Słowa Micka Mulvaneya, wypowiedziane podczas konferencji prasowej — „Przyzwyczajcie się. Polityka zagraniczna zawsze będzie pod wpływem polityki wewnętrznej” — stanowiły wyjątkowo szczere przyznanie się do istnienia politycznych motywacji w decyzjach dotyczących relacji międzynarodowych. To, co miało być brutalnym realizmem, okazało się nieświadomym przyznaniem do naruszenia prawa.
Biuro Rachunkowości Rządu (Government Accountability Office), które odpowiada za nadzór nad legalnością działań władzy wykonawczej, wydało jednoznaczną opinię: administracja Trumpa, poprzez Biuro Zarządzania i Budżetu (OMB), wstrzymała środki przeznaczone dla Ukrainy z powodów politycznych, co jest sprzeczne z amerykańską ustawą o kontroli zamrażania wydatków. Ta ustawa jednoznacznie zakazuje prezydentowi zastępowania decyzji Kongresu własnymi priorytetami politycznymi. Choć nie pociągnięto nikogo do odpowiedzialności karnej, sam fakt naruszenia prawa został oficjalnie potwierdzony.
Zwolennicy Trumpa próbowali bronić tej decyzji, odwołując się do przykładów z czasów administracji Obamy, zwłaszcza zawieszenia pomocy wojskowej dla Egiptu w 2013 roku. Tamten przypadek jednak dotyczył zamachu stanu, a Kongres w swoich ustawach jasno wskazuje, że pomoc powinna być wstrzymywana w takich okolicznościach. Problem polegał jednak na politycznym języku: administracja Obamy nie nazwała przewrotu „zamachem stanu”, by nie zrywać relacji z nowym rządem Egiptu. Decyzja została jednak publicznie omawiana i była wynikiem zgodnego działania z Kongresem. To znacząca różnica w porównaniu z tajnym wstrzymaniem pomocy dla Ukrainy, do którego doszło bez jawnych konsultacji i przy braku legalnych podstaw.
W przypadku Ukrainy sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Kongres, przyznając fundusze w 2018 roku, nałożył warunek: Departament Obrony miał potwierdzić, że Ukraina podejmuje realne działania w walce z korupcją. Potwierdzenie to zostało przekazane w maju 2019 roku. Wstrzymanie pomocy nie miało zatem uzasadnienia w kryteriach ustalonych przez Kongres. Co więcej, nie jest jasne, kiedy dokładnie zapadła decyzja o wstrzymaniu środków — pierwsze sygnały pojawiły się już w czerwcu, a do 3 lipca oficer bezpieczeństwa narodowego, Alexander Vindman, wiedział już o istnieniu blokady. W tym samym czasie Trump rozmawiał z prezydentem Zełenskim, a żądanie wszczęcia śledztwa wobec Bidena zbiega się czasowo z ukrytą decyzją o wstrzymaniu pomocy.
Choć nie padły wprost słowa łączące pomoc z politycznym przysługiwaniem się prezydentowi, to kontekst, kalendarz wydarzeń i brak transparentności wskazują na próbę wywarcia presji na ukraińskie władze w celu osiągnięcia osobistych korzyści politycznych przez prezydenta. W Departamencie Obrony i w Kongresie pojawiły się poważne wątpliwości co do legalności blokady. Kongresmeni — z obu partii — zaczęli zadawać pytania, nie otrzymując jednak jasnych odpowiedzi. Blokada była ukrywana, a decyzja o niej ograniczona do wąskiego kręgu współpracowników Białego Domu.
W innych przypadkach Trump otwarcie groził wstrzymaniem pomocy — jak wobec Salwadoru, Gwatemali i Hondurasu — ale nie doprowadził tych gróźb do skutku. Nawet zawieszenie pomocy wojskowej dla Pakistanu w 2018 roku było oparte na jasnych kryteriach Departamentu Stanu dotyczących walki z terroryzmem. Wstrzymanie pomocy Ukrainie, nielegalne i utajnione, było wyjątkiem, a nie częścią spójnej polityki zagranicznej.
W tej sytuacji prezydent i jego obóz polityczny sięgnęli po znaną strategię: wyprzedzające przeciwdziałanie skandalowi poprzez wytworzenie własnej narracji — tzw. backfire. Podobnie jak w przypadku teorii spisku o „podsłuchu” przez administrację Obamy, również i tu rozpoczęto ofensywę medialną, mającą na celu odwrócenie uwagi opinii publicznej od sedna sprawy. Rozpowszechniano teorie o rzekomej ingerencji Ukrainy w wybory w 2016 roku oraz o korupcji Bidena i jego syna. Były to działania wymierzone w to, by kontrolować przekaz medialny i nadać pozory równoważności między skandalem a kontrskandalem.
Dla prezydenta Trumpa, który wcześniej z powodzeniem wykorzystywał efekt „kontrataku” (backfire) do rozmycia znaczenia śledztwa w sprawie rosyjskiej ingerencji w wybory, strategia ta była kontynuacją wypróbowanej metody politycznego przetrwania. Przekaz był prosty: każda próba postawienia prezydenta w stan oskarżenia to część spisku, a reakcją nie jest obrona faktów, lecz ofensywa medialna, która ma zniszczyć wiarygodność przeciwnika.
W tym kontekście warto zrozumieć, że kluczowym zagrożeniem dla systemu demokratycznego nie jest samo wstrzymanie pomocy zagranicznej, ale sposób, w jaki prezydent może wykorzystać aparat państwa do realizacji własnych celów politycznych, przy jednoczesnym naruszeniu zasad transparentności i odpowiedzialności. Sytuacja z Ukrainą nie była tylko sporem o politykę zagraniczną — była testem granic władzy wykonawczej i integralności instytucji konstytucyjnych w Stanach Zjednoczonych.
Warto uświadomić sobie, że skuteczność takich politycznych „kontrataków” opiera się na kontroli nad narracją publiczną. Gdy nie ma przejrzystości, a informacja staje się bronią, możliwość rozliczenia władzy z jej działań drastycznie maleje. Z perspektywy instytucjonalnej demokracji, nielegalność działań administracji Trumpa polegała nie tylko na naruszeniu jednej ustawy, ale na świadomym rozmontowywaniu mechanizmów odpowiedzialności konstytucyjnej.
Jak media i polaryzacja kształtują współczesną politykę oraz strategię prezydenta wobec skandali?
Współczesny krajobraz polityczny w Stanach Zjednoczonych cechuje się głębokim podziałem, w którym przynależność partyjna staje się przede wszystkim wyrazem niechęci do „innej” strony, a nie opartą na konkretnej polityce czy ideologii. Ta polaryzacja to coś więcej niż wcześniejsze epoki, gdzie bipartyzm, mimo sporów, utrzymywał względną stabilność i zdolność do kompromisu. Porównując trwające kryzysy – od impeachmentu Richarda Nixona, przez aferę Iran-Contra, po znacznie bardziej spolaryzowany proces impeachmentu Billa Clintona – widzimy, że polityczna scena w latach 2010–2020 eksplodowała w nową jakość, niczym supernowa.
W takim środowisku, gdzie kluczowa jest tożsamość polityczna oparta na nienawiści do przeciwnika, a nie na programowych różnicach, demokracja stabilna i dobrze funkcjonująca staje się trudnym do osiągnięcia celem. Taki klimat sprzyja też strategiom obronnym wobec skandali, które polegają na generowaniu tzw. „backfire” – obróceniu kryzysu na własną korzyść. Jak wskazują Fishkin i Pozen (2018), okres asymetrycznej polaryzacji i „konstytucyjnej twardej gry” sprzyja wykorzystaniu mechanizmów obronnych przez prezydentów, szczególnie tych, którzy mają silne wsparcie medialne.
W centrum tej transformacji znajduje się rewolucja medialna, która zmieniła sposób komunikacji politycznej. Od czasów prasy i telewizji, przez dynamiczny rozwój mediów społecznościowych, prezydenci muszą zmierzyć się z nowym środowiskiem medialnym, gdzie klasyczne kanały przekazu tracą na znaczeniu, a ich miejsce zajmują rozproszone, często ideologicznie spolaryzowane platformy. Z jednej strony to ogranicza tradycyjną władzę prezydenta do kształtowania opinii publicznej, z drugiej – otwiera możliwości manipulacji i tworzenia alternatywnych rzeczywistości medialnych.
Przykładem skutecznej strategii jest prezydent Donald Trump, który w relacji z mediami konserwatywnymi, takimi jak Fox News, znalazł partnera do tworzenia własnej narracji. Krytyka i fakt-checking ze strony głównego nurtu mediów były przez niego skutecznie odrzucane jako „fake news” – propaganda mediów lewicowych, co wzmacniało jego elektorat. Dzięki temu możliwe było zminimalizowanie szkód wynikających ze skandalu związanego z rozmową telefoniczną z Ukrainą. Choć formalnie doszło do impeachmentu, proces w Senacie zakończył się bez usunięcia z urzędu. Media konserwatywne tworzyły bowiem kontr-narrację, która skupiała się na oskarżeniach wobec rodziny Bidena, tworząc iluzję równoważnych skandali, mimo że mainstreamowa dziennikarska ocena była inna.
Cechą charakterystyczną tego mechanizmu jest to, że nawet fałszywe informacje prezydenta są traktowane jako „wiadomość” i poddawane relacjonowaniu, co daje mu możliwość dalszego obalania krytyki i umacniania własnej wersji wydarzeń. Twitter okazał się potężnym narzędziem – bezpośredniego i niemediowanego przekazu do milionów zwolenników, pozwalającym narzucić tematy i ton debaty publicznej. Tweets prezydenta stały się swoistym smarem ułatwiającym funkcjonowanie całego medialnego ekosystemu wokół jego osoby.
Ważnym elementem powodzenia takich strategii jest istnienie podatnej, „przyjmującej” publiczności. Nawet gdy liczba kłamstw i półprawd jest ogromna, jak to wykazały badania Washington Post czy PolitiFact, publiczność sympatyzująca z prezydentem potrafi odrzucić krytykę jako stronniczą, co czyni strategię backfire skuteczną. Dla stabilności demokracji istotne jest więc zrozumienie, że nie chodzi jedynie o fakty, lecz o sposób, w jaki różne grupy społeczne je interpretują i jak funkcjonują w hermetycznych bańkach informacyjnych.
Dodatkowo warto zauważyć, że media głównego nurtu, nawet starając się zachować rzetelność, często tworzą niezamierzoną fałszywą równowagę, prezentując obie strony sporu politycznego na równi, co może prowadzić do utrwalenia błędnych przekonań wśród odbiorców. Współczesna polityka medialna jest więc polem walki nie tylko o fakty, ale o dominującą wersję prawdy, która decyduje o politycznej legitymizacji i sile wpływu.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский