Współczesne media i instytucje edukacyjne odgrywają kluczową rolę w kształtowaniu naszej wiedzy o świecie. Jednak w ostatnich latach zaufanie do tych instytucji uległo znacznemu osłabieniu, co wpływa na sposób, w jaki postrzegamy fakty i podejmujemy decyzje polityczne. Zjawisko to jest nie tylko efektem incydentów związanych z nadużyciami dziennikarskimi, jak chociażby sprawa związana z rzekomym gwałtem na Uniwersytecie Wirginii, ale także rezultatem głębszych zmian w sposobie, w jaki postrzegamy i oceniamy źródła wiedzy.

Wspomniany przypadek z Rolling Stone, gdzie opublikowano nieprawdziwy artykuł o gwałcie w jednym z bractw studenckich, jest tylko jednym z wielu przykładów, które podważają wiarygodność tradycyjnych mediów. Raport przeprowadzony przez Columbia Graduate School of Journalism wykazał, że dziennikarze magazynu nie przeprowadzili podstawowej weryfikacji informacji, co doprowadziło do poważnego błędu. Mimo to, kierownictwo Rolling Stone, zamiast podjąć zdecydowane kroki, utrzymało dziennikarza odpowiedzialnego za błąd, co tylko pogłębiło kryzys zaufania do mediów. Tego typu incydenty pokazują, jak łatwo jest naruszyć zaufanie publiczności do mediów i jak trudne może być odzyskanie tej utraconej wiarygodności.

Spadek zaufania do mediów ma również swoje odzwierciedlenie w danych statystycznych. Badania Gallupa wskazują na wyraźny spadek liczby osób, które deklarują zaufanie do mediów. W latach 1997-2003 zaufanie było na stosunkowo stabilnym poziomie 53-54%, ale w 2016 roku spadło do zaledwie 32%. Taki spadek może być wynikiem nie tylko błędów dziennikarskich, ale także postrzeganej stronniczości mediów, która sprawia, że różne grupy polityczne traktują je jako narzędzie do propagowania własnych poglądów. Dla przykładu, w 2016 roku 51% Demokratów wyrażało zaufanie do mediów, podczas gdy tylko 14% Republikanów podzielało to samo zdanie. W kontekście politycznym zaufanie do mediów staje się coraz bardziej podzielone, co tylko pogłębia polaryzację społeczną.

Zjawisko to nie dotyczy tylko mediów. Zaufanie do akademii, a szczególnie do instytucji wyższych uczelni, również ulega stopniowemu osłabieniu. Badania Gallupa i Pew Research Center pokazują, że między 2010 a 2017 rokiem znacząco zmniejszył się odsetek Republikanów, którzy uważają uczelnie za pozytywny element wpływający na społeczeństwo. W 2010 roku 58% Republikanów wyrażało pozytywną opinię o akademii, ale do 2017 roku liczba ta spadła do zaledwie 36%. Taki spadek zaufania nie jest przypadkowy – wynika z postrzeganego zbytniego upolitycznienia instytucji edukacyjnych, które są często uznawane za zbyt liberalne przez konserwatywnych wyborców.

W kontekście nauki, zaufanie do ekspertów staje się kluczowe. Zdecydowana większość naszej wiedzy pochodzi od innych ludzi – ekspertów, naukowców, dziennikarzy – których opinie traktujemy jako wiarygodne, mimo że sami rzadko podejmujemy się bezpośredniego badania skomplikowanych kwestii. Jak zauważył Russell Hardin, nasze zrozumienie rzeczywistości opiera się na relacjach innych, a zaufanie do nich jest niezbędne, by podejmować racjonalne decyzje. Jednocześnie, jak zauważył Dan Kahan, obywatele nie są w stanie samodzielnie ocenić takich kwestii jak skuteczność kary śmierci czy wpływ kontroli broni na bezpieczeństwo publiczne. Muszą polegać na ekspertach, których uznają za wiarygodnych. Warto dodać, że zaufanie do ekspertów nie jest jednolite – zależy od naszych przekonań politycznych, co może prowadzić do selektywnego podchodzenia do faktów, które potwierdzają nasze poglądy.

Współczesny kryzys zaufania do mediów i akademii nie jest tylko skutkiem licznych skandali, ale także wynika z głębszych zmian społecznych i politycznych. W miarę jak zaufanie do tradycyjnych instytucji maleje, pojawiają się alternatywne źródła wiedzy, które nie zawsze przestrzegają tych samych standardów weryfikacji informacji. Warto zatem zastanowić się, jakie mechanizmy wpływają na nasze decyzje o tym, komu ufać, oraz jak wpływa to na naszą zdolność do rozumienia i oceny faktów. W dobie populizmu, w którym głos ekspertów często bywa ignorowany na rzecz emocji i uproszczonych narracji, nasza percepcja rzeczywistości staje się coraz bardziej złożona i fragmentaryczna.

Jak faktyczne weryfikowanie informacji wpływa na postrzeganą prawdę w polityce?

W procesie weryfikacji faktów kluczowym aspektem jest dążenie do obiektywności i dokładności. Choć różne organizacje zajmujące się sprawdzaniem faktów mogą mieć nieco odmienne podejścia, wszystkie kierują się kilkoma podstawowymi zasadami, które mają na celu dokładną ocenę prawdziwości publicznych wypowiedzi i informacji. Warto przy tym zauważyć, że proces selekcji faktów nie jest całkowicie neutralny i zależy od wielu czynników, w tym doświadczenia dziennikarzy i metodologii, na jakiej opierają się poszczególne organizacje.

Najpierw jednak należy zwrócić uwagę na podstawowe zasady, którymi kierują się organizacje takie jak The Fact Checker czy PolitiFact. Kluczową zasadą jest, jak zauważył Kessler, rozróżnienie pomiędzy faktem a opinią. Weryfikacja faktów to operacja, która dotyczy jedynie danych, które mogą zostać zweryfikowane, natomiast opinie, choć również mogą być interesujące, nie są przedmiotem takiej analizy. Zasadniczym celem tych organizacji jest więc nie tylko uchwycenie błędów, ale także wskazanie tych faktów, które są najistotniejsze dla obywateli i wyborców. Kessler twierdzi, że dla niego 30–40% sprawdzanych faktów pochodzi od samych czytelników, co świadczy o tym, jak bardzo istotne dla procesu weryfikacji jest zaangażowanie społeczne.

Gdy już zdecydujemy, które wypowiedzi będą poddane weryfikacji, pojawia się kolejny problem: jak ocenić prawdziwość tych faktów? Bill Adair, który jest twórcą metodyki PolitiFact, wyjaśnia, że w procesie tym ważne jest nie tylko sprawdzenie, czy wypowiedź opiera się na zweryfikowanych danych, ale również, czy jest ona istotna. Oznacza to, że organizacje sprawdzające fakty nie zajmują się każdym drobnym błędem, ale skupiają się na kwestiach, które mogą wprowadzać w błąd opinię publiczną lub które mają duże znaczenie polityczne.

Z perspektywy samego procesu weryfikacji istotne jest, że te organizacje kierują się zasadą "rozsądnego człowieka". Oznacza to, że nie wymaga się absolutnej pewności, a raczej starano się osiągnąć ocenę, która jest wystarczająco uzasadniona dowodami i rozumowaniem. Adair wyjaśnia, że proces oceny opiera się na doświadczeniu dziennikarzy, a nie na ściśle określonych metodach naukowych. Choć taka metoda może być efektywna w codziennej praktyce dziennikarskiej, nie zawsze odpowiada na bardziej złożone pytania epistemologiczne dotyczące natury prawdy i fałszu.

W kontekście procesu selekcji należy również zauważyć, że organizacje sprawdzające fakty wykazują tendencję do koncentrowania się na fałszywych informacjach. W The Fact Checker np. stosuje się tradycyjny system przyznawania punktów "Pinocchio" - im większe kłamstwo, tym większa liczba "Pinokiów". Podobnie PolitiFact używa swojego "Truth-O-Meter", który obrazuje stopień prawdziwości danej wypowiedzi, aż do najbardziej ekstremalnego "Pants on Fire", wskazującego na całkowite kłamstwo. Ta koncentracja na fałszywych informacjach, choć skuteczna w demaskowaniu kłamstw, może prowadzić do pewnej niepełności, ponieważ pomija zwrócenie uwagi na fakty, które są prawdziwe, ale mogą być zaniedbane w kontekście debaty publicznej.

Jednak, choć podejście to może wydawać się efektywne, istnieje w nim pewne ryzyko. Koncentrowanie się wyłącznie na kłamstwach i fałszywych informacjach może prowadzić do pomijania innych istotnych aspektów, takich jak kontekst wypowiedzi, motywacje osób, które je wygłaszają, oraz ogólny wpływ tych wypowiedzi na społeczeństwo. W tym sensie podejście oparte na dekonstruowaniu fałszywych stwierdzeń nie jest wystarczające do pełnego zrozumienia złożonych kwestii politycznych i społecznych.

Co ważne, sam proces wyboru faktów i oceniania ich prawdziwości nie jest absolutny. Ostateczna ocena zależy od doświadczenia dziennikarzy i ich rozumienia tego, co jest ważne dla społeczeństwa. Z tego względu warto pamiętać, że pomimo starań o obiektywność, proces weryfikacji faktów zawsze wiąże się z pewnym stopniem subiektywności. Każdy fakt i każda wypowiedź są oceniane przez pryzmat doświadczeń i wartości dziennikarzy, co może prowadzić do odmiennych interpretacji tej samej sytuacji.

Wreszcie, należy zauważyć, że fakt-checking to tylko jedno narzędzie w walce z dezinformacją. Choć pomocne w obalaniu fałszywych stwierdzeń, nie zastępuje ono krytycznego myślenia i umiejętności samodzielnego oceniania informacji przez obywateli.