Przez kilka godzin jechaliśmy w stronę wnętrza wyspy, oddalając się od brzegu. Słońce chyliło się ku zachodowi, gdy wyruszyliśmy z okrętu. Na wodzie i na lądzie nie czuło się najmniejszego podmuchu wiatru. Blask otaczał wszystko. W odległości kilku mil nad niskim pasmem wzgórz wisiały miedziane chmury. „Wiatr,” powiedział Briery. Kilooa pokręcił głową. Roślinność, jaką napotykaliśmy, była wyraźnie dotknięta długotrwałą suszą. Wzrok nie znajdował wytchnienia – od zwiędłej, brązowej roślinności, po kruszące się pod końskimi kopytami gałęzie drzew, które z trudem trzymały się przy życiu. Jedynym żywym, zielonym akcentem były kaktusy – dostosowane do życia w najbardziej ekstremalnych warunkach, niemal jakby pochodziły z wnętrza czynnego wulkanu. Kilooa nachylił się w siodle i zerwał z jednego z tych roślin ogromny pękaty owoc. Zgniótł go w dłoni, a następnie rozprysnął na nasze twarze kilka cennych kropel wody. Potem rozpoczął szybką mowę w swoim dziwnym języku, pełnym samogłoskowych tonów. Briery przetłumaczył to dla mnie.

„Bóg Lalala kochał kobietę z tej wyspy,” powiedział. „Przybył w postaci ognia. Ona, przyzwyczajona do zwykłej temperatury, drżała na jego widok. Następnie zbliżył się do niej w formie deszczu i zdobył jej serce. Kakal był bóstwem znacznie potężniejszym, ale także pełnym złośliwości. Także i on pragnął tej kobiety, była bardzo piękna. Lecz jego starania były daremne. Z zemsty przemienił ją w kaktusa, zakorzeniając ją w ziemi pod palącym słońcem. Lalala był bezsilny, nie mógł zapobiec tej zemście, ale zamieszkał przy kobiecie w postaci deszczu i nigdy jej nie opuszczał, nawet w najsuchsze sezony.”

Legenda mówi, że to właśnie dlatego kaktus typu bell-top, który spotykamy na tej wyspie, jest zawsze źródłem chłodnej, czystej wody. Historia tego roślinnego bóstwa łączy się z niejednym mitem, który wytwarza tajemniczą aurę wokół tej wyspy, skrywając jeszcze niejedną tajemnicę.

Kiedy dotarliśmy do wyschniętego koryta rzeki, Kilooa zaprowadził nas przez gęsty, tropikalny las, pełen trudnych do przebycia zakrzaczeń. Kilka mil później, znużeni i spragnieni, dotarliśmy do ubogiej, krytej strzechą chaty. Kilooa wydał głośny, melodyjny okrzyk, jakby był to rodzaj wezwania, na który odpowiedziała stara kobieta, wyglądająca gorzej, niż jakiekolwiek wyobrażenie o demonicznej postaci. „Omanana gelacill,” powiedział Kilooa. „Witaj, święta kobieto,” przetłumaczył Briery. Zaczęła się długa rozmowa, pełna szacunku z jednej strony i wyraźnej niecierpliwości z drugiej. W końcu, po długiej dyskusji, kobieta wskazała na południowy wschód, wymieniając kilka słów, które najwyraźniej zadowoliły naszych przewoźników.

„Pchajmy dalej!” – zawołał Briery. „Nie mamy czasu do stracenia!”

Wkrótce, po krótkiej przerwie na posiłek, znów ruszyliśmy w dalszą drogę. Pod słońcem, które stawało się coraz gorętsze, przemykaliśmy przez coraz bardziej nieprzebytą dżunglę. Wreszcie, nie mogąc wytrzymać dłużej, zapytałem Briery'ego: „Możesz mi w końcu powiedzieć, co robimy w tym piekielnym dżunglowym raju?”

„Tak, to najlepiej, żebym ci powiedział.” – odpowiedział. Wysunął z wewnętrznej kieszeni kurtki list, który był już wyraźnie zniszczony od wielokrotnego czytania. „To list od profesora Quakversucha z Uniwersytetu w Upsali. Otrzymałem go w Valparaiso,” powiedział, otwierając list.

„W tych wyspach,” pisał profesor, „macie rzadką okazję, by zbadać niezwykłe opowieści, które dostałem wiele lat temu od jezuickiego misjonarza Buteaux o Drzewie Migracyjnym, cereus vagrans, które zostało opisane przez Janseniusa i innych specyficznych fizjologów.” W liście profesor wyjaśniał, że choć odkrywca Spohr twierdził, że widział to drzewo, jego zeznania powinny być traktowane z dużą ostrożnością. Inaczej jednak było z doniesieniami misjonarza Buteaux, który przez lata swojej pracy w tym regionie zgromadził wiele relacji o istnieniu Drzewa Migracyjnego.

„Czy możliwe jest, że w jakimś zakątku natury roślina może być tak zaawansowana, jak małpa w porównaniu do polipa?” pytał profesor. „Wszystkie rośliny dążą do wyższego rozwoju, do samoświadomości. Dlaczego roślina nie miałaby rozwinąć zdolności do migracji, podobnie jak ptak?”

Briery zaczął czytać dalej: „Zgodnie z informacjami od Buteaux, Drzewo Migracyjne należy do rodziny kaktusów, rozwija się w ekstremalnym gorącu i suchości. Jego korzenie są słabo rozwinięte, co pozwala roślinie na swobodne odłączenie się od ziemi i migrację do innego miejsca, podobnie jak ptak zmienia miejsce pobytu. Może to osiągnąć przez produkcję gazu wodoru, który wypełnia elastyczny pęcherz, unosząc roślinę w powietrze.”

Profesor zakończył swój list z prośbą, by Briery dokładnie zbadał to roślinne zjawisko, gdyby rzeczywiście natrafili na to niezwykłe drzewo.

Wszystko to sprawiło, że nasza podróż nabrała jeszcze większego sensu – była to misja nie tylko pełna niebezpieczeństw, ale także pełna naukowych odkryć, które mogły na zawsze zmienić nasz sposób postrzegania świata przyrody.

Jak postrzegać rzeczywistość, gdy umysł przekracza granice fizyczne?

Wędrowcy, uciekający z przeklętego miasta Sarnath na koniach, wielbłądach i słoniach, spojrzeli raz jeszcze na jezioro, które rodziło mgłę, i zobaczyli, że szary kamień Akurion został całkowicie pochłonięty przez wodę. Opowieści o tych, którzy uciekli z Sarnath, rozprzestrzeniły się na ziemiach Mnar i okolicznych regionach, a karawany już nigdy nie szukały tego przeklętego miasta ani jego cennych metali. Minęło wiele lat, zanim pojawił się ktoś, kto odwiedził te miejsca, a i wtedy tylko odważni młodzieńcy o złotych włosach i niebieskich oczach, nie związani z mieszkańcami Mnar, decydowali się ruszyć ku jezioru, aby zobaczyć Sarnath. Znalazłszy jedynie ogromne, spokojne jezioro i szary kamień Akurion wznoszący się w pobliżu brzegu, nie zobaczyli już cudów świata ani dumy ludzkości. Tam, gdzie kiedyś wznosiły się mury o wysokości trzystu łokci i wyższe wieże, rozciągała się teraz jedynie podmokła ziemia. Tam, gdzie niegdyś mieszkało pięćdziesiąt milionów ludzi, teraz pełzały jedynie obrzydliwe wodne jaszczurki. Nie pozostały już ani kopalnie cennych metali. Zniszczenie przyszło do Sarnath. Jednakże wśród trzcin, nieopodal brzegu, dostrzegli ciekawą zieloną figurkę – niezwykle starą, wyrzeźbioną na podobieństwo Bokruga, wielkiego wodnego jaszczura. Figurka ta, umieszczona w wysokiej świątyni Ilarnek, była później czczona pod łukiem woskowego księżyca w całym kraju Mnar.

Takiej opowieści nikt nie potrafiłby zapomnieć, zwłaszcza że była ona nie tylko wynikiem lokalnych przekonań, lecz także zapisanym świadectwem wielkiej klęski cywilizacji. Wydarzenia te, choć odległe w czasie, oddziaływały na wyobraźnię i stanowiły punkt odniesienia dla tych, którzy pragnęli zrozumieć, jak los może nieodwracalnie zniszczyć to, co wydaje się niezniszczalne. Opisane wydarzenie wykraczało poza tradycyjne historie o upadku miast i wskazywało na nieznane mechanizmy losu, które mogły przekształcić kiedyś potężne centrum cywilizacji w martwy krajobraz.

Historia Bedloe’a, wzięta z opowieści Edgara Allana Poego, również stanowi przykład tego, jak ludzka natura może zostać wystawiona na próbę przez zjawiska, które wykraczają poza granice zwykłej percepcji. Bedloe, postać tajemnicza i niejednoznaczna, staje się przykładem człowieka, który z powodu swoich niezwykłych cech fizycznych i psychicznych wchodzi w kontakt z rzeczywistością, której nie potrafi w pełni pojąć. Mężczyzna ten, zewnętrznie wyraźnie odmienny od innych, prowadzi życie na pograniczu dwóch światów – fizycznego i psychicznego. Jego spotkanie z doktorem Templetonem, który pomagał mu przez magnetyzm, stanowi moment kluczowy w jego życiu. Rozpoczęcie eksperymentów z hipnozą i magnetyzmem doprowadza do odkrycia, że ludzka psychika i fizyczność mogą ulec przemianom w sposób, który jest trudny do zrozumienia. Choć współczesna medycyna postrzega takie zjawiska jako normalną część ludzkiej biochemii i psychologii, w czasach, w których żył Bedloe, były one uważane za coś nadprzyrodzonego.

Opowieść ta, na pozór dziwaczna i pełna tajemnic, przekazuje ważną myśl o ludzkiej percepcji rzeczywistości. Ludzie, którzy próbują przekroczyć granice tego, co naturalne i znane, stają się często więźniami własnych wyobrażeń i nadziei, a także ograniczeń, które na siebie nakładają. W kontekście tej historii warto zastanowić się nad tym, jak percepcja ciała, psychiki i otaczającego nas świata może wpływać na naszą zdolność rozumienia samych siebie oraz naszych relacji z innymi. Z kolei pojęcie "magnetyzmu" w tym kontekście nie odnosi się jedynie do zjawisk fizycznych, lecz także do głębokiej więzi między ludźmi, które może wykraczać poza zwykłą komunikację.

Rzeczywistość jest w dużej mierze tym, co jesteśmy w stanie zrozumieć, a nasze granice są nie tylko fizyczne, ale także psychiczne. To, co nie mieści się w tradycyjnym porządku rzeczy, często zostaje uznane za nierealne. Jednak w tym właśnie leży pułapka – nasze przekonania o tym, co możliwe, ograniczają naszą zdolność do pełnego zrozumienia siebie i otaczającego nas świata. Ostatecznie to, co uznawane za niemożliwe, może okazać się jedynie nieznane.