Aby zrozumieć, dlaczego Stany Zjednoczone znalazły się z Donaldem Trumpem na stanowisku prezydenta, warto spojrzeć na szerszą, bardziej zniuansowaną perspektywę. Chodzi o momenty, w których gracze polityczni i media koncentrowali się na Trumpie, zachęcając go, a nawet prowokując do startu w wyborach. Przyjrzyjmy się teraz żartom o Trumpie. Czy możliwe było, że roast Setha Meyersa rzeczywiście dotknął Trumpa? Jeśli tak, to dlaczego? Znamy przecież sytuację, kiedy Trump nie wydawał się szczególnie poruszony uwagami Baracka Obamy podczas Kolacji Korespondentów Białego Domu w 2011 roku. Jednak zaraz po wydarzeniu, a także przez lata, Trump nie potrafił pogodzić się z wystąpieniem Meyersa tego wieczoru. Wydaje się, że choć Trump był obiektem żartów wielu komików, to właśnie występ Meyersa wywarł na nim największe wrażenie. Co sprawiło, że ten żart różnił się od innych?
Aby odpowiedzieć na to pytanie, warto cofnąć się do wcześniejszych lat i przyjrzeć się długiej historii żartów na temat Trumpa – szczególnie tych, które pojawiły się na długo przed kwietniem 2011 roku. W tym kontekście staje się jasne, że Trump regularnie był obiektem karykatury i wyśmiewania. Co ważne, jak zauważyłem we wstępie, od momentu, gdy Trump stał się kandydatem politycznym, niemal natychmiast stał się najczęściej wyśmiewanym politykiem wszech czasów. Jednak, by zrozumieć, jakie żarty pojawiły się na temat Trumpa jako polityka, musimy zrozumieć rodzaj karykatury, jaką był obiektem na długo przed tym, jak wkroczył na scenę polityczną.
Żarty o Trumpie często bazowały na określonych postaciach, które komicy kreowali wokół niego. Można je sklasyfikować na kilka głównych typów: Chwalący się biznesmen, Błazen z telewizji reality show, Teoretyk spiskowy Birther oraz Absurdalny polityk. Żarty po 2015 roku często łączyły te postaci w hybrydowe wizerunki, które wykorzystywały cechy charakterystyczne kilku z tych postaci naraz. Ważne jest, by dostrzec, że żarty często wyśmiewały Trumpa zarówno jako postać spektakularną, jak i jako rzeczywistą postać biznesową. Ten aspekt jest kluczowy dla zrozumienia, jak humor ukazywał rzeczywistość Trumpa oraz jego widowiskową osobowość, które, co istotne, nigdy nie były oddzielnymi trybami jego wizerunku.
Innym powtarzającym się motywem w żartach o Trumpie było przerysowanie jego już i tak przesadnej, karykaturalnej postaci. Humor oparty na przerysowaniu obrazu osoby jest fundamentalny dla komedii, a Trump stanowił wręcz idealny materiał do takich żartów. Przykładem jest okładka magazynu Spy z 1990 roku, która przedstawia Trumpa jako płaczącego biznesmena – temat, który powrócił przy okazji balonu Trumpa z 2018 roku, który unosił się nad Londynem w trakcie jego wizyty w Wielkiej Brytanii. W innych przypadkach komicy nie przesadzali już z przerysowaniem, traktując Trumpa tak, jak przedstawiał go sam w swoich wystąpieniach, jak w przypadku komiksów z Doonesbury, które dosłownie cytowały jego wypowiedzi.
Wielu żartów dotyczyło też fizyczności Trumpa: jego charakterystycznych fryzur, pomarańczowej cery, małych dłoni, nienaturalnie długich krawatów i dziwnych gestów. Te cechy były nieustannie powtarzane w żartach, niezależnie od tego, którą z postaci Trumpa wyśmiewano. Co ważne, nie wszystkie żarty o Trumpie są takie same. Niektóre z nich to jedynie prześmiewcze docinki dotyczące jego wyglądu, które w krótkiej chwili mogą wywołać śmiech, ale nie niosą ze sobą głębszej krytyki politycznej. Większość jednak to satyra, która zależy od ironii, zachęcając widza do krytycznego myślenia, jednocześnie dostarczając mu rozrywki. Żarty tego rodzaju ujawniają hipokryzję Trumpa, jego arogancję oraz agresywne, bulwersujące zachowania, czyniąc to poprzez sarkazm i ironię, które pomagają uchwycić rozbieżność między rzeczywistym Trumpem a jego karykaturalnym obrazem.
Nie można jednak zapominać, że Trump wciąż pozostaje postacią, która wzbudza kontrowersje i stanowi inspirację do żartów, które przynajmniej w części wytykają nie tylko jego fizyczne, ale i intelektualne słabości, takie jak jego nieumiejętność logicznego myślenia, egocentryzm, toksyczna męskość, potrzeba nieustannej uwagi, rasizm i seksizm, a także nadzwyczajna brak samoświadomości.
Z perspektywy krytyki, warto zauważyć, że w miarę jak Trump przeszedł od statusu celebryty do polityka, nie tylko żarty o nim się zmieniały, ale także kontekst, w jakim te żarty funkcjonowały. Stąd, obok karykatur politycznych, powstał także obraz Trumpa jako symbolu amerykańskiego populizmu, który w żartach i satyrze stał się również medium do krytyki współczesnych mechanizmów władzy i wpływów w polityce.
Jak media stworzyły pierwszego prezydenta
Donald Trump stał się jednym z najbardziej medialnych polityków w historii Stanów Zjednoczonych, a jego kampania wyborcza w 2016 roku wykroczyła poza tradycyjne granice relacjonowania politycznych wydarzeń. Nie tylko przyciągał uwagę dzięki swoim kontrowersyjnym działaniom, ale przede wszystkim dzięki ogromnej ilości czasu antenowego, jaką otrzymał, co miało kluczowy wpływ na jego sukces. Media, które tradycyjnie pełnią rolę kontrolującą, w tym przypadku stały się instrumentem w rękach Trumpa, kreującym jego obraz i pomagającym zdobyć popularność.
W pierwszych miesiącach kampanii Trump otrzymał aż 63% czasu antenowego, podczas gdy jego najczęściej relacjonowany rywal zdobył tylko 37%. Trumpa nie trzeba było promować za pomocą drogich reklam telewizyjnych, jak jego konkurentów. Jego kampania zrezygnowała z kosztownych funduszy na reklamę, które były normą w poprzednich wyścigach prezydenckich. W porównaniu z Jebem Bushem, który wydał około 82 milionów dolarów na reklamy telewizyjne, Trump przeznaczył jedynie 10 milionów. Niemniej jednak, mimo mniejszego nakładu finansowego, Trump zdobywał zdecydowanie większą liczbę relacji medialnych. To zjawisko, określane mianem "earned media", czyli mediów uzyskanych, a nie zakupionych, stało się podstawą jego kampanii.
Punktem przełomowym w zrozumieniu tej dynamiki była konstatacja, że Trump wypełniał wszystkie kryteria, jakich szukały media. Był nowy, kontrowersyjny, ale przede wszystkim dostarczał materiałów, które idealnie odpowiadały na potrzeby dziennikarzy: konflikt, złość, prowokację. Jego tweetów, często pełnych błędów, ataków i nieprzemyślanych wypowiedzi, media nie traktowały jako głupoty, ale jako istotny element politycznego spektaklu, na który reagowali zarówno wyborcy, jak i dziennikarze. Na tle Hillary Clinton, która również regularnie tweetowała, Trump wyróżniał się kontrowersyjnością, co tylko zwiększało zainteresowanie jego osobą.
Jako kandydat, Trump był nieporównywalnie lepiej "sprzedawany" przez media niż jakikolwiek inny polityk. Jego przemówienia, w których dominowały agresja, bezkompromisowość i hasła typu "Make America Great Again", przyciągały uwagę dziennikarzy, którzy byli zafascynowani taką narracją. W przeciwieństwie do Clinton, której wystąpienia były bardziej stonowane, Trump dostarczał "spektakularnych" momentów, które generowały ogromne zainteresowanie mediów. To sprawiło, że nawet gdy temat dotyczył innych kandydatów, to w dominującej większości przypadków to Trump był tym, którego głos dominował w przekazie.
Również po wygranych wyborach medialna fascynacja Trumpem nie osłabła. Raporty z pierwszych 100 dni prezydentury wskazują na to, że Trump dominował w relacjach medialnych, stanowiąc aż 41% wszystkich wiadomości. Zaskakujący jest również fakt, że mimo negatywnego tonu większości relacji, głos republikańskich polityków i komentatorów stanowił aż 80% tego, co media przekazywały o prezydenturze Trumpa. Był to nie tylko efekt nadmiernej uwagi, ale także świadomego kreowania wizerunku przez samych dziennikarzy, którzy reagowali na każdy ruch nowego prezydenta.
W porównaniu z prezydentem Obamą, który był zmuszony zmagać się z brakiem zainteresowania mediów, Trump miał pełną kontrolę nad tym, kiedy i jak jego przekaz był transmitowany. Kiedy Obama próbował poruszyć temat polityki imigracyjnej w 2014 roku, sieci telewizyjne odmówiły transmisji jego wystąpienia. W przeciwieństwie do tego, gdy Trump przemawiał w sprawie budowy muru granicznego, jego wystąpienie było transmitowane przez 11 sieci telewizyjnych, oglądane przez 43 miliony osób.
Media w Stanach Zjednoczonych, zamiast pełnić funkcję strażnika demokracji i kontroli władzy, stały się częścią politycznej rozgrywki. To, jak media promowały Trumpa, wskazuje na to, jak potężną rolę mogą odgrywać w kształtowaniu wyniku wyborczego. Przykład Trumpa pokazuje, że w dzisiejszym świecie polityka i media są nierozłącznie związane, a decyzje o tym, kto dostaje przestrzeń w mediach, mogą decydować o wyniku wyborów.
Dodatkowo warto zauważyć, że obok tradycyjnych mediów w kampanii Trumpa pojawił się nowy, nieznany wcześniej fenomen - fake news. W czasie jego kampanii pojawiły się liczne, często fabrykowane informacje, które miały na celu promocję jego osoby i zniszczenie wizerunku jego przeciwników. Choć określenie „fake news” stało się modnym hasłem w czasie kampanii, to jego obecność była istotnym elementem politycznego krajobrazu, który zmienił sposób prowadzenia kampanii wyborczych. Współczesne media, w tym te, które pretendują do miana „prawdziwych” i „wiarygodnych”, zaczęły niejednokrotnie schodzić z obranego kursu dziennikarskiego profesjonalizmu, stając się częścią wirtualnego show.
Jak satyrycy w erze Trumpa bronili demokracji?
Satyra polityczna w czasie prezydentury Donalda Trumpa przybrała formę niezwykle wyrazistą i mocno osadzoną w kontekście walki o utrzymanie podstawowych zasad demokracji. Tradycyjnie satyrycy służyli jako strażnicy wartości republikańskich, a ich zadaniem było obnażanie sprzeczności w rządzących. Jednak w okresie rządów Trumpa ich rola zyskała wymiar wręcz misyjny. Stało się jasne, że satyrycy nie tylko ironizują, ale stają się kluczowymi graczami w obronie systemu demokratycznego, którym, ich zdaniem, zagrażały rządy poprzedniego prezydenta. Trudno wyobrazić sobie silniejszy przykład tego zjawiska niż reakcje komików na wydarzenia w Charlottesville w 2017 roku, kiedy to Trump po zamachach na demonstrantów nie potrafił jednoznacznie potępić białych supremacistów, a wręcz mówił o "przemocy z wielu stron". Wtedy to Seth Meyers, jeden z najgłośniejszych głosów satyry w amerykańskiej telewizji, wyłamał się ze standardowego, komediowego tonu i przeszedł do ostrej krytyki prezydenta, wytykając mu rasizm i brak odpowiedzialności za wypowiadane słowa.
Meyers w swojej analizie nie używał klasycznego żartu – jego wypowiedzi były jasną, niepodważalną krytyką, która bardziej przypominała publiczną lekcję moralności niż humorystyczny atak. Satyra polityczna w jego wykonaniu stawała się nie tylko formą protestu, ale także próbą przypomnienia o obowiązkach, które prezydent powinien pełnić w demokracji. „Prezydent ma być liderem społeczeństwa, ma go inspirować, krytykować i stać na straży wartości demokratycznych” – te słowa, wypowiedziane przez Meyersa, stały się manifestem jego stylu, który zamiast śmiechu, zmuszał do poważnej refleksji.
Warto zauważyć, że w tym okresie satyrycy nie tylko wyśmiewali działania Trumpa, ale wręcz zaczęli pełnić rolę nieformalnych strażników konstytucji. W ich rękach satyra stała się narzędziem, które nie tylko obnażało absurdy w rządzeniu, ale także pełniło funkcję edukacyjną. Oczywiście, nie wszyscy komicy podchodzili do tematu w ten sam sposób. John Oliver, który przez wiele lat pracował w „The Daily Show”, a potem stworzył własny program „Last Week Tonight”, konsekwentnie unikał skupiania się wyłącznie na Trumpie, lecz gdy już decydował się na tematykę związaną z prezydentem, jego ataki były nie tylko śmiałe, ale i precyzyjne. Oliver starał się, by jego program, dzięki długim, szczegółowym materiałom, stanowił kontrę dla mainstreamowych mediów, które często ignorowały pewne aspekty polityki Trumpa. Jego format – zestawienie przeglądu wydarzeń z głęboką analizą – stał się nowatorskim podejściem do satyry telewizyjnej.
Z perspektywy politycznej satyra stała się jednym z głównych narzędzi oporu. Wiele protestów przeciwko Trumpowi miało charakter satyryczny. Plakaty i hasła, które na pierwszy rzut oka wydawały się żartobliwe, miały w sobie głębszy, bardziej krytyczny ładunek emocjonalny. Satyrycy w swoich wystąpieniach, choć ubrani w pióra komedii, byli poważnymi obrońcami wartości, które stanowią fundament amerykańskiego systemu politycznego.
Warto zwrócić uwagę na to, że satyrycy w czasach Trumpa przejęli funkcję krytyczną, którą kiedyś pełnili dziennikarze. Programy satyryczne stały się swoistymi alternatywnymi kanałami informacji, które nie bały się przyjmować kontrowersyjnych tematów i przedstawiać ich w kontekście szerszym niż mainstreamowe media. Twórczość takich osób jak Meyers, Oliver, Colbert, czy Kimmel nie ograniczała się do żartów, ale często stanowiła formę protesu i walki o zachowanie demokratycznych wartości w kraju.
Należy jednak dostrzec, że satyra, choć istotna w obronie instytucji demokratycznych, nie była wolna od kontrowersji. Chociaż w dużej mierze była skierowana przeciwko Trumpowi i jego zwolennikom, nie zawsze była w pełni sprawiedliwa w ocenie wszystkich uczestników politycznej gry. Nierzadko zdarzało się, że komicy, w ferworze walki, prześlizgiwali się po trudnych kwestiach, które wymagały głębszej analizy. Mimo to, satyra stała się jednym z najważniejszych narzędzi obrony wartości, które uważano za zagrożone przez rządy Trumpa.
Jak satyra kształtuje naszą rzeczywistość w erze Trumpa?
W XXI wieku satyra przekształciła się w niezwykle ważne narzędzie w debacie publicznej. Stała się nie tylko sposobem na krytykę władzy, ale również jednym z najpotężniejszych sposobów komentowania wydarzeń politycznych i społecznych. Nie ma chyba lepszego przykładu współczesnej roli satyry niż era prezydentury Donalda Trumpa. Jego pojawienie się na scenie politycznej, a później objęcie urzędu prezydenta Stanów Zjednoczonych, stało się katalizatorem zmian w sposobie, w jaki postrzegamy media, politykę i samego siebie w obliczu coraz bardziej kontrowersyjnej rzeczywistości.
Wielu badaczy zauważyło, że satyra w tej erze przestała pełnić swoją klasyczną rolę — by jedynie ośmieszać i krytykować. Zamiast tego zaczęła funkcjonować na poziomie, który przestał być odróżnialny od rzeczywistości. Programy takie jak „The Daily Show” Jonathana Stewarta, „Last Week Tonight with John Oliver” czy „Patriot Act with Hasan Minhaj” wypełniały przestrzeń, w której żart stawał się nie tylko komentarzem, ale i wskaźnikiem stanu rzeczywistego. Publiczność nie rozróżniała już, gdzie kończy się fikcja, a zaczyna rzeczywistość. Z czasem zaczęło się to nazywać zjawiskiem, które pewni badacze określili mianem „normalizacji absurdów”.
Jednym z najbardziej uderzających przykładów tego zjawiska była prezydentura Donalda Trumpa. Jego decyzje, działania i wypowiedzi były na tyle nieprzewidywalne i kontrowersyjne, że satyra zaczęła blisko imitować rzeczywistość. Programy telewizyjne, stand-upy czy posty w mediach społecznościowych – wszystko to wykorzystywało fakt, że rzeczywistość polityczna stała się tak niezwykła, że granice między żartem a rzeczywistością były zacierane. Trump w pełni zdawał sobie sprawę z tej sytuacji, wykorzystując media społecznościowe jako narzędzie do kreowania swojego wizerunku i przekazu, który częściowo przybierał formę groteskowej farsy. Jego obsesja na punkcie wizerunku, zdolność do wywoływania kontrowersji, a także chęć do konfrontacji z mediami były prawdziwymi tematami, które były podstawą niekończących się żartów i satyrycznych analiz.
Zjawisko to nie ograniczało się jednak do samego Trumpa. Obserwowaliśmy, jak satyra wpływała na sposób postrzegania polityki w ogóle. W obliczu rosnącej władzy mediów społecznościowych i ich zdolności do kreowania narracji, satyra stała się nie tylko narzędziem oporu, ale i głównym mechanizmem kontrolowania wizerunków politycznych. Była to nowa forma interakcji z władzą — bezpośrednia, błyskawiczna, nie zawsze zrozumiała, ale na pewno bardzo efektywna.
Ważnym aspektem, który powinien zostać zrozumiany przez każdego, kto bada wpływ satyry w tej erze, jest to, że granice między żartem a rzeczywistością nie są już tak wyraźne, jak kiedyś. Satyra, początkowo traktowana jako narzędzie krytyki, stała się integralną częścią mechanizmów sprawowania władzy. W momencie, gdy Donald Trump zyskał poparcie dzięki swojej charyzmie i nieprzewidywalności, satyra sama stała się narzędziem politycznym. Była używana zarówno przez jego przeciwników, jak i zwolenników, do przekazywania ideologicznych komunikatów i stawiania granic, które w pewnym momencie stawały się tak wyraźne, że rzeczywistość polityczna nie potrafiła ich przekroczyć.
Satyra, która powinna oddzielać absurd od rzeczywistości, zatonęła w tej samej rzeczywistości. W ten sposób, z jednej strony, mamy do czynienia z brakiem wyraźnych granic pomiędzy tym, co jest rzeczywiste, a tym, co jest kreowane przez media, a z drugiej strony — z sytuacją, w której satyra już nie tylko krytykuje polityków, ale w pewnym sensie jest jednym z ich elementów, wchodząc w grę z rzeczywistością, którą sama kreuje.
Warto pamiętać, że ten proces nie jest tylko wynikiem działania jednego człowieka czy jednej partii politycznej. To także efekt zmian technologicznych i społecznych, które pozwoliły na szybkie rozprzestrzenianie się idei, również tych absurdalnych i satyrycznych, w przestrzeni publicznej. Twitter, Facebook, Instagram — wszystkie te media społecznościowe stały się sceną, na której satyra znalazła nowy, potężny kanał komunikacji. Granice między tym, co jest prawdą, a tym, co jest żartem, zatarły się do tego stopnia, że satyra zaczęła być stosowana jako narzędzie tworzenia alternatywnych wersji rzeczywistości.
Satyra zatem nie tylko kpi z polityków, lecz również pełni funkcję moralnego kompasu, który pomaga nam zrozumieć, jak bardzo zaawansowanym narzędziem w rękach władzy stały się współczesne media. Ostatecznie, w świecie, w którym satyra staje się częścią gry politycznej, musimy być świadomi, że jej rola nie jest już tylko zabawą. Stała się ona poważnym elementem, który może determinować sposób, w jaki postrzegamy otaczającą nas rzeczywistość.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский