągle na froncie, gotów walczyć z każdą krytyką, niezależnie od tego, jakiego charakteru ona była. Obserwując jego zachowanie w czasie kadencji, widać, że Trump definiował siebie przede wszystkim przez swoich wrogów, nie zaś przez polityczną mądrość czy troskę o przyszłość narodu. Jego potrzeba uwagi, pochwał i braw była nieograniczona, co stawało się coraz bardziej widoczne w jego decyzjach i wystąpieniach publicznych.

Trump stał się postacią, która nie tylko odrzucała konwencjonalne normy polityczne, ale również szukała metod, by zyskać uznanie, niezależnie od tego, jak kontrowersyjny byłby to sposób. Jego stosunek do rasizmu, choć niejednoznaczny, pozostaje istotnym elementem jego publicznego obrazu. Używał on uprzedzeń rasowych w sposób świadomy i celowy, traktując je jako narzędzie polityczne. Choć próbował budować wizerunek człowieka, który nie jest rasistą, jego działania i wypowiedzi były często sprzeczne z tym twierdzeniem. Wizerunek, który stworzył, opierał się na kompromisach i wyzyskiwaniu stereotypów, co przyniosło mu zarówno oddanych zwolenników, jak i liczną grupę przeciwników.

Z drugiej strony, jego relacje z mniejszościami etnicznymi i grupami marginalizowanymi były bardziej skomplikowane. Choć nie unikał kontaktów z czarnoskórymi celebrytami czy sportowcami, jego postawy wobec mniejszości, zwłaszcza Latynosów, były kontrowersyjne i odbierane przez wielu jako rasistowskie. Jego poparcie dla polityk, które były uznawane za dyskryminujące, takich jak zakaz wjazdu dla muzułmanów czy publiczne wyśmiewanie latynoskich imigrantów, było częścią jego strategii dzielenia społeczeństwa, mającej na celu zyskanie poparcia tej części elektoratu, która podzielała jego poglądy.

Warto pamiętać, że Trump, mimo swojego sukcesu w mediach, był osobą, której życie osobiste i zawodowe naznaczone było niejednym niepowodzeniem. Jego porażki, zarówno w biznesie, jak i w życiu prywatnym, nie były czymś, co go złamało. Wręcz przeciwnie, w jego podejściu do życia nie było miejsca na porażki, a raczej na ich zaprzeczenie. Takie podejście, choć skuteczne w budowaniu wizerunku, miało swoje ograniczenia, szczególnie w kontekście politycznym.

Pomimo wielu kontrowersji i trudności, Trump pozostaje postacią, która skupiła na sobie uwagę świata. Jego cechy charakterystyczne, takie jak potrzeba uwagi, rywalizacji i dominacji, stanowiły fundamenty jego kariery. Nie jest jednak łatwo ocenić, jakie będą długofalowe skutki jego politycznych działań, szczególnie w kontekście stosunków międzynarodowych, które za jego kadencji uległy znacznemu pogorszeniu. Aby zrozumieć jego polityczną drogę, należy dostrzec, jak jego osobowość i potrzeba uznania wpłynęły na jego decyzje i postrzeganie świata.

Jak amerykański mit wyjątkowości kształtuje tożsamość i politykę społeczną w USA?

Współczesna amerykańska tożsamość narodowa, w szczególności wśród wyborców Trumpa, jest głęboko zakorzeniona w tym, co nazywane jest "głęboką historią" społeczną, pojęciem wprowadzonym przez socjolog Carolyn Hochschild. To historia, w której członkowie społeczności wiejskiej Luizjany, mimo swojej ciężkiej pracy i moralnych cnotach, czują się zaniedbani przez państwo i system. W tej opowieści to oni są tymi, którzy rzetelnie stoją w kolejce po swoje "amerykańskie marzenie" – dobrobyt, uznanie i status społeczny. Jednak w tym samym czasie widzą innych – imigrantów, osoby korzystające z pomocy społecznej, mniejszości – którzy ich zdaniem nie zasługują na swoje przywileje, a mimo to dostają wszystko, na co nie zasługują. To uczucie niesprawiedliwości staje się fundamentem politycznym dla tych, którzy popierają partie republikańskie i szeroko pojęty ruch Tea Party.

Rzeczywistość tej głębokiej historii jest pełna przekonania, że Ameryka, z jej wielkością i wyjątkowością, powinna nagradzać swoich obywateli za ciężką pracę i lojalność wobec narodu. Poczucie prawa do tej nagrody, i to zarówno finansowej, jak i symbolicznej, jest kluczowe. Kiedy ten system zawodzenia staje się zbyt widoczny, a rzeczywistość nie daje odpowiedzi na oczekiwania – pojawia się gniew. Wówczas przywódcy i politycy, którzy wskazują winnych – przestępców, imigrantów, beneficjentów państwowego wsparcia – stają się bohaterami, obiecującymi naprawienie tej rzekomej niesprawiedliwości.

Symbolem tego poczucia wyjątkowości i patriotyzmu w Stanach Zjednoczonych jest flaga amerykańska, która pełni rolę swego rodzaju fetysza. Zgodnie z teorią Freuda, fetysze pozwalają zapobiegać dostrzeganiu niewygodnych prawd, zamieniając je na coś, co staje się wyjątkowo wartościowe. Flaga w tym kontekście nie tylko chroni przed nieprzyjemnymi prawdami o spadającej sile gospodarki, nierównościach społecznych, czy rozczarowaniu związanym z brakiem awansu społecznego – ale także maskuje te realia, stając się jednocześnie symbolem amerykańskiego ideału. Ameryka, jako naród wyjątkowy, staje się obiektem oddania, któremu ludzie gotowi są poświęcić swoje życie.

Patriotyzm staje się nie tylko gestem, ale i ideologią, która ma na celu utrzymanie statusu quo. Przykładem może być wyrażenie przez wielu obywateli zgody na przeżywanie wojny i poświęcenie w imię dobra kraju, które w istocie związane jest z wiarą w wyjątkowość Ameryki. Warto również zauważyć, że amerykańska polityka zagraniczna, rozumiana w kontekście "doktryny Monroe’a" oraz w jej późniejszych wcieleniach, polegała na uzasadnianiu interwencji w sprawy innych krajów poprzez założenie, że tylko USA mają moralne prawo do ustalania porządku na świecie. Na przestrzeni dziejów ta filozofia była realizowana nie tylko poprzez ideologię manifestu przeznaczenia, ale także dzięki militarnej sile i chęci rozszerzenia wpływów.

Ostatecznie jednak ta wiara w amerykańską wyjątkowość, która była głęboko zakorzeniona w XIX-wiecznym myśleniu o misji "cywilizacyjnej", zmieniła się w XXI wieku w bardziej pragmatyczne, ale nie mniej przekonujące rozumienie, iż USA są potęgą, której interesy stoją ponad innymi. To poczucie dominacji, które narodziło się w czasie zimnej wojny, przekształciło się w nowoczesną wersję amerykańskiego imperializmu – wyrażającą się w polityce interwencjonizmu wojskowego oraz dążeniu do globalnej dominacji gospodarczej.

Warto przy tym zauważyć, że pomimo rosnącej liczby głosów krytycznych wobec tej polityki, w społeczeństwie amerykańskim nadal funkcjonuje silne przekonanie, że to właśnie Stany Zjednoczone mają misję, by nie tylko zapewnić sobie dominację, ale i kształtować przyszłość świata na własny sposób. To poczucie "wyjątkowości", mimo swoich kontrowersyjnych aspektów, pozostaje fundamentem amerykańskiej polityki wewnętrznej i zagranicznej, napędzając dalsze podziały wewnątrz kraju i kształtując jego obraz na arenie międzynarodowej.