Nawet najnowszy imigrant zdawał sobie sprawę, że między białymi a czarnymi istnieje przepaść różnic w przywilejach i możliwościach. To zrozumienie skłaniało ich do tego, by zapewnić sobie status „białych”. W praktyce, spełnianie tego standardu akceptowalności często wiązało się z kolorem skóry. Pytanie o to, czy japońscy lub meksykańscy imigranci byli „białymi”, przekształciło się z czasem z argumentu dotyczącego koloru skóry w inne podstawy prawa do obywatelstwa. Niemniej jednak, Sąd Najwyższy Stanów Zjednoczonych jednoznacznie zaznaczył, że definicja białej rasy nie może opierać się na takich kryteriach jak wierność służbie wojskowej w armii USA, długotrwałe pochodzenie z kaukaskich regionów (sprawa US v. Bhagat Singh Thind) czy nawet jasność skóry, długość pobytu w Stanach Zjednoczonych czy moralność jednostki (sprawa Takao Ozawa v. US). Ostatecznie Sąd Najwyższy wyraźnie stwierdził, że definicja białej rasy opierała się wyłącznie na utrwalonych zwyczajach społecznych, które w danej chwili uznawano za normę.

W drugiej połowie XIX wieku i na początku XX wieku Hawajczycy, Ormianie, Birmańczycy, Filipińczycy, Koreańczycy, Syryjczycy, Turcy i Afgańczycy byli grupami, które nie mogły być uznane za białe, ponieważ powszechna opinia społeczna nie traktowała ich jako „białych”. W skrócie, rasa nie była kategorią biologiczną, lecz pojęciem prawnym, które miało głębokie konsekwencje w kwestiach edukacji, zatrudnienia, prawa do własności czy prawa do zamieszkania.

Stany Zjednoczone, choć korzystały z pracy migrantów – podobnie jak z pracy niewolników – nie wykazywały zainteresowania ochroną dobrobytu tych, którzy byli uznawani za „obcych”, nawet jeśli pracowali na rzecz kraju. Z czasem USA dawały imigrantom zezwolenia na wjazd do kraju, traktując ich głównie jako tanią siłę roboczą, lecz jednocześnie często odmawiały podstawowych praw do zatrudnienia lub własności, traktując ich w sposób niegodny. Zgodnie z lokalnymi, stanowymi i federalnymi przepisami, imigranci ci byli często wykluczani lub deportowani, kiedy uznawano ich za zagrożenie lub po tym, jak wyczerpali swoją użyteczność jako tania siła robocza. W przypadku Chińczyków, osoby pochodzenia chińskiego nie mogły uzyskać obywatelstwa amerykańskiego aż do uchwały z 1943 roku, znoszącej Chińską Ustawę o Wykluczeniu. Osoby pochodzenia japońskiego zyskały prawa obywatelskie dopiero po uchwaleniu Ustawy McCarran-Waltera z 1952 roku. W obu przypadkach, przyznany limit na imigrację z ich ojczyzn był znikomy w porównaniu do liczby osób już przebywających w Stanach Zjednoczonych lub ich dzieci.

Zjawisko to jest głęboko związane z pojawieniem się eugeniki, nauki badającej rasowe różnice, która stała się jednym z narzędzi uzasadniających polityki imigracyjne w Stanach Zjednoczonych. W latach późniejszych XIX wieku i pierwszej połowie XX wieku eugenika była uznawana za najbardziej zaawansowaną naukę w badaniach nad ludźmi, pochłaniającą uwagę rządów na całym świecie. Eugenicy, uznający biologiczną wyższość niektórych grup, systematycznie próbowali udowodnić istnienie hierarchii rasowej. Różnice te obejmowały takie aspekty jak inteligencja, temperament, skłonność do chorób psychicznych, skłonność do przestępczości czy inne cechy charakteru moralnego. Wiele z tych założeń było oparte na pseudonaukowych teoriach, które wykorzystywały fizyczne cechy ras, aby uzasadnić ich włączenie lub wykluczenie z społeczeństwa amerykańskiego.

Rasizm naukowy, rozwijany w tym czasie, stanowił tło dla decyzji politycznych dotyczących imigracji i poczucia zagrożenia, jakie stanowiły niektóre grupy etniczne. Zmniejszenie liczby osób z jednej grupy rasowej przez spadek wskaźników urodzeń, tak zwane „samobójstwo rasowe” – pojęcie wprowadzone przez socjologa Edwarda A. Rossa – miało za zadanie zniechęcić starsze pokolenia białych Amerykanów do małżeństw z imigrantami. Teorie te wciąż miały swoje echo w polityce, choć ich realizacja, szczególnie w postaci oczyszczania rasowego, stała się później jednym z filarów ideologii nazistowskich.

Wielu imigrantów z południowej i wschodniej Europy, z Ameryki Łacińskiej czy Azji doświadczyło znacznie większej opozycji w procesie asymilacji niż imigranci z północno-zachodniej Europy. Imigranci z takich krajów jak Włochy, Polska, Irlandia czy Grecja byli często postrzegani jako mniej wartościowi i niezdolni do pełnej asymilacji, przez co mieli trudności w uzyskaniu pełnych praw obywatelskich. Prace komisji Dillinghama z 1907 roku, które porównywały „starych” i „nowych” imigrantów, miały na celu określenie, kto zasługiwał na amerykańskie obywatelstwo. Raporty te uwzględniały, w jakim stopniu poszczególne grupy przyczyniały się do stabilności gospodarczej kraju, z naciskiem na ich zdolności do utrzymania pracy.

Rasowe podziały i uprzedzenia były wówczas nie tylko wynikiem stereotypów, ale również miały swoje uzasadnienie w tzw. "nauce" i miały wpływ na politykę imigracyjną, której celem było zapobieżenie pojawianiu się grup uważanych za "niezdolne do asymilacji". Termin „mieszanina rasowa” stał się synonimem zagrożenia dla białej supremacji, zwłaszcza po drugiej wojnie światowej, kiedy coraz wyraźniej wyłaniał się obraz Ameryki jako narodu zdominowanego przez ideologię czystości rasowej.

Jak polityczne ideologie kształtują amerykańską demokrację i problem rasizmu?

Amerykańska scena polityczna od dawna jest przestrzenią, w której różnorodne grupy społeczne i ideologiczne próbują ustanowić porządek, który najlepiej odpowiada ich interesom. Istotnym elementem tej dynamiki jest fakt, że w społeczeństwie, w którym dominuje demokracja, ostateczny wynik wyborów zawsze jest niepewny. W takim systemie, gdzie głos obywateli ma fundamentalne znaczenie, polityczne manipulacje wokół prawa do głosowania stają się kluczowym narzędziem w dążeniu do utrzymania władzy. W tym kontekście amerykańscy biali ewangelicy, mimo ewidentnych nieprawidłowości w procesie wyborczym, takich jak przypadki manipulacji głosami, wciąż utrzymują swoje poparcie dla Partii Republikańskiej, wierząc, że ich polityka jest zgodna z moralnymi ideałami, które powinny dominować w amerykańskim życiu publicznym.

Zjawisko to ma głębokie korzenie w amerykańskim konserwatyzmie, który, jak pokazuje analiza Larry’ego Bartelsa, ignoruje rosnące nierówności dochodowe, uznając je za efekt braku ciężkiej pracy. Z kolei przy zwiększonej informacji, które mogłyby skłonić innych do rewizji swojego stanowiska w sprawie polityki podatkowej, konserwatyści nadal nie zmieniają swoich poglądów. Takie postawy, mimo że oparte na błędnym rozumieniu ekonomii, są łatwo akceptowane, a wręcz legitymizowane przez ich ideologiczną przynależność do tradycji politycznej, która odrzuca jakąkolwiek krytykę obecnego porządku.

Polityczny idealizm, który stanowi fundament wielu działań konserwatystów, w tym białych ewangelików, staje się także kluczem do zrozumienia, dlaczego tematy takie jak fałszerstwa wyborcze są traktowane selektywnie. Przykład wyborów w Karolinie Północnej z 2018 roku, kiedy kandydat Mark Harris, pastor baptystów, wynajął konsultanta wyborczego do manipulacji głosami, doskonale ilustruje, jak nieprzejrzystość wyborów może przejść niemal niezauważenie, gdy interesy danej grupy politycznej są zagrożone. Choć po ujawnieniu oszustw wybory zostały unieważnione, w specjalnych wyborach w 2019 roku, republikanie, w tym prezydent Trump, poparli swojego nowego kandydata, Dana Bishopa, nie widząc w całej sprawie żadnego problemu. Polityka ta opiera się na przekonaniu, że interesy partii są wyższe niż wszelkie zarzuty o oszustwa czy nieuczciwości.

Interesującym aspektem w tej politycznej grze jest również stosunek do autorytaryzmu, który coraz wyraźniej obecny jest w praktykach politycznych niektórych liderów, w tym Donalda Trumpa. Jego częsta sympatia wobec autokratycznych przywódców, takich jak Władimir Putin czy Kim Jong-un, sugeruje, że Trump może podziwiać ich zdolność do obejścia niekomfortowych dla siebie instytucji i kontrolowania władzy bez potrzeby konsultacji z innymi gałęziami rządu. Z kolei amerykański system konstytucyjny, który wprowadza mechanizmy kontroli i równowagi, jest dla niego przeszkodą, a nie ochroną przed nadużyciami. Takie zjawisko, choć pozornie może wydawać się zrozumiałe w kontekście walki o utrzymanie władzy, prowadzi do poważnych zagrożeń dla stabilności demokratycznego porządku.

Obecność tego typu politycznych manipulacji w Stanach Zjednoczonych ma głębokie konsekwencje społeczne, szczególnie w kontekście nierówności rasowych. Rasa, jako problem polityczny, nie jest jedynie skutkiem historycznych procesów, takich jak niewolnictwo czy segregacja rasowa. Choć istnieją liczne dowody na to, że nierówności rasowe są systemowe i mają swoje korzenie w ekonomicznych i politycznych strukturach kraju, to nadal wciąż dominuje przekonanie, że problem ten jest indywidualny, a nie instytucjonalny. To przekonanie skutkuje ignorowaniem kolektywnego wymiaru nierówności, a w jego miejsce pojawia się narracja, która obwinia jednostki za ich własne niepowodzenia.

Równocześnie, gdy temat rasizmu zaczyna się łączyć z obawami o „wymianę etniczną” i „genocydu białych”, problem ten nabiera jeszcze bardziej brutalnego charakteru. Przykład tragicznego ataku w El Paso w 2019 roku, kiedy to uzbrojony mężczyzna zastrzelił 22 osoby, a jego motywy były oparte na lękach przed „inwazją” Latynosów, pokazuje, jak głęboko zakorzenione w społeczeństwie amerykańskim są uprzedzenia rasowe. To zjawisko jest efektem nie tylko ekstremalnych przekonań, ale również powszechnie akceptowanych norm politycznych, które tworzą przestrzeń dla ich rozwoju.

Warto zauważyć, że nawet gdy społeczna odpowiedzialność za rasizm jest podkreślana, skutki tych nierówności często są marginalizowane, a polityczne działania, które mogłyby zmienić sytuację, są utrudniane przez interesy polityczne i partyjne. Amerykański system polityczny, mimo że stawia na demokrację i reprezentację, nie zawsze w pełni odpowiada na potrzeby wszystkich swoich obywateli, zwłaszcza tych, którzy zmagają się z historyczną i systemową marginalizacją. W takim kontekście, pytanie o to, jak polityka kształtuje nasze rozumienie sprawiedliwości społecznej, staje się kluczowe dla dalszej refleksji nad przyszłością amerykańskiej demokracji.

Jakie mechanizmy społeczne i ekonomiczne przyczyniły się do wzrostu roli konserwatyzmu wolnorynkowego?

Zjawisko rosnącej dominacji konserwatyzmu wolnorynkowego w ostatnich dekadach jest wynikiem skomplikowanego splotu czynników ekonomicznych, politycznych i społecznych, które kształtowały współczesny porządek polityczny. W tym procesie kluczową rolę odegrały organizacje, które, począwszy od lat 70. XX wieku, zaczęły systematycznie wpływać na postawy polityczne, szczególnie w kontekście ideologii konserwatywnej. Działania takie nie miały na celu jedynie promowania wolnego rynku, ale również budowania szerokiego, politycznie aktywnego elektoratu opartego na wartościach religijnych i społecznych.

Począwszy od lat 80., konserwatywne grupy, takie jak Fundacja Heritage czy American Enterprise Institute, zaczęły kształtować polityczne dyskursy, wykorzystując jednocześnie ideologię neoliberalną, której celem było przekonanie obywateli do tego, że większa swoboda rynków gospodarczych prowadzi do ogólnego dobrobytu. Warto zauważyć, że szczególną uwagę poświęcono edukacji, zarówno na poziomie szkolnym, jak i wyższym, co miało na celu promowanie postaw bardziej skłonnych do popierania wolnorynkowych rozwiązań. Szerzenie konserwatywnych wartości wśród studentów, a także zakładanie prywatnych uczelni, jak np. Pepperdine University, miały na celu stworzenie elity, która będzie aktywnie działać na rzecz neoliberalnych reform.

Kryzys ekonomiczny z lat 2007-2008 tylko wzmocnił tę tendencję, a rosnąca koncentracja bogactwa w rękach nielicznych pogłębiła przekonanie, że gospodarka wolnorynkowa jest najskuteczniejszym narzędziem rozwoju. Po tym kryzysie nie tylko wzrosła liczba osób wykształconych w tej filozofii, ale także zintensyfikował się wpływ wielkich korporacji na życie polityczne. Dla wielu konserwatystów, takich jak Milton Friedman czy Friedrich Hayek, kryzys był dowodem na nieudolność interwencji państwowych, a zatem koniecznością stało się wprowadzenie bardziej drastycznych reform, które wzmocniłyby rolę sektora prywatnego w zarządzaniu gospodarką.

Równolegle, w obliczu rosnącej globalizacji, konserwatyści wolnorynkowi zaczęli dostrzegać potrzebę utrzymywania pozycji hegemonicznej Stanów Zjednoczonych na rynku światowym. W tym kontekście neoliberalne reformy gospodarcze były postrzegane jako narzędzie, które mogło zapewnić nie tylko dobrobyt wewnętrzny, ale i dominację międzynarodową. Warto zauważyć, że te zmiany były częścią szerszego ruchu, który miał na celu zbudowanie nowej, konserwatywnej tożsamości politycznej, której fundamentem była obrona indywidualnych swobód, wolności rynku oraz tradycyjnych wartości.

Z biegiem lat zarysowała się również coraz wyraźniejsza przepaść między grupami społecznymi, które popierały te idee, a tymi, które je odrzucały. Zwiększająca się koncentracja bogactwa w rękach nielicznych stała się symbolem nierówności, które sprzyjały dalszemu rozwojowi neoliberalizmu. Zjawisko to nie jest jednak jedynie efektem postaw konserwatywnych, ale także konsekwencją coraz bardziej zglobalizowanej gospodarki, w której mechanizmy rynkowe zaczęły dominować nad politycznymi rozwiązaniami związanymi z redystrybucją dochodów.

Tym, co jest niezbędne do pełnego zrozumienia tej sytuacji, jest zrozumienie, że konserwatyzm wolnorynkowy to nie tylko ideologia, ale również instrument polityczny, który ma na celu wzmacnianie wpływów elity gospodarczej i politycznej. Działania takie są ściśle związane z utrzymaniem struktury władzy, która nie tylko promuje wolny rynek, ale także stawia na minimalizowanie interwencji państwowych w gospodarkę. Tym samym, nie jest to tylko kwestia przekonań ekonomicznych, ale także kulturowych, społecznych i ideologicznych, które określają granice możliwych reform i zmieniają sposób myślenia o sprawiedliwości społecznej i politycznej.

Pomimo faktu, że takie podejście zdobyło szerokie poparcie, zwłaszcza wśród bardziej zamożnych warstw społecznych, jego wpływ na różne grupy społeczne i ekonomiczne jest ambiwalentny. Choć konserwatywne podejście może skutkować wzrostem gospodarczym w krótkim okresie, w dłuższej perspektywie prowadzi do narastających nierówności, co może w końcu podważyć stabilność społeczną i polityczną.