Pojawienie się Donalda Trumpa na WrestleManii nie było przypadkowym wybrykiem miliardera, lecz starannie zaplanowanym widowiskiem, w którym każde ujęcie miało znaczenie. Trump, witany przez ekscentrycznego Martine’a Wrighta, znanego jako Boogeyman, nie zdradził żadnych emocji, mimo prowokacyjnej stylizacji i niecodziennego wyglądu przeciwnika. Ta obojętność była częścią większej strategii – Trump wiedział, że w świecie wrestlingu nie chodzi o autentyczność reakcji, lecz o kontrolę narracji.
U jego boku zasiadły Miss USA, Miss Teen USA oraz Miss Universe – symboliczny orszak piękna i sukcesu, reprezentujący jego markę glamour i wpływów. Nawet absurdalny skecz z córką McMahona i wózkiem dziecięcym, którego kulminacją był żart słowny na temat „Trumpa” w pieluszce, nie był tylko niskim żartem. W tym świecie każde upokorzenie miało swoją wagę – i każdy, nawet najpotężniejszy, musiał je przyjąć, jeśli chciał zyskać akceptację publiczności.
Kiedy nadszedł czas walki, Trump wkroczył na ring przy dźwiękach "For the Love of Money", pod deszczem sztucznych banknotów, jakby chciał podkreślić, że pieniądze są jego najważniejszą bronią. Jego ruchy, słowa i gesty – wszystko było inscenizowane. Wołając "Come on, Bobby!" w kierunku swojego zawodnika Bobby’ego Lashleya, budował narrację lojalności i zaangażowania, jakby sam był trenerem, nie tylko sponsorem. W rzeczywistości znał imię zawodnika – i to wystarczyło, by stworzyć iluzję bliskości.
Trump fizycznie zaangażował się w walkę, przewracając McMahona i wymierzając mu ciosy. Po wszystkim poprawił krawat – akt teatralny, ale też znaczący: nie traci stylu, nawet gdy się brudzi. W świecie wrestlingu, gdzie fikcja i rzeczywistość zlewają się w jedno, Trump pokazał, że potrafi grać rolę brutalnego outsidera, a jednocześnie zachować swoją wizerunkową nienaruszalność.
Komentatorzy podkreślali jego wysiłek, zauważając pot na czole. Lawler mówił: "To pot miliardera – on pewnie płaci komuś, żeby wycierał mu czoło." Trump, który uosabiał bogactwo i władzę, pozwolił, by jego pot stał się częścią spektaklu – dowodem na to, że nawet najbogatsi muszą się spocić, by zasłużyć na uwagę tłumu.
Starcie nie byłoby kompletne bez obecności "Stone Cold" Steve’a Austina jako sędziego specjalnego. Austin, legenda ery "Attitude", nie mógł pozostać bierny – jego interwencje, siła i nieprzewidywalność przesłaniały właściwy pojedynek Lashleya z Umagą. To właśnie Austin, nie zawodnicy, nadawał rytm wydarzeniom – i to jego obecność uwypukliła teatralność całej sytuacji.
Shane McMahon, syn Vince’a, również odegrał swoją rolę – z brutalnością i teatralnością, które miały tylko jeden cel: podgrzanie napięcia. Gdy wszystko przerodziło się w chaos, Trump obserwował z niedowierzaniem, mówiąc: "Co tu się dzieje?!" Jim Ross skwitował: "Trump jest w świecie, którego nie rozumie. To nie nieruchomości." Był to celny komentarz, bo chociaż Trump próbował kontrolować sytuację, w rzeczywistości był tylko elementem większej narracji.
Po zwycięstwie Lashleya nadszedł czas zapłaty. McMahon został posadzony na krześle fryzjerskim. Austin wykonał "Stone Cold Stunnera", a Trump z radością przystąpił do golenia McMahona, używając maszynki, pianki i wszystkich dostępnych narzędzi – jakby chciał nie tylko wygrać, ale upokorzyć. W tle rozbrzmiewał utwór "Bald Headed Blues", a publika chłonęła spektakl. McMahon krzyczał, lecz jego cierpienie było częścią widowiska – nikt nie wierzył, że to prawdziwe cierpienie.
Po wszystkim Austin zaskoczył Trumpa – rzucił mu piwo, a następnie wykonał "Stunnera" także na nim. Trump, który nie pije alkoholu, został upokorzony w stylu wrestlingu: teatralnie, brutalnie, ale symbolicznie. Co ważne – ten ruch nie był ćwiczony, co tylko pogłębiało ryzyko fizyczne. A jednak Trump zgodził się. Jego doradcy protestowali, ale on wiedział, że potrzebuje tej sceny. Dla niego było to potwierdzenie – jest gotów zaryzykować wszystko dla spektaklu, który przyniesie mu uwagę.
Ważne jest zrozumieć, że udział Trumpa w WrestleManii był nie tylko próbą autopromocji, ale testem granic własnej marki. Był gotów przyjąć upokorzenie, bo wiedział, że zyska w oczach mas – nie jako polityk, nie jako miliarder, ale jako ktoś, kto potrafi być częścią kultury popularnej bez straty prestiżu. Wrestling, jako fenomen kulturowy, łączył w sobie brutalność, teatralność i społeczne napięcia – a Trump odnalazł się w nim z zaskakującą łatwością. Jego obecność tam była bardziej znacząca niż niejedna kampania polityczna – to był akt całkowitego wchłonięcia przez amerykańską mitologię spektaklu.
Jakie były konsekwencje współpracy Donalda Trumpa z WWE i jak wpłynęła ona na biznes McMahona?
Historia współpracy Donalda Trumpa z WWE to fascynujący przykład, jak w świecie rozrywki i biznesu splatają się fikcja i rzeczywistość, a jednocześnie jak decyzje podejmowane w ramach scenariusza mogą wpływać na realne działania korporacyjne i osobiste losy bohaterów. McMahon, pomimo ogłoszonego w fabule bankructwa po wpuszczeniu fanów za darmo i braku wpływów z telewizji, nie upadł – jego powrót do kontroli nad programem był częścią scenariusza, który miał podkreślić jego biznesową przebiegłość. Donald Trump w roli właściciela RAW, choć scenariuszowo dominujący, nie zgodził się na sprzedaż programu po niskiej cenie, wymuszając na McMahonie podwojenie kwoty, co miało podkreślić jego pozycję i pewność siebie. Konfrontacja między nimi była na tyle wyrazista, że na koniec Trump nawet uderzył McMahona, co stało się symbolem tej historii i było wielokrotnie komentowane przez komentatorów.
Popularność tego epizodu była bezdyskusyjna – program osiągnął bardzo wysokie wyniki oglądalności, najwięcej od lat, a widownia rosła z każdą kolejną minutą. Mimo to, decyzja o zakończeniu udziału Trumpa w roli właściciela została podjęta dość szybko, gdyż reakcja fanów nie spełniła oczekiwań kierownictwa. Pierwotne plany przewidywały dłuższy, nawet półroczny, rozwój tej fabuły, który mógłby poprowadzić firmę aż do wydarzenia WrestleMania XXVI. Z perspektywy twórców problemem była przede wszystkim utrata energii postaci Trumpa, który przestał być postacią pełną żywiołowego konfliktu, jak to miało miejsce wcześniej podczas jego publicznej kłótni z Rosie O’Donnell.
Wpływ tej współpracy na firmę McMahona był jednak szerszy niż tylko fabularny. Niedostateczna promocja kolejnych wydarzeń, jak The Great American Bash, wynikała m.in. z braku miejsca w ramówce, co przełożyło się na niską sprzedaż pay-per-view. Aby utrzymać zainteresowanie mediów i widzów, WWE zaczęło wprowadzać serię „gościnnych gospodarzy” – znanych celebrytów spoza świata wrestlingu, co miało zapewnić świeżość i atrakcyjność programu.
Ciekawostką jest też fakt, że podczas tej współpracy WWE przekazało milion dolarów na fundację Donalda Trumpa, co wywołało kontrowersje, zwłaszcza w świetle faktu, że suma ta przewyższała łączną kwotę, jaką Trump sam przekazał na tę fundację przez dwadzieścia lat. Pojawiły się także sugestie o wzajemnych przysługach w sferze nieruchomości – wkrótce po tym McMahonowie kupili drogi apartament w wieżowcu Trump Parc Towers, płacąc za niego znacznie powyżej rynkowej wartości, co mogło świadczyć o chęci utrzymania dobrych relacji z Trumpem.
Rok 2009 przyniósł kolejne zmiany – Linda McMahon, żona Vince’a i CEO WWE, zrezygnowała z funkcji, aby wystartować w wyborach do Senatu Stanów Zjednoczonych. Jej wejście w politykę wymagało odcięcia się od kontrowersyjnego wizerunku WWE, które wciąż było postrzegane jako program pełen kontrowersyjnych i często brutalnych treści. Linda podkreślała, że jej kampania ma skupić się na poważnych problemach kraju, a doświadczenie w WWE nie jest bezpośrednim przygotowaniem do pracy politycznej, choć wielu komentatorów widziało w niej gotowość do walki w trudnym, medialnym świecie.
Warto zauważyć, że Linda McMahon była aktywnym donatorem na rzecz partii republikańskiej, choć wspierała także niektórych demokratów, co świadczy o pragmatyzmie politycznym. Jej zaangażowanie w politykę było także wspierane przez osoby takie jak Lowell Weicker, były gubernator i senator Connecticut, który podkreślał jej inteligencję i przyzwoitość.
Wszystkie te wydarzenia pokazują, jak blisko powiązane są świat rozrywki, biznesu i polityki, a także jak osoby działające w jednym obszarze mogą wykorzystać zdobyte doświadczenia i kontakty, by rozwijać się w zupełnie innych sferach. Ta historia jest również przykładem, że decyzje podjęte w ramach medialnych spektakli mają swoje reperkusje poza ekranem, wpływając na relacje biznesowe i życie osobiste zaangażowanych osób.
Ważne jest, aby czytelnik zrozumiał, że w świecie profesjonalnego wrestlingu granica między fikcją a rzeczywistością jest często celowo zacierana, co pozwala tworzyć emocjonujące historie, ale również prowadzi do skomplikowanych sytuacji, gdzie elementy biznesu, polityki i show-biznesu współistnieją i wzajemnie na siebie oddziałują. Warto też zwrócić uwagę na to, jak celebryci mogą być wykorzystywani do podnoszenia oglądalności i jak pieniądze płynące z takich przedsięwzięć mogą mieć rozmaite, nieoczywiste przeznaczenia. Zrozumienie tej złożoności pomaga lepiej pojąć mechanizmy działania współczesnej rozrywki i jej powiązań z rzeczywistym światem.
Czy WWE stało się lustrem amerykańskiej polityki i społeczeństwa?
Donald Trump pojawił się na ceremonii WWE Hall of Fame jako postać kontrowersyjna, balansująca pomiędzy politycznym celebrytą a wyreżyserowanym bohaterem narodowego spektaklu. Podczas swojego wystąpienia przedstawił dwoje dzieci: Erica i Ivankę. Eric został wygwizdany, Ivanka przywitana entuzjastycznie – być może z powodu jej medialnej rozpoznawalności i atrakcyjności. Trump zareagował z rozbawieniem: "W końcu kogoś polubili!" To była scena, w której sympatie publiczności nie tylko odzwierciedlały ich stosunek do Trumpa jako postaci publicznej, ale też wskazywały na znaczenie wizerunku w odbiorze polityki.
Wystąpienie Trumpa zostało zagłuszone przez przeciwników – skandowano "You still suck!" i w końcu został zmuszony do wcześniejszego zakończenia przemowy. Odpowiedzią WWE była wiadomość do widzów kolejnej ceremonii Hall of Fame, w której domagano się "należnego szacunku dla Supergwiazd WWE i wprowadzanych do Galerii Sław", a jakiekolwiek "niewłaściwe zachowanie" miało skutkować natychmiastowym usunięciem z hali. Ten ruch można odczytać jako próbę kontrolowania emocji tłumu, który nie chciał zaakceptować Trumpa jako bohatera widowiska.
Sam Trump nazwał swoje wprowadzenie do Hall of Fame największym zaszczytem życia, przewyższającym nawet swoją gwiazdę na Hollywood Walk of Fame. Nie był to tylko pusty gest – w backstage’owym wywiadzie mówił o niesamowitej energii towarzyszącej współpracy z Vince'em McMahonem i o chęci ponownego skonfrontowania się z nim. Publiczne rzucenie wyzwania McMahonowi miało wymiar symboliczny – w świecie WWE, jak i polityki, Trump konsekwentnie obsadza się w roli niepokonanego wojownika. McMahon, choć zwykle skory do takich gier, zareagował chłodno: "Mam już sześćdziesiąt siedem lat, zobaczymy."
Trump kontynuował narrację poprzez Twittera, pisząc: „Sorry losers and haters, but I LOVED the great energy in Madison Square Garden...”, a następnie opublikował bardziej stonowane wideo, dziękując WWE i prosząc fanów o śledzenie go w mediach społecznościowych. Ta dwoistość komunikacji – agresywna, prowokacyjna w mediach społecznościowych i bardziej kontrolowana w oficjalnych kanałach – odzwierciedlała sposób, w jaki Trump funkcjonował jako marka.
Podczas WrestleManii XXIX Trump został ponownie zaprezentowany na rampie wejściowej, lecz entuzjazm publiczności był wyraźnie stłumiony. Został przedstawiony przed Bruno Sammartino, co symbolicznie umniejszyło jego znaczenie. Trump mimo wszystko pozostał na całe widowisko i, według Wayne’a Keowna (Zeb Colter), jego ulubionym momentem był właśnie występ samego Coltera.
Colter, jako lider „The Real Americans”, wykorzystał klimat narastającej niechęci wobec imigrantów i tożsamości kulturowej. Podczas jednego z wystąpień mówił o brudnych ulicach Nowego Jorku, które – jak stwierdził – były przepełnione „nielegalnymi, przestępcami, ludźmi, którzy przekradają się przez granicę”. Atakował języki: hiszpański, włoski, chiński, a nawet jidysz. Mimo że postać Coltera była wyraźnie przerysowana i miała pełnić rolę złoczyńcy, publiczność reagowała z entuzjazmem na hasło „We the People”. To była chwila, w której granica między fikcją a rzeczywistością została zatarta. Trump był zachwycony – według relacji Coltera podszedł do niego, krzyczał „Fantastyczne!” i powtarzał pochwały w obecności swojej rodziny.
Nie sposób zignorować faktu, że Colter, tworząc swoją postać, ironizował z retoryki ruchów takich jak Tea Party. Jednak według niektórych obserwatorów, takich jak Paul Joseph Watson z InfoWars, przedstawienie „The Real Americans” było próbą demonizacji ruchów konserwatywnych i wolnorynkowych. Sam Trump mógł jednak odebrać Coltera dosłownie, a nie jako parodię – co pozwala przypuszczać, że pewne elementy jego późniejszej retoryki mogły być inspirowane tą postacią.
Nie był to zresztą odosobniony przypadek – rok wcześniej mniejsza federacja Lucha Libre USA wykorzystywała podobne tematy. Postać „RJ Brewera”, fikcyjnego syna gubernator Jan Brewer z Arizony, odgrywała antagonistę o twardym stanowisku wobec imigracji. Jego przeciwnikiem był legendarny Blue Demon Jr., symbolizujący dziedzictwo Lucha Libre. Brewer reprezentował prawo SB1070 – nakazujące noszenie dokumentów imigracyjnych i zezwalające policji na ich kontrolę przy „uzasadnionym podejrzeniu”. To była próba przełożenia realnych, kontrowersyjnych debat na język wrestlingu – medium, które z natury operuje uproszczeniami, symbolami i emocjonalną przesadą.
Wreszcie, dzień po WrestleManii XXIX, Trump wystąpił w Fox News, by mówić o Korei Północnej, powołując się na rozmowy z Dennisem Rodmanem – byłym uczestnikiem Celebrity Apprentice, który wielokrotnie odwiedzał Pjongjang. To nie była już scena z wrestlingu, lecz fragment realnej geopolityki, w której granice między widowiskiem a władzą zostały całkowicie zatarte.
Trump nie tylko uczestnic
Czy wrestling może kształtować postawy polityczne młodego pokolenia?
W ciągu ostatnich dekad wrestling przestał być wyłącznie widowiskiem sportowym, a stał się pełnoprawnym uczestnikiem politycznego spektaklu. Szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie granica między rozrywką a polityką dawno już uległa zatarciu. Od końca lat 80. obserwujemy, jak wrestling – a zwłaszcza potęga korporacyjna WWE – staje się narzędziem wpływu, kanałem komunikacji z młodym elektoratem i areną walki ideologicznej, często skuteczniejszą niż tradycyjne środki przekazu.
Z jednej strony mamy do czynienia z celebrytami świata wrestlingu, którzy wykorzystują swoją popularność do mobilizacji wyborców. Z drugiej – polityków, którzy świadomie sięgają po estetykę i język wrestlingu, aby zyskać uwagę tych, których polityka zwykle nie interesuje. Jesse Ventura, były zawodnik WWF i jednocześnie gubernator Minnesoty, był jednym z pierwszych, którzy przetestowali ten model z sukcesem. Jego kampania była głośna, widowiskowa i świadomie balansowała między populizmem a ironią. Ventura nie tylko zdobył mandat, ale na trwałe zrewolucjonizował sposób myślenia o tym, jak można "sprzedać" politykę.
Późniejsza aktywność WWE na scenie politycznej – czy to poprzez rejestrowanie wyborców, organizowanie debat z udziałem wrestlerów, czy też budowanie wydarzeń typu „SmackDown Your Vote!” – pokazała, że ten model nie był incydentem. W latach 2000–2010 firma prowadziła intensywną kampanię skierowaną do młodych dorosłych. Współpraca ze środowiskiem hip-hopowym i celebrytami miała jeden cel: zaktywizować grupy wiekowe dotąd obojętne na politykę.
To, co może wydawać się jedynie chwytem marketingowym, w rzeczywistości odsłani

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский