Człowiek, który kwestionuje nasze osobiste obserwacje, staje się dla nas często obiektem szyderstwa – traktujemy go jako głupca, szaleńca lub oszusta. Niektóre cytaty z pierwotnych wpisów, choć mogą wydawać się przesadzone, dostarczają interesujących wskazówek na temat natury naszej osobistej wiedzy. Jak zauważa użytkownik „snacksandharts”, „jeśli to nie złoto, całe moje życie to kłamstwo.” Może chodziło mu o to, że tylko to, co widzimy własnymi oczami, może być jedyną rzeczą, którą warto uznawać za prawdziwą; jeśli nie możemy ufać własnym oczom, to wtedy cokolwiek może być kłamstwem. Inny użytkownik, „littlewotsit” pyta, „czym jest wzrok?” Pytanie to może kryć w sobie głębsze dylematy epistemologiczne, dotyczące tego, czy nasz wzrok – jako zmysł – jest rzeczywiście wiarygodnym sposobem poznania. Co, jeśli nasze zmysły wcale nie są tak niezawodne, jak się powszechnie sądzi? To przypomina ważny motyw z mitologii nordyckiej, który omawialiśmy w poprzednich rozdziałach, kiedy Odin oddał swoje oko, by zdobyć głębszą wiedzę. Może powinniśmy zgodzić się z Nordyckimi mędrcami, którzy twierdzili, że to, co widzimy oczami, często bywa mylne i prawdziwe zrozumienie można osiągnąć tylko innymi środkami, zwłaszcza w dzisiejszym świecie, gdzie fotografie mogą być łatwo zmanipulowane w programach takich jak Photoshop.

Odpowiedź na pytanie „czym jest wzrok?” (czyli nasze osobiste obserwacje) może brzmieć, że jest to ograniczony i często wprowadzający w błąd sposób na rozpoznanie ogólnych stanów rzeczy. To zaprzecza powszechnemu przekonaniu, że nasze osobiste doświadczenia mają niepodważalną moc prawdy. Jeden z najpopularniejszych skeczy Richarda Pryora, w którym mówi do swojej żony, złapanej na zdradzie, „Komu uwierzysz: mnie, czy swoim kłamiącym oczom?” — doskonale obrazuje ten paradoks. Oczywiście, z jednej strony nasze osobiste doświadczenia wydają się być absolutnie pewne, ale z drugiej strony są one przecież tak subiektywne.

Jednym z powodów tej rozbieżności między ograniczeniami osobistych obserwacji a naszą niezdobytą wiarą w nie jest psychologiczna tendencja do nadmiernej wartościowania niewielkiej liczby własnych doświadczeń w porównaniu z ogromną ilością obserwacji dokonanych przez innych. Na przykład, jeśli mamy lub nasz znajomy posiada samochód danej marki, który ma poważne problemy mechaniczne, to to jedno doświadczenie mocno wpływa na naszą ocenę tej marki, znacznie bardziej niż wiele obiektywnych opinii z innych źródeł, jak np. raporty z konsumenckich badań. Nawet jeśli słyszymy kilka pozytywnych opinii z zewnętrznych źródeł, często nie mają one takiej samej mocy dowodowej, co jedno osobiste przeżycie.

Michał Polanyi, w swojej pracy „Personal Knowledge”, dostarcza ciekawych argumentów na temat tej osobistej epistemologii. Choć był znanym chemikiem, Polanyi twierdził, że „pełna obiektywność, jaką zwykle przypisuje się naukom ścisłym, to złudzenie i fałszywy ideał.” Zamiast tego, osobista wiedza, czy jak on ją nazywa – wiedza tacitna – jest fundamentem naszych najbardziej wiarygodnych wniosków, a także źródłem innowacji. Wiedza tacitna jest zdobywana poprzez doświadczenie i nie może być łatwo przekazana innym. Przykładem może być jazda na rowerze lub rozpoznawanie twarzy — to czynności, które wykonujemy precyzyjnie, ale nie potrafimy ich opisać słowami w sposób, który pozwoli innym nauczyć się ich tak samo skutecznie. Polanyi argumentuje, że nie powinniśmy starać się usunąć „elementu osobistego osądu” z podstawowych decyzji, które stanowią fundament naszej największej pewności.

Personalna wiedza nie tylko buduje nasze zaufanie, ale także może skutecznie zignorować inne źródła wiedzy, takie jak autorytatywni eksperci czy konsensus naukowy. Jednym z najbardziej znanych przykładów jest ruch antyszczepionkowy, który opiera się na przekonaniu, że szczepionki powodują autyzm, co stoi w sprzeczności z uznawaną wiedzą medyczną. Kiedy jedna z najbardziej znanych postaci tego ruchu, Jenny McCarthy, była kwestionowana w kwestii swoich nie naukowych przekonań, odpowiedziała, „Moja nauka ma na imię Evan, i jest w domu. To moja nauka.” Jej odpowiedź dobrze ilustruje, jak osobiste przekonania mogą być silniejsze niż powszechnie akceptowane, naukowe dowody.

Z drugiej strony, chociaż wiedza osobista może być przekonująca, jej zastosowanie w kontekście politycznym jest bardziej ograniczone. Większość problemów politycznych dotyczy tzw. faktów distalnych, które są „tylko zdalnie doświadczane lub niemal niemożliwe do zweryfikowania zmysłowo.” W przeciwieństwie do faktów bliskich, które możemy poznać na podstawie własnych doświadczeń, polityka dotyczy ludzi i problemów, których nie doświadczamy bezpośrednio. Jednakże, nawet abstrakcyjne problemy, dotyczące np. seksualności ludzkiej, mogą być odbierane przez nas w sposób bardzo osobisty, a nasze przekonania na temat tych kwestii mogą wynikać z własnych doświadczeń i uczuć, niezależnie od tego, co mówią eksperci.

Tak samo jest z kwestią rasizmu: dla niektórych osób, szczególnie mniejszości etnicznych, przekonania na temat wpływu rasizmu w Stanach Zjednoczonych mogą być bardziej zakorzenione w ich osobistych doświadczeniach, niż w raportach mediów czy badań naukowych. To samo dotyczy osób białych, które często odbierają problem rasizmu inaczej niż przedstawiciele mniejszości. W 2015 roku, kiedy Departament Sprawiedliwości wydał raport krytykujący praktyki policyjne w Ferguson, Missouri, jeden z mieszkańców odpowiedział, „Mieszkam w Ferguson, więc wiedziałem to już wcześniej. Zawsze wiedzieliśmy, co się dzieje.” Reakcje innych obywateli, których doświadczenia były inne, były bardziej sceptyczne, oparte na sprzecznościach w tym raporcie i ich własnym postrzeganiu rasowych relacji.

Nasza percepcja rzeczywistości jest często kształtowana przez osobiste doświadczenia, które mają tendencję do różnienia się od ogólnych danych czy szerszych dowodów dostępnych wszystkim. Jednym z głównych powodów, dla których tak się dzieje, jest fakt, że nasze osobiste doświadczenia są łatwiejsze do przywołania i wydają się bardziej przekonujące, niż złożone analizy, które musimy wykonać, by zrozumieć bardziej odległe i abstrakcyjne problemy. Warto zatem zastanowić się, na ile nasze osobiste doświadczenia mogą kształtować naszą percepcję rzeczywistości i na ile są one w stanie przysłonić obiektywne fakty i powszechnie uznawaną wiedzę.

Jak percepcje faktów wpływają na nasze interakcje społeczne i zawodowe?

Karl Popper argumentował, że spory o fakty często postrzegane są jako „działanie sił, które spiskują, aby utrzymać nas w ignorancji, zatruwając nasze umysły kłamstwami i oślepiając nas, abyśmy nie dostrzegali oczywistej prawdy”. Jeśli to prawda, to „tylko najbardziej zepsuta złośliwość może odmówić dostrzegania manifestowanej prawdy”. Postrzeganie innych w ten sposób nieuchronnie zatruwa sposób, w jaki obywatele ze sobą współdziałają. Z tego punktu widzenia, podzielone percepcje rzeczywistości mogą być zarówno przyczyną, jak i skutkiem polaryzacji. Uznanie sporów faktycznych może jeszcze bardziej odizolować obywateli i pogłębić podziały, prowadząc do błędnego kręgu, w którym polaryzacja polityczna prowadzi do podzielonych percepcji rzeczywistości, a te z kolei prowadzą do jeszcze większej polaryzacji.

Podstawowe konsekwencje sporów o fakty – publiczna ignorancja, paraliż polityczny, spadek jakości deliberacji – są stosunkowo łatwe do uchwycenia. Natomiast bardziej spekulatywne konsekwencje, takie jak postrzeganie choroby psychicznej, niemożność wybuchu skandalu, czy podzielone postrzeganie wydarzeń, choć mogą być istotne, nie są tak jednoznaczne. Niemniej jednak, skutki społeczne tego zjawiska zasługują na dokładniejszą analizę, co będzie przedmiotem kolejnej części niniejszej pracy, w której przyjrzymy się, jak spory o fakty kształtują interakcje osobiste.

Przeciętni obywatele stają w obliczu ludzi, którzy posiadają odmienne percepcje rzeczywistości, co w praktyce może mieć poważne konsekwencje społeczne i zawodowe. Różnice w opiniach na temat polityki lub partii są jednym, ale spory o rzeczywistość są czymś zupełnie innym. Badania zawarte w tej części książki badają społeczne i zawodowe konsekwencje tzw. „rywalizujących percepcji faktów” (DFPs, od ang. Dueling Fact Perceptions). W ramach eksperymentów badamy, jak obywatele reagują na swoich rówieśników, których postrzegają jako błędnie rozumiejących fakty. Przyglądamy się, jak takie postrzeganie błędności prowadzi do emocjonalnej polaryzacji, czyli rosnącej niechęci, jaką odczuwają liberałowie i konserwatyści wobec siebie. Badamy także nie tylko wyrazów wrogości, ale także wykluczenia społecznego – które eliminuje szanse na „usłyszenie drugiej strony” oraz na prawdziwą deliberację.

Warto dodać, że zmiany te mogą się nasilać dzięki mediom społecznościowym. Inni badacze zauważyli, że media społecznościowe mogą sprzyjać emocjonalnej polaryzacji z powodu wirtualnej odległości między komunikującymi się osobami oraz efektu „echo chamber” – zjawiska, w którym algorytmy mediów społecznościowych wzmacniają uprzedzenia użytkowników, pokazując im tylko te informacje, które potwierdzają ich dotychczasowe przekonania. Jednakże nikt wcześniej nie badał, jak spory o fakty w mediach społecznościowych mogą wpływać na szersze dynamiki społeczne i polityczne.

Środowisko zawodowe to jedno z ostatnich miejsc, w których Amerykanie regularnie wchodzą w interakcje z innymi obywatelami z różnych stron politycznej sceny i gdzie od nich oczekuje się zachowania minimum dekorum. Niemniej jednak, w ostatnich latach liczne badania pokazują, jak polityczne różnice coraz bardziej zakłócają to, co kiedyś uznawano za apolityczne interakcje społeczne. W szczególności spory o fakty mogą mieć szczególny wpływ na toksyczność naszych relacji. Ludzie są w stanie znieść kolegów z pracy, którzy reprezentują przeciwne poglądy polityczne w sposób przypominający tolerowanie innego fana drużyny sportowej, ale w momencie, gdy spotykają się z osobą, która publicznie głosi to, co uważają za rażące kłamstwo, ich reakcja może być drastyczna. Często dochodzą do wniosku, że osoba ta jest albo głupia, albo perfidna (nie wspominając już o tym, jak irytująca może być jej postawa). Takie przekonania o czyjejś mentalnej zdolności lub charakterze mogą prowadzić do unikania tej osoby na przerwach obiadowych lub przy wspólnych projektach.

Zjawisko to staje się szczególnie problematyczne, gdy osoba ta „dumnie” szerzy swoje poglądy, które uznawane są za ignorancję. Właśnie ta duma w przekonaniu o swojej racji może spotkać się z największą pogardą innych, co jest jednym z powodów, dla których badamy to zjawisko w kontekście prowokacji na mediach społecznościowych. Dzięki wirtualnej odległości, którą zapewniają media społecznościowe, ludzie czują się bardziej swobodnie w dzieleniu się swoimi poglądami, których nie odważyliby się wyrazić osobiście. I wbrew pozorom, media społecznościowe stały się centralnym miejscem, w którym Amerykanie utrzymują relacje towarzyskie i zarządzają swoimi sieciami zawodowymi. Jeśli spory o fakty mają zatem osłabiać harmonię w pracy, robią to najprawdopodobniej właśnie za pośrednictwem mediów społecznościowych.

Badania przeprowadzone w ramach eksperymentu na Twitterze, w którym uczestnicy byli wystawieni na spory o fakty, wykazały, że eksponowanie na sprzeczne opinie na tym portalu powodowało negatywne emocje wobec źródła informacji oraz zwiększało tendencje do wykluczania tych osób z sieci zawodowych. Z kolei eksperymenty przeprowadzone w 2016 i 2017 roku wykazały, że różnice w percepcji faktów dotyczących takich tematów jak zmiany klimatyczne, rasizm, płaca minimalna czy imigracja powodowały wzrost polaryzacji, a także wykluczenia społecznego wśród uczestników badania.

Z tego wynika, że społeczne i zawodowe konsekwencje rywalizujących percepcji faktów nie ograniczają się jedynie do zmniejszenia zdolności do współpracy w grupach, ale również prowadzą do głębszej alienacji i braku dialogu między obywatelami. Zatem społeczne konsekwencje sporu o fakty w przestrzeni publicznej mogą prowadzić do długotrwałych i szkodliwych podziałów w społeczeństwie.

Jak powstaje przemysł weryfikacji faktów? – Wyzwania i dylematy epistemeologiczne

Przemysł weryfikacji faktów zyskał na znaczeniu w stosunkowo krótkim czasie, głównie między inwazją na Irak a wyborami Baracka Obamy. Choć sama weryfikacja faktów jako element dziennikarstwa nie jest nowością i była obecna w rzetelnych praktykach dziennikarskich przez długi czas, nowe przedsięwzięcia w tym zakresie skupiły się na tym podsecie dziennikarskiej działalności. Pierwszą istotną instytucją zajmującą się weryfikowaniem faktów online było FactCheck.org, uruchomione w grudniu 2003 roku przez Kathleen Hall Jamieson i dziennikarza Brooksa Jacksona, sponsorowane przez Annenberg Public Policy Center na Uniwersytecie Pensylwanii. Jak piszą autorzy w książce unSpun: Finding Facts in a World of Disinformation, portal ten został zaprojektowany jako „orędownik konsumentów dla wyborców”. Cztery lata później, w 2007 roku, powstały kolejne dwie kluczowe strony: PolitiFact, założona przez Billa Adaira w St. Petersburg Times (który stał się Tampa Bay Times w 2012 roku), oraz The Fact Checker w Washington Post pod przewodnictwem Michaela Dobbs’a. Dobbs łączy narodziny przemysłu weryfikacji faktów z „szokującymi twierdzeniami” Ronalda Reagana, które okazały się całkowicie błędne. Wyjątkowy rok 1980, w którym Ronald Reagan został wybrany na prezydenta, był także rokiem, w którym CNN rozpoczęło nadawanie jako pierwsza 24-godzinna stacja telewizyjna. Wkrótce potem, w 1996 roku, powstała FOX News, co zapoczątkowało erę telewizyjnych programów z wyraźnie stronniczymi stanowiskami. Media zaczęły również pełnić bardziej ideologiczne funkcje w latach 90-tych, czego przykładem była późniejsza ewolucja MSNBC w stronę bardziej progresywnego charakteru.

U podstaw powstania weryfikacji faktów leżał brak mediów gotowych do kwestionowania roszczeń administracji Busha o uzasadnieniach inwazji na Irak. Wydarzenia te stały się katalizatorem tworzenia instytucji zajmujących się weryfikowaniem faktów, co zainspirowało Dobbs’a do zaproponowania stworzenia sekcji "Fact Checker" w Washington Post w 2007 roku. Jak zauważa, brak dziennikarskiego ścigania prawdy w kwestii broni masowego rażenia w Iraku sprawił, że powstała potrzeba stworzenia niezależnych instytucji mających na celu ocenę politycznych twierdzeń w oparciu o rzeczywiste fakty.

Między 2003 a 2007 rokiem, w odpowiedzi na rosnącą ideologiczną polaryzację amerykańskiej polityki oraz na wzrost liczby stronniczych stacji telewizyjnych, przemysł weryfikacji faktów rozwinął się szybko. W 2015 roku badanie wskazało, że trzy główne serwisy zajmujące się weryfikowaniem faktów odpowiadały za ponad trzy czwarte opublikowanych sprawdzeń faktów między 2003 a 2012 rokiem. Choć wszystkie te instytucje mają wspólne cechy, takie jak misja poprawy jakości debaty publicznej, to także istnieją istotne różnice. FactCheck.org ma korzenie zarówno akademickie, jak i dziennikarskie, podczas gdy PolitiFact oraz The Fact Checker osadzone są w profesjonalnym dziennikarstwie.

Jeśli chodzi o format raportowania, FactCheck.org skupia się na długich narracjach, podczas gdy PolitiFact i The Fact Checker posługują się skalami oceny faktów. Obie ostatnie instytucje drukują oceny zarówno prawdziwych, jak i fałszywych twierdzeń, podczas gdy FactCheck.org raportuje tylko te, które są fałszywe. Choć różnice te mogą, ale nie muszą, wpływać na ich rzetelność czy przekonującość, pokazują one konieczność dokładniejszego zrozumienia wspólnej epistemologii weryfikacji faktów.

W 2014 roku Glenn Kessler, szef sekcji The Washington Post "Fact Checker", w artykule dla Foreign Affairs stwierdził, że „Polityczna weryfikacja faktów stała się niezbędnym elementem niezależnego dziennikarstwa w demokratycznym społeczeństwie. Uczy to zarówno polityków, jak i wyborców, że istnieje coś, co nazywamy prawdą podstawową – fakty, które nie są sporne i stanowią fundament dla oceny twierdzeń składanych przez urzędników rządowych i przedstawicieli opozycji”. Jego optymizm, podobnie jak optymizm Brooksa Jacksona, jest wyrazem pewności, że nowe instytucje działają efektywnie, choć brak jest dowodów na to, że próba weryfikacji konsensusu faktów – „prawdy podstawowej” – jest szeroko akceptowana przez społeczeństwo. Istnieje wiele dowodów, że zwykli obywatele nie ufają weryfikatorom faktów.

Warto zatem zastanowić się, na jakiej podstawie fakt-checkerzy wybierają, które twierdzenia mają zweryfikować? Wybór twierdzeń, które poddają analizie, nie jest przypadkowy i może wpływać na postrzeganą wiarygodność instytucji weryfikujących fakty. Również sposób, w jaki dobierają oni dowody, ma ogromne znaczenie. Pytanie o to, które dowody są uznawane za wystarczające i jakie źródła są brane pod uwagę w ocenie twierdzeń, jest kluczowe, zwłaszcza w kontekście możliwego uprzedzenia w wyborze tematów do weryfikacji.

Pomimo rosnącego znaczenia fakt-checkingu w społeczeństwie, dla wielu obywateli jest on wciąż postrzegany jako coś subiektywnego. Oczekiwanie, że weryfikatorzy będą bezbłędni, a ich osądy będą jednoznacznie prawdziwe, może być złudne. Wynika to z faktu, że proces oceny prawdziwości twierdzeń nie jest tak obiektywny, jak mogłoby się wydawać. W rzeczywistości, często trudno jest wypracować metodologię, która w sposób obiektywny określi stopień kłamstwa w danym twierdzeniu. Warto mieć na uwadze, że każdy mechanizm weryfikacji faktów opiera się na wybranej metodzie oceny, która nie zawsze jest wolna od subiektywnych założeń.