Minął już prawie tydzień odkąd ostatni raz napisałem. Od tego czasu w moim umyśle miały miejsce dziwne wydarzenia, które nie dały mi spokoju. Z początku liczyłem, że staną się one jedynie wspomnieniem, ale niestety tak się nie stało. Dziś czuję silną potrzebę, by przekazać księciu Ramowi, że tu jestem, że go obserwuję, że jestem tu w jego umyśle, zaledwie gościną z przyszłości. Choć nie zrobiłem jeszcze kroku ku ujawnieniu się, czuję jak ta pokusa rośnie z dnia na dzień.

Wiem, że to klasyczny przypadek choroby podróżników w czasie — potrzeba, by pokazać się, by w jakiś sposób zostać zauważonym. Nazywa się to „syndromem winy obserwatora”, choć ta świadomość nie czyni mnie mniej skrępowanym. Znam każdy jego ruch, każdą drobnostkę, każdą myśl, którą ma na temat swojej przeszłości, przyjaciół i rodziny. I choć wiem, że nie jestem pierwszym, który doświadcza takich uczuć, to one, niestety, nie znikają z dnia na dzień.

Nie chodzi o to, że nie dostrzegam w księciu Ramie niczego, co mogłoby mnie zachwycić. Przeciwnie, im dłużej go obserwuję, tym bardziej podziwiam jego siłę, inteligencję, determinację. I mimo tego, że jest to mężczyzna pełen szlachetnych cech, to im bardziej go poznaję, tym mniej mi się podoba to, co robię — pozostając niewidzialnym, niemym, wewnątrz jego umysłu. To uczucie jest jak bycie nie tylko szpiegiem, ale kimś, kto podgląda w sposób nieakceptowalny. Czuję się, jakby moje istnienie w tej formie było obrzydliwe, jakby to była zupełnie nieuczciwa, niska gra. Chciałbym powiedzieć mu prawdę — że tu jestem, obserwuję, że przyszłem z innej epoki. Lecz boję się, że jeśli tylko wyczuje, że coś dziwnego dzieje się z jego umysłem, od razu nie wytrzymam i ujawnię mu wszystko.

Na razie staram się utrzymać dystans, nie wnikając w zbyt głębokie zakamarki jego umysłu. Ograniczam się do prostego, biernego podglądania jego codzienności — tego, co widzi, słyszy i czuje. Nie chcę go zaburzyć, nie chcę, by poczuł, że ktoś wchodzi mu do głowy w sposób, którego nie rozumie. To trudne, ponieważ nie mogę dowiedzieć się, co naprawdę oznaczają pewne wydarzenia, które mają miejsce w jego życiu.

Przykład: wczoraj po południu przyszła wiadomość do księcia, że nadchodzi „Noc Romanyjskiej Gwiazdy”. Choć nie znam pełnego znaczenia tego rytuału, obserwuję każdy jego detal. Książę Ram, zmęczony po długim treningu jeździeckim, natychmiast kazał przygotować się do ceremonii. Płynął w nią całkowicie, a ja, choć nie rozumiem w pełni, odczuwam na własnej skórze ciężar tej chwili. Wraz z ojcem, Królem Harinamurem, odprawił rytuał, który był bardziej modlitwą do gwiazdy, niż jakimkolwiek ceremonialnym gestem. Widzę, jak bardzo głęboko wchodzi w ten stan transu. Ich słowa, chociaż w obcym dla mnie języku, niosą ze sobą nieopisaną powagę.

Nie mogę sobie pozwolić na to, by czuć się tylko widzem tego dramatu. Uczucie, które mnie ogarnia, jest czymś trudnym do wytłumaczenia. Z jednej strony jestem tylko nieinwazyjnym obserwatorem, ale z drugiej, to, co widzę, sprawia, że czuję się winny za swoje milczenie, za to, że nie mogę uczestniczyć w tej chwili razem z nimi, że nie mogę zrozumieć pełni znaczenia tych rytuałów. Czasami mam wrażenie, że jestem tylko marionetką w grze, której nie rozumiem.

To, co jednak zaczynam dostrzegać w tej sytuacji, to rosnąca siła wewnętrzna samego księcia. W tej chwili jego życie, mimo że jest przepełnione ceremonialnymi rytuałami, wydaje się zbliżać do czegoś większego. Z jednej strony jest to historia człowieka pełnego ambicji, który ma przed sobą wielką przyszłość jako król, z drugiej, to opowieść o człowieku, który zanurza się w tajemnicach kosmosu, bada granice nieznanych sił. To wszystko będzie miało wpływ na to, co stanie się z jego przyszłością. Przynajmniej, jeśli to ja będę miał coś do powiedzenia na ten temat. Ale pozostaje pytanie: czy mam prawo to robić? Czy mogę wtrącać się w losy człowieka, którego myśli nie są moimi własnymi, a którego działania znam tylko z tej niewielkiej przestrzeni, którą zajmuję w jego głowie?

Te pytania będą się mnożyć, tak jak mnożą się moje wątpliwości. Ale tak długo, jak tylko mogę, będę starał się zachować ostrożność i dystans. Póki co, nie chcę przyciągnąć na siebie uwagi. Muszę jeszcze dużo się nauczyć, nim poczuję, że jestem gotów do tego, by stanąć obok księcia Ram i dzielić się tym, co naprawdę widzę i rozumiem.

Co oznacza "Romany Star" dla ludzi Athilanu?

Z pewnością niełatwo jest ocenić, jak niewielka zmiana w przeszłości może wpłynąć na przyszłość. To, co miało być subtelnym eksperymentem w obserwowaniu reakcji Ram, stało się ostatecznie momentem, który wprowadził mnie w absolutnie nieoczekiwaną i dziwną przestrzeń. Jestem teraz świadomy, że to, co zrobiłem, było niewłaściwe, ale nie widzę w tym większego zagrożenia – przynajmniej nie w tym momencie, nie w tej odległej przeszłości. Czas, jak to bywa, jest nieprzewidywalny. I chociaż może się wydawać, że poznanie pewnych faktów, na przykład świadomości, że my, ludzie XXI wieku, potrafimy podróżować w czasie, nie może zmienić bieg historii, to jest to jednak tylko pozornie niewinna wiedza. Ale jakby nie było, teraz to zrobiłem, a wydarzenia, które z tego wynikną, będą już niezatarte.

Ostatnie dni spędziłem w towarzystwie Ram, który był nie tylko ciekawy, ale i nieustannie zadawał pytania o moją przeszłość, o moją historię, o moją kulturę i "magiczne" umiejętności. Wydawał się pochłonięty każdą nową informacją, podobnie jak nowy współlokator w akademiku, który stara się poznać każdego detalu życia osoby, z którą dzieli przestrzeń. Ostatecznie, po długich godzinach rozmów, zmusiłem go, by zasnął, choć nie miał o tym pojęcia, by uchronić go przed zmęczeniem. Zaskakujące, jak rzeczywistość spotkania dwóch zupełnie różnych światów zaczęła się wyłaniać, nawet w najmniejszych gestach.

Kilka dni później, gdy zyskałem pełną swobodę w poruszaniu się w umyśle Ram, zdarzyło się coś, co miało na zawsze zmienić moją perspektywę na ten świat. Odkryłem, że to, co do tej pory było tylko mitycznym i enigmatycznym rytuałem – rytuał Romany Star, wykonywany przez Ram i jego ojca – zawierało znacznie głębsze, dramatyczniejsze znaczenie, niż mogłem przypuszczać. Zamiast po prostu rozwiązywać zagadki tego rytuału, zacząłem odkrywać fragmenty wspomnień, które prowadziły mnie do zrozumienia, kim byli naprawdę mieszkańcy Athilanu i dlaczego tak bardzo pielęgnują swoje pamięci o utraconym domu.

Podczas mojego przeszukiwania umysłu Ram natrafiłem na obraz, który poruszył mnie do głębi – widok miasta zbudowanego z delikatnych, wiklinowych konstrukcji, z mrocznymi, smutnymi twarzami ludzi, którzy kroczą w ciszy przez wąskie uliczki. Ciepły wiatr niósł zapach spalenizny, a w powietrzu czuć było niepokój nad nadchodzącą katastrofą. W końcu, gdy słońce stawało się coraz większe, wszyscy wiedzieli, co nadchodzi – koniec ich świata. Nadszedł czas, gdy nieuchronnie miało się zdarzyć to, czego ludzkość obawiała się najbardziej – śmierć ich świata.

Ostatecznie to, co ujrzałem, nie było tylko apokaliptycznym obrazem, ale także świadectwem ich kultury. Athilantowie byli obcymi, z innych światów, którymi teraz byliśmy zachwyceni, choć wówczas widziani byli przez innych ludzi jako bóstwa. Ich "dom", czyli planeta, z której przybyli, zginęła, gdy ich słońce zapadło w wybuch supernowej. Teraz, z perspektywy tej innej rzeczywistości, mogę zrozumieć, jak poważnym i nieodwracalnym przeżyciem musiało być dla ich przodków odnalezienie się na Ziemi. To właśnie oni, nieznani na Ziemi wcześniej, przybyli z przyszłości i przynieśli ze sobą technologie i cywilizację o poziomie zaawansowania, który wówczas wydawał się niemożliwy do pojęcia.

Jest coś, co nie pozwala mi zapomnieć o tym wszystkim. Rytuał Romany Star, który widziałem w umyśle Ram, miał na celu nie tylko upamiętnienie ich świata, który zniszczyła ich gwiazda. To była także próba uczczenia tego, co pozostało z ich dziedzictwa, chociaż muszę przyznać, że w kontekście dalszego rozwoju cywilizacji na Ziemi, ten rodzaj oddania przetrwał tylko dzięki ich przybyciu na naszą planetę.

Ram, teraz już świadomy swojego dziedzictwa, wrócił do ludzi, którzy nazywają siebie „Ludźmi Ziemi”, traktując ich jak obcych. To określenie, choć dosadne, najlepiej odzwierciedla ich postrzeganie nas. Wbrew powszechnym rozważaniom o rasizmie w historii naszej cywilizacji, w przypadku Athilanu mamy do czynienia z czymś bardziej złożonym – obcy, którzy przybyli z innego świata, nie dostrzegali żadnej wartości w swoich "rodzimych" ludziach, uznając ich za podrzędnych.

Tymczasem ci "ludzie Ziemi" nie mieli pojęcia, co ich czeka. Prawdziwy obraz Athilanów jako obcych jest czymś, co wciąż nie do końca można zrozumieć – przeszłość, która kryje w sobie zbyt wiele niewypowiedzianych prawd, by łatwo pojąć pełny kontekst tego, co się wydarzyło.

Co kryje w sobie Rite of Anointing?

Rytuał Namaszczenia, o którym tak wiele mówi się w kontekście tradycji Athilantanu, jest jednym z tych wydarzeń, które zmieniają wszystko. Dla Ram, dziedzica tronu, był to moment, który miał na zawsze wyznaczyć jego miejsce w historii tego niezwykłego ludu. Choć nie wiedział dokładnie, co go czeka, był pełen niecierpliwego oczekiwania na odkrycie tych tajemnic. I choć ja, jak i on, czekałem z zapartym tchem, to wciąż pozostawało jedno pytanie – co to tak naprawdę oznacza? Co symbolizuje ten rytuał i jakie moce, jakie odpowiedzialności i jakie objawienia wiążą się z tym, co wkrótce miało się wydarzyć?

Dzień rytuału rozpoczął się od pogodnej atmosfery typowej dla Athilantanu, gdzie ciepłe, złote promienie słońca i bezchmurne niebo zbliżają do siebie naturę i duchowość. Kiedy jego poranne rytuały dobiegły końca, a całonocne modlitwy i posty, którym poddał się książę Ram, osiągnęły swój punkt kulminacyjny, nadszedł czas na rytualne oczyszczenie. Jego słudzy, z najwyższą starannością, wprowadzili go do marmurowej komnaty, gdzie spędził czas w kąpieli, a następnie ubrany w niezwykłą szatę z białego, haftowanego lnu, na której ozdoby miały wyrazisty, purpurowy kolor, przygotowywał się do tego, co miało nadejść.

Po tych ceremoniach w gronie rodziny, gdzie każdy członek dostąpił zaszczytu ofiarowania mu kieliszka wina, nadszedł moment, który miażdżył wszystkie dotychczasowe wyobrażenia o świecie. Wino, które nie miało za zadanie upić, lecz otworzyć bramy duchowych mocy, sprawiło, że Ram poczuł w sobie inną, wyższą energię, której wcześniej nie doświadczył. Każdy łyk był jak spojrzenie w inny wymiar – pełne obietnic i odpowiedzi.

Po tym wstępie do ceremonii, zaczęła się najważniejsza część rytuału – podróż na Placu Tysiąca Kolumn, do najświętszego miejsca w Athilantanie, gdzie Ram miał przejść przez ostateczne zjednoczenie ze swoją duchową rolą. W tej świątyni, zbudowanej z czarnego granitu, przy dźwiękach tajemniczego śpiewu kapłanów, Ram przyjął namaszczenie. Trzy postacie w białych szatach, zasłonięte maskami, naniosły na jego czoło olej, który miał go „przemienić”. I tak też się stało. Rytuał, choć pełen symboliki, ukazywał, jak ludzka wola, zwrócona ku transcendencji, może zmienić człowieka na zawsze.

Czy jednak wszystko stało się jasne w tym momencie? Czy Ram rozumiał, co tak naprawdę przeżywał? Po tym wydarzeniu, które go odcisnęło, pozostała nie tylko duchowa przemiana, ale także ogromna odpowiedzialność, z którą przyszło mu żyć. Ten rytuał nie był jedynie ceremoniałem – był objawieniem, które wskazywało na jego miejsce w wielkiej hierarchii, zarówno tej ziemskiej, jak i boskiej.

Mimo że cała ta procedura wyglądała na dość mistyczną, niepowtarzalną, to jednak w swojej istocie była czymś, co było powtarzane przez pokolenia, mając na celu nie tylko umocnienie władzy, ale także wyznaczenie drogi nowemu liderowi. Prawdziwą tajemnicą nie jest sam rytuał, ale to, co w jego wyniku rodzi się w człowieku – nowa świadomość władzy, odpowiedzialności, a także niezwykły związek między życiem jednostki a duchem całego narodu.

Rytuał Namaszczenia to nie tylko moment, w którym książę staje się pełnoprawnym władcą. To także czas, w którym ukazują się granice tego, co człowiek może zrozumieć, a co pozostaje w sferze niedostępnych tajemnic. Z jednej strony daje on wgląd w coś wyższego, ale z drugiej strony, wskazuje na niemożność pełnego zrozumienia tej wiedzy przez samego uczestnika rytuału. To swoista wędrówka w nieznane, która ma na celu nie tylko przywrócenie równowagi w hierarchii społecznej, ale także pogłębienie indywidualnej mądrości.

Kluczowym aspektem, który należy zrozumieć po przeżyciu rytuału, jest to, że wiedza, którą człowiek zdobywa w takim momencie, nie jest wiedzą „ludzką”. To raczej objawienie, które zstępuje z wyższych, nieosiągalnych sfer, zmieniając nie tylko tożsamość jednostki, ale także jej relację z resztą społeczeństwa. Warto pamiętać, że ten rodzaj przemiany nie jest procesem łatwym do zrozumienia przez tych, którzy nie przeszli przez podobne doświadczenia, dlatego osoby z zewnątrz mogą postrzegać go jako coś niezrozumiałego, tajemniczego, a nawet nieprzyjaznego.

Czy Atlantyda była bardziej zaawansowana technologicznie niż nasze cywilizacje?

Wiele razy mówiono o Atlantydzie jako o legendarnej wyspie, która miała zniknąć w wyniku katastrofy. Jednak opisy tej mitycznej krainy, choć otoczone aurą tajemniczości, zawierają również szczegóły, które w świetle współczesnych odkryć, zaczynają wydawać się niezwykle realistyczne. Wydaje się, że Platon, choć nieuchwytny w wielu aspektach, dostrzegał iskrę prawdy, która mogła wskazywać na istnienie miejsca, które naprawdę istniało, choć niewiele z niego pozostało.

To, co najbardziej intryguje, to opis samego miasta, w którym technologia i architektura zdają się wyprzedzać naszą współczesność. Główne miasto Atlantydy, według opowieści, było niezwykle rozbudowane. Przestronne, okrągłe układy ulic, ogromne mury, potężne mosty i kanały – wszystko to zdobione precyzyjnie wykonanymi blokami kamiennymi, które były idealnie dopasowane do siebie, stanowiło świadectwo inżynieryjnej perfekcji. To miasto miało nie tylko ogromną funkcjonalność, ale i estetyczną harmonię, której współczesne budowle nie są w stanie dorównać. Ważnym elementem tego układu była także potężna marina, w której cumowały statki z najdalszych zakątków świata, a piersie wychodziły daleko w głąb wody.

Mówi się również o cudownych świątyniach i posągach, a także o niezwykłych budowlach, które nie miały sobie równych w żadnym znanym mieście na Ziemi. Choć według Platona Atlantyda była wyspą położoną na południowy zachód od Gibraltaru, faktyczne odkrycia geologiczne i architektoniczne wskazują, że jej dokładna lokalizacja pozostaje wciąż niejasna. Być może to właśnie ta tajemnica, która ciąży nad Atlantydą, czyni ją tak fascynującą.

A jeszcze bardziej zdumiewający jest opis technologii, jaka panowała na Atlantydzie. Mówi się o elektryczności, maszynach parowych, a nawet o statkach, które były w stanie podróżować na dalekie dystanse. Te technologie były zupełnie nieznane w innych częściach świata, które wtedy dopiero zaczynały wychodzić z okresu kamiennego. Tego rodzaju zaawansowanie, w kontekście kultury, która nie posiadała metalurgii na poziomie współczesnych cywilizacji, wydaje się wręcz niemożliwe. Jak to możliwe, że ludzie żyjący tysiące lat temu posiadali tak wysoki poziom technologii? I czy nie jest to tylko fantazja wyobraźni starożytnych pisarzy, czy rzeczywiście istniał taki okres, w którym wyspą rządziła niezwykle zaawansowana technologia?

Ważnym elementem, który wciąż nie daje odpowiedzi na te pytania, jest niezwykły klimat, który panował na Atlantydzie. To miejsce, pełne bujnej roślinności, subtropikalnego ciepła i powietrza pełnego zapachów kwiatów, stanowiło idealne tło dla wszelkich technologicznych innowacji. Atlantyda była nie tylko miejscem wysoko rozwiniętej cywilizacji, ale także środowiskiem, w którym technologie mogły rozkwitać dzięki wyjątkowym warunkom naturalnym.

Mówi się także o cudownych zwierzętach, takich jak słonie, które były jeszcze większe od współczesnych, a także o dinozaurach czy innych prehistorycznych stworzeniach, które mogły zamieszkiwać Atlantydę w okresie jej świetności. Te fascynujące stworzenia wprowadzają w umysłach ludzi dodatkową warstwę tajemnicy. Czy zatem mieszkańcy Atlantydy nie tylko wyprzedzili swoją epokę pod względem technologii, ale także mieli dostęp do innych, zaginionych form życia?

Jednak prawdziwa tajemnica Atlantydy nie tkwi tylko w technologii czy zaawansowanej architekturze. To, co wydaje się najistotniejsze, to pytanie o przyczyny jej upadku. Mówi się o kataklizmie, który spowodował, że Atlantyda zniknęła z powierzchni Ziemi. Co takiego stało się, że ta wspaniała cywilizacja zniknęła w otchłani historii? Jakie mechanizmy mogły doprowadzić do jej upadku, biorąc pod uwagę zaawansowanie technologiczne jej mieszkańców?

Wszystkie te pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi. Jednak to, co z pewnością pozostaje, to przeświadczenie, że Atlantyda była czymś znacznie więcej niż tylko mitem. To miejsce pełne tajemnic, które pozostawia ślad w zbiorowej pamięci ludzkiej. Wspomnienia o tej wyspie, o jej pięknie i osiągnięciach, przetrwały tysiące lat, przekazywane z pokolenia na pokolenie w formie legend i opowieści.

Czy zatem Atlantyda naprawdę istniała, czy może była jedynie wyrazem najdzikszych fantazji starożytnych autorów? Przyszłość może przynieść odpowiedź, ale jedno jest pewne – jej legenda wciąż żyje w sercach i umysłach ludzi na całym świecie. Warto jednak pamiętać, że choć fantazja i spekulacje odgrywają wielką rolę w kształtowaniu wyobraźni, to nie zawsze należy zapominać o badaniach naukowych i dowodach, które mogą rzucić nowe światło na tę sprawę.