Rok 2020 był czasem niezwykle intensywnej presji politycznej, której celem było przyspieszenie procesu zatwierdzania szczepionek na COVID-19. Przykład działań administracji prezydenta Donalda Trumpa w tej sprawie pokazuje, jak silne naciski ze strony najwyższych władz państwowych mogą wpływać na decyzje w kwestiach zdrowotnych i naukowych. Warto przyjrzeć się, jak polityka i nauka zaczęły się przenikać, a decyzje dotyczące zdrowia publicznego zostały zdominowane przez dążenie do uzyskania szybkich rezultatów w kontekście nadchodzących wyborów.

Sytuacja, w której znalazł się dr Stephen Hahn, ówczesny szef Agencji Żywności i Leków (FDA), ilustruje zmagania z presją polityczną. Hahn był wielokrotnie naciskany przez Trumpa, Marka Meadowsa oraz doradców Jareda Kushnera, aby zmienić harmonogram zatwierdzenia szczepionki, tak by mogła ona zostać zaakceptowana jeszcze przed wyborami. Przesunięcie procesu, jak się okazało, nie było łatwe, ponieważ Hahn i jego zespół zdawali sobie sprawę, że jakakolwiek zmiana w procedurze zatwierdzania mogłaby podważyć zaufanie społeczne do wyników badań i samych szczepionek. Decyzja o odrzuceniu politycznych nacisków była więc kluczowa w kontekście ochrony integralności procesu naukowego i zdrowia publicznego.

Pomimo nacisków, Hahn nie uległ. W jednym z późniejszych wywiadów przyznał, że stanowczo odmówił jakichkolwiek zmian w dokumentach regulujących proces zatwierdzania szczepionek. "Byłem absolutnie nieugięty, ponieważ wiedziałem, że jeśli zmienimy choćby jedno słowo, ludzie nie uwierzą w nasz proces", powiedział. Jego stanowisko okazało się kluczowe, ponieważ presja polityczna ze strony administracji Trumpa tylko by osłabiła zaufanie społeczne do szczepionki, gdyby wyszło na jaw, że decyzje zostały podjęte pod wpływem politycznych oczekiwań, a nie na podstawie rzetelnych danych naukowych.

Jednak polityka Trumpa w tym czasie przyjęła dramatycznie antydemokratyczny obrót. Po przegranej w kwestii szybkiego zatwierdzenia szczepionki, prezydent zaczął przygotowywać opinię publiczną do kwestionowania wyniku nadchodzących wyborów. Już w maju 2020 roku Trump zaczął mówić o "sfałszowanych wyborach", jeszcze zanim jakiekolwiek głosy zostały oddane. Jego strategia polegała na podważaniu zaufania do procesu wyborczego, który miałby prowadzić do jego porażki. W miarę jak pandemia wpływała na organizację głosowania, Trump stopniowo zwiększał swoją retorykę, twierdząc, że wybory miałyby być najgorsze w historii Stanów Zjednoczonych, jeśli będą przeprowadzone w formie głosowania korespondencyjnego.

Ważnym elementem tej strategii było nie tylko podważenie wyniku wyborów, ale także stworzenie klimatu politycznego, w którym jakakolwiek przegrana Trumpa byłaby uznana za nieważną. Prezydent z premedytacją osłabiał zaufanie do instytucji publicznych, oskarżając rywali o "kradzież wyborów", nawet w sytuacji, gdy nie było żadnych dowodów na takie działania. Tworzenie atmosfery niepewności miało na celu wywołanie chaosu, który mógłby dać Trumpowi pretekst do podjęcia działań zmierzających do unieważnienia wyników wyborów, jeśli tylko nie wygrałby ponownie.

Kiedy w połowie września zmarła sędzia Ruth Bader Ginsburg, Trump zyskał dodatkową szansę na odzyskanie części poparcia. Zapowiedział szybkie nominowanie nowego sędziego, co umożliwiło mu obsadzenie trzeciego miejsca w Sądzie Najwyższym w swojej kadencji, co miało zmienić jego układ polityczny na wiele lat. Jednakże ten ruch także niósł ze sobą ryzyko eskalacji politycznych napięć, ponieważ niektórzy przedstawiciele opozycji i opinii publicznej postrzegali go jako próbę "spłaszczenia" wyniku wyborów w jego korzyść.

Kiedy wynik wyborów zaczął być coraz bardziej niepewny, Trump przyjął postawę ekstremalną. Jego retoryka stała się bardziej dzieląca, a on sam rysował wyraźną granicę między "czerwonymi" stanami, czyli tymi, które głosowały na niego, a "niebieskimi", które wspierały jego rywala, Joe Bidena. Ponadto, nie wahał się szerzyć dezinformacji i szeroko krytykować wyborów korespondencyjnych, mimo że sam korzystał z tej formy głosowania.

Kiedy nadszedł wrzesień 2020 roku, Trump wciąż szukał sposobów na przejęcie kontroli nad sytuacją. Właśnie wtedy jego administracja starała się wykorzystać wszelkie narzędzia polityczne, by zdynamizować kampanię wyborczą, mimo że nadzieje na zwycięstwo wydawały się malać. Trump, mimo presji i negatywnych sondaży, pozostał przekonany o swojej nieuchronnej wygranej, podobnie jak w 2016 roku, kiedy zaskoczył wszystkich swoim zwycięstwem.

Czytajacy muszą zrozumieć, że w tego rodzaju sytuacjach politycznych, decyzje zdrowotne, takie jak zatwierdzenie szczepionki, stają się nie tylko przedmiotem naukowej debaty, ale także areną politycznych rozgrywek. Również ważne jest, by dostrzegać, jak działania administracji mogą wpływać na postrzeganą wiarygodność instytucji, które powinny pozostać apolityczne, jak w przypadku FDA. Dodatkowo, mechanizmy polityczne, takie jak podważanie wyników wyborów i wykorzystywanie pandemii do celów wyborczych, stają się groźnym narzędziem, które może prowadzić do destabilizacji systemu demokratycznego. Kluczowe w tej historii jest zrozumienie, jak polityka wpływa na zaufanie do instytucji państwowych i jakie konsekwencje może mieć jej instrumentalne wykorzystanie w kwestiach zdrowotnych.

Jak Trump zmienił międzynarodową politykę: Zmagania liderów z nieprzewidywalnym prezydentem

Rozmowa została przerwana przez mężczyznę, który wszedł do biura i położył ręce na ramionach Bannona. „Stary, nie martw się tą sprawą z Time. Mamy cię w plecy”, powiedział mężczyzna. Po chwili wyszedł, a Bannon wyjaśnił: „To był prawnik prezydenta. Michael Cohen”. Spotkania z Trumpem przebiegły pomyślnie. Trudeau, dobrze przygotowany, wystarczająco pochlebił Trumpowi, w tym — co wydaje się kluczowe — zaimponował jego córce Ivance, która podczas sesji zdjęciowej w Białym Domu patrzyła na kanadyjskiego premiera w sposób, który szybko stał się viralem w mediach społecznościowych. Trump twierdził, że zbliżył się do kanadyjskiego liberała, co nie było do końca prawdą, ale przynajmniej Trudeau udało się stworzyć iluzję osobistej relacji, co stało się celem wszystkich przywódców, którzy dostrzegli, że Trump traktuje międzynarodową dyplomację w kategoriach „l’état c’est moi”. Kanadyjczycy przekazywali lekcje swoich doświadczeń innym sojusznikom. „Po tej pierwszej udanej wizycie w Białym Domu wszyscy liderzy świata chcieli rozmawiać z Justinem o tym, jak to zrobił” — wspominał doradca Trudeau.

Chancellor Angela Merkel również usłyszała te sygnały, ale jej reakcja była inna. Choć wyczuwała zmiany, nie była w stanie podjąć się pochwał, których Trump wyraźnie oczekiwał od swoich rozmówców. Trump nie unikał wyzwań, a wręcz przeciwnie — przełamał wieloletnie zasady współpracy międzynarodowej, wytrącając z równowagi sojusze, które do tej pory, mimo pewnych napięć, utrzymywały międzynarodową równowagę. Obserwując jego kadencję, można dostrzec, jak Trump przeorganizował dotychczasową strukturę relacji między Stanami Zjednoczonymi a resztą świata.

Cechą jego polityki zagranicznej była nie tylko kontrowersyjna retoryka, ale również podejście oparte na braku tradycyjnych zasady współpracy. W swoim wystąpieniu inauguracyjnym, Trump zapowiedział „amerykański carnage” jako odzwierciedlenie stanu wewnętrznego, który przetłumaczył na międzynarodowe relacje. W odpowiedzi na to wystąpienie, Peter Wittig, niemiecki ambasador w Stanach Zjednoczonych, natychmiast skontaktował się z Berlinem, zaniepokojony tym, co właśnie usłyszał. Wśród sojuszników rosło poczucie niepewności, które wzmocniły niejednoznaczne sygnały płynące z Waszyngtonu. Po objęciu prezydentury przez Trumpa, atmosfera międzynarodowa stawała się coraz bardziej nieprzewidywalna.

Także Japonia, podobnie jak Niemcy, dostrzegała zmiany, które niosły ze sobą niepokój. Japońscy liderzy od początku wiedzieli, że Trump może nie podzielać tradycyjnych wartości sojuszu, w tym znaczenia silnej więzi z Japonią. Jednak Shinzo Abe, premier Japonii, od razu podjął kroki, by zbliżyć się do nowego prezydenta USA. Nawet mimo faktu, że Trump nie miał szczególnego zrozumienia dla roli, jaką Japonia odgrywała na świecie, japońska dyplomacja próbowała dostosować się do nowych okoliczności. Abe uznał, że najlepszą metodą pracy z Trumpem jest po prostu osobisty kontakt — i jeśli to konieczne, nadmierne pochwały.

Wszystko to pokazuje, jak nieoczekiwana i chaotyczna stała się polityka zagraniczna Stanów Zjednoczonych po objęciu władzy przez Trumpa. Jednym z najważniejszych momentów tej zmiany był wycofanie się USA z partnerstwa Transpacyficznego (TPP), którego celem było przeciwdziałanie rosnącej sile Chin. Choć Trump, spotykając się z Abe, próbował wywarzyć pozytywne wrażenie, w rzeczywistości nie miało to większego wpływu na decyzje dotyczące polityki międzynarodowej, które nie uwzględniały dotychczasowych porozumień. Zamiast tego, Trump preferował działania niekonwencjonalne i nieprzewidywalne, co obróciło międzynarodowy porządek w chaos.

Przełomowym momentem była również wizyta Abe w Mar-a-Lago. Podczas tego spotkania w prywatnym ośrodku Trumpa, po zjedzeniu posiłku, podczas którego serwowano sałatkę lodową z sosem niebieskiego sera, nadeszła wiadomość o wystrzeleniu przez Koreę Północną rakiety balistycznej. Czymś, co mogło zdziwić zewnętrznych obserwatorów, był sposób, w jaki całe spotkanie zostało pokazane w mediach społecznościowych — z Mar-a-Lago jako tłem, a zdjęcia dwóch liderów przy świecach stały się symboliczne dla nieprzewidywalności tej administracji.

Wszystkie te wydarzenia dały wyraźny obraz zmieniającej się polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych, w której nie było miejsca na tradycyjnie uznawane normy dyplomatyczne, a z kolei osobiste relacje z Trumpem były najważniejszym czynnikiem. Prezentowanie siebie, jego bliskie kontakty z obcymi liderami, a także jego dziwaczne zachowanie w kluczowych chwilach, mogły nie tylko zaskoczyć, ale również wpłynąć na sposób, w jaki inne kraje postrzegały amerykańskiego przywódcę.

Dla czytelnika kluczowe jest zrozumienie, że rządy Trumpa zburzyły dotychczasowy porządek międzynarodowy, pozostawiając po sobie pytania o przyszłość tradycyjnych sojuszy, a także o sposób, w jaki amerykańska polityka zagraniczna będzie się kształtować w nadchodzących latach. Warto zauważyć, że nie tylko zacho

Dlaczego Trump traktował spotkanie z Kim Dzong Unem jak spektakl, a nie negocjacje?

W trakcie swoich przygotowań do spotkania z Kim Dzong Unem w Singapurze, Donald Trump wykazywał się nietypowym podejściem do dyplomacji, które zmieniało zwykły proces negocjacyjny w coś, co przypominało bardziej przedstawienie niż poważne rozmowy polityczne. Trudno mówić tu o klasycznej polityce, ponieważ Trump zdawał się traktować spotkanie z północnokoreańskim przywódcą w kategoriach medialnego spektaklu, w którym najważniejszym celem było „osiągnięcie sukcesu”, niezależnie od wyników rozmów. To podejście,

Jak Lindsey Graham stał się bliskim sojusznikiem Donalda Trumpa: Od mavericka do przyjaciela prezydenta

Lindsey Graham, amerykański senator z Południowej Karoliny, który przez wiele lat pozostawał w cieniu polityki krajowej, stał się jednym z najważniejszych sojuszników Donalda Trumpa w Senacie. Jego droga od niezależnego mavericka, niejednokrotnie wyłamującego się ze szeregów partii, do lojalnego zwolennika prezydenta Trumpa jest przykładem, jak zmieniały się dynamiki polityczne w USA w odpowiedzi na rosnącą siłę kontrowersyjnego polityka.

Graham rozpoczął swoją karierę polityczną w latach 90., kiedy to w młodym wieku trafił do Kongresu jako przedstawiciel Partii Republikańskiej. Początkowo był częścią grupy radykalnych reformatorów pod przewodnictwem Newta Gingricha. Jako młody kongresman nie bał się wyzwań – nawet jeśli oznaczały one sprzeciw wobec swojego własnego ugrupowania. To właśnie wtedy, w 1998 roku, podczas procesu impeachmentu prezydenta Billa Clintona, Graham stał się szerzej znany, dzięki swojemu oratorskiemu talentowi, którego używał do oskarżenia Clintona o nieetyczne zachowanie. Mimo że Clinton został uniewinniony, Graham zyskał szerszą popularność, a jego kariera nabrała tempa. Wkrótce potem zasiadł w Senacie, gdzie szybko znalazł mentora w postaci Johna McCaina.

Relacje McCaina i Grahama były bardzo bliskie – obaj byli przyjaciółmi i współpracownikami, choć ich polityczne podejście różniło się od reszty Republikanów. McCain, były więzień wojenny, obaj podróżowali razem po strefach wojennych, walcząc o sprawy, w które wierzyli. Chociaż obaj mieli wyrazisty pogląd na politykę międzynarodową, to ich podejście do polityki krajowej zaczęło się różnić. To właśnie McCain był pierwszym, który publicznie sprzeciwił się Donaldowi Trumpowi, twierdząc, że jego droga do Białego Domu to zagrożenie dla zdrowia politycznego kraju.

W 2015 roku, kiedy Trump ogłosił swoją kandydaturę, Graham nie ukrywał swojej dezaprobaty, nazywając go "największym idiotą na świecie". Było to dla niego moment, w którym Trump był w oczach wielu obserwatorów po prostu egzotycznym kandydatem, którego szanse na sukces były niemal nierealne. Jednak Trump, mając swój wyjątkowy styl prowadzenia kampanii, nie pozostał bierny. Odpowiedział na wyzwisko Grahama, publicznie nazywając go "lekkoatletą" i "idiotą", a do tego ujawniając jego numer telefonu komórkowego na jednym z wieców. To spowodowało falę niechcianych połączeń telefonicznych do Grahama, który, w swoim typowym stylu, odpowiedział z humorem – opublikował kampanię, w której zniszczył swój telefon na różne sposoby.

Początkowo McCain i Graham pozostali przeciwnikami Trumpa, jednak stopniowo sytuacja uległa zmianie. McCain nie potrafił zaakceptować stylu prezydenta, podczas gdy Graham powoli nawiązywał więzi z Trumpem, przede wszystkim przez wspólne zainteresowania polityką zagraniczną, a także coraz częstsze spotkania. Kiedy Trump objął urząd prezydenta, Graham szybko stał się jednym z jego bliskich sojuszników, wykorzystując swoje doświadczenie w polityce zagranicznej i wojskowej, by wspierać prezydenta w kwestiach dotyczących obronności i międzynarodowych interwencji.

Również w kwestiach polityki krajowej Graham dał się poznać jako główny sprzymierzeniec Trumpa, zwłaszcza w sprawach takich jak reforma systemu imigracyjnego czy obrony wizerunku republikańskich polityków. Wspólne golenie z Trumpem na jego prywatnym polu golfowym, a także częste spotkania