Spektrum polityczne w XXI wieku uległo rozszczepieniu, którego symptomatycznym przykładem jest przemieszczenie się postaci takich jak Bernie Sanders czy Joe Rogan – od skrajnie progresywnej lewicy w 2017 roku do retoryki bliskiej libertarianom antyszczepionkowym w 2020. To przesunięcie ujawnia, że nie tylko lewica progresywna odrzuca liberalizm za jego domniemaną neutralność i uniwersalność, ale także prawica zaczęła przejmować elementy liberalnego humanizmu, aby ukazać lewicę jako autorytarną siłę. Tymczasem lewica egalitarna traci swoje zakorzenienie w liberalizmie, podobnie jak wcześniej utraciła monopol na kwestie ubóstwa i klas społecznych, przejęte przez narracje „Trumpowskiej” prawicy.
Nancy Fraser już w latach 90. diagnozowała rozłam między „progresywnym neoliberalizmem” reprezentowanym przez Blaira i Clintona, a „reakcyjnym populizmem”. Po 2016 roku, znana jest teza, że tradycyjny pas przemysłowy USA, niegdyś bastion poparcia dla Nowego Ładu Roosevelta, stał się ośrodkiem białej urazy społecznej, co przechyliło szalę Kolegium Elektorów na korzyść Donalda Trumpa. Filozoficzną konsekwencją tego przesunięcia było oderwanie lewicy od humanizmu liberalnego i jej dryf w kierunku radykalizacji, podatnej na przechwycenie przez zjawiska takie jak „cywilizacjonizm skrajnej prawicy”.
Zacieranie granic pomiędzy liberalizmem a prawicowym populizmem można dostrzec także w ideach szerzonych przez przedstawicieli tzw. „Intelektualnego Mrocznego Webu” (IDW), takich jak Jordan Peterson czy Steven Pinker. Pomimo obrony wartości zachodniej cywilizacji, ich narracje wpisują się w szerszy projekt dekonstrukcji zaufania publicznego do demokracji przedstawicielskiej, instytucji wiedzy i autorytetu eksperckiego. W ich miejsce wchodzi polityka oparta na emocjonalnych resentymentach – mechanizm doskonale ilustrowany przez zjawisko Trumpizmu.
Dziennikarz Jef Rouner trafnie opisuje ten proces na przykładzie Breta Weinsteina, który – choć początkowo utożsamiany z liberalnym środowiskiem akademickim – przesunął się w kierunku alt-prawicy, promując m.in. ivermectin jako lek na COVID-19 i siejąc nieufność wobec szczepień. Rouner zauważa, że od około 2010 roku prawica porzuciła niemal wszystkie swoje tradycyjne wartości, poza jedną: sprzeciwem wobec liberalnych idei – „whatever owns the libs” stało się ich jedynym spójnym przesłaniem. Polityka trollowania i wiecznego oporu wobec wszystkiego, co utożsamiane jest z lewicą, stała się fundamentem nowej tożsamości prawicowej.
Weinstein to tylko jeden z wielu przypadków. Podobne trajektorie mają postacie takie jak Laci Green, Candace Owens czy J.K. Rowling, które znalazły się poza nawiasem progresywnego środowiska po konfrontacjach z jego ortodoksją. Ich marginalizacja unaocznia problem postępującej polaryzacji, w której każdy odchył od dominującej linii narracyjnej może skutkować symbolicznym wykluczeniem i przemieszczeniem w stronę prawicy.
W tle tych procesów toczy się batalia o definicje – np. wokół teorii rasy krytycznej. Keith Whittington, przewodniczący US Academic Freedom Alliance, pomimo że sam sprzeciwia się założeniom teorii krytycznej rasy, ostrzega przed próbami jej zakazywania. Zauważa, że prawicowa krytyka
Jak można zrozumieć „Efekt Trumpa” w kontekście współczesnej polityki postideologicznej i kultury wizualnej?
„Efekt Trumpa” to zjawisko, które wykracza daleko poza samą postać byłego prezydenta USA i obejmuje szeroki zakres przemian politycznych, społecznych i kulturowych XXI wieku. Nie jest to jedynie kwestia politycznego kryzysu w Stanach Zjednoczonych, lecz wyraz globalnych tendencji, które ukształtowały naszą epokę po zakończeniu zimnej wojny. W centrum analizy stoi napięcie między neoliberalizmem a rosnącym nacjonalizmem – dwoma siłami, które, choć wydają się sprzeczne, współistnieją i wzajemnie się dopełniają, tworząc niejednoznaczną, często sprzeczną rzeczywistość polityczną i kulturową.
Neoliberalizm, rozumiany jako uniwersalistyczna, technokratyczna i postideologiczna doktryna globalizmu, ściera się z nacjonalizmem opartym na tożsamości regionalnej, biologicznej i biopolitycznej, który odrzuca nowoczesność i stawia na odwołania do przeszłości. Ta trwająca ponad trzy dekady konfrontacja nie doprowadziła do klarownego rozwiązania, a raczej zapoczątkowała nową fazę historii, w której nie ma już wielkich, spójnych ideologii, lecz raczej fragmentaryczne, często sprzeczne narracje oparte na emocjach – rozczarowaniu, strachu, nieufności i paranoi.
W tym kontekście „Efekt Trumpa” nie jest jedynie politycznym zjawiskiem amerykańskim, lecz globalnym symptomem polityki postideologicznej, w której retoryka i performatywność zdają się ważniejsze niż spójność ideowa. Hasło „Make America Great Again” – łączące różnorodne grupy społeczne pod parasolem wyobrażonej wspólnoty białych, europejskich, anglo-patriotycznych Amerykanów – doskonale oddaje tę ideologiczną niejednoznaczność i sprzeczność. Jest to apel jednocześnie inkluzywny i wykluczający, patriotyczny, a zarazem nacechowany etnonacjonalizmem.
Analiza wizualnej i współczesnej kultury sztuki, której poświęcone są badania autorów, pozwala ujawnić, jak sztuka i obrazy działają jako narzędzia interwencji w pole ideologiczne. Nie chodzi tu tylko o prace krytyczne wobec Trumpa jako jednostki, ale o te, które demistyfikują atrakcyjność „Efektu Trumpa” i pomagają zrozumieć mechanizmy jego rozprzestrzeniania się. Sztuka staje się zatem areną, na której ujawniają się konflikty między prawdą a fałszem, biernością a krytycznym myśleniem.
Ważnym aspektem jest również przypomnienie, że współczesne konflikty, takie jak wojna na Ukrainie, wpisują się w ten sam krajobraz postideologiczny, gdzie fakty są kwestionowane, a narracje wojenne poddawane manipulacjom i mitologiom narodowym. Przykład Putina i jego retoryki, odrzucającej suwerenność Ukrainy i legitymizującej agresję za pomocą „denazyfikacji”, jest ilustracją tego, jak postideologiczna polityka może przyjmować formy faszystowskie, mimo pozorów racjonalności i pragmatyzmu.
Podobnie, w Europie Wschodniej odrodzenie ugrupowań „NazBol”, łączących elementy skrajnej prawicy z nostalgią za komunizmem, pokazuje, że granice między ideologiami ulegają zatarciu, a sprzeczne tożsamości polityczne i kulturowe mieszają się, by stworzyć nowe formy populizmu i nacjonalizmu, sprzeczne z wartościami liberalnej demokracji i integracji europejskiej.
Zrozumienie „Efektu Trumpa” wymaga więc wnikliwej analizy zarówno współczesnej polityki, jak i roli kultury wizualnej i estetyki w kształtowaniu wyobrażeń społecznych i politycznych. Pozwala to uchwycić, jak obrazy i symbole uczestniczą w procesach legitymizacji władzy i budowania tożsamości politycznych, często przyczyniając się do utrwalania podziałów i napięć społecznych.
Istotne jest również dostrzeżenie, że mamy do czynienia z erą, w której tradycyjne grand ideologie zostały zastąpione przez fragmentaryczne, często sprzeczne narracje, a polityka opiera się bardziej na emocjach niż na racjonalnej debacie. W tym kontekście krytyczne podejście do kultury wizualnej i sztuki staje się narzędziem pozwalającym na zrozumienie i dekonstruowanie mechanizmów władzy i wpływu, które kształtują współczesny świat.
Jak współczesna sztuka odpowiada na monumenty i populizm? Przykład prezydentury Donalda Trumpa
W ostatnich dekadach, sposób, w jaki społeczeństwa odnoszą się do monumentów i pomników, uległ znacznym zmianom. Monuments, te nieruchome i pozornie niezmienne symbole władzy i historii, zaczynają być poddawane nowym, krytycznym interpretacjom. Przykłady te szczególnie uwidaczniają się w kontekście współczesnych dyskusji o kolonializmie, rasizmie oraz manipulacji politycznej. Usunięcie pomników, jak choćby tych związanych z kolonializmem czy wojną secesyjną, ma ogromne znaczenie symboliczne, ale nie rozwiązuje głębszych problemów społecznych. Sztuka współczesna, a zwłaszcza prace artystów, którzy poddają analizie tę zmieniającą się dynamikę pomników, może otworzyć nowe perspektywy na rozumienie naszej przeszłości i jej wpływ na teraźniejszość.
Artysta Miljanović́, który w swojej twórczości zwraca uwagę na relację między przeszłością a teraźniejszością, mówi o „naszej przeszłości, ale nie naszej przeszłości.” Jego prace, podobnie jak prace innych współczesnych artystów, pokazują, że pomniki, choć statyczne, posiadają swoją własną dynamikę. Ich tworzenie, modyfikowanie, a nawet niszczenie stanowi performatywne działania, które wprowadzają zmiany w sposobie, w jaki rozumiemy pamięć publiczną. Usunięcie pomników kolonialnych czy wojennych nie rozwiązuje jednak problemu rasizmu i nierówności, które te pomniki reprezentują. To raczej tylko pozorne rozwiązanie, które może jedynie przesunąć problem w inne miejsce, tworząc pustkę, którą wypełniają nowe formy mitologizacji i ofiarowania.
W kontekście współczesnych przemian politycznych, kluczowym aspektem jest dostrzeganie niestabilności pomników jako symboli dominujących reżimów. Podobnie jak wszystkie systemy władzy, które z czasem upadają, również pomniki, które je reprezentują, ostatecznie padają. Akt obalania pomnika, jak to miało miejsce w przypadku statuy Edwarda Colstona w Bristolu czy głowy Stalina w Budapeszcie, jest jednym z najczytelniejszych wyrazów zmieniającej się polityki, który staje się performatywnym wyrazem sprzeciwu wobec minionych porządków.
W tym samym czasie, pomniki stają się narzędziami wykorzystywanymi do walki z populizmem i władzą, której symbolami stają się osoby takie jak Donald Trump. W trakcie jego prezydentury, sztuka reagowała w sposób, który niekiedy parodiował go, ale też podkreślał groteskowy charakter jego rządów. Jednak podobnie jak w przypadku pomników, ta krytyka również nie była wystarczająco głęboka, aby przełamać PR-ową machinę Trumpa. Sztuka, która miała na celu jego dyskredytację, w wielu przypadkach jedynie powielała powierzchowny obraz jego osoby, zamiast dotykać jego politycznych działań i ideologicznych podstaw.
Z kolei wydarzenia z 6 stycznia 2021 roku, kiedy to zwolennicy Trumpa szturmowali Kapitol, stanowiły punkt kulminacyjny, który zdemaskował nie tylko jego osobę, ale także pokazał mechanizmy polityczne, które za nim stały. To, co zaczęło się jako akt oporu wobec systemu, przerodziło się w brutalną manifestację podziałów społecznych, które rozdarły amerykańskie społeczeństwo. Sztuka może, i powinna, reagować na te wydarzenia, ale musi iść dalej niż tylko wznoszenie pomników buntu. Musi szukać nowych form krytyki, które nie będą powielały schematów politycznego performansu, lecz otworzą pole do bardziej refleksyjnej analizy.
W kontekście sztuki, która reaguje na populizm Trumpa, ważne jest, aby nie ograniczać się do transgresyjnych gestów, które są w zasadzie obojętne wobec samego Trumpa. Sztuka nie powinna tylko parodiować jego osobowość, lecz powinna oferować alternatywne narracje, które kwestionują porządek, jaki ten populizm wprowadza w polityce. Dla artystów, którzy chcą opierać swoją twórczość na krytyce tego zjawiska, najważniejsze jest zrozumienie, że jedynie poprzez głęboką analizę i rewizję tego, co rozumiemy przez populizm, można rozpocząć prawdziwą opozycję.
Pomniki, jak i pomniki polityczne, takie jak postać Trumpa, nie istnieją w próżni. Ich interpretacja i symbolika są częścią szerszej debaty o władzy, pamięci i tożsamości. Sztuka, która podejmuje te tematy, nie powinna poprzestawać na powierzchownych gestach, lecz powinna stawiać pytania, które umożliwią głębszą refleksję nad naszymi współczesnymi społecznymi i politycznymi podziałami.

Deutsch
Francais
Nederlands
Svenska
Norsk
Dansk
Suomi
Espanol
Italiano
Portugues
Magyar
Polski
Cestina
Русский