Pewnego wieczoru, siedząc w fotelu z połową szklanki whisky w ręce, zadałem sobie pytanie: "Dlaczego książka The Man Who Folded Himself została napisana przez Davida Gerralda, a nie przez Johna Creasey?" Takie pytania czasem przychodzą do głowy, gdy umysł zaczyna błądzić w otchłani niewyjaśnionych zagadnień. Twórcze myślenie, jak powiedział Arthur Koestler, polega na łączeniu dwóch różnych, lecz potencjalnie twórczych elementów i tworzeniu z nich czegoś nowego.

Właśnie wtedy w telewizji leciała reklama, która mówiła o tym, jak wiele ciepła ucieka przez okna w naszych domach. Może to nie była nowa informacja, ale w stanie, w jakim byłem, przetwarzałem ją z pełnym zaangażowaniem, rozważając temat w najbardziej "rewolucyjny" sposób, jaki tylko mogłem. W końcu przyszedł mi do głowy pewien wniosek. Co by się stało, gdybyśmy zamiast zwykłego szkła okiennego zastosowali szkło ogrodnicze, które zatrzymuje ciepło w szklarni?

Szkło okienne, jak wiemy, pozwala ciepłu uciekać. Z kolei szkło używane w ogrodach działa odwrotnie – zatrzymuje ciepło, tworząc idealne warunki do wzrostu roślin. Moje przemyślenie stało się nagle jasne: wymiana tradycyjnego szkła w oknach na szkło ogrodnicze mogłaby rozwiązać problem wysokich rachunków za ogrzewanie w domach, a także pomóc krajom zachodnim zaoszczędzić miliardy na energii. Brzmi to prosto i logicznie, prawda?

Byłem gotów ogłosić swoje odkrycie światu, planując już na wieczór poczęstować się kolejną whisky, wyobrażając sobie honorarium od rządu w zamian za moją rewolucyjną myśl. Jednak poranek przyniósł rozczarowanie. Okazało się, że moja idea, choć wydawała się być genialna, opierała się na błędnym założeniu. Okna w naszych domach nie są produkowane z dwóch rodzajów szkła – zwykłego i ogrodniczego. Przemysł szklarski nie oferuje takich rozwiązań, a moje logiczne przemyślenie okazało się być naiwne.

Pomimo tego rozczarowania, nadal czułem się jak prawdziwy naukowiec. To właśnie jest tajemnica odkryć – to, że na początku jesteśmy przekonani o swojej racji, ale nieustannie poszukujemy dowodów, które ją potwierdzą. Tak właśnie podchodził do swoich teorii Albert Einstein. Niezależnie od tego, czy miał rację, czy nie, nigdy się nie poddawał, a jego podejście było dziecinne i proste. Być może moja własna naiwność i dziecięca prostota były właśnie tym, co zbliżyło mnie do odkryć, które nie przyszły jeszcze do głowy nikomu innemu.

I mimo, że tym razem moja teoria upadła, zaczęła mnie nurtować inna kwestia. Co by było, gdybyśmy rzeczywiście zaczęli eksperymentować z różnymi rodzajami szkła? Właściwie to nie szkło w oknach jest najważniejsze, ale to, jak różne materiały mogą wpłynąć na zachowanie ciepła. Istnieje przecież całe mnóstwo technologii i materiałów, które mogłyby umożliwić tworzenie bardziej energooszczędnych domów. To, co wydaje się prostym rozwiązaniem, w rzeczywistości może prowadzić do całej serii nowych pytań i możliwości.

Warto również zauważyć, że taka "prosta" myśl o wymianie szkła na inne, bardziej efektywne, może doprowadzić nas do głębszej refleksji na temat samej roli nauki w naszym życiu. To, co nie jest oczywiste na pierwszy rzut oka, może okazać się kluczem do wielu innowacji. Przypadek z oknami i szkłem ogrodniczym jest doskonałym przykładem tego, jak łatwo można błądzić, ale także jak łatwo – przy odrobinie zaangażowania i odpowiednich narzędzi – można dotrzeć do nowych odkryć. Często to nie genialna idea, lecz prosta ciekawość świata prowadzi do rozwoju technologii i zmiany naszego sposobu myślenia o codziennych problemach.

Co takiego kryje się za tajemnicą Bermondsey Triangle?

Tajemnica Bermondsey Triangle zaczęła mnie fascynować dwadzieścia lat temu, a co za tym idzie, zapraszam teraz do poznania tego zjawiska z mojego własnego punktu widzenia. Na początek muszę zaznaczyć, że mówimy tu o doświadczeniu pierwszorzędnym, które nie ma nic wspólnego z publikacjami pełnymi sensacji, opartej na plotkach czy staroświeckich doniesieniach prasowych, które z reguły obarczone są błędami. Moje odkrycie zaczęło się od drobnego, pozornie nieistotnego szczegółu – co w historii wielkich odkryć, czy to w nauce, czy w literaturze, zwykle stanowi pierwszy impuls. Zaczyna się od małej, niezauważalnej zmiany, której jednak nikt inny nie zauważył, a która w rezultacie wywraca całe postrzeganie danego zjawiska. Dla Jamesa Watta tym pierwszym impulsem był unoszący się w powietrzu czajnik; w moim przypadku – zagubiony wzrok Jamesa White’a.

Nim jednak rozwinę ten wątek, wróćmy na chwilę do tematu. Tajemnica Bermondsey Triangle jest w rzeczywistości bardziej niż tylko serią nieznanych wydarzeń. To zjawisko, które z dnia na dzień samo się rozrasta, żyjąc własnym życiem, mimo że nie ma żadnych wyraźnych powodów, by w nie wierzyć. Jest to idealny przykład procesu samonapędzającego się, który zaczyna żyć własnym życiem, napędzany przez historię, domysły i fantazję. Wspomniany wcześniej James White, pisarz o reputacji stabilnego, praworządnego człowieka, przeżył coś, co sprawiło, że zniknął na cztery dni – na Święta Wielkanocne. Co ciekawe, nie był to zwykły urlop czy wypoczynek. Po tych czterech dniach nie wrócił taki, jak przedtem. Jego oczy były zamglone, a głos – zagubiony. Opowiadał o doświadczeniach, które z nim tam były, ale nikt nie potrafił ich pojąć. Z tego, co opowiedział, wynikało tylko jedno: coś, co nie miało prawa istnieć, zbliżyło się do niego w sposób, jakiego nigdy nie dało się wyjaśnić.

Zaintrygowany, postanowiłem zgłębić sprawę. Przypadek White’a to tylko jedna z wielu poszlak, które składają się na tę dziwną, niewytłumaczoną tajemnicę. Choć dla niektórych może to być zwykła zbieg okoliczności, to w połączeniu z podobnymi zjawiskami staje się to czymś znacznie bardziej niepokojącym. Równocześnie trudno o takich przypadkach mówić wprost, bowiem każdy próbuje je na własny sposób wyjaśniać, bądź to logicznie, bądź mistycznie, stawiając tym samym pod znakiem zapytania sens samego istnienia tajemnicy. A przecież każdy temat, który wymaga rozwiązań, w końcu jest definitywnie rozstrzygany, prawda?

Oczywiście, wciąż pozostaje jedno pytanie – czy w ogóle mamy do czynienia z jakąkolwiek tajemnicą? A może to tylko fikcja, którą wytwarzają wyłącznie wyobraźnia ludzi, zdolnych do szukania sensu tam, gdzie go nie ma? Na pewno takich osób nie brakuje. Jednak nie sposób zapomnieć, że wielu z nas dostrzega w pewnych zagadkowych wydarzeniach coś, czego nie jesteśmy w stanie dostrzec w codziennym życiu. I to jest kluczowe. Tajemnica Bermondsey Triangle to nie tylko sprawa znikających ludzi czy niewytłumaczalnych incydentów, ale także zjawisko, które funkcjonuje w naszym umyśle i żyje w naszej zbiorowej wyobraźni. Z każdym rokiem staje się coraz bardziej enigmatyczne, zyskując dodatkowe warstwy i wyjaśnienia, które wydają się bardziej pociągające niż rzeczywistość.

Co istotne, podobnie jak w przypadku innych tajemnic, jak np. Trójkąt Bermudzki, nie każdy przypadek zniknięcia ma swoje naukowe wyjaśnienie. W końcu nawet pozornie niewielkie, lokalne incydenty mogą nabrać rozmachu i zmienić się w coś większego, niepokojącego. Czym jest więc tajemnica? Nie jest to kwestia jednego elementu, jednej anomalii, ale raczej sieć połączonych wątków, które sprawiają, że nie możemy spokojnie zasnąć.

I tak jak w przypadku tajemniczego zniknięcia bądź innego niepojętego zjawiska, tak samo w przypadku naszej refleksji nad tajemnicą Bermondsey Triangle kluczowym staj

Jak Fandom i Profesjonalizm Wzajemnie Się Przenikają w Pisaniu?

Fandom, w swej istocie, jest przestrzenią, w której pasja i miłość do pewnych tematów mogą prowadzić do wyjątkowych twórczych wysiłków. Często mówi się, że fani to ci, którzy poświęcają czas i energię na działalność, której celem jest dzielenie się swoimi zainteresowaniami z innymi. Jednak, jak pokazały niektóre sytuacje, granice między światem fana a profesjonalistą są znacznie mniej wyraźne, niż można by się spodziewać. Przykład Terry'ego Carra, który zdobył nagrodę Hugo za najlepsze pisanie fanowskie w 1973 roku, ilustruje to doskonale. Jego pasja do fandomu nie ustawała nawet po osiągnięciu sukcesów w profesjonalnym pisaniu, co budziło pewne kontrowersje. Jednak kluczowe jest zrozumienie, że bycie fanem nie zależy od tego, czy ktoś zarabia na pisaniu, lecz od zaangażowania w fandom jako hobby.

Przykład takich postaci jak Bob Shaw, Robert Bloch czy Wilson Tucker, którzy będąc profesjonalistami, nadal pozostali aktywni w fandomie, potwierdza, że granica między światem profesjonalnym a amatorskim jest w rzeczywistości płynna. Fandom, choć nie płaci za pisanie, oferuje coś, czego nie znajdziesz w profesjonalnych czasopismach: swobodę wyrażania opinii, satyryczne podejście do znanych tematów i bliską więź z czytelnikami, którzy są częścią tej samej, wąskiej społeczności. Z tego powodu fanziny (amatorskie magazyny) stały się jedynym miejscem, gdzie pisarze mogą swobodnie eksplorować różne formy literackie i tematy, często w sposób, który byłby nie do pomyślenia w komercyjnych publikacjach.

Pisanie dla fanów nie polega jedynie na tworzeniu dzieł literackich. To także tworzenie relacji, wymiana myśli i emocji, które nie są możliwe w szerszym, bardziej anonimowym świecie profesjonalnym. Znajomość czytelnika, wspólne żarty, odniesienia do popkultury i kultowe postacie fandomu – wszystko to sprawia, że teksty pisane z myślą o fanach są o wiele bardziej osobiste, nasycone humorem i odwołaniami do wspólnych doświadczeń. Pisarze fanowscy, korzystając z tej specyficznej więzi, mogą pisać o tematach, które w szerszym kontekście mogłyby zostać niezrozumiane, a ich żarty czy odniesienia mogłyby zostać potraktowane jako nieistotne lub błahostki.

Pisanie fanowskie nie jest jednak jedynie zabawą. To również sposób na odkrywanie siebie, swoich pasji i przemyśleń w kontekście szerszych, globalnych tematów. Mimo że nie otrzymuje się za to pieniędzy, fanziny oferują szeroki wachlarz tematów, które są trudne do uchwycenia w głównym nurcie literackim. Pisarz może w nich swobodnie eksperymentować, poruszać tematy tabu, komentować rzeczywistość czy wyśmiewać popularne schematy, które są obecne w mediach głównego nurtu. Dla fana to wciąż forma działalności artystycznej, która może przynieść satysfakcję, mimo braku materialnych nagród.

Przykładem takiego podejścia jest pierwsza opublikowana praca Carra – "The Chaser", opublikowana pod pseudonimem Carl Brandon. Jest to fanowska parodia, która w lekkiej, zabawnej formie przemyca krytykę własnej społeczności fandomowej. Fandom, ukazany jako mikroświat, nie jest bowiem tylko przestrzenią do świętowania pasji, ale także – w pewnym sensie – satyryczną przestrzenią, w której fani mogą dostrzegać swoje własne dziwactwa, często w sposób, który może wydawać się z zewnątrz nieco absurdalny.

W przeciwieństwie do typowych powieści kryminalnych, które wymagają szczególnego podejścia do realizmu, literatura fanowska pozwala na większą swobodę, by bawić się formą i treścią. Carr, w swoim utworze "A Complete Mystery", stworzył parodię powieści Agathy Christie, przekształcając klasyczny format kryminału w coś zupełnie innego – lekko absurdalnego, ale pełnego humoru i ironicznym podejściu do popularnych schematów. Pisanie w ten sposób jest naturalnym odzwierciedleniem podejścia fanów, którzy nie boją się wyśmiewać i przekształcać to, co w głównym nurcie kultury bywa traktowane z powagą.

Z kolei tekst "The Convention That Couldn't Be Killed" pokazuje, jak w rzeczywistości humor i absurdy fandomowych konwentów mogą stać się doskonałym materiałem do opisywania. Carr doskonale uchwycił atmosferę takich wydarzeń, w których rzeczywistość miesza się z fikcją, a często zdarzenia i postacie – zarówno te legendarne, jak i te bardziej lokalne – stają się bohaterami sytuacji, które, choć błahe, mają dla uczestników wielką wartość emocjonalną. Fandom i jego wydarzenia często stają się tłem dla najśmieszniejszych anegdot, które w kontekście szerszego świata mogą wydawać się nieistotne, ale dla fanów mają głęboki, osobisty sens.

Dla twórcy, który funkcjonuje zarówno w świecie fandomu, jak i profesjonalnego pisarstwa, oba te światy mogą się wzajemnie uzupełniać. Można łączyć je w sposób, który pozwala na twórcze eksperymenty, które w tradycyjnym literackim świecie byłyby trudne do zaakceptowania. Fandom to nie tylko zabawa, ale także sposób na przełamanie barier, które istnieją w bardziej formalnych kręgach literackich. Z kolei profesjonalizm w tym kontekście nie polega jedynie na zarabianiu pieniędzy, ale na osiąganiu mistrzostwa w formach literackich, które później mogą być równie dobrze przekładane na język fandomowy.

Fan i profesjonalista nie są w żadnym przypadku przeciwnikami, lecz dwoma stronami tego samego medalu. Z perspektywy fana, najbardziej wartościowe jest właśnie to, że ten mikroświat może stać się przestrzenią, w której można sięgnąć po najróżniejsze formy twórczości, od satyrycznych komentarzy po głębsze analizy, które w świecie głównego nurtu byłyby znacznie trudniejsze do osiągnięcia.