Na galeonach, które pływały po Morzu Śródziemnym w XV wieku, codzienność była pełna trudów, zmagań z wiatrem, chorobami, a także nieustannych napięć związanych z rywalizacją. Wiatr był zmienny, a praca na statkach bardzo wymagająca, zwłaszcza dla niewolników, którzy często byli zmuszani do wiosłowania. Choć silnie pracowali, ich wysiłki były nieustannie nagradzane biciem, mającym na celu zmobilizowanie ich do jeszcze intensywniejszej pracy. Ich głównym zadaniem było rowerowanie statku w i z portu, co w przypadku niekorzystnych warunków atmosferycznych mogło zająć nawet dwie godziny na pokonanie zaledwie jednej mili.
W czasie podróży pasażerowie starali się wypełniać czas różnorodnymi zajęciami. Gry planszowe, karty, kości – to jedne z popularniejszych form rozrywki. Niektórzy, jak na przykład Fabri, odnotowywali, że podróżni grali na lutniach, cytrach, czy dudy, a bardziej zwinni mężczyźni wspinali się na maszty, prezentując swoją siłę poprzez podnoszenie ciężarów. Ci, którzy byli mniej energiczni, zadowalali się piciem wina lub ucinaniem sobie drzemki w swoich kojach. Trudną, ale konieczną czynnością, było usuwanie wszy i szczurów, które były nieodłącznymi towarzyszami na pokładzie.
Posiłki na statkach były proste, ale obfite. Każdy dzień zaczynał się od ogłoszenia przez trębaczy, że pora na obiad, po którym pasażerowie zbiegali się na pokład, gdzie czekały trzy stoły. Ci, którzy spóźnili się, musieli zadowolić się miejscami na ławach niewolników. Menu było skromne: sałatka z sałaty z oliwą, jagnięcina, a także różnorodne zupy i puddingi. Jednak ci, którzy mieli pieniądze lub wpływy, mogli łapczywie kupić dodatkowe jedzenie od kucharzy, choć było to zadanie niełatwe, zważywszy na złowrogą atmosferę panującą w ciasnej kuchni pełnej kłótni i hałasu.
W życiu na pokładzie nie zabrakło także rywalizacji między kapitanami. Tak było na przykład w przypadku wyścigu z konkurencyjnym kapitanem Augustynem Contarini, który opuścił Wenecję niedługo po de Lando. Obie załogi ścigały się, nie tylko o to, kto pierwszy dotrze do Ziemi Świętej, ale także o to, kto zdobędzie większe uznanie. Mimo różnych trudności, w tym burzliwych warunków, załoga pod wodzą de Lando w końcu dotarła na miejsce, gdzie nastąpił moment euforii. Wszyscy klękali na ziemi i całowali ją z wielką oddaniem, ciesząc się z darowanej im łaski.
W tej atmosferze rywalizacji i codziennych trudów, życie na galeonach było zarówno męczące, jak i pełne momentów radości i integracji. Pasażerowie wspólnie spędzali czas, dzielili się przeżyciami, a po wielu dniach podróży, zmęczeni, ale pełni radości, witali widok wymarzonej ziemi.
Warto jednak zauważyć, że życie na galeonach w XV wieku nie było tylko czasem odpoczynku i śpiewów. Było to także życie pełne niepewności i zagrożeń. Z jednej strony nieustanne starcia z naturą, z drugiej – napięte relacje między załogą a pasażerami, a także wyzysk niewolników, którzy nie mieli prawa do żadnych przywilejów. Z tego wynika, że choć życie na pokładzie mogło wydawać się pełne radości, w rzeczywistości było w dużej mierze zdominowane przez konieczność przetrwania w trudnych warunkach.
Jak Jacques Cartier wpłynął na historię Kanady i jej pierwsze kontakty z Europą?
W 1535 roku, kiedy Jacques Cartier po raz pierwszy dotarł do brzegów dzisiejszej Kanady, napotkał nieznane mu ludy, ale także ogromne wyzwania, które zadecydowały o kształcie przyszłych kontaktów między Europą a Ameryką Północną. Przybycie Francuzów do Stadacony, dzisiejszego Quebecu, miało na celu przede wszystkim poszukiwanie zasobów naturalnych oraz nawiązanie handlowych relacji z rdzennymi mieszkańcami. Jednak ich przygoda na nowym kontynencie od samego początku była obarczona wieloma niebezpieczeństwami, nieporozumieniami i, co najważniejsze, chorobami, które wkrótce zmieniły bieg wydarzeń.
Po przybyciu na miejsce Cartier zbudował fort, który miał stanowić punkt oparcia dla przyszłych ekspedycji. Pierwsze miesiące, spędzone w zimowej porze, były niezwykle trudne. Przede wszystkim wymiana towarów i próbne kontakty z tubylcami, w tym z plemieniem Donnacony, nie przynosiły od razu oczekiwanych rezultatów. Zima była surowa, rzeka zamarzła, a choroby wkrótce zaczęły zbierać swoje żniwo wśród załogi. Wszyscy, którzy przeżyli, musieli zmierzyć się ze skorbutozem, który zdziesiątkował rządzącą ekipę, pozostawiając zaledwie garstkę zdrowych.
Leki, które miały pomóc, nadeszły nieoczekiwanie z rąk tubylców. Cartier, obserwując, jak niektórzy z jego ludzi zaczynają zdrowieć po zastosowaniu naparu z kory świerku, zrozumiał, że nie wszystko, co europejskie, jest jedynym źródłem ratunku. Czasami pomoc można znaleźć w naturze, wokół której żyją te same ludy, które przez wielu były postrzegane jedynie jako dzicy.
Jednak ta pomoc i chęć współpracy nie trwały długo. Cartier, przekonany, że tubylcy mogą mieć ukryte zamiary, w końcu aresztował Donnaconę, próbując wymusić od niego więcej informacji na temat możliwego skarbu, który miał ukrywać się w Kanadzie. Wydarzenie to stało się początkiem nieufności między dwiema kulturami. Choć Donnacona obiecał powrócić do Francji, jego pobyt na starym kontynencie zakończył się tragicznie. W 1539 roku zmarł we Francji, nie powracając już nigdy do swojej ojczyzny.
Mimo trudności, Cartier kontynuował swoją misję, przekonując władze francuskie, że Kanada jest ziemią obfitującą w naturalne zasoby, które wkrótce mogą stać się fundamentem europejskiego handlu. Choć pierwsza próba założenia stałej osady zakończyła się niepowodzeniem, to jego odkrycia i dokumentacje stały się kamieniem węgielnym dla późniejszych wypraw. Cartier jako pierwszy dał europejskim władcom nadzieję na opanowanie nieznanego terytorium i pozyskanie z niego korzyści.
Próba zdobycia złota w legendarnym królestwie Saguenay, która miała miejsce w 1541 roku, nie przyniosła jednak oczekiwanych rezultatów. Mimo to, to właśnie Cartier zapisał się w historii Kanady jako jeden z najważniejszych pionierów francuskich. Jego ekspedycje były znacznie mniej kosztowne niż niektóre inne wyprawy, ale miały ogromne znaczenie w kontekście rozwoju europejskich osad na kontynencie amerykańskim. Dopiero w 1605 roku, kiedy francuscy osadnicy założyli pierwszą stałą osadę w regionie, można mówić o rzeczywistej kolonizacji.
Warto zauważyć, że przywódcy europejscy, a także późniejsi kolonizatorzy, byli skłonni do wykorzystywania nowo odkrytych ziem głównie w celu wzbogacenia się, a nie zrozumienia i poszanowania kultur rdzennych mieszkańców. Choć Cartier poczynił pierwsze kroki ku integracji z tubylcami, to na dłuższą metę nie udało się uniknąć konfrontacji i konfliktów, które towarzyszyły ekspansji europejskiej w Ameryce Północnej przez następne stulecia.
Początkowe spotkania, wymiany, a także nieporozumienia, które miały miejsce podczas pierwszych lat obecności Europejczyków w Kanadzie, były tylko wstępem do późniejszych, trudnych relacji z rdzennymi ludami. Ich historia została w wielu przypadkach zapomniana, a ich cierpienia były konsekwencją dążenia do zasobów naturalnych i dominacji kulturowej. Równocześnie te pierwsze lata spotkania dwóch odmiennych światów pokazują, jak złożone mogą być relacje między kulturami, które dzieli nie tylko geografia, ale także całkowicie różne sposoby życia, wartości i cele.
Jak Francis Drake zbudował potęgę Anglii i zysk dla siebie: Przykład wyprawy 1577-1580
Podróż Franciszka Drake’a, rozpoczęta w grudniu 1577 roku, była jednym z najbardziej spektakularnych przedsięwzięć na morzu, które miały ogromne znaczenie zarówno militarne, jak i ekonomiczne. Ekspedycja, która początkowo miała na celu handel z Aleksandrią w Egipcie, szybko przybrała niespodziewany kierunek – Drake, kierując się chęcią zdobycia skarbów i osłabienia potęgi Hiszpanii, rozpoczął nielegalne wyprawy łupieżcze, które miały zrewolucjonizować sytuację na morzach.
Po wypłynięciu z Plymouth, flota Drake’a szybko zdobyła sześć małych hiszpańskich i portugalskich statków. Jednym z tych zdobytych okrętów, który otrzymał nazwę „Christopher”, wymieniono na „Benedict”, a następnie kontynuowano rajdy w okolicach Wysp Zielonego Przylądka, gdzie załoga przejęła portugalski statek „Santa Maria”, a jego kapitana, Nuna da Silvę, porwano. Okazał się on nieocenionym źródłem wiedzy o wybrzeżach Brazylii, co zwiększało szanse na zdobycie nowych terytoriów i zasobów.
Sytuacja na statku stała się jednak napięta, kiedy Thomas Doughty, który przejął dowództwo nad nowo zdobytym statkiem, okazał się niekompetentny. Po tym, jak jego działanie wzbudziło podejrzenia Drake’a o zdradzie, doszło do brutalnego procesu, który zakończył się egzekucją Doughty’ego. Przeprowadzenie takiej rozprawy na pokładzie statku było wydarzeniem, które wstrząsnęło całą załogą. Mimo braku jednoznacznych dowodów na winę, Drake wykonał wyrok, twierdząc, że Doughty był czarownikiem i zdrajcą. To wydarzenie, choć kontrowersyjne, miało kluczowe znaczenie dla jedności i morale załogi, która wkrótce miała stanąć przed jeszcze większymi wyzwaniami.
W obliczu zagrożenia ze strony Hiszpanów oraz trudnych warunków w Patagonii, Drake postanowił zmobilizować swoich ludzi, przypominając im o narodowej dumie i konieczności sukcesu, aby uniknąć hańby. Zwracając się do swoich ludzi, wypowiedział słowa, które miały stać się jednym z symboli angielskiej potęgi morskiej: „Pokażmy, że jesteśmy jednym ciałem”. Zreorganizował załogę, zmieniając nazwę swojego statku na „Golden Hind” (Złoty Jelen), co miało podkreślić jego pełną kontrolę nad wyprawą. Choć podróż przez Cieśninę Magellana była łatwiejsza, niż początkowo przewidywano, surowy klimat zdziesiątkował część załogi, a stratą okazał się także okręt „Marigold”.
Po przekroczeniu Cieśniny Magellana, „Golden Hind” znalazł się na terytorium, które dopiero miało być odkryte przez Europejczyków. Jednym z najbardziej znaczących momentów tej wyprawy była konfrontacja z hiszpańskim galeonem „Nuestra Señora de la Concepcion” w marcu 1579 roku. Po błyskawicznej walce, która obejmowała wystrzały armatnie i strzały, statki zostały zajęte. Bogaty ładunek złota i srebra, w tym 360 000 pesos w srebrze oraz 26 ton srebra, stał się jednym z największych łupów w historii wypraw morskich. Wartość tego skarbu nie tylko przyczyniła się do osobistego wzbogacenia Drake’a, ale także wzmocniła pozycję Anglii na światowych wodach.
Choć dla Drake’a wyprawa była sukcesem, oznaczała również wzrost napięcia z Hiszpanią. Anglia, podjęta przez Drake’a, nie tylko wyłamała się z hiszpańskiego monopolu handlowego, ale i stała się poważnym konkurentem na morzach. Zysk, który stał się udziałem załogi, pozwolił Drake’owi na uzyskanie majątku i prestiżu, a także na zbudowanie osobistego wpływu w Anglii.
Ostatecznie, po trzech latach żeglugi, Drake powrócił do Anglii w 1580 roku. Jego sukces nie tylko zyskał uznanie królowej Elżbiety I, która nadała mu tytuł szlachecki, ale także miał kluczowe znaczenie w dalszym kształtowaniu rywalizacji Anglii z Hiszpanią, co doprowadziło do eskalacji napięć przed słynną wojną z Armada hiszpańską.
Kluczowym elementem tej historii jest nie tylko sukces militarny, ale również umiejętność wykorzystania sytuacji i przewidywania przyszłych kroków. Choć początkowo wyprawa Drake’a była związana z celem handlowym, szybko przekształciła się w jedną z najbardziej dochodowych i znaczących ekspedycji w historii Anglii. Zdrada, brutalność w rozwiązywaniu problemów wewnętrznych oraz umiejętność manewrowania na morzu przyczyniły się do sukcesu, który stał się kamieniem milowym w historii kolonializmu i rywalizacji mocarstw.
Jak okręt "Alabama" wpłynął na losy marynarki wojennej USA i na handel międzynarodowy podczas Wojny Secesyjnej
Okręt wojenny "Alabama" był jednym z najważniejszych symboli morskiej wojny w czasie amerykańskiej Wojny Secesyjnej. Jego celem była walka z morską dominacją północnych stanów, mająca na celu osłabienie floty Unii i utrzymanie w rękach Konfederacji kluczowych szlaków handlowych. W 1861 roku, w okresie, kiedy Stany Zjednoczone posiadały największą na świecie flotę handlową (poza Wielką Brytanią), Południe postanowiło skoncentrować swoje wysiłki na szkodzeniu interesom gospodarki Północy, której marynarka wojenna dominowała na morzach.
Okręt "Alabama" szybko rozpoczął swoją misję. Po przekroczeniu Atlantyku Semmes, jej dowódca, po długiej podróży przez Azory, zdobył swój pierwszy łup – amerykański statek wielorybniczy "Ocmulgee", który zlekceważył prawdziwą tożsamość "Alabama" i uznał ją za jednostkę Unii. Po złapaniu załogi i unieszkodliwieniu jednostki, okręt Semmesa kontynuował swoją wojnę na morzach. Wielu oficerów "Alabama" miało doskonałe umiejętności, choć jej załoga była zróżnicowana pod względem narodowościowym, w tym liczną grupę tzw. "Yankee tars" (marynarzy z północy), a także rekrutów z pokonanych jednostek.
Sam Semmes był surowym dowódcą, który nie tolerował dezercji i nieodpowiedzialnego zachowania swoich ludzi, na przykład niejednokrotnie wyrażał swój sprzeciw wobec częstych wizyt w portach, przekonany, że demoralizują one jego załogę. Jednak mimo wewnętrznych trudności, okręt odnosił sukcesy, często nie tylko w walce, ale także w zdobywaniu zaopatrzenia – łupienie statków Unii było podstawowym źródłem materiałów potrzebnych do kontynuowania wojny.
"Alabama" stała się prawdziwym symbolem walki Południa. Kapitan Semmes, pomimo brutalnych metod, zyskał uznanie za chivalryczne traktowanie jeńców wojennych, co było nieco nietypowe w tamtych czasach, kiedy wielu dowódców stosowało brutalność. Jednak okręt Semmesa nie miał szans w starciu z przewagą techniczną i organizacyjną marynarki Unii. W 1864 roku, po dwóch latach działań na morzach Atlantyku, Oceanie Indyjskim i wokół Przylądka Dobrej Nadziei, "Alabama" zmierzając ku Europie, stanęła w obliczu wielkiej bitwy z jednostką Unii, "Kearsarge".
Bitwa miała miejsce u wybrzeży Cherbourga we Francji, gdzie obie jednostki zmierzyły się w bezwzględnej walce. "Kearsarge" okazała się znacznie lepsza pod względem celności ognia, a mimo że "Alabama" wystrzeliła dwa razy więcej pocisków niż jej przeciwnik, to precyzyjne trafienia "Kearsarge" ostatecznie zniszczyły okręt Semmesa. Dowódca "Alabama", ranny, rzucił swoją szablę do morza, aby nie stała się ona trofeum wojennym. Mimo klęski, większość załogi "Alabama" została uratowana, w tym Semmes, który, po zamachach wojennych i zawiłościach politycznych, został ostatecznie uwolniony.
"Alabama" zdobyła 66 statków Unii i wywołała prawdziwą grozę wśród marynarzy Północy, jednak jej działania nie zakończyły wojny. Po kapitulacji Konfederacji w 1865 roku, "Alabama" została symbolem zmagań na morzach, które ostatecznie nie zmieniły wyniku wojny. Jednak jej wpływ na handel międzynarodowy był ogromny: zniszczyła amerykański handel morski, który nigdy nie powrócił do swojej poprzedniej potęgi.
Działania "Alabama" nie przeszły bez echa również na arenie międzynarodowej, wywołując spór prawny między Wielką Brytanią a Stanami Zjednoczonymi. Po wojnie brytyjski rząd zgodził się zapłacić 15,5 miliona dolarów odszkodowania, uznając swoje błędy w związku z budową okrętu. Semmes, mimo kontrowersyjnej kariery, po wojnie kontynuował życie zawodowe jako wykładowca, dziennikarz, a nawet sędzia powiatowy.
Po zakończeniu wojny marynarka wojenna USA znalazła się w trudnej sytuacji. Nawet kongresmeni w 1883 roku opisywali ją jako „alfabet unoszących się bali”. Dopiero w latach 90. XIX wieku, pod wpływem książki "Wpływ mocy morskiej na historię", autorstwa kapitana A. T. Mahana, marynarka Stanów Zjednoczonych odzyskała znaczenie. W 1898 roku flota USA była już wystarczająco silna, a w 1907 roku prezydent Theodore Roosevelt wysłał flotę 16 nowoczesnych pancerników na trasę dookoła świata, by zademonstrować globalną potęgę Stanów Zjednoczonych na morzu.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский