Współczesna polityka nieustannie balansuje na granicy prawdy i manipulacji, a kłamstwa, przesadzone twierdzenia oraz dezinformacja stały się niemal integralną częścią informacyjnej rzeczywistości. Choć w przeszłości media były uznawane za wiarygodnych strażników prawdy, dziś fałszywe informacje często splatają się z rzetelnymi doniesieniami, tworząc skomplikowaną sieć, której nie łatwo rozwikłać. Kiedy słuchamy polityków, konsultantów czy doradców, którzy za wszelką cenę starają się zniekształcać rzeczywistość, by osiągnąć swoje cele, musimy pamiętać, że za tą strategią kryje się nie tylko chłodna kalkulacja, ale także głębsze procesy manipulacyjne w obrębie samego języka politycznego.
George Orwell już niemal osiemdziesiąt lat temu wskazywał, że polityczne wypowiedzi stały się w dużej mierze „obroną nieobronnego”. Stwierdził, że są one stworzone po to, by „sprawić, by kłamstwa brzmiały prawdziwie, a morderstwo szlachetnie, nadając pozór solidności czystemu wiatrowi”. Choć te słowa odnoszą się do pewnych form dyskursu politycznego, wzięte dosłownie i poza kontekstem mogłyby przekreślić wszelką debatę polityczną. Jednak warto je wziąć pod uwagę, gdy analizujemy współczesne zjawiska, takie jak wykorzystywanie ekstremalnych, zniekształconych określeń w polityce, które nie tylko rozmazują granice prawdy, ale także narażają je na publiczną dewaluację.
Obserwując wypowiedzi współczesnych polityków, zauważamy, że często korzystają oni z bardzo uproszczonego języka. Donald Trump, na przykład, stosuje terminologię pełną przesady i emocji, by określić osoby lub wydarzenia, które mu odpowiadają. Używa takich słów jak „fenomenalny” czy „niesamowity” dla pozytywnych zjawisk i takich jak „przegrany” czy „smutny” w odniesieniu do przeciwników. Choć takie podejście może być traktowane jako brak powagi, skrywa ono głębszą tendencję do poniżania i deprecjonowania osób, które nie zgadzają się z jego stanowiskiem. Tego rodzaju przekaz ma duży wpływ na wyborców, którzy nie zawsze przywiązują wagę do precyzji wypowiedzi, ale raczej do emocjonalnego ładunku, jaki one niosą.
Sytuację komplikuje jeszcze bardziej fenomen tzw. „infotainmentu” – połączenia informacji z rozrywką, które stało się nieodłączną częścią współczesnej polityki. „Bycie częścią przemysłu rozrywkowego to część bycia prezydentem” – twierdzi Robert Thompson z Uniwersytetu Syracuse. Trump, rozumiejąc tę zależność, przekształcił urząd prezydenta w rolę głównego rozrywającego naród. Choć w pewnych granicach takie podejście może być produktywne, gdy przekracza się te granice, skutki mogą być katastrofalne. Polityka przestaje być przestrzenią merytorycznej debaty, stając się spektaklem, w którym wygrana zależy od tego, jak umiejętnie polityk potrafi zagrać na emocjach i oczekiwaniach swoich wyborców.
Jednak nie tylko politycy są odpowiedzialni za rozprzestrzenianie kłamstw. Także media, z ich często sensacyjnym podejściem do przedstawiania wydarzeń, mogą wprowadzać w błąd opinię publiczną. W przypadku Trumpa, jako biznesmena i osobowości telewizyjnej, łatwo zauważyć skłonność do „prawdziwej hiperboli” – terminu, który sam wymyślił, aby opisać technikę promocji swoich interesów. W książce „The Art of the Deal” Trump opisuje, jak nadmierna optymizm i przesada pozwalały mu skutecznie sprzedać swoje pomysły i zbudować markę. Choć takie podejście może być korzystne w biznesie, w polityce stwarza poważne problemy. Kiedy prawda zostaje wyparte przez hiperbolę, słowa tracą swoje znaczenie. W końcu jedynie rzeczywiste fakty mogą mieć jakiekolwiek konsekwencje. Przekonywanie ludzi do czysto teoretycznych, niepopartych faktami idei jest niebezpieczne i destabilizujące.
Przechodząc do filozoficznych rozważań, Harry G. Frankfurt w swojej książce „On Bullshit” analizuje, czym jest zjawisko, które nazywa „bzdurzeniem”. Mówi o tym, jak w pewnym momencie interes osoby mówiącej w ogóle nie jest związany z prawdą. Kłamca stara się przeciwdziałać prawdzie, korygując ją, natomiast bzdurzący po prostu ignoruje prawdę. Zjawisko to jest dziś powszechne w polityce, gdzie kłamstwo staje się narzędziem nie tylko manipulacji, ale wręcz definicji rzeczywistości. Bzdury w takim ujęciu to nie tylko kłamstwa, ale i nieświadome rozmycie granic tego, co jest możliwe do zweryfikowania, a co już nie.
Jednak nie tylko politycy i media są odpowiedzialni za rozpowszechnianie fałszywych informacji. Kluczowy jest również sam odbiorca tych treści. Wielu ludzi nie dochodzi do własnych wniosków na podstawie indywidualnych badań czy analiz. Często polegają na osobach z otoczenia, które posiadają określone przekonania i którym ufają. Współczesna dezinformacja rozprzestrzenia się głównie dzięki mechanizmom społecznym i przywiązaniu do grup, w których łatwiej jest uwierzyć w coś, co pasuje do naszej wizji świata.
Na koniec warto zauważyć, że przekonania ludzi, zwłaszcza w erze masowej komunikacji, kształtują się w dużej mierze pod wpływem emocji i ideologii, a niekoniecznie faktów. Widzimy to doskonale w przypadku Trumpa, którego zwolennicy, mimo że wiedzą, iż nie zawsze mówi prawdę, wybierają go, ponieważ jego opowieści o moralności i „właściwym” porządku świata trafiają w ich oczekiwania i przekonania. Prawda staje się mniej istotna niż narracja, która ją otacza. W takim kontekście „kłamstwo” może zyskać moc porównywalną z prawdą, o ile zostanie odpowiednio opakowane w narrację, którą ludzie chcą usłyszeć.
Jak polaryzacja polityczna zagraża demokracji?
Polaryzacja polityczna stała się jednym z najbardziej niepokojących zjawisk współczesnych demokracji, szczególnie widocznych w Stanach Zjednoczonych. Zjawisko to w ostatnich dziesięcioleciach ulegało intensyfikacji, co w dużej mierze było wynikiem szeregu czynników społecznych, technologicznych i politycznych. Zakończenie zimnej wojny, przemiany technologiczne umożliwiające ludziom konsumowanie informacji zgodnych z ich własnymi przekonaniami, a także rozwój politycznego plemiennictwa i populizmu przyczyniły się do głębokiej polaryzacji. Media stały się bardziej stronnicze, a przekaz polityczny zdominowany przez negatywne i dezinformacyjne treści.
Proces ten nie był przypadkowy. Jak zauważył Bill Bishop w książce The Big Sort, Amerykanie coraz częściej wybierają mieszkania w sąsiedztwach, które odpowiadają ich poglądom i statusowi społecznemu. Choć nie zawsze było to planowane, wynikło to z naturalnych procesów społecznych – ludzie zaczynają żyć w tzw. "bańkach" informacyjnych, w których ich poglądy stają się coraz bardziej ekstremalne, a przestrzeń dla dialogu i kompromisu zaczyna zanikać. W efekcie, spada potrzeba wyjaśniania i przekonywania innych do swoich racji. Zamiast tego społeczeństwo podzieliło się na obozy, które coraz bardziej się od siebie oddzielają. To zjawisko stało się widoczne nie tylko w strukturze społecznej, ale także w polityce, która staje się coraz bardziej zdominowana przez interesy wybranych grup.
Polityczna polaryzacja ma również swoje psychologiczne korzenie. Jak twierdzi psycholog Jonathan Haidt, ludzka natura sprzyja powstawaniu "plemienności", czyli tendencji do tworzenia grup i rywalizowania z innymi. To zjawisko może prowadzić do silnego poczucia tożsamości grupowej, które z kolei wpływa na nasze decyzje moralne i polityczne. W kontekście amerykańskim, to plemienność jest szczególnie wyraźna wśród konserwatystów, którzy przywiązują większą wagę do takich wartości jak lojalność, autorytet i świętość, podczas gdy liberałowie są bardziej zorientowani na kwestie opieki, sprawiedliwości i wolności. Różnice te stają się fundamentalnymi punktami podziału w społeczeństwie i polityce.
Współczesna polaryzacja nabrała szczególnego charakteru dzięki rozwojowi mediów społecznościowych. Internet umożliwia ludziom wybieranie tylko tych informacji, które pasują do ich przekonań, co prowadzi do tzw. "echo chambers" – bańek informacyjnych, w których nie dochodzi do wymiany poglądów, a jedynie do ich potwierdzenia. Fenomen "negatywnej partyjności" (negative partisanship) stanowi jeden z kluczowych mechanizmów współczesnej polaryzacji. Polega on na tym, że wyborcy są bardziej zmotywowani do popierania swojej partii nie dlatego, że ją kochają, ale dlatego, że nie znoszą przeciwnika politycznego. Często jest to związane z dehumanizacją i demonizowaniem oponentów politycznych.
Zjawisko to ma swoje konsekwencje dla całego systemu demokratycznego. Wysoki poziom polaryzacji utrudnia prowadzenie konstruktywnego dialogu politycznego. Zamiast rozwiązywania problemów poprzez kompromis, polityka staje się walką na śmierć i życie, gdzie nie liczy się dążenie do konsensusu, ale do totalnego zwycięstwa. To z kolei prowadzi do coraz większego upolitycznienia instytucji państwowych i mediów, co może podważyć fundamenty demokracji. Jak zauważają Steven Levitsky i Daniel Ziblatt w swojej książce How Democracies Die, ekstremalna polaryzacja może zniszczyć demokrację, prowadząc do erozji instytucji demokratycznych, manipulacji wyborami i rozpadów społeczeństw.
W szczególności w przypadku wyborów prezydenckich w 2016 roku, wielu wyborców głosowało na Donalda Trumpa nie z powodu jego osobistych cech, ale dlatego, że postrzegali go jako kogoś, kto walczy z ich przeciwnikami. Zjawisko to, kiedy wyborcy są gotowi poprzeć kandydata, który nie spełnia ich oczekiwań, tylko po to, by "pokonać wroga", jest jednym z objawów głębokiego kryzysu politycznego. W tym kontekście, rozwój tzw. "fałszywych wiadomości" i "alternatywnych faktów" stanowi tylko jeden z wielu symptomów narastającej polaryzacji. Część wyborców była gotowa uwierzyć w te narracje, bo silnie identyfikowali się z jednym obozem, a jednocześnie nienawidzili drugiego.
Nie tylko Stany Zjednoczone doświadczają takiej polaryzacji. Kraje na całym świecie, takie jak Wenezuela, Rosja, Turcja, Polska, a nawet niektóre państwa Europy Zachodniej, również przeżywają kryzysy demokracji związane z rosnącą polaryzacją i populizmem. Zmniejszenie roli instytucji, które mają na celu zapewnienie sprawiedliwości i równości, a także marginalizacja głosu opozycji, stają się coraz bardziej powszechne. Przykłady takie jak upolitycznienie sądów czy manipulowanie procesami wyborczymi pokazują, jak polaryzacja prowadzi do osłabienia podstawowych zasad demokracji.
Podstawowym zagrożeniem związanym z polaryzacją jest to, że zamiast szukać wspólnego gruntu, politycy i obywatele zaczynają postrzegać siebie nawzajem wyłącznie jako wrogów. Takie podejście prowadzi do eskalacji napięć, a także do erozji zaufania do instytucji państwowych. Zjawisko to utrudnia efektywne rządy i rozwiązywanie problemów społecznych. Demokracja, by funkcjonować, musi opierać się na zasadach kompromisu i tolerancji, które w obecnym kontekście są coraz trudniejsze do utrzymania. To, co kiedyś wydawało się podstawą zdrowej polityki – możliwość prowadzenia racjonalnej debaty i poszukiwania kompromisów – teraz zagraża samej istocie demokratycznego ładu.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский