Po zakończeniu wojny secesyjnej i zniesieniu niewolnictwa, kluczową kwestią, która zdominowała debatę w Stanach Zjednoczonych, stała się integracja wyzwolonych czarnoskórych mieszkańców kraju. Choć formalnie byli oni wolni, społeczne, ekonomiczne i polityczne struktury pozostawały zamknięte, a sam proces „integracji” stawał się wyzwaniem na wielu poziomach. Nowi obywatele, choć wyzwoleni z niewolnictwa, nie uzyskali równości z białymi, co spotkało się z szerokim poparciem elit politycznych i ekonomicznych.

W pierwszych latach po wojnie secesyjnej rząd Stanów Zjednoczonych próbował wielu rozwiązań, w tym osadnictwa na niewielkich wyspach Karaibów, jak np. Île à Vache, gdzie planowano osiedlić pięciuset nowo wyzwolonych czarnoskórych. Celem było utworzenie kolonii, która miałaby w przyszłości liczyć 5000 osób, a jej mieszkańcy mieliby pracować w ciężkich warunkach na rzecz białych kapitalistów z USA. Eksperyment jednak zakończył się klęską, ponieważ wyzwoleni ludzie zostali ponownie poddani złemu zarządzaniu, brakom żywności, leków oraz innych niezbędnych materiałów. Po kilku miesiącach życia w skrajnej nędzy i chorobach, czarnoskórzy mieszkańcy wyspy wystąpili przeciwko nadzorcom, a rząd USA zakończył wszelkie próby kolonizacji.

Zamiast kontynuować kolonialne eksperymenty, federalne władze skupiły się na rekrutowaniu czarnoskórych do armii Unii i zatrudnianiu ich w rozwijających się liniach kolejowych. Mimo że niewolnictwo zostało zniesione, wyzwoleni czarnoskórzy musieli stawić czoła pytaniu: jak będą traktowani w społeczeństwie białych Amerykanów? Wkrótce stało się jasne, że władze białych nie zamierzały traktować ich na równi z białymi obywatelami. Zamiast tego wprowadzono systemy dehumanizacji i marginalizacji czarnoskórych, które miały na celu kontrolowanie ich jako grupy, która mimo formalnej wolności wciąż pozostawała na marginesie społeczeństwa.

Z perspektywy białych elit, zarówno południa, jak i północy, czarnoskórzy, którzy zostali wyzwoleni, nie zasługiwali na takie same prawa i przywileje jak biali. Ta postawa została potwierdzona przez decyzję Sądu Najwyższego z 1857 roku w sprawie Dred Scotta, która miała ogromne konsekwencje prawne. Decyzja ta nie tylko unieważniła prawo stanów wolnych do decydowania o legalności niewolnictwa na ich terytoriach, ale także stwierdziła, że czarnoskórzy, niezależnie od tego, czy byli niewolnikami, czy wolnymi, nie mogą ubiegać się o obywatelstwo amerykańskie. W orzeczeniu tym stwierdzono, że osoby czarnoskóre, w tym Dred Scott, nie są uważane za osoby prawne w rozumieniu amerykańskiego prawa konstytucyjnego.

Wyrok ten stanowił formalne przypieczętowanie poglądu, że czarnoskórzy ludzie, jako rasa, byli „niższej” kategorii i nie mogli pełnoprawnie uczestniczyć w amerykańskim życiu politycznym, ekonomicznym ani społecznym. Nawet jeśli byli wolni, nie mogli się cieszyć tymi samymi prawami co biali obywatele. Sąd Najwyższy podjął próbę zamknięcia wszelkich furtki, które mogłyby umożliwić czarnoskórym uzyskanie pełnych praw obywatelskich, jednocześnie pozwalając właścicielom niewolników na rozszerzenie swoich „praw” do własności ludzi na wszystkie terytoria USA.

Decyzja w sprawie Dred Scotta miała daleko idące konsekwencje nie tylko dla osób czarnoskórych, ale także dla samego systemu prawnego USA. Sąd odebrał czarnoskórym nie tylko prawo do ubiegania się o wolność, ale także uznał, że nie mogą oni w przyszłości stać się obywatelami kraju. To orzeczenie stawiało pytanie o „amerkańskość” czarnoskórych mieszkańców Stanów Zjednoczonych i stanowiło potwierdzenie powszechnie przyjętej wówczas ideologii rasizmu.

Pomimo tych trudnych realiów, kwestia integracji czarnoskórej ludności pozostała centralnym punktem dyskusji, zwłaszcza w obliczu rosnącej liczby wyzwolonych czarnoskórych obywateli. Z czasem, zamiast dążyć do równości, białe elity zaczęły rozważać, jak utrzymać systemy kontrolowania tej nowej, „wolnej” grupy. Formy tej kontroli zaczęły przybierać różne postacie, począwszy od segregacji rasowej, a kończąc na praktykach takich jak „czarna kodyfikacja” (black codes) czy późniejsze ustawy Jima Crowa.

Kluczowym aspektem, który powinien towarzyszyć zrozumieniu tych wydarzeń, jest świadomość, że formalne zniesienie niewolnictwa nie oznaczało pełnej integracji wyzwolonych ludzi. Wolność, która została im przyznana, była tylko pozorna. W rzeczywistości była to „wolność” ograniczona przez rasistowskie struktury władzy, które nie miały zamiaru pozwolić na pełną emancypację czarnoskórej ludności. Te ograniczenia miały głęboki wpływ na rozwój społeczny, polityczny i ekonomiczny czarnoskórej ludności przez wiele lat, a ich skutki odczuwalne były przez dziesięciolecia po zniesieniu niewolnictwa.

Jak religijne imperatywy epoki Reagana wpłynęły na rozwój wolnorynkowego konserwatyzmu?

Okres prezydentury Ronalda Reagana (1981-1989) zbiegł się z gwałtownym wzrostem liczby osób określających siebie mianem „odrodzonych” chrześcijan. Reagan skutecznie przekonywał wyborców konserwatywnych chrześcijan, że jego wiara była głęboko zakorzeniona w ewangelikalizmie. Jego wypowiedzi, pełne odniesień do wartości chrześcijańskich, miały nie tylko religijny, ale i polityczny charakter, umożliwiając mu nawiązanie silnej więzi z tym segmentem społeczeństwa. W przemówieniu wygłoszonym 30 stycznia 1984 roku na Dorocznej Konwencji Narodowych Nadawców Religijnych, Reagan wymienił sukcesy takich nadawców jak CBN, PTL czy Trinity, a także opisał rozwój przemysłu książek chrześcijańskich. Zacytował słowa, które później stały się symbolem jego administracji: „Bóg jest centrum naszego życia” oraz „Rodzina stoi w centrum społeczeństwa”, co stanowiło wyraźne potwierdzenie dla ruchu opartego na „wartościach rodzinnych”, sprzeciwiającego się pornografii, seksowi poza małżeństwem, rozwodom i homoseksualizmowi.

Reagan angażował się również w sprawy społeczne, popierając modlitwy w szkołach i promując prywatne szkoły religijne. Był zagorzałym przeciwnikiem aborcji, twierdząc, że każdego dnia ginie około 4000 nienarodzonych dzieci, oraz stanowczo sprzeciwiał się małżeństwom jednopłciowym. Z tego powodu zyskał ogromne wsparcie organizacji takich jak Moral Majority, która, założona przez pastora Jerry’ego Falwella, miała na celu promowanie konserwatywnego programu wartości „tradycyjnych” i skutecznie politizowała niezadowolonych fundamentalistycznych ewangelików, tworząc z nich blok wyborczy. Reagan stał się ich rzecznikiem, przekonując pastorów do zaangażowania wiernych w politykę, udostępniając biblistyczne argumenty na poparcie swoich działań.

Choć Reagan sam był osobą kontrowersyjną w oczach niektórych religijnych liderów (podpisując ustawę legalizującą aborcję w Kalifornii, będąc rozwiedzionym i niejednokrotnie sprzeciwiając się zakazowi zatrudniania gejów w szkołach publicznych), to jego zdolność do dostosowywania retoryki i działań do oczekiwań białych ewangelików była kluczowa. W ten sposób stworzył polityczną platformę, która łączyła kwestie pro-life, sprzeciw wobec aborcji i małżeństw homoseksualnych, z poglądami na temat rodziny i moralności, wyrażanymi przez białych konserwatystów.

Reagan, będąc symbolem amerykańskiego chrześcijaństwa, odnosił się także do ideologii wolnego rynku, podkreślając, że kapitalizm nie tylko zapewnia dobrobyt, ale także moralny porządek. Przekonanie, że wolny rynek może stać się ręką, która nagradza przedsiębiorców za ich dyscyplinę, a karze za lenistwo, stanowiło fundament ekonomicznej filozofii jego administracji. Białe ewangelikalne wspólnoty, obawiające się wpływu lewicowej polityki i rozwoju wielkich programów socjalnych, widziały w Reaganie lidera, który dostrzegał zagrożenie dla amerykańskich wartości w równości społecznej, a szczególnie w kwestiach związanych z mniejszościami rasowymi. Był to moment, w którym temat segregacji rasowej i związanych z nią polityk stał się jednym z kluczowych obszarów, w którym Reagana wsparli konserwatyści, opowiadający się za prywatnymi szkołami jako alternatywą dla desegregacji publicznych instytucji edukacyjnych.

Jednak, mimo że Reagan uchodził za lidera moralnego odrodzenia, niejednokrotnie pomijał kwestie związane z równością rasową i interwencją państwa w sprawy społeczne. W tym kontekście jego ekonomiczna polityka nie była wolna od kontrowersji. Zmniejszenie podatków, będące największe w historii Stanów Zjednoczonych, było w istocie krokiem, który pozwalał na przesunięcie bogactwa w stronę najbogatszych, a tym samym na pogłębienie nierówności społecznych. Ekonomia wolnorynkowa, którą promował Reagan, miała również moralny wymiar – uznanie, że tylko silny, przedsiębiorczy człowiek zasługuje na sukces, a osoby biedne ponoszą konsekwencje własnej lenistwa.

Reagan tworzył spójną narrację, w której wolny rynek, zgodnie z zasadami neoliberalizmu, był postrzegany jako naturalna droga do społecznej harmonii, w której moralność i kapitalizm współistnieją w równowadze. W tym kontekście idea wolnego rynku nie była już tylko teorią ekonomiczną, ale także duchowym imperatywem. Jako przeciwnik socjalizmu i komunistycznych idei, Reagan postrzegał swoją politykę jako sposób na ochronę amerykańskich wartości i kultury przed zagrożeniem, jakie stwarzała zmieniająca się demografia i rosnąca liczba programów wspierających mniejszości.

Warto dostrzec, że w tym okresie nie tylko ewangelikalni konserwatyści znaleźli wspólne cele z liberalnymi libertarianami. Zarówno jedni, jak i drudzy postrzegali siebie jako grupy, które muszą stawić czoła narastającej groźbie ze strony mainstreamowej kultury i polityki. Dążenie do przywrócenia „porządku” i „tradycyjnych” wartości wykraczało poza kwestie społeczne i dotyczyło także gospodarki, gdzie idee neoliberalne mogły znaleźć swoje uzasadnienie jako naturalny rozwój ludzkości, idący w parze z religijnym porządkiem.

Równie istotne jest, że ta fuzja neoliberalizmu i chrześcijańskiego konserwatyzmu nie była przypadkowa. Reagan nie tylko wzmacniał pozycję Kościoła w polityce, ale także nadał neoliberalnej gospodarce moralną legitymację, tworząc nowy, silny sojusz między religią a kapitalizmem. Ta mieszanka politycznych ideologii była kluczowa dla powstania nowej tożsamości białego, republikańskiego chrześcijanina, który postrzegał siebie jako obrońcę nie tylko moralności, ale i porządku społecznego opartego na wolnym rynku.

Jak polityka migracyjna USA zmieniała się w ostatnich dekadach: od otwartości do zamknięcia granic

Polityka migracyjna Stanów Zjednoczonych przeszła znaczne zmiany, które obrazują głębokie podziały w amerykańskim społeczeństwie. Warto zauważyć, że podczas gdy w przeszłości kraj ten uchodził za symbol otwartości i gościnności wobec uchodźców, współczesna polityka migracyjna została oparta na założeniu bezpieczeństwa narodowego i kontroli. W obliczu tego, jak zmieniały się przepisy, istotnym punktem jest to, że te zmiany miały na celu głównie ograniczenie liczby migrantów, a nie ich wszechstronną integrację w społeczeństwie.

Polityka imigracyjna USA, szczególnie w kontekście administracji Donalda Trumpa, przyjęła wysoce restrykcyjne podejście, w którym „każdy” imigrant stał się potencjalnym zagrożeniem. W rzeczywistości, jak zauważyła profesor prawa Shoba Sivaprasad Wadhia, w odniesieniu do zakazu wjazdu i deportacji, „wszyscy są priorytetem”. Słowo „bezpieczeństwo” stało się fundamentem polityki, która nie tylko ograniczała migrację, ale zmierzała ku całkowitemu jej zatrzymaniu. Wypowiedź Trumpa z czerwca 2018 roku, w której twierdził, że „nie możemy pozwolić, by ludzie ci najeżdżali nasz kraj”, stała się symbolem podejścia, które dążyło do drastycznego zamknięcia granic.

Patrząc na historię USA, zauważamy jednak znaczną różnicę w stosunku do migrantów, w zależności od ich pochodzenia. Warto przypomnieć sobie przykład kubańskich uchodźców, którzy od lat 60. XX wieku do 1980 roku otrzymywali wyjątkowe wsparcie ze strony amerykańskiego rządu. W ramach polityki prowadzonej przez administrację Kennedy'ego, Stany Zjednoczone zdołały przyjąć prawie milion Kubańczyków, zapewniając im szeroką pomoc finansową, pomoc w znalezieniu pracy, a także dostęp do opieki zdrowotnej i edukacji. Przez wiele lat, uchodźcy ci mogli liczyć na programy takie jak „Freedom Flights”, które umożliwiały ich szybkie przemieszczenie do USA.

Z kolei polityka Trumpa, uwzględniającą ustawę Reforming American Immigration for Strong Employment (RAISE), była ukierunkowana na wprowadzenie bardziej elitarnego podejścia do imigracji. W myśl tej ustawy, priorytetem stały się osoby o wysokim wykształceniu i znające język angielski. Odrzucono natomiast tradycyjny model łączenia rodzin. Zmiana ta była znacząca, ponieważ dotychczasowa polityka kładła duży nacisk na łączenie rodzin, uznając to za wartość samą w sobie. Z kolei termin „łańcuchowa migracja” stał się w narracji Trumpa określeniem pejoratywnym, sugerującym, że migranci wykorzystują system do własnych korzyści.

Pomimo że ustawa RAISE nie przeszła, jej założenia stanowiły istotną część ideologii Trumpa, która stawiała na kontrolowanie i ograniczanie imigracji, w szczególności osób z rodzin o niższym statusie społecznym. Głównym celem było ograniczenie liczby osób przyjeżdżających do USA w ramach legalnej imigracji, a także skłonienie osób, które już mieszkały w Stanach, do powrotu do swoich krajów, by mogły być z rodziną. Tego rodzaju podejście koncentrowało się na wytworzeniu atmosfery strachu przed nieznanym „obcym”, traktowanym jako zagrożenie.

Zmiany, jakie zaszły w polityce imigracyjnej USA, wykraczają poza samą sferę prawną. Współczesna debata na temat migracji stała się areną, na której rywalizują różne ideologie i interesy społeczne. Warto zatem zwrócić uwagę, jak zmienia się w USA pojęcie obywatelstwa i tożsamości narodowej. W szczególności, warto zauważyć, że imigracja stała się jednym z głównych punktów sporu w amerykańskiej polityce, w którym często wykorzystywane są emocjonalne argumenty, mające na celu mobilizowanie elektoratów do działania.

W kontekście tych zmian należy również zrozumieć, że polityka imigracyjna nie jest jedynie kwestią rozwiązań technicznych, ale odzwierciedla głęboko zakorzenione lęki i niepokoje społeczne, które mogą wpływać na podejmowane decyzje. Obecna sytuacja w Stanach Zjednoczonych wskazuje na to, że polityka migracyjna może być w dużej mierze zależna od tego, jakie grupy społeczne i polityczne uzyskają dominację w procesie tworzenia prawa.