W rozmowach z ewangelikalnymi chrześcijanami, którzy angażują się w działalność misyjną, warto zauważyć, jak silnie wiara łączy się z ich stosunkiem do polityki. Większość z nich, mimo że angażuje się w misje w krajach takich jak Ekwador, Afryka czy Rosja, wykazuje ambiwalentny stosunek do polityki amerykańskiej. Wiara w Jezusa Chrystusa i zaangażowanie w szerzenie Ewangelii pozostają w centrum ich życia, natomiast świat polityczny, mimo że silnie związany z tematami religijnymi, budzi raczej chłodny stosunek.

Z rozmowy z grupą ewangelikalnych chrześcijan wynika, że stosunek do Donalda Trumpa, a szczególnie jego wykorzystanie religii do zdobywania głosów wyborców, nie był jednoznaczny. Tylko dwie osoby z grupy – Liz i Lucas – głosowały na Trumpa w 2016 roku, reszta wstrzymała się od głosu. Hannah, która początkowo zagłosowała na Trumpa w prawyborach, twierdziła, że zrobiła to jedynie dlatego, że uważała go za jedynego kandydata, który mógł pokonać Hillary Clinton. Jednak w głosowaniu powszechnym nie potrafiła wybrać żadnego z dwóch głównych kandydatów. Bob, jej mąż, tłumaczył swoją decyzję brakiem zgody na wykorzystywanie religii przez polityków, szczególnie przez Republikanów. Uważał, że istnieje społeczna presja, by być chrześcijaninem, jeśli głosuje się na Partię Republikańską, i odwrotnie – jeśli nie głosujesz na nich, nie jesteś prawdziwym chrześcijaninem. Tego rodzaju strategia polityczna budziła w nim niechęć, mimo że kwestie związane z pro-life czy z nominacjami sędziów do Sądu Najwyższego były dla niego ważne.

Wśród innych uczestników rozmowy, jak Liz i Lucas, poparcie dla Trumpa miało inny charakter. Liz, na przykład, podkreślała, że Trump jest symbolem dla tych, którzy są za życiem, a jego podejście do kwestii gospodarczych i pro-życiowych były dla niej wystarczającymi powodami, by go poprzeć. Wskazywała także na swoje doświadczenie nawrócenia, porównując pierwsze lata swojego życia w Chrystusie do publicznego zachowania Trumpa – kontrowersyjnego i pełnego błędów, ale w jej ocenie, autentycznego.

Z kolei Lucas, choć popierał Trumpa, zauważył, że wybory prezydenckie odbywają się w społeczeństwie postprawdy, co utrudnia ocenę autentyczności jego religijnych przekonań. Według niego, Trump, mimo swojej kontrowersyjnej osobowości, był w stanie zrealizować obietnice gospodarcze, takie jak tworzenie miejsc pracy w przemyśle węglowym i produkcyjnym. Jego decyzja o wyborze Trumpa nie wynikała z samego jego charakteru, lecz z działań, które podejmował w zakresie polityki gospodarczej i sądownictwa.

Niechęć do politycznego wykorzystania religii była wyraźnie widoczna wśród osób, które nie oddały głosu na Trumpa, jak Hannah, Bob czy pastor. Podkreślali oni, że religia nie powinna być wykorzystywana jako narzędzie do zdobywania głosów, szczególnie przez polityków, którzy nie żyją zgodnie z wartościami, które głoszą. W tym kontekście pojawia się interesująca kwestia – jak bardzo rzeczywista jest religijność polityków, którzy publicznie deklarują swoje przywiązanie do wiary, ale ich działania, szczególnie te dotyczące etyki i moralności, pozostawiają wiele do życzenia.

Warto dodać, że różnice w postrzeganiu Trumpa przez poszczególnych uczestników rozmowy można częściowo wyjaśnić ich różnym doświadczeniem nawrócenia. Liz i Lucas, którzy doświadczyli dramatycznych zmian w swoim życiu po nawróceniu, wydają się bardziej gotowi zaakceptować kontrowersyjny charakter Trumpa, pod warunkiem że reprezentuje on ich wartości. Natomiast osoby wychowane w tradycji pentekostalnej, jak Bob, Hannah czy pastor, nie były skłonne usprawiedliwiać politycznego postępowania Trumpa w imię jego pro-religijnych obietnic.

Punktem wspólnym dla całej grupy była jednak ich zgoda co do kluczowego miejsca, jakie w ich życiu zajmuje Jezus Chrystus. Polityka, choć istotna, wydaje się być tylko jednym z wielu tła, na którym rozgrywa się życie wierzącego. Decyzje polityczne, jak i oceny polityków, często są uzależnione od osobistych doświadczeń religijnych uczestników. To, co łączy ich wszystkich, to niezachwiana wiara i zaangażowanie w misje, które są w centrum ich życia, bez względu na to, jak trudna i kontrowersyjna by nie była polityka.

Jak Moralny System „Rodzica Opiekuńczego” Kształtuje Polityczne Zachowanie Obywateli?

Moralny system, który opiera się na koncepcji „Rodzica Opiekuńczego” (Nurturant Parent), ma swoje korzenie w zasadach wyrównania i sprawiedliwości, gdzie nagrody są przyznawane tym, którzy „zasłużyli” na nie poprzez rywalizację. System ten podkreśla wartość moralnej siły, która w kontekście politycznym przekłada się na jasny podział świata na dobro i zło. Zgodnie z tym podejściem, jak zauważa autor, „wszystko, co sprzyja moralnej słabości, jest niemoralne”. Pierwszym konsekwencją tego typu moralności w życiu politycznym jest postrzeganie wszelkich działań rządu, które mogą przekroczyć granice, jako zagrożenie dla własnego światopoglądu i wartości.

Takie osoby, żyjące w oparciu o ten system moralny, nie mogą nie postrzegać polityk socjalnych, jak programy pomocy społecznej, jako próby zburzenia fundamentów ich tożsamości. Rząd, z kolei, nie tylko pełni rolę surowego, ale sprawiedliwego rodzica, ale także nadzoruje przestrzeganie zasad przez obywateli. Zasady te nie ograniczają się tylko do regulacji dotyczących właściwego funkcjonowania państwa w zakresie obowiązków obywatelskich, ale są także bezpośrednio powiązane z normami religijnymi, które stanowią fundament przekonań osób religijnych. Każde odstępstwo od religijnych norm moralnych, czy to w ramach ściśle określonego systemu nagród i kar, jest postrzegane jako bezpośredni afront wobec całego systemu, na którym opiera się państwo, a także jako niepotrzebne zagrożenie dla całego społeczeństwa.

Z kolei, każde wyzwanie dla „tradycyjnych wartości” wywołuje silne wzburzenie, ponieważ atakuje to, co dla wielu osób stanowi najbardziej święte wartości. Ten punkt widzenia przypomina ideę prawicowego autorytaryzmu, który wyraża się w niechęci wobec tych grup społecznych, które łamią zasady ustalone przez „społeczeństwo” i „tradycję”.

Istotnym elementem tego zjawiska jest pojawienie się głębokiego uczucia urazy i niepokoju, które towarzyszy dyskursowi białych konserwatywnych chrześcijan popierających Donalda Trumpa. W trakcie spotkań, które przeprowadziłem, dominującym uczuciem było poczucie prześladowania i marginalizacji – poczucie, że chrześcijanie zostali odsunięci na margines i nie mają już wolności wyrażania swoich poglądów. To poczucie pogardy wobec opinii chrześcijan przejawia się w przekonaniu, że wolność słowa została zagrożona przez mniejszości, które rzekomo zdominowały krajową kulturę. Słowa, które wypowiadali uczestnicy tych spotkań, były pełne goryczy, skierowanej zarówno przeciwko politycznej poprawności, jak i rzekomej próbie przejęcia amerykańskiej tożsamości przez inne grupy.

W tym kontekście warto zauważyć, jak te postawy przypominają zachowanie „pierwszych dzieci” w rodzinie – dzieci, które wcześniej były uprzywilejowane, a teraz muszą zmierzyć się z poczuciem, że ich „właściwa rola” w społeczności jest zagrożona przez nowych członków, którzy nie zostali uznani za pełnoprawnych. W związku z tym rodzi się silna uraza wobec grup, które „wygrywają” w politycznym sporze o tożsamość narodową i kulturę.

Ważnym elementem tej postawy jest wrażliwość na utratę dominującej pozycji i przekonanie, że wolność słowa została zagrożona przez mniejszości, które rzekomo mają „większy głos”. Uczestnicy spotkań, z którymi rozmawiałem, nie mogli pojąć, jak to możliwe, że to właśnie grupy mniejszościowe (etniczne, kulturowe, religijne) zaczynają wyznaczać kierunek społeczeństwa, a głosy większościowej grupy, którą oni reprezentują, zaczynają być marginalizowane i ignorowane. Takie postawy można uznać za typowe dla reakcji na modernizację, w szczególności na etniczną i kulturową różnorodność, która zdaje się zagrażać tradycyjnym wartościom społecznym.

Poczucie zagrożenia dla wolności słowa jest również wzmocnione przez ideologię, która tworzy wokół tej wolności narrację o niewłaściwym traktowaniu, stracie i „niesprawiedliwości”. Afirmacja tej narracji staje się metodą wzmocnienia poczucia własnej wartości i umocnienia tożsamości ofiary – osoby, która jest „dobrym” członkiem społeczeństwa, ale nie docenianym i zastraszanym przez innych. Różnorodność w opiniach na temat wolności słowa, jej przestrzegania, a także w zakresie religijnego konserwatyzmu, stanowi dowód na to, jak głęboko osadzona w społeczeństwie jest ta nić urazy, której objawy można obserwować w wielu politycznych debatach.

Warto dodać, że te emocje są wciąż aktywnie kształtowane przez polityków, którzy sięgają po retorykę społeczną, którą używają obywatele do wyrażenia swoich obaw. Z kolei proces ten – jak twierdzi Wetherell – prowadzi do powstania „afektywno-dyskursywnej pętli”, w której retoryka nieuczciwości, straty i zagrożenia ciągle napędza poczucie niepokoju i frustracji. Emocje te z kolei pogłębiają przekonania, które skutkują dalej idącymi podziałami i napotykają na trudności w dialogu między tymi, którzy czują się marginalizowani, a tymi, którzy domagają się większej inkluzyjności w społeczeństwie.

Jak Donald Trump zdobył poparcie białych ewangelików w USA? Analiza wyborów prezydenckich 2016 roku

Wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych w 2016 roku, które doprowadziły do zwycięstwa Donalda Trumpa, stanowiły moment przełomowy nie tylko w polityce, ale także w kulturze amerykańskiej, szczególnie w kontekście relacji między religią a polityką. Jednym z kluczowych aspektów, które wymagały szczególnej uwagi, było poparcie białych ewangelików, które okazało się niemal absolutne. Przeszłość religijna, stosunek do kwestii społecznych oraz ekonomicznych uwarunkowania, które wpłynęły na decyzje wyborcze, to tylko niektóre z zagadnień, które należało wówczas rozważyć.

Donald Trump, pomimo swoich kontrowersyjnych wypowiedzi i działań, zdołał zdobyć serca tej specyficznej grupy wyborców, głównie za sprawą swojej polityki społecznej i gospodarczej, która w ich oczach miała na celu przywrócenie "porządku moralnego" oraz przywrócenie wielkości Ameryki. Ważnym elementem tego poparcia była także odpowiedź na rosnącą obawę przed utratą tradycyjnych wartości, związanych z religią, rodziną i patriotyzmem.

Jeden z najistotniejszych momentów, który zapoczątkował współpracę Trumpa z białymi ewangelikami, to jego obietnice związane z polityką prorodzinną, obroną życia poczętego oraz jego otwarte wsparcie dla tradycyjnych norm religijnych. W jego retoryce mocno obecny był motyw walki o "Amerykę, jaką znała". To przemawiało do wyborców, którzy czuli się zagrożeni przez zmiany społeczne, takie jak legalizacja małżeństw jednopłciowych czy zmniejszająca się rola religii w przestrzeni publicznej. Trump, prezentując siebie jako obrońcę tradycji, odwoływał się do poczucia utraty tego, co dla wielu białych ewangelików było fundamentem ich tożsamości.

To, co jednak stało się kluczowe w kontekście wyboru Trumpa przez tę grupę, to także jego nieprzejednane stanowisko w sprawach gospodarczych. Hasło "Make America Great Again" stało się dla wielu wyrazem nadziei na odbudowę amerykańskiego przemysłu i powrót do czasów świetności, w których miejsca pracy były dostępne, a ludzie żyli w stabilności ekonomicznej. Wielu białych ewangelików, którzy żyli w zubożałych częściach kraju, takich jak Rust Belt, traktowało Trumpa jako kogoś, kto rozumie ich frustrację i obawy związane z upadkiem przemysłu i gospodarki.

Innym ważnym aspektem, który przyciągnął ewangelików do Trumpa, była jego retoryka antyelitarnych. W obliczu rosnącej marginalizacji klasy średniej i przełamywania tradycyjnych struktur społecznych, Trump skutecznie zyskał poparcie tych, którzy czuli się ignorowani przez tradycyjnych polityków. Jego sposób prowadzenia kampanii – bezpośredni, czasami brutalny i bezcenzuralny – zdawał się przemawiać do tych, którzy mieli dość "politycznej poprawności" i klasycznych politycznych gier.

Jednakże, poparcie białych ewangelików dla Trumpa, mimo silnych związków z konserwatywnymi wartościami, nie było jednoznaczne. Wiele osób wciąż zmagało się z wewnętrznym konfliktem – z jednej strony Trump obiecywał ochronę wartości, które były dla nich ważne, ale z drugiej strony jego zachowanie i wypowiedzi, które były postrzegane jako sprzeczne z naukami chrześcijańskimi, wywoływały liczne wątpliwości. Na przykład, jego kontrowersyjne nagrania dotyczące kobiet, które ujrzały światło dzienne w czasie kampanii, zrodziły pytania o jego moralność i wiarygodność jako lidera. Mimo tych kontrowersji, część ewangelików postrzegała Trumpa jako "zło konieczne" – mniejsze zło w obliczu zagrożenia dla wartości, które uważali za fundamentalne.

To poparcie było także wynikiem zjawiska, które można określić mianem "polaryzacji religijnej". Współczesna polityka amerykańska coraz częściej opiera się na wyraźnym podziale, w którym religia staje się jednym z kluczowych wyznaczników tożsamości politycznej. Białe grupy religijne, szczególnie ewangelików, z coraz większą determinacją stają po jednej stronie barykady, postrzegając siebie jako strażników tradycyjnych wartości, które są zagrożone przez rosnącą liberalizację społeczeństwa.

Ważnym elementem tego fenomenu była także rola mediów. Telewizja, media społecznościowe i inne platformy stały się potężnymi narzędziami wpływu na opinię publiczną, umożliwiając Trumpowi dotarcie do szerokich kręgów wyborców, w tym tych, którzy czuli się odizolowani od głównego nurtu kulturowego. Szerzenie religijnego przekazu poprzez te media pozwoliło na stworzenie obrazu Trumpa jako lidera, który broni interesów "zwykłych ludzi" i ich religijnych przekonań.

Poparcie Trumpa przez białych ewangelików, choć wydaje się paradoksalne w kontekście jego kontrowersyjnych cech osobowościowych, może być rozumiane jako reakcja na głębokie zmiany społeczno-ekonomiczne oraz kulturowe, które zachodziły w Stanach Zjednoczonych na przestrzeni ostatnich dziesięcioleci. W ich oczach Trump reprezentował obronę tego, co dla nich stanowiło fundament amerykańskiej tożsamości – stabilność, tradycję i religijną moralność.

Warto również zauważyć, że proces ten nie jest jednorodny. Choć poparcie ewangelików dla Trumpa w 2016 roku było znaczące, nie wszyscy podzielali ten entuzjazm. Istnieje szerokie zróżnicowanie w ramach samej grupy ewangelikalnej, gdzie część osób wciąż pozostaje podzielona co do poparcia dla tego typu politycznych rozwiązań. Równocześnie, warto pamiętać, że dla wielu białych ewangelików, Trump był jedynie wyrazem ich większych obaw o przyszłość – obaw związanych z rosnącą globalizacją, zmianami społecznymi i utratą tożsamości kulturowej.