W dniu 20 stycznia 2017 roku Donald J. Trump objął urząd 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Został on uznany przez The New York Times za najmniej popularnego prezydenta-elekta w historii współczesnej. Jego kontrowersyjna inauguracja, nazywana „inauguracją” ze względu na podzielający charakter tego wydarzenia, stanowiła początek nowej ery w historii Stanów Zjednoczonych. Ery, która była naznaczona polityką narodowościową, antyimigracyjną i wzmocnieniem retoryki "America First" – czyli postawą, w której w pierwszym planie stawiano interesy narodowe kosztem innych.

Rewolucyjny i gorąco dyskutowany wynik wyborczy stał się zwiastunem "Nowego Dnia" dla Stanów Zjednoczonych, jak podkreślił New York Post w swoim artykule, nawiązując do "Dona Nowego Dnia". Owa era była nie tylko polityczną, ale i kulturową rewolucją, w której postawa Trumpa jako bogatego miliardera z telewizji, przedstawiciela hiperkapitalistycznego modelu społeczeństwa, stała się symbolem upadku tradycyjnych wartości amerykańskich i postępującej radykalizacji życia publicznego.

Trump, w oczach wielu, stał się prekursorem tzw. autorytarnego populizmu, który dla niektórych stanowił amerykański koszmar, zagrażający demokracji i stabilności nie tylko w USA, ale także w szerszym kontekście globalnym. Szerząca się retoryka "Make America Great Again" w połączeniu z polityką nacjonalistyczną wzbudzała niepokój wśród obywateli, zarówno tych, którzy sprzeciwiali się jego kandydaturze, jak i tych, którzy z entuzjazmem wspierali jego wizję Ameryki. Dla wielu społeczeństw, szczególnie tych, które dotknięte były globalizacją i społecznymi nierównościami, Trump stał się symbolem zagrażającej przyszłości, pełnej napięć, nienawiści i, w efekcie, chaosu.

Sytuacja społeczna, zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i poza nimi, w odpowiedzi na wzrost populizmu, stała się pełna depresji, gniewu, paranoi i beznadziei. Te zmiany zostały odzwierciedlone także w kulturze popularnej, która zaczęła coraz bardziej angażować się w tematykę polityczną, analizując, jak wartości narodowe i tożsamościowe zostały zniekształcone przez nową retorykę polityczną.

To nie był tylko trend polityczny – to była także zmiana społeczna, która zdominowała amerykańską kulturę i media. Można było zaobserwować wzrost popularności postaci takich jak Piers Morgan czy Alex Jones, którzy, niczym „szarlatani”, oferowali radykalne, a czasami wręcz szokujące wizje świata. Sam Trump stał się symbolem nie tylko w USA, ale także w wielu innych krajach, jako przykład populistycznego lidera, który w zaledwie kilka miesięcy potrafił zbudować wokół siebie kult osobowości, który do tej pory wypełniał przestrzeń medialną i społeczną.

Pomimo kontrowersji, które wywoływały jego działania, Trump zdołał stworzyć osobliwą tożsamość polityczną, która, jak pokazuje historia, jest odzwierciedleniem bardziej głęboko zakorzenionych tendencji w amerykańskiej kulturze. Wartością, która nieustannie towarzyszyła jego prezydenturze, była walka o wierność „tradycyjnej” Ameryce – tej, która postrzegała zmiany demograficzne, kulturowe i społeczne jako zagrożenie. Jednak za tym "powrotem do korzeni" kryło się również ryzyko utraty różnorodności i tolerancji, które przez dziesięciolecia były fundamentem amerykańskiej tożsamości.

W odpowiedzi na te wydarzenia, amerykańska kultura filmowa, literacka i telewizyjna zaczęła eksplorować temat populizmu i jego wpływu na życie społeczne. Filmy i seriale, takie jak „The Walking Dead”, zaczęły ukazywać nie tylko zjawisko apokalipsy, ale i głębokie podziały społeczne, które w czasach Trumpa stały się coraz bardziej widoczne. Również literatura, szczególnie ta związana z nurtem horrorowym i gothic, zaczęła pełnić funkcję „lustra” amerykańskiego społeczeństwa, w którym ukazywano lęki, traumy i problemy współczesnego świata.

Warto również zauważyć, jak zmieniające się narracje w mediach masowych stały się kluczowym elementem analizy współczesnej polityki. Poruszenie kwestii władzy, tożsamości, strachu i populizmu w książkach i artykułach zaczęło odgrywać rolę w konstruowaniu opinii publicznej na temat nie tylko Trumpa, ale i globalnych trendów, które niosły za sobą zagrożenie dla demokracji. Kultura masowa, w tym literatura i kino, stały się przestrzenią, w której można było bez tabu komentować zmieniający się porządek społeczny i polityczny.

Patrząc na dzisiejszą sytuację, należy dostrzec, że pojęcia patriotyzmu i tożsamości narodowej zostały zdominowane przez postacie pokroju Trumpa, które prowadzą politykę „naszych ludzi”, zmieniając klasyczne rozumienie tego, co znaczy być „Amerykaninem” w kontekście współczesnego świata. Oczywiście, nie tylko Stany Zjednoczone zostały objęte tym zjawiskiem. Zjawisko populizmu ma swoje korzenie również w innych częściach świata, w tym w Europie, gdzie krajowe tożsamości i nastroje społeczne również zostały poddane presji przez nową retorykę polityczną. W tym kontekście warto zadać pytanie o przyszłość tradycyjnych wartości, które przez wieki kształtowały narodowe tożsamości.

Jak film „Get Out” ukazuje rasowe podziały w Ameryce?

Film „Get Out” Jordana Peele’a, choć klasyfikowany jako horror, jest czymś znacznie więcej niż tylko gatunkową produkcją. Z jednej strony jest to film pełen napięcia i strachu, ale z drugiej strony stanowi on precyzyjnie skonstruowaną krytykę współczesnych relacji rasowych w Stanach Zjednoczonych. W szczególności, za pomocą konwencji horroru, Peele ukazuje, jak głęboko zakorzenione są podziały rasowe, jak biały supremacjonizm funkcjonuje w przestrzeni codziennego życia oraz jak tożsamość czarnoskórych Amerykanów jest traktowana przez społeczeństwo.

„Get Out” zaprasza nas do przestrzeni, która na pierwszy rzut oka wydaje się być typowym miejscem, jakim jest amerykański dom – miejsce z pozoru bezpieczne, osadzone w sielankowej amerykańskiej suburbanizacji. Jednakże, jak to często bywa w horrorach, to miejsce, które teoretycznie oferuje komfort, staje się pułapką. Główny bohater, czarnoskóry fotograf Chris Washington (Daniel Kaluuya), udaje się w odwiedziny do rodziny swojej białej dziewczyny, Rose (Allison Williams), aby poznać jej rodziców. Z początku wydaje się to być zwykła wizyta, lecz już wkrótce zaczynają się dziać dziwne, niepokojące rzeczy. Z pomocą swojego przyjaciela Rod’a Williams’a (Lil Rel Howery), Chris z czasem odkrywa, że ma do czynienia z przerażającym eksperymentem, w którym białe osoby przejmują ciała czarnoskórych ludzi. Przemiany ciał i tożsamości stają się centralnym elementem filmu, który – jak twierdzi wielu krytyków – jest jednym z najważniejszych współczesnych komentarzy na temat rasizmu w USA.

„Get Out” nie jest jednak filmem, który łatwo można sklasyfikować. Choć korzysta z elementów znanych z klasycznych horrorów – takich jak strach przed nieznanym, przerażające tajemnice domów czy groźba, która czai się tuż za rogiem – Peele wykorzystuje te tropy, by ukazać głębokie problemy społeczne. Dziś, w epoce prezydentów Baracka Obamy i Donalda Trumpa, w okresie protestów Black Lives Matter, brutalności policyjnej oraz wzrostu poparcia dla ideologii nacjonalistycznych, film staje się odzwierciedleniem współczesnych napięć rasowych. Jest to kino, które nie tylko straszy, ale też zmusza do refleksji nad stanem społecznym i historycznym USA.

Warto zauważyć, że film nie stawia antagonistów w postaci skrajnych grup prawicowych czy białych supremacistów. Zamiast tego Peele wybiera liberalną białą rodzinę, co może wydawać się zaskakującym wyborem, lecz doskonale obrazuje, jak „ukryty” rasizm funkcjonuje w przestrzeni codziennych relacji. To właśnie w tej pozornie niewinnej, burżuazyjnej rodzinie kryje się prawdziwe zagrożenie. Ta decyzja reżyserska podkreśla, że rasizm nie jest jedynie domeną skrajnych grup, ale przenika cały system społeczny, także te warstwy, które uchodzą za postępowe i otwarte.

Nie sposób pominąć w filmie obecności tzw. „sunk place” – metaforycznego miejsca, które reprezentuje psychiczne i fizyczne zniewolenie. Dla głównego bohatera staje się ono symbolem podporządkowania, niemożności ucieczki z mechanizmów rasowego ucisku. Z kolei sama koncepcja „coagula procedure”, w której czarnoskóre osoby są wykorzystywane do przejęcia ciał białych ludzi, nabiera wymiaru głębokiej refleksji nad historią wykorzystania ciał czarnoskórych osób w Ameryce. Tego rodzaju przemiany ciał, czy właściwie tożsamości, odzwierciedlają długotrwałą historię opresji.

Kolejnym kluczowym elementem w „Get Out” jest sposób, w jaki film wykorzystuje przestrzeń – zarówno miejską, jak i wiejską. Na początku filmu widzimy młodego czarnoskórego mężczyznę, Logan’a King’a (Lakeith Stanfield), który spaceruje w nocy po przedmieściach. Mimo że początkowo oczekujemy, że scena przerodzi się w spotkanie z białą policją lub podejrzliwym sąsiadem, okazuje się, że zagrożenie przychodzi z zupełnie innej strony. To zestawienie miejskiego i wiejskiego, tradycyjnego i nowoczesnego, ukazuje długotrwałe napięcia w amerykańskiej kulturze, które są zarówno polityczne, jak i społeczne. Również muzyka odgrywa w tym kontekście istotną rolę – od afrykańskich chórów po współczesne, miejskie rytmy, film podkreśla różnice w percepcji czarnoskórej tożsamości.

„Get Out” to film, który nie tylko wykorzystuje klasyczne tropy horroru, ale także stawia fundamentalne pytania o to, czym jest rasizm we współczesnym społeczeństwie amerykańskim. Pokazuje, jak struktury władzy, zarówno w przestrzeni publicznej, jak i prywatnej, traktują ciało czarnoskórego człowieka jako narzędzie do osiągania korzyści. Film ten wprowadza ważną dyskusję na temat tego, jak rasizm przekształca się w nowe formy, mniej oczywiste, ale równie przerażające.

Warto dodać, że „Get Out” nie jest odosobnionym przypadkiem, lecz częścią szerszego trendu w kinie, który podejmuje temat rasizmu, tożsamości oraz wykorzystania ciała. W kontekście współczesnego społeczeństwa amerykańskiego, gdzie kwestie takie jak Black Lives Matter, brutalność policji czy systemowe nierówności rasowe są na porządku dziennym, film Peele’a staje się ważnym narzędziem do refleksji nad tym, jak te problemy są obecne we współczesnym życiu.

Jak popkultura kształtuje współczesną politykę i społeczeństwo?

Imaginacja, tworzenie i uwolnienie wytwarzają reprezentację, która jest symbolem przeszłości, długo zapomnianej, oraz przyszłości, która staje się prawdziwie obecna. W ten sposób "Czarna Pantera" „otwiera swoje światy, a także twój” (Dargis 2018). Teksty subwersywne pełnią rolę fantazji (lub koszmarów w przypadku gatunku horroru), które są zakorzenione w naszej brzydkiej rzeczywistości. Mają one potężną moc – zdolność wpływania na polityczne agendy, kształtowania świadomości odbiorców oraz wywoływania głębokich zmian w wartościach, praktykach, ideałach i przekonaniach.

Z drugiej strony, niektóre produkcje popkultury umacniają hegemonię (media sportowe pełnią szczególnie ważną rolę w tym zakresie, biorąc pod uwagę hegemonię męskości, jaką można zaobserwować w współczesnym przekazie MMA). Tradycyjne podejście do popkultury, wywodzące się z międzywojennej Szkoły Frankfurckiej, traktuje ją jako niepewny produkt, sterowany przez „elitę”, będący wysoce skomercjalizowanym systemem propagandowym, mającym na celu uczynienie jego odbiorców posłusznymi i zadowolonymi, niezależnie od ich dramatycznej sytuacji ekonomicznej. Chociaż tego typu krytyczna teoria może być uznana za wyraz snobizmu w stosunku do najprostszych form popkultury w przeszłości, pierwotne spostrzeżenia wybitnych teoretyków, takich jak Adorno i Horkheimer (1944), po ponad pół wieku okazują się pomocne w zrozumieniu dzisiejszego fenomenu Trumpa.

W końcu, media nasycone szybkim kapitalizmem i skoncentrowana na mediach polityka stanowią narzędzia Trumpa, który z kolei jest wyrazem masowej ery mediów – gospodarki kulturowej napędzanej przez dostarczanie rozrywki, celebrytów i polityki. Styl Trumpa, populistyczny, agresywny, nastawiony na atak i pełen braku wyszukanego języka, zwłaszcza w mediach społecznościowych, sprawia, że Trump staje się wszechmocną, autorytarną postacią: dużym małym człowiekiem na szczycie brudnej drabiny, a jednocześnie kimś, kto na co dzień jest „z ludu”. Trump komunikuje się z masami nie przez fakty, wiedzę i racjonalność, ale za pośrednictwem medium przekonań i emocji, zwykle na platformach online, które sprzyjają egoistycznym i ideologicznym strategiom politycznym. Jak zauważa Jeffries (2017), powtarzając przestrogi, które mówią, że amerykańska popkultura zaciera granicę między prawdą a fikcją, między komercją a polityką, „sposób, w jaki Trump mówi, kłamie i bombarduje wyborców – to sposób kontrolowania ludzi, zwłaszcza tych, którzy nie mają poczucia historii”. Podobnie Ross (2016) stara się wyjaśnić, dlaczego „amerykański autorytaryzm” zdaje się być na krawędzi realizacji, kilka dekad po tym, jak teoretycy krytyczni przewidywali ten scenariusz, kończąc swoją analizę trzema słowami: „Ruch uliczny zdominował etykę”. W rzeczywistości orkiestracja spektaklu medialnego przez Trumpa i zadziwiająca uległość głównych mediów miały kluczowe znaczenie dla jego sukcesu (Kellner 2016).

Nic dziwnego więc, że ten mistrz komunikacji posunąłby się do ekstremalnych działań, by ograniczyć wolność prasy (bardziej niż jakikolwiek inny prezydent w historii) oraz grozić publikacjom, które ośmieliły się go skrytykować. Dlatego warto spojrzeć na produkcję rozproszeń w erze Trumpa za pomocą szczególnych form regresywnej amerykańskiej popkultury. Po objęciu stanowiska przez Trumpa, główne amerykańskie sieci telewizyjne, zorientowane na konserwatyzm, zaczęły szybciej zmieniać kierunek swojej oferty. Venable (2017) zauważa szybki zwrot w stronę konserwatyzmu, który przejawia się głównie w dwóch gatunkach: programach wojskowych i programach religijnych. Miłość do kraju i Boga stała się powszechna w głównych porach antenowych, a nawet obecny chaos polityczny nie zmienił tej tendencji. Takie wartości jak chwała, odwaga, poświęcenie i miłość do ojczyzny, choć bardzo związane z tradycyjnymi wartościami amerykańskimi, wciąż przyciągają widzów, niezależnie od ich orientacji politycznej. Jednak jak zauważa Venable, szybko zauważono skręt w stronę archetypowych wartości, tonacji ewangelikalnych i teologii wojennej typowej dla Republikanów i „ludu” (który wybrał Trumpa). Współczesne amerykańskie seriale wojskowe, takie jak „Seal Team” (CBS), „Valor” (The CW) czy „The Brave” (NBC), a także programy religijne, jak „Kevin (Probably) Saves the World” (ABC) czy „The Year of Living Biblically” (CBS), już nie ograniczają się do dokumentów czy programów niedzielnych, lecz służą jako przykład tej zmiany.

Jednak jak zauważa McCollum (2016) w odniesieniu do podobnych reakcyjnych narracji, które zaczęły pojawiać się w filmach i programach telewizyjnych w czasach kontrowersyjnej prezydentury George’a W. Busha, gatunek horroru często stanowił kontranarrację wobec takich turbulentnych politycznych klimatów, otwierając i odświeżając aktywną, kontestowaną przestrzeń publiczną.

Horror, tradycyjnie osadzony w czasach niepokoju, spełnia rolę aluzji politycznych, zyskując znaczenie jako gatunek „maszyn znaczeniowych”. Dziś horror coraz częściej staje się odzwierciedleniem naszych zbiorowych koszmarów – terroryzm, wojny, kryzysy polityczne, zmieniające się wartości społeczne – wszystko to ma swoje odbicie w filmach grozy. Współczesny horror, analizowany pod kątem jego kontekstu społecznego i historycznego, przyciąga uwagę dzięki złożonym, przekonującym narracjom, które nie tylko angażują widza, ale także prowokują go do głębszej refleksji nad współczesnym światem. W kontekście amerykańskim, w dobie Trumpa, horror zyskuje na nowo status gatunku, który nie tylko bawi, ale także krytycznie ocenia rzeczywistość, zmuszając do konfrontacji z mrocznymi aspektami współczesnej kultury i polityki.

Czy strach usprawiedliwia utratę człowieczeństwa?

W czasach niepokoju społecznego i politycznej niepewności, łatwo jest ulec pokusie zamknięcia się w sobie – zarówno dosłownie, jak i metaforycznie. Polityka administracji Trumpa, szczególnie w zakresie imigracji, ukazuje dramatyczne skutki takiego odruchu izolacjonizmu. Przykładem może być choćby resort Trumpa, który nie potrafił znaleźć Amerykanów gotowych do pracy za oferowaną niską płacę, co ostatecznie prowadziło do zatrudniania pracowników z zagranicy. W tym paradoksie odbija się głębszy problem – próba odizolowania się jako naród, która pociąga za sobą konieczność zrezygnowania z empatii i solidarności wobec tych, którzy nie są „nasi”.

Szczególnie bolesnym przejawem tej polityki była praktyka rozdzielania rodzin imigrantów ubiegających się o azyl – dzieci trafiały do oddzielnych ośrodków od swoich rodziców. Oficjalnie miało to być działanie prewencyjne wobec nadużyć systemu, lecz w istocie wymagało całkowitego zawieszenia współczucia i ludzkiego zrozumienia. Dla wielu Amerykanów była to sytuacja graniczna – by chronić swoje bezpieczeństwo lub przynajmniej iluzję dobrobytu, zostali zmuszeni do porzucenia wartości, które tradycyjnie uznawali za fundamenty własnej tożsamości.

Kinematografia współczesna nie pozostaje obojętna na ten społeczny klimat. Filmy takie jak The Witch czy It Comes at Night nie opowiadają jedynie o zewnętrznych zagrożeniach, lecz przede wszystkim o tym, co strach z tymi zagrożeniami robi z ludźmi. Obie rodziny przedstawione w tych filmach odpowiadają na niepokój i niepewność próbą odizolowania się od reszty świata. Tworzą reguły i ograniczenia, które z czasem stają się nie do zniesienia, prowadząc do dezintegracji więzi rodzinnych, psychicznego rozpadu, a w konsekwencji – tragicznego końca.

Ten schemat – od strachu przez izolację do rozpadu – rezonuje z tym, co wielu czuło w Ameryce ery Trumpa. Strach staje się paliwem dla autorytarnych impulsów, które – jak pokazują badania Hetheringtona i Weilera – uruchamiają się szczególnie łatwo u osób z wysokim poziomem skłonności autorytarnych. Dla nich świat jest nieustannie miejscem zagrożeń, co skłania ich do wspierania coraz bardziej restrykcyjnych polityk.

Jednocześnie istnieje głębszy kulturowy rezonans tych zjawisk, zakorzeniony w historii. Kolonia Massachusetts w XVII wieku, jak przypomina Erikson, przeszła od indywidualistycznego rozumienia przymierza z Bogiem do zbiorowego, w którym Bóg miał przemawiać do wspólnoty tylko poprzez instytucje. To przesunięcie w stronę kolektywnego nadzoru i teologicznej centralizacji prowadziło do tragedii takich jak procesy czarownic. Lęk przed odmiennością, podejrzenie wobec inności, przekonanie o konieczności jedności rozumianej jako homogeniczność – to wszystko mechanizmy, które historia zna aż za dobrze.

Współczesne kino grozy, często postrzegane jako rozrywka, w rzeczywistości pełni rolę soczewki skupiającej te społeczne lęki. Podobnie jak las w The Village Shyamalana, który staje się granicą między tym, co znane i kontrolowane, a tym, co nieznane i zagrażające, tak granice narodowe i kulturowe zaczynają funkcjonować jako miejsca projekcji zbiorowego strachu. W kulturze, która coraz częściej miesza elementy narodowe z transnarodowymi, lęk przed utratą tożsamości przybiera postać lęku przed obcym – a ten lęk jest łatwo wykorzystywany politycznie.

Nieprzypadkowo popkultura potrafi uczynić symbolem nawet złowieszczego kozła, jak Black Phillip z The Witch, który staje się ikoną, „przebojem festiwalu Sundance”, i znajduje miejsce w hip-hopowych wersach. To, co mroczne, tajemnicze, zewnętrzne – zaczyna fascynować, ale też służy jako wentyl dla tłumionych niepokojów społecznych.

W takim kontekście nie tylko strach staje się narzędziem polityki, ale i sama polityka upodabnia się do horroru. Gdy przywódcy mówią o „gwałtach na niespotykaną skalę” w odniesieniu do karawan imigrantów, nie różni się to wiele od narracji grozy – budowanie obrazu zagrożenia, które zagraża naszej wspólnocie, by usprawiedliwić środki kontroli.

Ważne jest zrozumienie, że izolacja – czy to geograficzna, społeczna, czy ideologiczna – rzadko bywa skutecznym lekarstwem na lęk. Przeciwnie, często prowadzi do pogłębienia podziałów i rozpadu wewnętrznego. Utrata empatii nie jest ceną, którą warto płacić za iluzję bezpieczeństwa. Właśnie w momentach największego zagrożenia ujawnia się prawdziwa siła wspólnoty – nie przez zamykanie się, lecz przez gotowość do uznania człowieczeństwa także poza własnymi granicami.