Współczesna amerykańska scena polityczna i prawna w coraz większym stopniu przeplata się z religijnymi wpływami, które kształtują zarówno decyzje sądów, jak i podejście do podstawowych kwestii społecznych. W szczególności widać to w przypadkach, gdzie przestrzeganie ogólnych przepisów prawa, takich jak obowiązek zapewnienia przez pracodawców ubezpieczeń zdrowotnych obejmujących środki antykoncepcyjne, czy uznanie małżeństw homoseksualnych, napotyka na sprzeciw ze strony religijnych instytucji, które postrzegają te zmiany jako „prześladowania”. Co więcej, choć takie postawy są trudno obronić, zyskują one poparcie w najwyższych instytucjach państwowych, a z biegiem czasu coraz więcej sędziów kieruje się argumentem o ochronie tzw. „szczerych przekonań religijnych”. To przekształca definicję prześladowania w sposób, który nie ma podstaw w logice prawa, ale zyskuje poważne uznanie w amerykańskim systemie prawnym.
Tego rodzaju zmiany wskazują na rosnącą ingerencję religii w kwestie, które nie powinny być uzależnione od indywidualnych wierzeń. Fundamentalne zasady rozdziału kościoła od państwa, takie jak klauzula Johnsona, test Lemon’a czy poprawki Blaine’a, które w przeszłości skutecznie oddzielały religię od polityki, znajdują się obecnie pod poważnym zagrożeniem. Istnieje realne ryzyko, że te zasady zostaną zastąpione postanowieniami, które będą faworyzować religijne instytucje i organizacje.
Pomimo malejącego wpływu religii na życie społeczne Amerykanów, na przykład dzięki rosnącej liczbie osób, które deklarują brak przynależności religijnej, a także spadkowi odsetka osób identyfikujących się jako chrześcijanie, sytuacja w Kongresie USA pozostaje zupełnie nieproporcjonalna. Choć chrześcijanie stanowią około 65% populacji, to aż 90% kongresmenów w 2019 roku deklarowało tę samą religię. To rozbieżność, która w systemie demokratycznym powinna wzbudzać niepokój, szczególnie gdy w grę wchodzą fundamentalne różnice w postrzeganiu rzeczywistości. Co gorsza, chrześcijańska większość w Kongresie stara się narzucić własne przekonania dotyczące „zaufania w rzeczywistość obserwowalną”, co stawia pod znakiem zapytania obiektywność decyzji podejmowanych przez rząd.
Zjawisko to nasiliło się w kontekście prezydentury Donalda Trumpa, której sukcesy w dużej mierze zawdzięczają poparciu ze strony ewangelikalnych chrześcijan. Prezentowanie tej administracji jako spełnienia marzeń konserwatywnych chrześcijan pokazuje, jak głęboko religijne lobby sięgnęło po mechanizmy władzy państwowej, mające na celu odwrócenie wielu sekularnych zasad, na których opierała się amerykańska demokracja. W tym kontekście odpowiedź rządu USA na pandemię COVID-19, a zwłaszcza chaos i śmierć związane z tym kryzysem, stanowi dobitną lekcję dla przyszłych pokoleń. Pokazuje, jak wielka jest odpowiedzialność za dopuszczanie ideologii religijnych do kwestii, które wymagają pragmatyzmu i opartego na faktach podejścia.
W przeciwnym obozie znajdują się państwa, które skuteczniej reagują na globalne kryzysy. Przykładem jest Nowa Zelandia, gdzie władze podjęły szybkie i zdecydowane działania w obliczu pandemii COVID-19. Choć Nowa Zelandia miała niewielką liczbę przypadków, podjęte przez rząd decyzje, takie jak zamknięcie granic i wprowadzenie surowych obostrzeń, zostały ocenione jako wzorcowe. Warto zauważyć, że w przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych, gdzie reakcje były rozczłonkowane i oparte na opóźnionych decyzjach, Nowa Zelandia skupiła się na wczesnym reagowaniu i systematycznych testach, dzięki czemu udało się opanować sytuację w krótkim czasie.
Różnice w zarządzaniu kryzysami zdrowotnymi, takich jak pandemia COVID-19, czy inne katastrofy, ukazują, jak ważne jest połączenie skuteczności państwowych instytucji z rzetelnym, naukowym podejściem do problemów. Ponadto, pokazały one również, że gdy religijne wpływy zaczynają dominować nad pragmatyzmem i racjonalnością, wynikające z tego decyzje mogą prowadzić do katastrofalnych skutków.
Patrząc na obecną sytuację w Stanach Zjednoczonych, widzimy, jak religia staje się coraz silniejszym czynnikiem politycznym. Jednak należy pamiętać, że to nie religijne wartości, ale sekularne podstawy rządzenia powinny stanowić fundament dla państwowych decyzji i praw, które mają na celu zapewnienie dobrobytu wszystkim obywatelom, niezależnie od ich wyznania czy przekonań.
Jak polityczne i religijne napięcia wpływają na badania nad komórkami macierzystymi i prawa reprodukcyjne w Stanach Zjednoczonych?
Prawa, które zostały uchylone przez sądy, uznane za oczywiste próby obejścia konstytucyjnie chronionego prawa do autonomii reprodukcyjnej, nie powstrzymały konserwatywnych polityków w ich walce o te same przepisy. Motywacja stojąca za tymi przepisami jest trudna do zrozumienia przez osoby myślące racjonalnie. Z pewnością ich Bóg nie jest tak okrutny, by wlewać duszę w zarodek wielkości grochu, a potem skazywać ją na piekło za to, że nie została pochowana na świętej ziemi po aborcji. Jednakże powód wprowadzenia tych restrykcji staje się jasny, gdy weźmiemy pod uwagę chrześcijańskie postrzeganie zwolenników wyboru. Gdy zaakceptujesz propozycję, że twój przeciwnik w debacie walczy o prawo do zabijania dzieci w liczbie przekraczającej pół miliona rocznie, nie ma już poziomu złośliwości, który nie byłby przypisany do tej osoby.
W tym kontekście pojawia się Planned Parenthood, który w wielu chrześcijańskich teoriach spiskowych jest utożsamiany z wielkim Szatanem. W rzeczywistości, Planned Parenthood to organizacja non-profit, która wykonuje niezastąpioną pracę, oferując opiekę zdrowotną z zakresu reprodukcji ludziom na całym świecie. Jednak w zakrzywionych labiryntach religijnego strachu, stają się oni narodowymi stacjami rekrutacyjnymi dla Szatana, składającymi ofiary w zgodzie z jego mrocznymi rytuałami. Są kultem eugenicznym, który ma na celu usunięcie z populacji chrześcijan i zastąpienie ich androgynicznymi automatami, żyjącymi tylko na zielonej herbacie i awokado. A przynajmniej ich celem jest, by młode kobiety przechodziły jak najwięcej aborcji, aby mogły sprzedać "resztki" na rynku wtórnych zarodków i zarobić na tym fortunę.
Warto jednak jasno zaznaczyć, że Planned Parenthood nie zachęca nikogo do przeprowadzania aborcji. Organizacja ta po prostu udostępnia usługi tym, którzy ich potrzebują, odpowiadając na pytania o procedury w sposób szczery i rzetelny. Również nie sprzedają zarodków po aborcji. Fakt ten został potwierdzony w licznych dochodzeniach przeprowadzonych w 2016 roku po publikacji zmanipulowanego filmu, który rzekomo ukazywał pracowników Planned Parenthood sprzedających zarodki. Piętnaście stanów rozpoczęło śledztwa w tej sprawie, jednak jedynymi oskarżeniami, które się pojawiły, były te skierowane przeciwko dwóm aktywistom antyaborcyjnym, którzy nakręcili ten film.
To, co naprawdę pokazano w filmie, to amatorska akcja szpiegowska, w której kilku chrześcijańskich fanatyków udawało przedstawicieli laboratorium poszukujących zarodków do badań i oferujących zapłatę za przechowywanie materiału. Była to całkowicie legalna transakcja, gdyby nie fakt, że połowa zaangażowanych stron kłamała w celu bezpodstawnego oczernienia drugiej strony. Tkanki płodowe mają ogromną wartość w badaniach medycznych, szczególnie w rozwoju szczepionek. Na przykład komórki nerek płodów zostały użyte do stworzenia pierwszych szczepionek przeciwko polio – postępu medycznego, który rocznie ratuje ponad pół miliona żyć na całym świecie.
Ważne jest zrozumienie, że chociaż tkanki płodowe mają ogromny potencjał w medycynie, amerykański system prawny wciąż stoi w obliczu przeszkód, które są w dużej mierze podyktowane ideologią, a nie naukowym podejściem. Choć większość społeczeństwa popiera wykorzystywanie komórek macierzystych w badaniach medycznych, przepisy federalne pozostają bardziej restrykcyjne w porównaniu do innych rozwiniętych krajów. Rządy zakazują klinikom aborcyjnym pytania pacjentek o możliwość przekazania tkanek płodowych aż do momentu, gdy te już zdecydują się na zabieg aborcji, co wynika z nieuzasadnionego lęku, że kobiety będą rodzić tylko po to, by oddać materiał do badań.
Pomimo że komórki płodowe mogą mieć ogromną wartość, nie można pozwolić, by rynkowe tendencje przyćmiły etykę i zasady medycyny. Amerykańscy politycy, zwłaszcza w obozie konserwatywnym, podjęli liczne działania na rzecz zablokowania badań nad komórkami macierzystymi, opierając się na religijnych lękach, a nie na twardych faktach naukowych. Choć nie brakuje ludzi i instytucji, które stoją na straży etycznych zasad w tej dziedzinie, trudno nie zauważyć, jak duży wpływ na te przepisy ma polityczny lobbing, który często ignoruje same podstawy naukowe.
Mimo tych wszystkich trudności, istnieją pozytywne tendencje w rozwoju badań nad komórkami macierzystymi. W ciągu ostatnich kilku lat na całym świecie osiągnięto ogromny postęp w leczeniu chorób takich jak Parkinson, cukrzyca typu 1 czy zwyrodnienie plamki żółtej. Komórki macierzyste wykazują ogromny potencjał w terapii regeneracyjnej i mogą w przyszłości stanowić kluczowy element w leczeniu wielu chorób, które do tej pory były nieuleczalne. Jednak to, czy społeczeństwo zdecyduje się na pełne zaakceptowanie tego potencjału, będzie zależało nie tylko od naukowców, ale również od wpływowych polityków i organizacji, które będą miały decydujący głos w tej sprawie.
Czy religia powinna mieć uprzywilejowaną pozycję w systemie prawa?
W systemie prawnym Stanów Zjednoczonych, kwestia granic wolności religijnej i jej wpływu na prawo cywilne i administracyjne była długo przedmiotem intensywnych debat. Istnieje kilka fundamentalnych przypadków, które ukształtowały sposób, w jaki interpretowane są granice religijnych praw jednostki, w szczególności w kontekście obowiązków obywatelskich, takich jak podatki czy obowiązek pracy.
Szczególnym przypadkiem w tym kontekście jest sprawa Sherbert v. Verner z 1963 roku. W jej wyniku Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych orzekł, że odmowa pracy w wyniku przekonań religijnych, a dokładniej odmowa pracy w soboty przez osobę, której religia wymaga tego dnia odpoczynku, nie może prowadzić do utraty świadczeń z tytułu bezrobocia. Ta decyzja, nazywana testem Sherberta, była przełomowa, ponieważ uznano, że prawo do wolności wyznania musi zostać zapewnione, nawet kosztem pewnych ograniczeń dla administracji państwowej.
Jednakże, istotne jest zrozumienie, że decyzja ta miała miejsce w 1963 roku, a więc na rok przed uchwaleniem ustawy o prawach obywatelskich z 1964 roku, która wprowadziła zakaz dyskryminacji ze względu na rasę, kolor skóry, religię, płeć czy narodowość. To wprowadzenie do prawa cywilnego zmieniło na trwałe dynamikę w kwestii prawa do wolności religijnej w kontekście innych prawa obywatelskich. Jednak wiele wątpliwości dotyczących kwestii religii w prawie, a szczególnie w prawie pracy, nie zostały do końca rozwiane, a sam test Sherberta do dziś wywołuje kontrowersje.
Z jednej strony, wciąż istnieje argument, że zapewnienie wolności religijnej poprzez przyznanie pewnych wyjątków, na przykład w kontekście pracy, może w rzeczywistości faworyzować religię nad niewiarą. Zatem jeśli ktoś decyduje się na odmowę pracy w sobotę z powodu swojej religii, ale ten sam argument nie działa w przypadku osoby, która pragnie odpoczywać z innych, niemających charakteru religijnego powodów, to pojawia się pytanie: czy takie stanowisko nie tworzy pewnego rodzaju preferencji religijnej? W tej perspektywie, stricte oddzielenie państwa od religii staje się jeszcze bardziej skomplikowane. To właśnie taki pogląd jest znany jako „ściśle separacjonistyczny”, a jego korzenie sięgają dzieła Johna Locke’a z 1689 roku, A Letter Concerning Toleration.
Kolejnym ważnym przypadkiem, który wpłynął na zrozumienie wolności religijnej w prawie amerykańskim, jest sprawa Wisconsin v. Yoder z 1972 roku. Sąd Najwyższy orzekł, że członkowie społeczności amish mogą nie przestrzegać obowiązku edukacji dzieci powyżej ósmego roku życia, jeśli jest to sprzeczne z ich religijnym przekonaniem. Choć decyzja ta wydaje się być oparta na szacunku dla tradycji religijnych, również i w tym przypadku pojawia się pytanie, czy nie jest to forma uprzywilejowania jednej grupy religijnej kosztem innych. Jak zauważył jeden z sędziów, dzieci te powinny mieć prawo do pełnego wyboru swojej przyszłości zawodowej, w tym marzeń o karierze pianisty czy astronauty, co w tradycji Amish nie jest możliwe.
Tego rodzaju przypadki prowadzą do rozważań nad tym, w jaki sposób państwo powinno balansować między zapewnieniem wolności religijnej a ochroną interesów ogólnospołecznych. Z jednej strony nie można zabraniać osobom wierzącym korzystania ze swoich praw religijnych, z drugiej jednak nie można ignorować faktu, że dla innych obywateli, w tym osób niewierzących, przestrzeganie religijnych zasad nie może stanowić przeszkody w pełnym korzystaniu z praw obywatelskich.
Ważnym aspektem tej debaty są również przepisy dotyczące płacenia podatków. W sprawach takich jak United States v. Lee (1982), Sąd Najwyższy orzekł, że członkowie społeczności amish nie mogą odmówić płacenia składek na ubezpieczenie społeczne, ponieważ ich religijne przekonania zabraniają korzystania z jakiejkolwiek pomocy publicznej. Sąd stwierdził, że choć rozumiemy przekonania religijne tej grupy, nie mogą one stanowić wyjątku w stosunku do obowiązku obywatelskiego wobec państwa. Decyzje takie zdają się sugerować, że wolność religijna w pewnych przypadkach nie może naruszać obowiązków wobec społeczeństwa, które są nałożone na wszystkich obywateli, niezależnie od ich przekonań.
Podobne kwestie pojawiają się także w kontekście obowiązków militarnych czy innych publicznych obowiązków, jak pokazywały liczne sprawy, w których osoby wyznające religijne przekonania pacifistyczne (np. Quakers) starały się uniknąć służby wojskowej, powołując się na swoje przekonania. Sąd Najwyższy wielokrotnie orzekał, że chociaż państwo musi szanować przekonania religijne jednostki, to nie może rezygnować z wymogu przestrzegania ogólnych zasad obowiązujących w państwie. Takie rozwiązania, choć zgodne z konstytucją, wywołują wiele kontrowersji i pytania o granice tolerancji.
W kontekście współczesnych sporów o prawa obywatelskie, w tym dotyczących małżeństw jednopłciowych, ważne jest zrozumienie, że interpretacja prawa musi być elastyczna i dostosowywać się do zmieniającego się społeczeństwa. Jednak w przypadku, gdy pewne grupy religijne uznają, że ich przekonania wymagają traktowania pewnych osób w sposób dyskryminacyjny (np. poprzez zakaz zawierania małżeństw między osobami tej samej płci), pojawia się pytanie o to, w jakim stopniu religijne przekonania mogą uzasadniać dyskryminację.
Z perspektywy prawnej, kluczowe jest, by rozróżniać pomiędzy religijnym wyrażaniem siebie a obowiązkami obywatelskimi wynikającymi z przynależności do państwa. Wolność wyznania nie powinna służyć jako pretekst do łamania fundamentalnych zasad równości i sprawiedliwości. Przy tym wciąż pozostaje otwarte pytanie, czy i w jakim zakresie państwo powinno respektować religijne zasady, które prowadzą do zderzenia z prawami innych obywateli.
Jak skonfigurować bazy danych SQL w aplikacji FastAPI
Jak wynalazki przełomu XVIII i XIX wieku kształtowały naszą współczesność?
Jak młody Wild West zaskoczył obozowiczów w Hungry Holler?
Jak zbudować platformę benchmarkową do testowania robotów mobilnych?

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский