Kościoły nie generują produktów ani usług, które mają wymierną wartość materialną. Choć można argumentować, że niektóre kościoły pełnią pewne funkcje, to nie jest to działalność, która miałaby szersze przełożenie na potrzeby społeczne. W rzeczywistości kościoły, jako instytucje religijne, są w znacznym stopniu samoreferencyjne. Jeśli gdzieś istnieje firma, która generuje produkty negatywne lub świadczy negatywne usługi, to można je by uznać za równie nieistotne jak kościoły w kontekście wpływu na społeczeństwo. Kwestia tego, jak powinny zostać sklasyfikowane kościoły w kontekście zakazów związanych z pandemią, otwiera rzadko omawiany podział w amerykańskiej kulturze. Nie chodzi tu o podział między wierzącymi a niewierzącymi, który odgrywa główną rolę w debacie publicznej, ale raczej o rozróżnienie pomiędzy osobami religijnymi, które rzeczywiście wierzą w to, o czym mówią, a tymi, które jedynie udają wiarę.

Statystyki pokazują, że liczba osób niewierzących w Boga w Stanach Zjednoczonych jest wyraźnie większa niż liczba osób, które przyznają się do ateizmu. Na przykład, osoby identyfikujące się jako ateiści stanowią zaledwie 2,5-3% populacji USA, ale dane wskazują, że rzeczywista liczba może być przynajmniej trzykrotnie wyższa. Mimo że ponad 70% Amerykanów deklaruje, że są chrześcijanami, wyraźnie istnieje podział między tymi, którzy naprawdę wierzą, że Bóg aktywnie nadzoruje świat, a tymi, którzy chodzą do kościoła z powodów społecznych, by utrzymać relacje rodzinne lub dbać o interesy zawodowe. Można by uznać, że przeważająca większość tych, którzy identyfikują się jako chrześcijanie, należy do tej drugiej grupy. Choć trudno jest to udowodnić statystycznie, wystarczy zauważyć, że osoby, które wierzą w niebo, wydają się równie niechętne do umierania jak ateiści.

Oczywiście, wielu z tych, którzy deklarują wiarę, rzadko podchodzi do tej kwestii w kontekście kryzysów wymagających realnych działań. Kiedy kraj zmaga się z rzeczywistym kryzysem, jak pandemia, większość ludzi zwraca się najpierw ku nauce, a religię traktuje dopiero, gdy konkretne działania zostały już podjęte. Końcowe słowa modlitwy „Niech Bóg błogosławi Amerykę” w wystąpieniach politycznych stanowią ciągłe przypomnienie o religijnym charakterze kraju, ale sam fakt, że te słowa są często wypowiadane na zakończenie, a nie jako główny element przemówienia, wskazuje, jak traktujemy wiarę w kontekście kryzysów. Kiedy musimy podjąć decyzję między rozwiązaniem naukowym a opartym na wierzeniach, prawie wszyscy wybieramy naukę.

Jednakże, gdy niektórzy ludzie czują, że muszą potraktować religię poważnie nawet w trudnych chwilach, jak pandemia, wówczas zaczyna się pojawiać problem. Ludzie, którzy naprawdę wierzą w Boga jako wszechmogącą istotę, mogą dojść do wniosku, że to modlitwa jest najważniejszym działaniem, które społeczeństwo może podjąć w takiej sytuacji. Wierzący w Boga mogą uznać, że skoro nauka nie jest wszechmocna, to tylko Bóg może rozwiązać problemy, na które nie ma rozwiązania w ramach fizycznych praw. Jednak, gdy spojrzymy na to z perspektywy pragmatycznej, modlitwa staje się tylko symbolicznym aktem, nie zaś działaniem, które w sposób realny wpływa na rozwiązanie kryzysu. Wybór między rozwiązaniami religijnymi a naukowymi staje się wówczas rzeczywiście dylematem: czy inwestować zasoby w działanie, które ma rzeczywisty wpływ, czy w akt, który ma wartość głównie symboliczno-społeczną.

Z drugiej strony, religijne instytucje, wykorzystując powszechny lęk i poczucie niepewności, regularnie nawołują do modlitw, dni postu czy innych rytuałów, nie przynoszących jednak żadnej wymiernej korzyści w kontekście realnych problemów społecznych. Kiedy kościoły nie respektują zaleceń dotyczących zdrowia publicznego, nie tylko narażają swoich wiernych, ale również przyczyniają się do dalszego rozprzestrzeniania się pandemii, jak miało to miejsce w przypadku modlitewnego spotkania 2500 osób w Mulhouse, we Francji. To spotkanie stało się katalizatorem rozprzestrzeniania się choroby w całej Francji i dalej, na przykład w Burkina Faso. Istnieją też inne przypadki, w których kościoły, mimo że nie naruszały prawa, nadal niepotrzebnie narażały zdrowie swoich wiernych, utrzymując swoje świątynie otwarte w czasie kryzysu.

Warto zwrócić uwagę, że choć kościoły same z siebie nie muszą łamać zasad, aby przyczynić się do rozprzestrzeniania się choroby, to decyzje o otwieraniu świątyń wbrew restrykcjom są wyraźnym dowodem na to, jak religijne instytucje wciąż mogą negatywnie wpływać na zdrowie publiczne. Zamiast wspierać społeczeństwo w trudnych chwilach, gdy te instytucje decydują się ignorować naukowe rekomendacje, stają się elementem destabilizującym zdrowie ogółu.

Również społeczne podejście do tej kwestii bywa problematyczne, ponieważ wiele osób, które traktują religię raczej jako element społecznej tożsamości niż rzeczywistego wyznania, może nie dostrzegać realnych konsekwencji swoich działań. Warto podjąć głębszą refleksję nad rolą religii w czasach kryzysu, nie tylko z perspektywy wierzeń, ale także z perspektywy zdrowia publicznego, bezpieczeństwa i społecznej odpowiedzialności.

Jak religijni liderzy i organizacje wykorzystały pandemię COVID-19 do własnych celów?

Bnei Brak, niewielkie miasto na przedmieściach Tel Awiwu, stało się jednym z epicentrów pandemii COVID-19 w Izraelu. Z gęstością zaludnienia przekraczającą 200,000 osób na 2,75 kilometra kwadratowego, miasto o przeważającej ortodoksyjnej ludności stało się podatnym celem dla masowego wybuchu choroby. W połowie kwietnia, pojawiły się niepotwierdzone raporty, które sugerowały, że aż 40% mieszkańców mogło być zakażonych. Z tego powodu Bnei Brak zyskał miano „stolicy koronawirusa” Izraela. Jednak bardziej niepokojące niż sama epidemia okazało się zjawisko, które pojawiło się w związku z kryzysem – wykorzystanie pandemii przez osoby, które w imię religii oraz interesu finansowego promowały fałszywe lekarstwa.

Jednym z najbardziej kontrowersyjnych przykładów był przypadek rabina Chaim'a Kanevsky'ego, którego fundacja charytatywna Kupat Ha’ir zaczęła oferować amulety ochronne w zamian za darowizny na rzecz rodzin dotkniętych koronawirusem. Reklama, która pojawiła się w mediach społecznościowych, zapewniała, że ci, którzy zdecydują się wesprzeć akcję, nie zachorują, a w ich domu nie będzie żadnej choroby. Przekaz reklamowy podkreślał, że ofiarowanie darowizny w zgodzie z zasadą „middah k’neged middah” (odpowiednia odpłata) ma magiczną moc ochrony przed chorobami. Krytyka wobec tej „cudownej” ochrony pojawiła się szybko, gdy tylko sprawa wyszła na jaw, a organizacja stwierdziła, że nie sprzedała amuletu jako lekarstwa, lecz jako część religijnego rytuału, który w obliczu „miłosierdzia” rzekomo zapewniał ochronę przed śmiercią. To jednak nie powstrzymało jej od dalszego wykorzystywania tej kontrowersyjnej praktyki, a cała sprawa zwróciła uwagę na to, jak niektórzy liderzy religijni potrafili wykorzystać pandemię do własnych celów finansowych i ideologicznych.

W Stanach Zjednoczonych podobne zjawiska miały miejsce, gdzie organizacje religijne promowały cudowne preparaty, które miały rzekomo zapobiegać lub leczyć COVID-19. Jednym z takich przykładów jest Genesis II Church of Health and Healing z Florydy, która promowała picie wybielacza (produkt pod nazwą Miracle Mineral Solution – MMS) jako cudowne lekarstwo na wszelkie dolegliwości, w tym COVID-19. Organizacja ta, mimo ostrzeżeń FDA, twierdziła, że MMS leczy wszystko, od Alzheimera po raka. Gdy jednak pojawiły się publiczne ostrzeżenia, na które reagowali także prokuratorzy federalni, zaczęto podejmować działania prawne, które miały na celu powstrzymanie organizacji przed dalszym sprzedażami.

Nie były to jednak jedyne przypadki wykorzystywania religijnej retoryki w czasie pandemii. Jim Bakker, były teleewangelista, który wcześniej zasłynął z oszustw finansowych, powrócił do biznesu po odsiedzeniu wyroku więzienia, promując m.in. srebrną roztwórkę (colloidal silver) jako cudowne lekarstwo na koronawirusa. Pomimo szeroko dostępnych informacji wskazujących na niebezpieczeństwa związane z takim produktem (w tym ryzyko trwałych uszkodzeń skóry i narządów wewnętrznych), Bakker zdołał przekonać swoich widzów, że jego preparat pomoże w walce z pandemią. Jego program telewizyjny, oparty na strachu przed apokalipsą, reklamował również inne „cudowne” środki, które miały ratować przed „końcem świata”.

W kontekście tych zdarzeń, warto zauważyć, jak duży wpływ na decyzje jednostek mogą mieć religijni liderzy, którzy w trudnym czasie kryzysu mogą kierować się nie tylko chęcią pomocy, ale również motywacjami finansowymi. Fałszywe obietnice leczenia i ochrony w czasie pandemii wskazują na poważne zagrożenia związane z niewłaściwym wykorzystywaniem religii w kontekście zdrowia. Ponadto, odpowiedzialność za takie działania ponoszą nie tylko organizacje, ale także osoby, które nieustannie szukają potwierdzenia swoich przekonań religijnych, niezależnie od dowodów naukowych i bezpieczeństwa zdrowotnego.

Należy podkreślić, że takie działania, które są na granicy prawa, mogą mieć fatalne konsekwencje, zarówno w sensie zdrowotnym, jak i społecznym. W czasach kryzysu ludzka podatność na manipulację jest szczególnie wysoka, a niektóre organizacje skutecznie wykorzystują tę słabość, oferując „łatwe rozwiązania” na skomplikowane problemy. Należy zatem zachować ostrożność i krytycznie podchodzić do propozycji, które mają na celu wzbogacenie się kosztem strachu i naiwności ludzi w trudnych chwilach.

Dlaczego religijne organizacje nie powinny mieć specjalnego traktowania?

Kościoły, jako organizacje religijne, od lat korzystają z wyjątkowego statusu, który zapewnia im różnorodne korzyści, takie jak zwolnienia podatkowe czy ulgi finansowe. Często spotykamy się z sytuacją, gdzie wyłącznie za to, że coś jest kościołem, uznaje się prawo do korzystania z przywilejów, które w innych branżach byłyby nie do pomyślenia. Wiele osób broni tego statusu, powołując się na tradycję i wolność religijną, ale coraz częściej zauważalny jest paradoks: kiedy propozycje traktowania kościołów jak zwykłych organizacji non-profit stają się głośne, większość religijnych grup ostro się temu sprzeciwia.

Z drugiej strony, większość organizacji świeckich – od fundacji po różnorodne stowarzyszenia – z chęcią wspierałaby pomysł równego traktowania wszystkich organizacji, niezależnie od ich charakteru. Takie traktowanie zapewniałoby równą konkurencję na rynku, zmniejszając nierówności między podmiotami, które nie miałyby dostępu do przywilejów tylko dlatego, że uznawane są za „kościół”. Warto zatem zastanowić się, dlaczego religijne grupy chcą, aby ich status był odmienny od innych, mimo że zasadniczo oferują one usługi i organizują wydarzenia podobne do wielu innych organizacji charytatywnych czy społecznych.

Również w kontekście obecnych wydarzeń, jak pandemia COVID-19, powstaje pytanie, czy kościoły i inne organizacje religijne powinny mieć prawo do korzystania z dotacji, które są przeznaczone na pomoc dla przedsiębiorstw i organizacji non-profit w obliczu kryzysu. W czasie, kiedy na przykład kościoły megachurch przeznaczają ogromne sumy na zakup prywatnych odrzutowców (jak w przypadku Creflo Dolla), pojawia się pytanie, czy te środki powinny pochodzić z funduszy publicznych. Ponadto, w niektórych przypadkach, jak to miało miejsce w kościołach Florida, używanie religii jako zasłony do unikania regulacji (na przykład sprzedawanie „cudownych” środków na koronawirusa) rodzi poważne kontrowersje. Przykład Jim’a Bakkera, który sprzedawał produkty „cudowne” jako środki na koronawirusa, pokazuje, jak daleko mogą posunąć się niektóre osoby, które chcą wykorzystać religię do własnych celów finansowych.

Nie sposób również nie zauważyć wpływu religii na politykę, szczególnie w Stanach Zjednoczonych, gdzie bliskie związki między kościołem a polityką są widoczne na każdym kroku. Pastorzy, tacy jak Paula White, która była duchową doradczynią prezydenta Trumpa, i inne osoby, które prowadzą megachurch, mają nie tylko ogromny wpływ na swoich wiernych, ale również na decyzje polityczne, niejednokrotnie promując kontrowersyjne i politycznie skrajne stanowiska. O ile wolność religijna i prawo do wyrażania swoich poglądów są niezbywalne, to jednak zjawisko to może być niebezpieczne, gdy religia zostaje wykorzystana do manipulacji politycznych i finansowych. Dla wielu ludzi, szczególnie w okresie kryzysów, to właśnie kościoły stanowią ważne źródło wsparcia, ale niektóre organizacje religijne, wykorzystując swoje przywileje, niejednokrotnie stają się ośrodkami, które nie tyle pomagają, ile same stają się wysoce rentownymi biznesami.

Współczesny świat, w którym religia i religijne instytucje odgrywają ważną rolę, nie może zapominać, że takie organizacje nie powinny mieć większych przywilejów niż inne podmioty. Warto zastanowić się, czy ich wpływy na politykę, gospodarkę i społeczeństwo są proporcjonalne do ich działalności charytatywnej i duchowej. W obliczu globalnych wyzwań – takich jak pandemia, kryzysy ekonomiczne czy zmiany klimatyczne – równie istotne jest, aby nie ignorować praw obywateli, którzy nie podzielają przekonań religijnych, ani ich interesów. Równe traktowanie wszystkich organizacji, bez względu na to, czy są one religijne, czy świeckie, powinno stać się celem, do którego dąży każde społeczeństwo, które pragnie prawdziwej sprawiedliwości.

Ważnym aspektem, który należy uwzględnić, jest również fakt, że organizacje religijne mogą pełnić w społeczeństwie istotną rolę społeczną. Kościoły często są miejscem, które oferuje wsparcie duchowe, ale także materialne, zwłaszcza w biedniejszych regionach, gdzie pełnią funkcję zbliżoną do ośrodków pomocy społecznej. Ich rola w budowaniu wspólnoty i pomaganiu w trudnych momentach kryzysu nie powinna być umniejszana. Jednak nie możemy pozwolić, by te organizacje były traktowane uprzywilejowanie w kwestiach finansowych czy podatkowych. Równość dla wszystkich jest kluczem do zbudowania społeczeństwa, w którym każda organizacja, niezależnie od jej charakteru, działa w ramach tych samych zasad i norm.

Czy pandemia COVID-19 to początek Apokalipsy? Przesądy, teorie spiskowe i prorocze wizje współczesnych chrześcijan

Pandemia COVID-19 stała się w ostatnich latach doskonałym tłem dla rozwoju wielu teorii spiskowych, w których rola technologii, polityki, a także apokaliptycznych proroczych wizji stała się kluczowa. Jednym z najczęściej powtarzanych motywów wśród chrześcijańskich teoretyków spiskowych jest powiązanie pandemii z Markiem Bestii opisanym w Apokalipsie św. Jana. Jako przykład można wskazać postać Ricka Wilesa, pastora z Florydy i założyciela TruNews, który głośno ostrzega przed rzekomym niebezpieczeństwem związanym z masowymi szczepieniami i cyfrowymi paszportami zdrowia. Według Wilesa, Bill Gates miałby zrealizować tajny plan kontrolowania ludzkości poprzez wszczepianie mikroskopijnych chipów, co wiązałoby się z realizacją biblijnego przepowiedni o Marku Bestii.

Rick Wiles stał się jednym z najbardziej znanych głosów, które łączą pandemię COVID-19 z przerażającą wizją końca świata, tak jak opisano to w biblijnych tekstach. Przewiduje on, że z powodu pandemii zostanie wprowadzona globalna kontrola, która obejmować będzie m.in. obowiązkowe szczepienia, karty odpornościowe i mikroszyny w ciałach ludzi. Tego rodzaju teorie, które mieszają fakty z fantazjami, mają swoich zwolenników wśród szerokich kręgów społecznych, niezależnie od ich racjonalności. Jednocześnie, Wiles przyjmując taki światopogląd, łączy teorię o Marku Bestii z rzeczywistymi obawami dotyczącymi cyfrowej inwigilacji, co nadaje tej opowieści złowrogiego charakteru.

Najbardziej niepokojący aspekt tych teorii to fakt, że są one szeroko rozpowszechniane za pośrednictwem mediów społecznościowych, gdzie każda z tych informacji, niezależnie od jej podstaw, może dotrzeć do milionów ludzi. Dlatego też, poza osobami, które już identyfikują się z tego typu przekonaniami, pojawiają się również osoby, które, choć na początku sceptyczne, w końcu zaczynają poddawać się wpływowi takich narracji.

Warto zrozumieć, że tego rodzaju przekonania nie są wcale marginesem społecznym. Choć w pierwszej chwili trudno uwierzyć, że teorie o mikroschipach i zglobalizowanej kontroli mogą mieć wpływ na rzeczywistość, okazuje się, że coraz więcej osób zaczyna w nie wierzyć. Teorie takie jak te, które powiązują szczepienia z końcem świata, wchodzą w przestrzeń polityczną i religijną, stając się narzędziem do mobilizacji grup społecznych, które czują się zagrożone przez zmiany technologiczne i polityczne.

Bardzo istotnym elementem tych rozważań jest sposób, w jaki takie teorie oddziałują na społeczeństwo. To, co może wydawać się absurdalne na poziomie teorii, zyskuje swoją siłę w kontekście wątpliwości i nieufności, jaką społeczeństwo może żywić wobec instytucji naukowych i politycznych. Wileś i jemu podobni wykorzystują te wątpliwości, by budować narrację, która prowadzi do eskalacji lęków o przyszłość.

W związku z tym warto zrozumieć również, jak teorie spiskowe łączą się z szerokim trendem nieufności do ekspertów i instytucji. To, co dawniej traktowano jako margines, w XXI wieku staje się dominującą siłą w niektórych kręgach społecznych, które pod wpływem medialnych manipulacji zaczynają wierzyć w teorie o tajemnych rządach, mikroschipach i planach depopulacyjnych. Te narracje wykorzystują lęki przed utratą kontroli nad własnym życiem i ciałem, co czyni je tak pociągającymi dla pewnej części społeczeństwa.

Dodatkowo, ważnym elementem jest zrozumienie, jak społeczne zjawiska takie jak pandemia, zmiany polityczne czy rosnąca rola technologii mogą kształtować ludzkie przekonania i postawy. To, co może wydawać się niegroźnym spekulowaniem, w rzeczywistości może stać się fundamentem do budowania nowej, zamkniętej społeczności, której członkowie zjednoczeni są przez wspólną wiarę w spiskową rzeczywistość.

Wspomniane zjawiska należy traktować jako część szerszego kontekstu, który wciąż rozwija się w XXI wieku. Zrozumienie mechanizmów społecznych, które pozwalają na rozprzestrzenianie się takich teorii, jest kluczowe nie tylko z perspektywy badawczej, ale także z punktu widzenia praktycznego: jak rozmawiać o takich kwestiach z osobami, które stają się ofiarami manipulacji, a także jak przeciwdziałać szerzeniu się tego typu narracji w przestrzeni publicznej.