W 1927 roku, w sercu rosyjskiego krajobrazu, wśród wsi i małych osad, można było dostrzec zjawiska, które zaskakiwały swoją intensywnością. Młodsze pokolenie, zwłaszcza chłopcy, wydawali się obojętni wobec religii, traktując ją z coraz mniejszym szacunkiem. W tym samym czasie dziewczęta, choć niechętne całkowitemu porzuceniu tradycji, stawały się coraz bardziej podatne na wpływy nowego porządku. Mimo ogólnej rewolucji w kraju, która miała na celu obalanie starych idei i tradycji, w wielu miejscach wciąż pojawiała się potrzeba manifestacji religijności, choć na innych zasadach.

Rosja, kraj ogromny, pełen setek tysięcy wsi i małych miasteczek, była jednocześnie areną zderzenia starych wartości z nowymi. Głównym przedmiotem refleksji dla uczciwego wierzącego powinno być nie to, że wciąż istnieją otwarte kościoły, pełne wiernych w święta, ale raczej to, że wielu dawnych wiernych, którzy byli filarami wsi, przestali uczestniczyć w nabożeństwach, modlitwach i wierzyć w Boga. Zjawisko to miało swoje korzenie w powszechnym kryzysie duchowości, który ogarniał całą Rosję po Rewolucji. Nowe idee, które zaczęły promieniować z każdej strony, jakby unieważniały stare przekonania. Żywotność wiary w Boga, zwłaszcza wśród młodszych pokoleń, wydawała się coraz bardziej zanikać.

W miastach, takich jak Kijów, który niegdyś stanowił duchową stolicę Rosji, także dało się zauważyć zmiany. Miasto, mimo toczącej się brutalnej wojny domowej, zachowywało swój dawany urok i piękno. Jego parki, skwery, oraz ulice pełne były ludzi, a wieczorami miasto żyło, jak za dawnych czasów, wypełnione mieszkańcami spacerującymi po głównych bulwarach. Jednak na tle tej radosnej scenerii, niosły się także dźwięki rozkładu w duchowości. Niewielu pielgrzymów zmierzało w te dni do świętych miejsc, a jeszcze mniej z nich rzeczywiście szukało duchowego uzdrowienia.

W Kijowie, w Pecherskiej Ławrze – jednym z najstarszych klasztorów, który w czasach przedrewolucyjnych przyciągał rzesze pielgrzymów – dało się poczuć zmiany, które nadeszły po Rewolucji. W murach tego niegdyś świętego miejsca teraz rozbrzmiewały dźwięki świeckie, a wśród dawnej świętej przestrzeni wędrowali ludzie, których życie nie miało nic wspólnego z modlitwą czy pokutą. Zamiast duchowych intencji, w powietrzu unosiła się atmosfera obojętności wobec dawnych wartości. W tych samych korytarzach, które kiedyś tętniły życiem duchowym, teraz panował chaos, a sam klasztor – symbol świętości – nie miał już tej samej mocy, co kiedyś.

Zmiany te były nie tylko wynikiem bezpośrednich działań władzy radzieckiej, ale także ogólnego przesunięcia w mentalności społeczeństwa. W wielu wsiach to, co dawniej było podstawą tożsamości, wiarą przodków, stało się nieistotne. Wykształciła się nowa generacja, która w ogóle nie pamiętała już znaczenia dawnych obrzędów i tradycji. Coraz częściej pojawiały się osoby, które stawiały na nowe religijne ruchy, takie jak sekt Baptystów czy ewangelików, które pojawiły się na fali zmian, jakie niosła ze sobą Rewolucja.

Mimo to, nie w każdej wsi sytuacja była jednoznaczna. W miejscach, gdzie starsi ludzie, z głęboką wiarą w sercu, nie godzili się na zapomnienie tradycji, dochodziło do dramatycznych wydarzeń. W jednej z wsi w obwodzie Riazania nauczyciel, oburzony stanem szkoły, która mieściła się w zniszczonym budynku, zaproponował przerobienie części kościoła na salę lekcyjną. Reakcja starszych mieszkańców była natychmiastowa – tajne zebranie, a potem plany zamordowania nauczyciela, który odważył się zhańbić świętość.

Te wydarzenia pokazują nie tylko rozłam, który zaszedł w duchowości Rosji, ale także obnażają głęboki konflikt, który pojawił się w wyniku Rewolucji. Z jednej strony było to świadectwo niezłomności tradycji, z drugiej jednak narastał niepokój związany z oddalaniem się od wiary. W obliczu tych napięć Rosja stawała przed pytaniem, jakie miejsce dla religii znajdzie się w przyszłości, w kraju, który przeszedł tak drastyczne zmiany.

Tymczasem w miastach, takich jak Kijów, gdzie religia była niegdyś jednym z filarów tożsamości, teraz coraz trudniej było znaleźć ślady tego dawnego życia duchowego. Władze starały się zamknąć kościoły, a wielu wiernych, nie mogąc znaleźć schronienia w świątyniach, zaczęło szukać alternatywnych ścieżek duchowych, choć niekoniecznie religijnych.

Endtext

Jakie wartości kryją się za 'Trzema Zasadami Ludzkimi' Feng Yu-lisianga?

Feng Yu-lisiang to postać, która przez swoją intencjonalną zmienność i fascynującą intelektualną niejednoznaczność staje się jednym z najciekawszych przypadków w historii współczesnych Chin. Jego życie, pełne dramatycznych zwrotów i religijnych przejść, jest przykładem zderzenia wielu sprzecznych idei i wartości, które z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Wydaje się, że Feng był człowiekiem, który niczego nie traktował do końca poważnie, a każdą nową ideę przyjmował z równą łatwością, jakby miała ona tylko chwilową rolę w jego zmiennym świecie.

W kontekście politycznym i ideologicznym, Feng często używał trzech zasad, które określały jego postawę: nacjonalizm, demokracja i dobrobyt społeczny. Te trzy zasady – choć wydają się być powszechnie akceptowane i proste w swojej formie – są często wyłącznie pustymi deklaracjami. To, co dla niego mogłyby oznaczać te idee, nie było aż tak oczywiste. Jego traktowanie wartości takich jak równość czy braterstwo – które mogłyby wynikać z wpływów chrześcijańskich czy konfucjańskich – jest również niejednoznaczne.

Feng Yu-lisiang, człowiek o wojskowej proweniencji, który w młodości nie znał nawet podstawowych zasad edukacji, zdołał wykształcić się na tyle, by pełnić rolę przywódcy. Jego podróże intelektualne obejmowały szeroki wachlarz poglądów, od chrześcijaństwa, przez konfucjanizm, aż po ideologie zaczerpnięte z Rosji. Ta zmienność w przyjmowaniu idei może być widziana jako symptomatyczna dla jego osobistej strategii przetrwania i adaptacji w świecie, w którym równocześnie panowały różne wartości polityczne, społeczne i religijne.

Warto zatem zastanowić się, co tak naprawdę oznaczały dla niego te zasady. 'Wszyscy ludzie są równi' to jedno z najstarszych chrześcijańskich haseł, 'świat jest jedną braterstwem' to idee wywodzące się z filozofii konfucjańskiej, a słowo 'towarzysz' to termin zaczerpnięty z ideologii komunistycznej. Feng, przyjmując je do swojego repertuaru, nie miał jednak na celu wyrażenia głębokiej wiary w te wartości – traktował je raczej jako narzędzie manipulacji, które pozwalały mu utrzymać władzę. W tym kontekście, jego postawa jest przykładem neo-militarysty, który używa wielkich słów i idei w sposób bardzo pragmatyczny, bez większego zaangażowania w treść tych pojęć.

Ostatecznie Feng, choć niepozbawiony inteligencji i wykształcenia, pozostawał przede wszystkim człowiekiem, który w swoich działaniach kierował się pragmatyzmem i dążeniem do osiągnięcia osobistej władzy. To, co wydaje się być dla niego najistotniejsze, to nie sama treść ideologii, ale to, jak te ideologie można wykorzystać w walce o dominację. Dlatego jego przywiązanie do 'Trzech Zasad' – nacjonalizmu, demokracji i dobrobytu społecznego – nie jest niczym więcej jak deklaracją, którą łatwo zmienić, dostosowując ją do bieżących potrzeb.

Ważne jest, aby dostrzec, że filozoficzne rozważania, które stanowiły fundamenty wczesnych lat życia Feng, nie były dla niego dogmatycznym zbiorem prawd. Jego życie to raczej nieustanna wędrówka pomiędzy skrajnymi ideami, gdzie nie tyle liczyły się same idee, co umiejętność ich wykorzystywania w zmieniającej się rzeczywistości politycznej i wojskowej Chin. Mimo że Feng na pewnym etapie swojego życia przyjął postawę religijną, wyznając metodystyczne ideały, nie można tego traktować jako dowodu na głęboko osadzone przekonania. Jego religijność była równie zmienna, jak jego polityczne przynależności, a samo wyznanie metodystyczne było jedynie kolejną z wielu fasad, które Feng przyjął w swojej dążeniu do władzy.

Ważnym kontekstem, który trzeba uwzględnić, jest to, jak Feng wykorzystywał każdą z tych ideologii do budowy swojej władzy. Często, przyjmując pozornie "łagodne" idee, takie jak równość czy braterstwo, maskował swoje prawdziwe, bardziej pragmatyczne cele, które były związane z utrzymaniem dominacji militarnej i politycznej w regionie. Nie była to żadna ideologiczna spójność, lecz zimna kalkulacja, która miała na celu zapewnienie kontroli nad niepewnym i chaotycznym światem Chin XX wieku.

Czy rozwój rolnictwa tropikalnego zwiększa światowe zasoby żywności?

Powszechnie uważa się, że rozwój plantacji tropikalnych stanowi krok naprzód w globalnym zabezpieczeniu żywnościowym. Jednak to przekonanie jest głęboko mylące. Rozszerzając uprawy trzciny cukrowej, kawy, herbaty, przypraw czy włókien, nie tylko nie zwiększamy światowej produkcji żywności, lecz przeciwnie — obciążamy zasoby żywnościowe krajów strefy umiarkowanej. Produkty plantacyjne są bowiem albo niejadalne, albo nie posiadają wartości odżywczej. Tymczasem ludność pracująca przy ich produkcji musi być karmiona — i to często importowaną żywnością: mąką, mięsem, rybami, które mogłyby zasilać lokalne rynki w krajach uprzemysłowionych lub rolniczych.

Zachodząca wymiana globalna — kawa na chleb, cukier na pszenicę, juta na mięso — pokazuje głęboki paradoks: to rolnik z Dakoty, Argentyny, Rosji czy Australii karmi nie tylko własne społeczeństwo, lecz także robotników plantacyjnych w strefie równikowej, którzy uprawiają dla świata luksusowe towary. W praktyce oznacza to, że rozwój tropików nie zwiększa światowego zapasu jedzenia, lecz go konsumuje.

Jednocześnie obserwujemy nieproporcjonalny wzrost populacji krajów tropikalnych — siedmiokrotny w ciągu stulecia na przykładzie Jawy — przy jedynie minimalnym wzroście produkcji żywności. Efektem jest zwiększone uzależnienie tych regionów od zewnętrznych dostaw produktów spożywczych, co pogłębia światowe nierówności gospodarcze i żywnościowe.

W tej sytuacji powstaje pytanie o przyszłość. Czy istnieje możliwość stworzenia efektywnego modelu rolnictwa tropikalnego, zdolnego do samodzielnego żywienia rosnącej populacji? Teoretycznie — tak. Gdyby rozległe niziny Amazonii udało się odwodnić, napowietrzyć i przekształcić w pola ryżowe z wykorzystaniem nowoczesnej mechanizacji znanej z Luizjany, jeden operator traktora mógłby wytwarzać tyle samo żywności co stu rolników pracujących tradycyjnie. Taka transformacja zwiększyłaby zasoby żywności w stosunku do liczby ludności w sposób bezprecedensowy.

Jednak dziś nic nie wskazuje, że tego rodzaju zmiana jest realna w krótkiej perspektywie. Rozwój rolnictwa w tropikach zależy nie tylko od technologii, ale i od zdolności białego człowieka do życia i pracy w strefie równikowej, motywacji lokalnych społeczeństw do podnoszenia standardu życia oraz od nieprzewidywalnego kierunku wynalazczości ludzkiej.

Warto pamiętać, że rolnictwo plantacyjne to stosunkowo nowe zjawisko. Obecnie ogranicza się do wybranych wybrzeży i wysp, gdzie korzystne są warunki klimatyczne, transportowe i zdrowotne. Nie wiadomo, czy ten model się upowszechni, rozkwitnie i przekształci — jak niegdyś cywilizacja europejska w Nowym Świecie — czy raczej pozostanie lokalnym epizodem, analogicznym do tradycyjnej uprawy ryżu w Azji Południowo-Wschodniej.

Istotne jest zrozumienie, że systemowa zależność tropików od zewnętrznych źródeł żywności wpływa nie tylko na globalne bilanse gospodarcze, lecz także na geopolitykę, strukturę społeczną i ekologiczne konsekwencje nadmiernej eksploatacji gleb i zasobów wodnych. Ponadto, dążenie do intensyfikacji produkcji rolnej w tropikach bez pełnego uwzględnienia lokalnych uwarunkowań kulturowych, ekologicznych i zdrowotnych może prowadzić do katastrof społecznych i środowiskowych. Niezbędna jest więc nie tylko zmiana technologii, ale także paradygmatu myślenia o tym, czym jest „rozwój” i „produktywność” w kontekście globalnego rolnictwa.