W życiu każdego młodego Brahmana, jednym z najważniejszych rytuałów jest inicjacja znana jako "upanayana", co dosłownie oznacza "prowadzenie ku" — w tym przypadku ku duchowej dojrzałości. Chociaż cała ceremonia obejmuje wiele różnych elementów, istotnym aspektem, który zasługuje na szczególną uwagę, jest moment, w którym młody chłopak staje się pełnoprawnym członkiem duchowej wspólnoty. W tym czasie odbywa się święcenie, w którym nowo wyświęcony Brahman staje się gotowy, by wejść na drogę studiowania prawa Brahmanów i duchowego rozwoju.
Ceremonia, zazwyczaj odbywająca się w domu, jest jednocześnie czasem radosnym i uroczystym. Rodzina organizuje święto, do którego zaprasza krewnych, którzy przybywają z różnych zakątków, przynosząc odpowiednie dary dla chłopca. Cała rodzina zbiera się wokół ognia ofiarnego, a chłopak, siedzący w pokorze, składa hołd, w milczeniu słuchając pieśni wypowiadanych przez kapłanów, którzy recytują wersety z Wed.
Przez wiele godzin trwa ceremonia, a chłopak, choć czasami znudzony jej długotrwałością, czasami zachwycony różnorodnością prezentów, nieświadomie zanurza się w tej świętej atmosferze. Wreszcie przychodzi moment, w którym główny kapłan, po cichu, wypowiada słowa inicjacji i zakłada chłopcu "yajnapavita" – święty węzeł ofiarny. Ten moment symbolizuje przejście młodego Brahmana w nowy etap życia, podczas którego staje się on odpowiedzialny za kontynuowanie tradycji, studiowanie świętych tekstów i przekazywanie wiedzy.
Ważnym rytuałem po inicjacji jest "bhiksha", czyli ceremoniał zbierania jałmużny, który ma na celu nie tylko zapewnienie młodemu Brahmanowi środków do życia, ale także jest częścią jego duchowej drogi. Młody chłopak, na ogół od dwunastego roku życia, wędruje od domu do domu, zbierając jedzenie. Używa w tym celu "zoli" — kawałka lnu związanego w cztery rogi, który trzyma w rękach, podczas gdy kapłan recytuje mantry w sanskrycie. To szczególne "wędrowanie" jest symboliczną próbą samodzielności i pokory.
Podczas gdy niektórzy młodzi Brahmani traktują ten rytuał jako uciążliwy obowiązek, wielu z nich dostrzega głęboki sens w tej tradycji. To właśnie w tym okresie, kiedy zbierają jedzenie od domów rodzinnych, chłopak poznaje nie tylko podstawy duchowego życia, ale także zostaje wprowadzony w tajniki życia codziennego i wartości, jakie wiążą się z hojnością i wspólnotą. Zgodnie z tradycją, Brahmanie są wegetarianami, co w kontekście tej ceremonii ma szczególne znaczenie. Ich życie jest w pełni podporządkowane zasadom duchowym, które obejmują zarówno brak spożywania mięsa, jak i wstrzemięźliwość w kwestiach materialnych.
W tym kontekście, praktyka jałmużny, choć z pozoru przypomina zwykłą proszalność, ma głęboki sens duchowy. Młody Brahman, który gromadzi jedzenie, nie robi tego tylko z powodu potrzeby fizycznej, ale jest to część jego duchowego treningu. Często są to proste produkty, jak ryż, chleb czy warzywa, ale wartością tych darów jest przede wszystkim intencja i poświęcenie darczyńcy. Każdy, kto ofiarowuje coś młodemu Brahmanowi, bierze udział w jego duchowym rozwoju, przekazując nie tylko materialne dobra, ale i część siebie.
Z kolei po zakończeniu ceremonii jałmużny, Brahmanie nie są jedynymi, którzy korzystają z darów wspólnoty. Istnieje również tradycja, w której zapraszani są starsi Brahmanowie — para małżonków, którzy nie tylko uczestniczą w posiłku, ale również przyjmują prezenty. Podobnie jak w przypadku młodych chłopców, małżonkowie otrzymują dary, które mają znaczenie zarówno praktyczne, jak i duchowe. W tradycji hinduskiej, szczególnie w kontekście ceremonii, goście Brahmańscy traktowani są z najwyższym szacunkiem i uprzedzeniem, a ich obecność na uroczystości podkreśla wagę rytuałów związanych z darem życia.
To, co istotne w całym procesie, to głęboka symbolika przejścia, jaką przechodzi młody Brahman, wkraczając w dorosłość i duchowe życie. Każdy etap tego procesu ma na celu nie tylko przygotowanie go do przyszłego życia małżeńskiego i społecznego, ale również wprowadzenie go w rolę, którą ma pełnić w społeczeństwie. Brahmanie, choć często kojarzeni z wędrownymi mendykantami, mają także swoje miejsce w strukturach społecznych, jako nauczyciele, lekarze, dziennikarze czy urzędnicy. Ich życie, pełne dyscypliny i umiaru, służy jako wzór dla innych.
Warto zatem pamiętać, że rytuały związane z inicjacją Brahmanów są nie tylko aktami religijnymi, ale także głęboko zakorzenionymi tradycjami, które kształtują przyszłe pokolenia, przekazując im wartości duchowe, moralne oraz społeczne. Zrozumienie tych ceremonii pozwala lepiej pojąć znaczenie hierarchii, roli duchowych mistrzów oraz fundamentów życia w hinduistycznej tradycji.
Jakie wyzwania stawia podróż do Tybetu w XVIII wieku?
Majlis, miejsce audiencji, stanowiło kamienną klatkę schodową. Na tym małym człowieku, do którego sekretarz nas zaprowadził, na stopniach i spocznikach, w których zatonęliśmy po kolana, widzieliśmy ludzi w odcieniach indygo, których gesty były tajemnicze i wymowne. To właśnie wybitny Saiyed Ali ibn ul-Wazir, dowódca armii Taiz, dał nam, kapitanowi Yanniemu i mnie, znak, byśmy podeszli. Pokazał ręką miejsce, gdzie mieliśmy się usadowić między dwoma wykrzywionymi brodami. W tej chwili, w naszych butach i bryczesach, kiedy próbowaliśmy przykucnąć lub się położyć, czuliśmy się jak najnędzniejsi z ludzi. Więcej niż strach, wywołał we mnie obrzydzenie widok tego wojownika z indygo, który wydawał się moim strażnikiem więziennym. Gorszy był jednak fakt, że żaden z tych szanownych szejków nie wydawał się mieć żadnej życzliwości.
Wkrótce po tym spotkaniu, wyruszyliśmy w kierunku nieznanych obszarów. W drodze do Tybetu, przez całe Chiny, spotkaliśmy ludzi o najróżniejszych zwyczajach, językach i kulturach. Na każdym kroku obcowanie z obcymi, jak na przykład z tubylcami w Luzon, wywoływało silne emocje. Zdjęcia przedstawiające mieszkańców górskich regionów Filipin ukazują ludzi, którzy bawią się w gry, wspinają na natłuszczone słupy lub tańczą w rytm lokalnych bóstw, co wprowadzało nas w nastrój tajemniczości i niepewności. Pomimo tego, że Zachodnia administracja amerykańska zmieniała stare zwyczaje, ludzie Ci żyli tak, jak ich przodkowie od setek lat.
Dotarcie do Tybetu wiązało się z wieloma trudnościami. Wszelkie przygotowania do wyprawy były pełne wątpliwości, szczególnie w związku z tym, że towarzyszyła mi żona, Betty, oraz nasz dziewięciomiesięczny syn, David. Wspólnicy, w tym misjonarze szwedzcy, którzy przyłączyli się do wyprawy, wyrażali zdziwienie, gdy dowiedzieli się, że kobieta i dziecko również będą uczestniczyć w tak wymagającej podróży. Wskazówki o wyposażeniu były pełne pesymizmu. Wskazówki o odpowiednich koniach, ekwipunku, jedzeniu, czy sposobie opieki nad zwierzętami były zbierane przez długie godziny negocjacji z handlarzami, jednak to nie dawało pewności, że uda się pomyślnie przejść przez wschodnią granicę.
Mimo tych trudności podróż była nie tylko koniecznością, ale i życiową pasją. Po zakupieniu odpowiednich zwierząt, namiotu, zapasów, w końcu, z nieco zredukowaną liczbą ludzi, udało się ruszyć. Wszyscy w zespole byli bardzo dobrze przygotowani, co dawało poczucie pewności i odpowiedzialności. Nasza pierwsza część wyprawy, na którą składały się setki mil w trudnych warunkach, wiązała się z koniecznością rozwiązywania codziennych problemów, takich jak utrzymanie koni w dobrej kondycji, zapewnienie im odpowiedniego pokarmu, czy przetrwanie w nieznanych warunkach.
Dzięki szczególnym umiejętnościom naszego przewoźnika, Shih Ko, znanego jako "Brat Kamień", który miał doświadczenie w pracy z końmi i radzeniu sobie w trudnych sytuacjach, udało nam się przezwyciężyć trudności w terenie. Był on, mimo swojej powolności, osobą nieocenioną w tym kontekście. Z kolei nasz kucharz, który miał tendencję do unikania pracy, nie sprawiał zbytnio kłopotów, mimo że jego sposób bycia budził w nas zdziwienie.
Zgodnie z raportami Koozmina, Cossacka kupca futer, który niedawno odwiedził miejscowość Ngawa, podróż stała się jeszcze bardziej atrakcyjna. Według niego, Ngawa była miejscem gościnnym, z uprzedzeniem do gości i zwyczajami odmiennymi od naszych. W tym kontekście, przygotowanie się do wyprawy stawało się wyzwaniem, które nie tylko podkreślało różnicę kulturową, ale i zmuszało do elastyczności w podejściu do lokalnych tradycji i potrzeb.
Wyjazd z Taochow oznaczał rozpoczęcie podróży przez nieznane obszary, gdzie tylko doświadczenie i wiedza zdobyte podczas poprzednich podróży mogły zapewnić minimalne poczucie bezpieczeństwa. Jednak, jak się okazało, w takich miejscach, jak Tybet, nie ma miejsca na błąd. To właśnie w takich chwilach ważne jest, by nie tylko mieć odpowiedni ekwipunek, ale również zrozumienie dla lokalnych zwyczajów i umiejętność dostosowania się do zmieniających się warunków.
Należy pamiętać, że Tybet w tamtych czasach, mimo swej fascynującej historii i kultury, był miejscem pełnym niebezpieczeństw. Każdy krok w tej obcej, surowej krainie mógł prowadzić do nieoczekiwanych trudności. Warto pamiętać, że przygotowanie się do takiej wyprawy wymagało nie tylko odpowiednich zasobów, ale również umiejętności radzenia sobie z niepewnością i trudnościami, które stawiał każdy dzień. Wyprawy te były nie tylko fizycznym wyzwaniem, ale również mentalnym testem, który kształtował nie tylko podróżników, ale i naszą wiedzę o świecie.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский