Fafhrd patrzył przez trzy okna w klifie — jeśli to był klif, a nie częściowo zanurzona wieża — ale nie dostrzegał niczego poza upiornym, żółtym światłem, które zdawało się pochodzić z samego wnętrza skał. Wkrótce usłyszał, jak Lavas Laerk wydaje rozkazy, jego ostry głos przenikał przez warkot fal. Kilku mężczyzn usilnie pracowało przy wiosłach, jednak było już za późno. Galera, choć udało jej się wcisnąć między kamienie i znaleźć w nieco spokojniejszej wodzie, była już praktycznie zniszczona. Nagle rozległ się okropny zgrzyt, aż po całą długość kilu. Drewno jęczało i łamało się. Ostatnia fala uniosła okręt, a potężny huk rzucił mężczyzn na pokład. Galera przestała się poruszać, a jedyny dźwięk, który rozlegał się, to huk fal, dopóki Lavas Laerk radośnie nie zawołał: „Podzielcie broń i wino! Przygotować się do wyprawy!”

Te słowa były wręcz niewiarygodne, zważywszy na sytuację — galera była rozbita, zniszczona przez skały. A jednak mężczyźni, jakby pod wpływem szaleńczego zapału swojego dowódcy, zaczęli działać. Wzięli pochodnie z kabiny, aż rufa wraku zapłonęła dymem. Wśród nich pojawiły się krzyki, śmiechy i dziwaczne pieśni, a niektórzy łapali za miecze i noże, sprawdzając je, bawiąc się nimi w powietrzu. Wkrótce przyciągnęli Fafhrda, nakazując mu wziąć broń, jednak on, bez oporu, poczuł, że coś w tej chwili nie pozwoli im go uzbroić. I rzeczywiście, Lavas Laerk przerwał podanie mu miecza, spoglądając intensywnie na jego lewą rękę. Wtedy Fafhrd uświadomił sobie, co się dzieje — to był pierścień.

Lavas Laerk, patrząc na pierścień z wyrazem rosnącego zrozumienia, ogłosił: „Nie ma wątpliwości co do rzemiosła. Ten człowiek to szpieg Simorgii, a może nawet demon, który przyjął postać Północnego, by zmylić nasze podejrzenia.” Tym samym, za pomocą tych słów, cała sytuacja nabrała nowego znaczenia. Fafhrd, choć wiedział, że nie jest w stanie nic zrobić, poczuł na plecach ostrze, czując, jak napięcie rośnie. W końcu Lavas Laerk zdecydował, że nie zabiją go, przynajmniej na razie. „Niech żyje,” powiedział, „może wskazać nam, gdzie ukryty jest łup.”

Wkrótce wędrowcy zostawili galeryjkę, schodząc na mokre skały, na które morska fala napierała raz po raz. Śmiechy, głośne krzyki, niekiedy ktoś potykał się i zrzucał pochodnię, która błyskawicznie zgasła w morskiej pianie. Wkrótce, w świetle ich pochodni, ukazało się wejście do jakiejś budowli wyciętej w czarnej skale. Był to portal, który wyglądał na zamek lub jaskinię, może miejsce, gdzie kiedyś żyli ci, którzy mieli ostateczny wpływ na zatonioną Simorgię. Wysokie, szorstkie filary pokryte były rysunkami, które wyglądały na archaiczne symbole Simorgii — trudne do odczytania, zamazane przez czas i podmorskie muszle.

Wchodząc do środka, Fafhrd poczuł gęstniejącą atmosferę, przytłaczającą i niepokojącą. Ściany, strop i podłoga tego miejsca świeciły słabym, niezdrowym światłem, przypominającym fosforescencję morza. Cała przestrzeń była jakby zalana tą niepokojącą substancją. W tym otoczeniu, z każdym krokiem, Fafhrd dostrzegał coraz więcej — dziwaczne ryby skaczące po mokrej ziemi, rzeźbione postacie, które wydawały się żywe, meandrujące pod wpływem migotania światła. Na stole w jednej z grot rozpoznał postać ośmiornicy, której macki owijały fotel, a jej nienaturalne oczy patrzyły prosto w niego. Była to postać, jakby zamrożona w czasie, nie do końca ludzka, a jednak człowiecza.

Nawet wśród rozbawionych towarzyszy, którzy wciąż śpiewali i pili wino, Fafhrd nie mógł pozbyć się wrażenia, że ci ludzie nie zdają sobie sprawy, w jak niebezpiecznym miejscu się znajdują. Zamiast strachu, odczuwali tylko wrażenie jakiejś dziwnej euforii, tłumionego szaleństwa, które rozprzestrzeniało się na wszystkich. Jedyne, co wyraźnie czuł Fafhrd, to lodowaty strach, który paraliżował jego ciało i umysł, przypominając mu dawne legendy o upadku Simorgii — o królestwie, które zatonęło, by wstać w nowej, mrocznej formie.

Chociaż mężczyźni nie zdawali sobie sprawy z realności zagrożenia, Fafhrd wiedział jedno — nie wszyscy powrócą z tej wyprawy. Zbyt wiele wskazywało na to, że to, co znajduje się w tym zapomnianym miejscu, nie jest już częścią świata ludzi. Nie było to już tylko ruiny starożytnej cywilizacji, ale prawdziwa przestroga, która tylko czekała na niewłaściwych gości.

Jak wygląda świat, gdy historia идет по другому пути?

W alternatywnej rzeczywistości, gdzie II wojna światowa zakończyła się w zupełnie inny sposób, Niemcy panują nad Europą, Japonia kontroluje cały Pacyfik, a Stany Zjednoczone żyją w stanie neutralności, wszystko wydaje się dziwnie znajome, ale jednocześnie odmienne. Cameron, główny bohater tej refleksji, zastanawia się, jak wyglądałby świat, gdyby historia potoczyła się inaczej, a kluczowe momenty XX wieku miały inne rezultaty. Zamiast nieuniknionej konfrontacji z Rosją, Hitler skupił się na podboju Wielkiej Brytanii, a Stany Zjednoczone nie weszłyby w wojnę. Dziś kraj ten, odizolowany i zamknięty w swoich granicach, przypomina gigantyczną Portugalię – ekonomicznie stagnującą, niezdolną do wchodzenia w globalne interakcje handlowe.

Patrząc na ten zmodyfikowany świat przez pryzmat gazety, Cameron odkrywa, że niektóre rzeczy są zaskakująco bliskie temu, co znamy z naszej rzeczywistości. Dow-Jones Industrial wynosi 354.61, a niektóre z firm notowanych na giełdzie wydają się dobrze znane: IBM, AT&T, General Motors. Jednak wiele innych, takich jak Polaroid, Litton, czy Xerox, zniknęły, a w ich miejsce pojawiają się inne przedsiębiorstwa, które nie mają z nami nic wspólnego. Zamiast tego widzimy stare, prawie zapomniane nazwy, jak Haloid, które jest prekursorem Xerox.

W tej wersji świata nie ma najwyższych wieżowców w San Francisco – nie ma potrzeby ich budowania, skoro kraj jest w stanie stagnacji. Podobnie jak na rynku nieruchomości, tak i na innych polach życia gospodarka jest zaskakująco zamrożona. W tej alternatywnej rzeczywistości nie ma potrzeby rozwoju, ponieważ nikt nie widzi sensu w dalszym wzroście. To, co widać, to odbicie szerszego trendu: potęga militarna i ekonomiczna Niemiec oraz Japonii tłumią jakiekolwiek nadzieje na odrodzenie. Stany Zjednoczone, choć nadal potężne, są oddzielone od świata zewnętrznego, co sprawia, że nie mają wpływu na globalne wydarzenia.

W tej rzeczywistości New York City może mieć senatora Rockefellera, a Massachusetts senatora Kennedy'ego, ale to także świat, w którym nie wydarzyły się niektóre z kluczowych momentów historii XX wieku, jak na przykład istnienie Izraela, nieustanny konflikt między Żydami a Arabami, czy rozpad kolonialnych struktur w Afryce. Zamiast tego świat wygląda jak ogromne niemieckie terytorium kolonialne, z kilkoma obszarami pod rządami Włoch. Chiny są pod dominacją Japonii, a Ameryka Łacińska pozostaje pasywną, nieangażującą się w globalną politykę.

Takie „co by było, gdyby” rodzi szereg pytań. Jakie mechanizmy musiałyby zostać spełnione, by świat potoczył się w takim kierunku? W jakim stopniu zderzenie z rzeczywistością może zmienić postrzeganą pewność naszej historii? Jakie konsekwencje miałyby wybory, które zadecydowały o losach XX wieku, jeśli ich skutki byłyby inne?

Pogląd na zmodyfikowany świat, który Cameron odkrywa, zmusza do myślenia o wpływie decyzji jednostek na historię i ich dalekosiężne konsekwencje. Czy świat jest gotów na takie zmiany, czy też to tylko wrażenie, które daje perspektywa alternatywnej rzeczywistości? Można zadać pytanie, jak mocno nasze poczucie historii jest związane z dominującymi siłami politycznymi i gospodarczymi, które wpływają na naszą codzienność.

Powyższy obraz pozwala także zastanowić się nad rosnącą izolacją narodów. W czasach, gdy coraz częściej mówimy o globalizacji, warto pomyśleć, co by się stało, gdyby ta tendencja do wzajemnej współpracy została zatrzymana, a każdy kraj skupiłby się wyłącznie na sobie. Jak wyglądałby świat, w którym międzynarodowe powiązania nie miałyby tak silnego znaczenia?